niedziela, 10 lipca 2016

Dwie minuty do północy

OK, więc konkurs! Zasady są proste ^^ Napiszcie w komentarzu pod tym postem, który z moich autorskich bohaterów podoba Wam się najbardziej i dlaczego ^^ W zależności od liczby zgłoszeń, wybiorę lub wylosuję osobę, która dostanie nagrodę.
Macie czas do 23 lipca (2016). Nagrodą jest do wyboru tomik mangi Sekaiichi Hatsukoi (tom pierwszy) lub czasopismo Torii (numer 22).
Niestety, w konkursie mogą wziąć udział tylko osoby mieszkające na terenie Polski.


Czekałem cierpliwie, chociaż moje nieustępliwe tupanie musiało zdradzać fakt, że byłem zdenerwowany bezczynnością, na jaką mnie skazano. Nie lubiłem czekać, a przynajmniej nie na kogoś, kto musiał przegrzebać całą swoją szafę w poszukiwaniu ciucha, którego mógł wcale nie mieć. Zacząłem już chodzić w kółko, podskakiwać na jednej nodze i wymyślać głupie wyliczanki, kiedy Ryo stanął przede mną czekając aż poświęcę mu całą uwagę.
- Postawię sprawę jasno. Miałem kilka odpowiednich łachów, trochę gotyckich, ale niezbyt ekstrawaganckich. - zwiesił głos na chwilę - Tyle, że z nich wyrosłem i się ich pozbyłem, a że jestem trochę leniwy ostatnimi czasy, to nie uzupełniłem mojej garderoby o właściwe rozmiary. Niemniej jednak, coś znalazłem... - kolejna dramatyczna przerwa. - Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę okazję... - westchnął i rozwinął bluzę. Była czarna, luźna, na pewno pasowałaby na Jamesa, miała obszerny kaptur, co było okularnikowi bardzo potrzebne, ale miała pewien mankament. Na plecach widniał spory napis „Dwie minuty do północy”, zaś na piersi wielka śmierć o czaszkowatej głowie.
- Szczęśliwego Nowego Roku... - mruknąłem w ramach podsumowania.
- No właśnie.
- Nie ważne, biorę! - zdecydowałem. - Jesteśmy zdesperowani, sam rozumiesz. - wyjaśniłem szybko.
- Nie ma sprawy, możecie ją sobie zostawić. Też zaczyna się robić przymaława, więc nie będę jej potrzebował.
- Yym, dzięki. James będzie miał u ciebie dług...
- Powiedzmy, że już mi kiedyś wyświadczył przysługę i nawet o tym nie wie, więc będziemy kwita.
- Och, OK. - mruknąłem nie planując wnikać w szczegóły. Nie potrafiłem wyobrazić sobie Jamesa, który nawet przypadkiem wyświadcza komuś przysługę, a już na pewno nie Ryo, którego przecież nie lubił. - No, to ja chyba będę już znikał... - nagle zupełnie nie wiedziałem, co powiedzieć i nie miałem wątpliwości, że brzmię jak osioł.
- Tak, też mam kilka rzeczy do zrobienia, więc... Do wieczora?
- Do wieczora, tak! - przytaknąłem i zwiałem spod wejścia do Pokoju Wspólnego Krukonów.
Z jakiegoś powodu Ryo uświadomił mi, że czas nie stoi w miejscu, że wszyscy się zmieniamy i niedługo nadejdzie dzień, kiedy będziemy musieli wybrać ludzi, którzy zostaną w naszym życiu i tych, którym pozwolimy z niego odejść na stałe.
Odepchnąłem od siebie te dołujące myśli i skupiłem się na tych zdecydowanie bardziej pozytywnych. Jedną z nich na pewno była wizja Jamesa w bluzie ze śmiercią na zabawie sylwestrowej. Cóż, wszyscy kiedyś umrzemy, więc nie żeby to miało jakieś znaczenie, ale jednak.
Wróciłem do czekających na mnie przyjaciół i jeszcze w drzwiach rzuciłem Syriuszowi bluzę. Podchodząc do Jamesa rzuciłem okiem na jego twarz.
- Cudów nie ma, ale mam wrażenie, że jest lepiej niż było, kiedy wychodziłem. - oceniłem kartofla będącego twarzą mojego przyjaciela.
- „Dwie minuty do północy”? Serio?
- Nie przesadzaj, Syriuszu. To jedyne co miał. Zresztą, pozwolił nam ją zachować w ramach wdzięczności dla Jamesa, czy coś takiego.
- Wdzięczności? - okularnik podniósł się odrobinę na łokciach. - Pewnie chodzi o to, że dałem mu w końcu spokój. - rzucił bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego. - Nie ważne, nie chcę pamiętać tamtych czasów.
- No tak, w końcu nie przepadaliście za sobą, a jednak się pocałowaliście publicznie. Na oczach Evans o ile pamiętam... - Black uśmiechnął się wyjątkowo wrednie.
- Przypadkiem! - syknął wściekle J. - Od tamtej pory zawsze trzymam się barierki, kiedy jestem na schodach! Zresztą, porzućmy ten temat, dobra? Nie chcę pamiętać i nie chcę wspominać tamtych czasów. Byłem młody, głupi i nadal mam traumę! Zresztą, zajmijmy się moim wielkim kartoflem, dobra? - wskazał swoją twarz. - Będę musiał to ubiorę pod ten kaptur maskę, ale ten ogromny pysk musi się zmieścić pod jakąkolwiek maską, a chwilowo może to być trudne.
Musiałem przyznać mu rację. Nie wiedziałem tylko, co dalej mogliśmy robić. Postawiłem więc na okłady z zimnej wody i ponowne obłożenie chłopaka kapustą. Nasza sypialnia i tak śmierdziała już niemiłosiernie i nie pomagało nawet wietrzenie.
Rzuciłem okiem na Syriusza, który założył na siebie pożyczoną od Ryo bluzę i przeglądał się w lustrze. Była na niego o rozmiar za mała, ale nie przeszkadzało mu to najwyraźniej w niczym.
- Siemeczka, chłopaki! O, mamuś, co tu tak cuchnie! - Zardi wparowała do naszego pokoju bez pukania, jak miała w zwyczaju i szybko zasłoniła nos podkoszulkiem naciągniętym na twarz po same uszy. - Zdechło wam tu coś?
- To nie jest zapach zdechlizny...
- Syriuszu, takie słowo nie istnieje. - upomniałem go.
- Już tak, właśnie je wypowiedziałem, więc musi istnieć.
- Wiecie co? Mózg mi skręciło i nie pamiętam ci chciałam, więc... ulotnię się stąd. Cokolwiek chciałam, nie jest warte takiego poświęcenia. - drzwi zamknęły się za nią z trzaskiem.
Z jakiegoś powodu uświadomiło mi to, że James i tak nie miał co liczyć na romantyczny wieczór z Evans. Nie przy takiej facjacie, więc smród kapusty raczej w niczym nie mógł mu przeszkodzić. Mogliśmy za to zyskać cały stolik w Wielkiej Sali dla siebie, kiedy tylko wokoło rozniesie się ten koszmarny zapach, którym nasiąknie skóra Pottera.
- Merlinie!
Uśmiechnąłem się do siebie słysząc Petera, który stanął w drzwiach pokoju uderzony smrodem.
- Witaj synu marnotrawny! - rzucił do niego Syriusz, który zdjął już bluzę i był zajęty przegrzebywaniem szafy. - Gdzieś był, kiedy cię nie było? I dlaczego masz na twarzy ślad dłoni?
Spojrzałem na blondynka, który niepewnie zrobił krok do przodu wchodząc do sypialni. Nawet James podniósł się spoglądając na niego zza swojej kapuścianej maseczki.
- Co tak śmierdzi?!
- Długa historia. Lepiej pochwal się, co zrobiłeś, że ktoś przyłożył ci w twarz. - Syri nie pozwolił Pettigrew zmienić tematu na dogodniejszy.
- Wyznałem miłość Narcyzie. - rzucił chmurnie i usiadł na swoim łóżku wyciągając spod niego koszyk ze słodyczami, które zaczął odpakowywać i zjadać. Najwyraźniej musiał zabić jakoś doła.
- Jak można wyznać komuś miłość tak żeby dostać w pysk? - głos Jamesa był trochę niewyraźny, kiedy zadał swoje pytanie spod kapusty.
- Kiedy jesteś tak czarująco przystojny jak ja, dostajesz po gębie w ramach podziękowania za uczucie. - mruknął smętnie chłopak. - Jeśli się postaram, mogę sobie wyobrazić, że to było pieszczotliwe pogłaskanie policzka. Jakby a to nie spojrzeć, jej piękna rączka mnie dotknęła. A że został ślad... powinienem go nosić z dumą.
- No tak, nie każdy dostał po gębie od samej Narcyzy Black, narzeczonej Lucjusza Malfoya. - rzucił sarkastycznie Syriusz.
- Nie ważne, teraz wasza kolei. Co się dzieje.
- Powiedzcie mu, ale jeśli się zaśmieje, przyłóżcie mu tak, żeby ślad waszych dłoni zasłonił ten Narcyzy. Wtedy bardziej go zaboli. - mając zgodę Pottera, wprowadziliśmy blondynka w sytuację. Nie był zachwycony, obawiał się nawet, że to coś zaraźliwego i wytłumaczenie, że to tylko reakcja alergiczna nie przekonała go. Postanowił trzymać się od nas z daleka. Najwyraźniej uznał, że nadal może mieć jakieś szanse u miłości swojego życia i postanowił nie ryzykować jeszcze gorszego wyglądu na wypadek gdyby dziewczyna oprzytomniała po jego niespodziewanym wyznaniu.
- Zdrajco! Więc kobiety są dla ciebie ważniejsze niż kumple?! - James był oburzony, chociaż musiałem się tego domyślać, ponieważ liście tłumiły jego słowa.
- Jestem gruby, brzydki i mało inteligentny, ale nie głupi. Dwaj geje i biseksualista, to chyba oczywiste, że stawiam dziewczyny ponad naszą przyjaźnią. To ja jestem na straconej pozycji.
Roześmiałem się. Chłopak miał całkowitą rację. Męska przyjaźń rządziła się swoimi prawami, toteż byłem pewny, że w pewnym stopniu Peter żartuje. Kumple zawsze byli najważniejsi, ale kiedy w grę wchodziła miłość czy pożądanie, stawali z boku czekając aż przyjaciel „zaliczy” zanim znowu staną się nierozerwalną paczką.
- Też bym się roześmiał, gdyby to tak cholernie nie bolało.
- Podobno cierpienie uświęca, więc jesteś na dobrej drodze do wiecznej sławy.
- Obejdę się bez tego zaszczytu. Mam nadzieję.

3 komentarze:

  1. Najbardziej lubie Alena. Ponieważ mimo że Blood go nie lubił i wręcz zniechęcał do siebie to on pokochał go i zmienił może nie całkowicie ale dzięki jego uporowi Denny przestał próbować się zabić i zaczął akceptować siebie a po pewnym czasie pokochał Alena. On jest najbliższy mojemu sercu bo osoba którą kocham też mnie odpycha i traktuje ozięble a Blood też go tak traktował ale Alen się nie poddał i udało mu się dotrzeć do Dennyego chociaż nie było łatwo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda że to ich ostatni sylwester w Hogwarcie. Przynajmniej będzie niezapomniany. Tylko Peter nosiłby ślad po plaskaczu od kobiety z dumą. Ryo się zmienił, Namida pewnie też.

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Kirhan!
    Zanim odpowiem na pytanie konkursowe, muszę się poskarżyć, że jeśli chciałaś, by było ono proste i przyjemne, to wcale Ci to nie wyszło!
    Uwielbiam większość Twoich postaci, szczególnie tych autorskich. O każdej z nich mogłabym napisac dlaczego ją lubię. Każda z nich jest wyjątkowa i pełna magii. Słodki Filip, szarmancki Marcel, zmysłowy Namida, tajemniczy Mikołaj, zadziorni bliźniacy, egzotyczny Andrew… Dla każdego z nich byłabym gotowa stracić zmysły i choć są poza moim zasięgiem to cieszę się, że mogę zerkać sobie na nich z boku przez Twojego bloga. Skoro jednak muszę kogoś wybrać, tym razem zdecyduję się na Michaela lub Gabriela. Oboje mnie urzekli od samego początku, parę lat temu, kiedy jeszcze byłam z opowiadaniem na bieżąco. Oboje są nieziemsko seksowni. Jest coś wyjątkowo pociągającego w metalowcach. Są tacy zadziorni, łobuzerscy, gorący i jednocześnie tajemniczy. Tak, „tajemniczy” i „pociągający” to pierwsze słowa, które przychodzą mi na myśl kiedy tylko taki chłopak pojawia się przed moimi oczyma bądź w wyobraźni. A czarne, długie włosy Michaela sprawiają, że człowiek myśli tylko o tym jak cudownie byłoby wsunąć w nie palce, poczuć ich miękkość, zobaczyć jak pięknie lśnią spływając po ramionach na jego nagi tors i jak pięknie kontrastują z jego skórą. Kolczyki w językach chłopców są wyjątkowo dyskretne, ale jednocześnie prowokujące do samych zbereźnych myśli. Z resztą te w uszach i brwi Michaela tylko podkręcają atmosferę, bo na myśl o tych maleńkich drobinkach metalu, który pozostaje zimny nawet gdy ich ciała rozgrzewają się wzajemnie, sprawia, że można dostać niemalże gęsiej skórki. Całości dopełniają anielskie imiona, które perfekcyjnie pasują do tego buntowniczego wyglądu. Są jak upadłe, zbuntowane anioły. Oboje podobni do siebie, oboje tajemniczy, jak gdyby niezupełnie z tego świata. Od razu widać, że są przeznaczeni sobie i że to, co jest między nimi jest zupełnie odsunięte od reszty. Nie do zrozumienia przez osobę z zewnątrz. Są do siebie bardzo podobni i naprawdę trudno mi wybrać jednego z nich. Podoba mi się też, że nie ma między nimi ścisłego podziału na seme i uke. Są nieszablonowi. Lubię to, ale utrudnia mi to wybór jednej postaci, a przecież tego wymaga konkurs, prawda? Z wyglądu bardziej podoba mi się Michael. Mam słabość do długich włosów. A jednak wybiorę Gabriela. Ze względu na charakter. Michael jest uroczy, ale Gabriel jest znacznie dojrzalszy. Bardziej ułożony, spokojny, pewny tego co chce. Pozwala Michaelowi czuć się seme, ale tak naprawdę to on rządzi w tym związku. I w żadnym stopniu nie jest władczy, nie szuka władzy. Po prostu czuwa nad tym, by wszystko było w porządku, ma nad wszystkim kontrolę. Pozwala Michaelowi na jego dziecięce wybryki, na zachcianki (jak chociażby sytuacja z Shevą), ale wie kiedy powiedzieć „dość”. Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że Michael kocha Gabriela jak taki zakochany szczeniak, który stracił głowę, ale jeszcze nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co oznacza miłość. Za to uczucie Gabriela jest bardzo dojrzałe. Sam Gabriel jest bardziej dojrzały emocjonalnie, uporządkowany i „stabilny”. To jak opiekuje się Michaelem jest przekochane. Przypomina mi charakterem kogoś bardzo dla mnie ważnego, a do tego jest przystojny i nieziemsko seksowny. Dlatego tak bardzo go lubię.

    OdpowiedzUsuń