środa, 29 czerwca 2016

Wstyd

Chociaż przyznam, że nie spodziewałem się tego wychodząc z pokoju, wróciłem obładowany wszystkim, co tylko mogło pomóc przyjacielowi w pozbyciu się tej koszmarnej opuchlizny. Miseczka z ciepłą wodą i utopionymi w niej torebkami rumianku, ogórek, przygotowana na szybkiego przez skrzaty maseczka aloesowa, liście kapusty, które podobno zmniejszają opuchliznę na kolanach, ale nie zaszkodzi spróbować z twarzą.
- Remi, on ma tylko jedną głowę i pół twarzy do obskoczenia, a ty przyniosłeś nam pół kuchni. - Syriusz spojrzał na mnie jakbym stracił głowę.
- Spójrz na ten opuchnięty pychol i wtedy powiedz mi, że przesadzam.
- Dobra, odwołuję to. Masz rację, może się okazać, że to co przyniosłeś to wciąż za mało.
- Nieważne. Zacznijmy od okładów z rumianku. Syriuszu, przynieś ręcznik do twarzy, a ty James, kładź się i zamknij oczy. - złapałem w palce torebki rumianku i starałem się zrobić, co w mojej mocy aby jak najlepiej zaparzyły się przed pierwszym okładem. Syri był przy mnie w mgnieniu oka, więc nie zwlekałem. Mieliśmy czas do wieczora, a kiedy spoglądałem na Jamesa, wątpiłem czy to wystarczy, więc nie było sensu tracić cennych minut.
Namoczyłem ręcznik i upewniłem się, że nie jest zbyt gorący, kiedy położyłem go na twarzy okularnika.
- Kiedy z tobą skończę, będziesz miał twarz jak dupcia niemowlaka. Gładką i miękką.
- W to nie wątpię. - wymruczał spod materiału chłopak. - Tylko czy będzie też nieopuchnięta, czy może zostanie taka koszmarna jak teraz.
- Przekonamy się. - zauważył Syriusz, który teraz przeglądał wszystko, co przyniosłem. - To wygląda jak śluz ślimaka...
- To aloes, a raczej to, co wypełnia liście. Taka wilgotna galaretka, przynajmniej ja ją tak widzę. Dla mojej mamy to jest mięsiste wnętrze, ale nigdy nie widziałem potrzeby żeby się z nią o to kłócić.
Kiedy woda i ręcznik były zimne, zabrałem je i przyjrzałem się twarzy przyjaciela. Nie dostrzegałem żadnej różnicy, ale może było za wcześnie by jakakolwiek się pojawiła. Obłożyłem jego twarz plastrami ogórka, którego wcześniej wmasowałem w opuchniętą połowę jego twarzy. Przedyskutowałem z kruczowłosym proponowany czas pozostawienia Pottera w ogórkach i uznaliśmy, że godzina powinna być wystarczająca. Nie chciałem zostawiać kumpla samego, więc zostaliśmy z nim rozmawiając o głupotach oraz o tym, co zrobimy, jeśli nic nie pomoże. Najsensowniejszą propozycją był kaptur, chociaż nie byłem do końca przekonany, czy zasłonięta nim twarz nie zwróci niczyjej uwagi.
- Na pewno będziesz musiał zapomnieć o całowaniu Evans. - powiedziałem uśmiechając się szeroko do Syriusza. James nie mógł mnie zobaczyć, więc nie było sensu ukrywać mojej radości, którą Syriusz i tak podzielał.
Uznaliśmy pomysł kaptura za jedną z sensownych opcji ukrycia przed światem ziemniaka, jakim była twarz przyjaciela. Tak, może i zwróci na siebie uwagę tłumu, ale mówi się, że pod latarnią jest najciemniej.
- Ktoś mógłby zrobić mu jakiś makijaż maskujący...
- Syriuszu, obawiam się, że nie istnieje makijaż, który mógłby ukryć coś tak koszmarnego.
Po godzinie nasze plany ograniczały się do jednego, a ogórki zastąpiliśmy maseczką z aloesu. Nasmarowaliśmy nią przyjaciela raz, po pół godzinie kolejny raz i ponownie. W końcu nakryliśmy śliską i wilgotną od maseczki twarz przyjaciela ubitymi, wymęczonymi liśćmi kapusty.
- Pod nimi musisz posiedzieć do wieczora. Przyniosę ci drugie śniadanie, obiad i podwieczorek do pokoju, więc nie będziesz musiał się nigdzie ruszać. - zapewniłem.
- Dzięki, chociaż jeśli moja skóra będzie śmierdzieć po wszystkim tak jak ta kapucha to nie wiem, czy to wszystko ma sens. I tak nie zbliżę się do nikogo. Oni mnie wyczują i uciekną!
Nie przyznałem mu racji na głos, ale rzeczywiście nie sposób było tego ukryć. James śmierdział starą kapustą i jeśli ona nie pomoże, to będzie także wyglądał jak kartofel.
- Nikt nie powie, że w nowy rok wchodzisz bez przytupu. - zauważył Syriusz.
- Bardzo, bardzo zabawne. - prychnął spod kapuścianej maski James.
- W sumie to możemy udawać, że odgrywamy Dzwonnika z Notre Damme. - zaproponowałem głupio.
- Już lepiej szukajcie dla mnie jakiejś bluzy z ogromnym kapturem.
- Prawda. Idę popytać chłopaków z innych roczników. Może znajdę Petera. Nie wiem, gdzie się szlaja, ale może go znajdę. Nawet on mógłby się nam na coś przydać.
Nikt nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń, więc wyszedłem z sypialni przyglądając się wszystkim, którzy siedzieli w Pokoju Wspólnym. Kto z nich mógł być w posiadaniu odpowiedniej bluzy, z której moglibyśmy zrobić użytek?
- Niholas! - zawołałem chłopaka, który właśnie przeciskał się między stolikami, czym zwrócił moją uwagę. - Mogę cię na chwilkę prosić?
Spotkaliśmy się u dołu schodów i przedstawiłem mu sytuację. Obiecał, że przeszuka swoją szafę w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego, ale kazał mi się nie łudzić.
Nagle przyszedł mi do głowy Ryo. Wątpiłem, że zdołam go znaleźć ot tak przypadkiem, ale zawsze mogłem wysłać mu wiadomość i to właśnie zrobiłem. Na odpowiedź czekałem w Pokoju Wspólnym i chociaż spodziewałem się długich godzin oczekiwania, Ryo zaskoczył mnie swoją szybką zgodą na spotkanie. Umówiliśmy się na jednym z korytarzy trzeciego piętra za pół godziny. Czas wybrał Krukon, a że spotkanie było moją prośbą, nie próbowałem nawet wyciągnąć go tam wcześniej. Zamiast tego postanowiłem poczekać na niego na miejscu tyle, ile tylko będzie trzeba.
Starałem się nie spieszyć, jednak nogi niosły mnie same. Byłem więc skazany na bezsensowne chodzenie w kółko. Wykorzystałem jednak ten czas odpowiednio, ponieważ moim jedynym zmartwieniem był przyjaciel z alergią na jakiegoś robala. Jeśli nie znajdziemy odpowiedniej bluzy, będziemy musieli użyć jakiejkolwiek. To nie spodoba się Jamesowi, a i ja nie odczuwałem szczególnej rozkoszy w oglądaniu jego opuchniętej twarzy.
- Daj spokój, nie rozumiem zupełnie czym się przejmujesz. - przypadkowo usłyszałem rozmowę zbliżających się osób, których jednak jeszcze nie widziałem.
- Mam swoje powody, a ty jesteś zbyt młody żeby je pojąć.
- Naprawdę? Znowu zaczynasz? Nie mam sił znowu przez to przechodzić.
Na końcu korytarza pojawiły się dwie osoby, które rozpoznałem, kiedy tylko weszły w zasięg mojego wilczego wzroku. Ryo i profesor Namida. Niejednokrotnie widziałem tę dwójkę ze sobą, więc jakoś niespecjalnie mnie to zdziwiło. Ryo był osobą poniekąd ekscentryczną, więc podejrzewałem więc, że chłopak miał słabość do wróżbiarstwa, tak jak mój Syriusz rozkoszował się runami.
- Jesteś wcześniej, tak jak sądziłem! - krzyknął do mnie Ryo.
- Miałem czas i oto jestem, ale ty też jesteś wcześniej niż sądziłem.
Dwójka Azjatów zbliżyła się do mnie i pożegnała zaledwie skinieniem głowy.
- Dobra, więc o co chodzi? - Ryo postanowił przejść od razu do meritum.
Korzystając z okazji, przyjrzałem mu się szybko. Może i stosunkowo niedawno miałem okazję z nim rozmawiać, ale o wiele częściej nie zwracałem na niego szczególnej uwagi, co pozowliło mi teraz pozwoliło mi dostrzec wszystkie zmiany, jakie w nim zaszły. Na pierwszym roku był raczej niepozornego wzrostu, zaś teraz wydawał mi się całkiem wysoki, jak na Azjatę. Przystojna twarz, delikatne rysy, krótko ścięte, postawione do góry włosy, błyszczące oczy i przebijająca przez nie powaga. Ryo zmienił się w ogromnym stopniu zarówno zewnętrznie, jak i wewnętrznie. Mała dziwka, jaką z siebie robił, kiedy go poznałem, nagle stała się przykładnym, poważnym, niemal nieuśmiechającym się do nikogo uczniem.
- Chodzi o niecodzienną prośbę, a dokładniej o... - nagle poczułem się głupio prosząc starego kolegę o ubrania, ale musiałem się z tym pogodzić. - Potrzebuję bluzy z możliwie dużym kapturem. - Zaskoczona mina chłopaka odzwierciedlała to, czego się spodziewałem. - Chodzi o to, że mamy pewien problem. My, czyli dokładniej James, ale on nie mógł się zjawić żeby poprosić właśnie z powodu swojego problemu. Wiem, że ma to dla ciebie raczej mglisty sens, ale nie mogę nic więcej powiedzieć.
- Wow, tego się nie spodziewałem. - powiedział potrząsając głową, jakby chciał się obudzić z dziwnego snu. - Bluza z możliwie największym kapturem? - zamyślił się. - Da się zrobić. - przyznał. - Możesz poczekać na mnie tutaj, ale poczekać przed Pokojem Wspólnym. To zależy od ciebie.
- Podejdę. - zdecydowałem szybko.
- A więc idziemy. - rzucił chłopak i nie zwlekając po prostu ruszył przed siebie nie czekając na mnie nawet.

1 komentarz:

  1. W razie czego zawsze pozostaje odegranie dzwonnika z Notre Damme. Trochę mi brakowało Ryo i Namidy. Ten sylwester na bank będzie niezapomniany!

    OdpowiedzUsuń