środa, 15 czerwca 2016

Hormony

Głowa mi pękała i najchętniej wróciłbym do Skrzydła Szpitalnego czym prędzej, gdyby nie fakt, że musiałem odczekać stosowną chwilę, żeby medykamenty, które połknąłem zaczęły w ogóle działać lub chociaż podjęły próbę działania. Zastanawiałem się, co powinienem ze sobą zrobić. Zaszyć się w pokoju? Zwinąć w kłębek z Pokoju Wspólnym? A może znaleźć sobie kogoś, kto rozpieszczałby mnie, drapał za uchem i głaskał po brzuchu jak chorego szczeniaka? Znałem osobę, która chętnie podjęłaby się tego ostatniego, ponieważ już dziś dała mi poczuć tę odrobinę przyjemności, jaka płynęła z podobnego traktowania. Zardi – dziewczyna, która była mi siostrą, chociaż nie łączyła nas krew.
- Jesteś blady, Remusie. - Syriusz spojrzał na mnie ze współczuciem.
- Nie dziwi mnie to, jeśli weźmiemy pod uwagę to, jak koszmarnie się czuję. Może powinienem znaleźć sobie jakieś konkretne zajęcie, które pozwoli mi nie myśleć o tym... Chociaż przyznaję, że nie wiem, czy to mi coś da. Nie ważne, wróćmy do Pokoju Wspólnego i tam pomyślę, co zrobić.
- Co tylko rozkażesz. - Syriusz posłusznie zgodził się na moją mglistą propozycję i delikatnie palcami musnął moją dłoń, ale nie ujął jej, jakby wiedział, że w moim aktualnym stanie nie mam już ochoty na takie gesty. Potrzebowałem wolności, całkowitej niezależności, a mój związek z Syriuszem, na pewno mi tego nie zapewniał. Może i chodziło o coś ulotnego, psychologicznego, ale nie było sensu z tym walczyć. Potrafiłem przecież być uciążliwy. Miałem to po mamie, to jedno wiedziałem doskonale i akceptowałem w pełni.
- Czuję mięso. - stwierdziłem w pewnej chwili węsząc w powietrzu. - I krew. Krwawe mięso. - Syri spojrzał na mnie pytająco. - Zapach dziczyzny. - sprecyzowałem. Znajdowaliśmy się właśnie na górze schodów, które prowadziły w dół, do Wielkiej Sali, wyjścia z zamku oraz do kuchni. Na dole stał nie kto inny, jak Hagrid z przewieszoną przez ramię martwą sarną. - Dziczyzna, krwawe mięso, mówiłem.
- Chyba czułem się lepiej nie wiedząc, co jem.
- Przesadzasz.
- Wiem, ale to wychodzi mi całkiem nieźle, więc nie widzę problemu.
- Taaak... - uśmiechnąłem się lekko. Rozmowa z nim sprawiła, że na chwilę zapomniałem o bólu głowy. A może to z powodu przejmującego zapachu martwej zwierzyny? Gdybym miał okazję, chciałbym spędzić trochę czasu w Zakazanym Lesie, który zdołałby ukoić moją niespokojną, zmęczoną ciągłym ukrywaniem się wilczą część.
- Obiad? - zapytałem głośno Hagrida, uśmiechając się do niego szeroko. Widać ten mały spacer do Skrzydła Szpitalnego dał mi więcej, niż początkowo sądziłem.
- Ha! Chciałbym, ale niestety to raczej nie do końca tak. - wyjaśnił zadowolony gajowy, który poklepał sarnę po tyłku. - Chcę żeby dyrektor rzucił na nią okiem. Może on będzie wiedział, co ją zagryzło. No wiecie, chciałbym wiedzieć, czy do Lasu nie wprowadził się jakiś nowy drapieżnik. Znam się na dzikich zwierzętach, ale nie na szczegółach. No wiecie, jestem prostym gajowym, a nie psorem. Znam różne bestie, ale nie ślady ich ugryzień, a Dumbledore może mieć u siebie jakieś przydatne książki.
- Ach, no tak. W przeciwnym razie nie potrzebowałbyś przynosić tu całej sarny. - zauważyłem z odrobiną zawodu. Naprawdę liczyłem na dziczyznę na talerzu, chociaż podejrzewałem, że byłaby zbyt dokładnie ugotowana, a ja wolałem ją krwistą.
- Chwila! - Syriusz nagle wyprostował się i stanął sztywno jak naciągnięta do maksimum struna. - Coś zagryza zwierzęta w Zakazanym lesie?
- Ano.
- Nigdzie nie wychodzimy podczas pełni. - rzucił do mnie cicho słysząc to potwierdzenie. - Kto wie, co to za drapieżnik i jak na niego wpływa księżyc. - Nie zapomnij dać nam znać, czego się dowiedziałeś. - powiedział głośno do Hagrida. - Jestem ciekaw, co znowu się przypałętało do Lasu.
- Słusznie prawisz. - przyznał mu rację gajowy i pomachał nam wielką dłonią na odchodnym.
Oblizałem się mimowolnie. Naprawdę naszła mnie ochota na krwistą sarninę, pełną naturalnych soków, które rozpłyną się po moich ustach słodyczą krwi, słonymi sokami mięsa... Zrobiłem się nagle głodny. Tak bardzo głodny, ale wiedziałem, że nic nie posmakowałoby mi w tej chwili, kiedy jedyne o czym mogłem myśleć to sarna.
- Czy ty się ślinisz? - głos Syriusza wyrwał mnie z chwilowego zamyślenia.
- Co? - otarłem szybko usta.
- Ha! A jednak!
- Wcale nie! - starałem się w miarę niezauważenie wytrzeć dłoń w spodnie. Naprawdę się śliniłem! To było nie do pomyślenia, ale jednak moja ślina nie kłamała, kiedy spływała z kącika ust na brodę. Bleh! Koszmarne uczucie! Uwłaczające mojej godności, ale niewiele mogłem zrobić aby się go pozbyć teraz, kiedy moja skóra była już wilgotna, a Syriusz wiedział, że to starcie wygrał bezsprzecznie. - Wygrałeś bitwę, ale nie wojnę.
- Tak sobie wmawiaj na pocieszenie.
Zmierzyłem go ostrzegawczym spojrzeniem.
- Nie chcesz mnie zezłościć przed pełnią, Kapturku. - ostrzegłem grożąc mu palcem. - Jestem gorszy niż kobiety przed okresem, więc nie szukaj zaczepki, chyba że nagle stałeś się masochistą i lubisz ból.
- Od czasu do czasu nie zaszkodzi pomieszać ból z rozkoszą, nie uważasz? - uśmiechnął się wymownie. Flirtował ze mną, a przynajmniej próbował, chociaż obawiałem się, że jego usilne próby nie docierały do mnie tak, jak sobie tego życzył.
Wróciliśmy do Pokoju Wspólnego, gdzie nasi przyjaciele siedzieli tak, jak ich zostawiliśmy. Miałem wrażenie, że nie ruszyli się nawet o centymetr ze swoich miejsc. Cóż, prawdę powiedziawszy nasz „spacerek” nie zajął nam aż tak dużo czasu, więc nie dziwiłem się szczególnie, że niemal nic się nie zmieniło. Może poza ustawieniem szachów na szachownicy, ale na to już nikt nie zwracał uwagi. Leżały zapomniane na stoliku, podczas gdy przyjaciele byli pochłonięci rozmową. Wydaje mi się, że skończyli ją niedługo po naszym wejściu, ponieważ kiedy wraz z Syriuszem zbliżyliśmy się do nich, milczeli. Nie był to jednak ten wymuszony rodzaj ciszy, jaki zapada, kiedy nie chcesz aby ktoś znał temat twojej rozmowy. Ten był naturalny, zwyczajny, łatwy do pokonania poprzez rozpoczęcie nowej rozmowy. Nie potrzebowałem tego jednak. Wystarczył mi krótki, szybki uśmiech do Zardi i już wiedziała, że nie jest ze mną najgorzej. Poklepała swoje uda pytając w ten sposób, czy chcę znowu się położyć, więc skinąłem głową. Rzuciłem szyybkie spojrzenie Syriuszowi, ale ten tylko prychnął pod nosem jak nadąsany kocur i siadając na podłodze przy stoliku zaczął zbierać szachy.
Ułożyłem się na sofie wtulając w nogi przyjaciółki, w jej brzuch, obejmując ją w pasie ramionami, żeby mnie nigdzie nie uwierały. Jej dłoń znowu pieściła moją głowę i było mi od razu lepiej, kiedy to robiła.
- Zakochana para znowu razem? - irytujący, znienawidzony przeze mnie głos zabrzęczał nad moją głową jak uciążliwa mucha. Evans.
- My zawsze jesteśmy razem. - rzuciła Zardi, która pochyliła się nad moją głową i udała, że całuje mnie w ucho. - Szlag. - szepnęła w nie w rzeczywistości, co sprawiło, że uśmiechnąłem się do siebie. - Nawet kiedy się wydaje, że już ze sobą nie chodzimy, to jednak wciąż jesteśmy razem. Tylko od siebie odpoczywamy.
- Tak? A sądziłam, że ty i Noah...
Szlag! Zapomniałem o nim, a przecież on i Zardi naprawdę byli na dobrej drodze żeby zostać parą. Jeśli moja osoba miałaby to zepsuć... Już miałem się unieść, kiedy dłoń przyjaciółki na karku powstrzymała mnie przed tym.
- To, co jest między mną i nim to nie twój interes. Lily. Prawdę mówiąc, nikogo nie powinno to obchodzić. To nauczyciel, a przynajmniej kiedyś nim zostanie i o ile angażuje się w nasze uczniowskie życie, to nadal stoi na równi z profesorami. Chyba nie oczekujesz, że zapewnię rozrywkę wszystkim w szkole angażując się w zakazany związek?
Miała rację. Nigdy nie myślałem o tym poważnie, ponieważ znałem przecież osoby będące w związkach z nauczycielami, więc wydawało mi się to naturalne. Teraz dopiero zacząłem powoli pojmować, że inni mogli postrzegać wszystko inaczej.
- Nie miałam nic złego na myśli! - Evans zareagowała natychmiastowo uderzając w obronny ton.
- Tak, wiem. Po prostu nie jest to taktowne, żeby przy moim facecie insynuować, że kręcę z kimś innym, prawda? Remus jest wyrozumiały, ale to facet jak każdy inny, więc nie chcę żeby był zazdrosny o coś wyimaginowanego.
- Przepraszam. Już mnie nie ma! Naprawdę przepraszam. Rzeczywiście wyszło niezręcznie.
- Evans, znikaj stąd. Powiedziałaś, co miałaś powiedzieć, a nawet więcej, więc po prostu się rozpłyń. - rzuciłem zmieniając pozycję żeby na nią spojrzeć. Nie odpowiedziała, więc uznałem to za przyznanie mi racji. Znowu wtuliłem się w przyjaciółkę i zamknąłem oczy wdychając jej uspokajający, słodki zapach, czując jak jej brzuch porusza się przy każdym oddechu usypiająco. Tego teraz potrzebowałem.

1 komentarz:

  1. Mam nadzieję że Zardi ułoży się z Noahiem. Ona naprawdę zasługuje na szczęście. Nie mówię że Huncwoci nie ale oni są w szczęśliwych może troszke burzliwych związkach a Peter marzy o Narcyzie. Nie cierpie Lily. Mimo tylu notek nadal jej nie lubie. Pozdrawiam ♡ ♥ ♡ ♥

    OdpowiedzUsuń