niedziela, 24 lipca 2016

Kartka z pamiętnika CCLXXXIII – Michael Nedved

Jeden mały krocze, dwa małe kroczki, trzy tycie kroki i zasapany musiałem zrobić sobie przerwę. Nie sądziłem, że po głupich kilku lub kilkudziesięciu, nie byłem już tego pewny, dniach bezczynnego leżenia w łóżku będę musiał przyzwyczaić ciało do ruchu. Moje umięśnione nogi przypominały teraz dziwaczne patyki, tyłek pewnie zwiotczał jak u starca, a mięśnie brzucha zaczęły obrastać tłuszczem i traciły swój idealny kształt, którym mogłem się do tej pory szczycić.
Jak to w ogóle możliwe, że w ludzkim ciele zmiany zachodzą tak szybko? Jasne, nie mamy wieczności, ale przecież tak trudno jest wypracować sobie idealną sylwetkę, więc czy jej zapuszczenie nie powinno opierać się na równie wielkim wysiłku? To było cholernie niesprawiedliwe! Zresztą, życie było niesprawiedliwe.
Taki Gabriel był idealny, ale czemu się dziwić skoro jego rodzice byli szczupli, piękni, idealni? Mógłbym być zaskoczony, gdyby dziecko takiej pary modeli było brzydkie i tłuściutkie. Mimo wszystko takich ludzi się podziwiało, na takich się patrzyło i nigdy nie myślało się o tym, że większość pięknych i szczupłych zawdzięcza to genom, a nie swojej ciężkiej pracy.
Spojrzałem na siebie w lustrze, które właśnie mijałem próbując pokonać kolejny fragment drogi dzielący mnie od łazienki i upragnionej muszli klozetowej. Rica nie byłby zachwycony gdyby wiedział, że wstałem bez jego asysty, ale mój pęcherz nie mógł czekać w nieskończoność!
Zmierzyłem wzrokiem swoje odbicie i skrzywiłem się. Moi rodzice nie byli tacy jak rodzice Gabriela. Moja mama była szczupłą, drobną kobietą, ale ojciec przypominał niedźwiedzia. Wysoki, postawny, z tendencją do tycia, co zresztą było po nim widać od kiedy tylko skończył 30 lat i zaczął stopniowo rozrastać się w pasie. To do niego się podałem i chociaż nigdy nie byłem gruby, to zawdzięczałem to tylko i wyłącznie sobie i swojej pracy nad uzyskaniem idealnej sylwetki. Dopadła mnie depresja na myśl, że całe życie będę musiał wyciskać z siebie siódme poty żeby wyglądać atrakcyjnie, podczas kiedy Gabriel po prostu będzie sobą.
- Człowiek baleron. - rzuciłem podnosząc koszulkę. Nie było wprawdzie najgorzej, ale czekał mnie tydzień lub nawet dwa tygodnie głupich, banalnych ćwiczeń mających przywrócić mi pełną sprawność, a tym samym moje ciało musiało trochę jeszcze poczekać na powrót do codziennej rutyny niezbędnych ćwiczeń. - Nieodzowna krew Nedvedów. - mruknąłem. Dziadek od strony taty był gruby, babcia jeszcze grubsza, a ja już widziałem siebie w ich wieku i załamywałem ręce.
Pewnie stałbym tak wsparty na stoliku przez dłuższy czas, gdyby pęcherz nie przypomniał o sobie nieprzyjemnym uciskiem i łaskotaniem krocza.
- Kibelku, przybywam! Merlinie, nigdy więcej złamanej nogi! - z westchnieniem odepchnąłem się od szafki i powoli, kroczek za kroczkiem przybliżyłem się do łazienki i pół metra. - Brawo, Michaelu, świetnie ci idzie. - mówiłem głośno do siebie, co miało dodać mi sił. Nie byłem pewny, czy to działa, ale liczyły się chęci. - Ciastkiem z kremem może nie jesteś, ale te dwa kije na pewno jakoś cię utrzymają. - kolejna chwila na odpoczynek wypadała metr od miejsca mojego ostatniego postoju, co poczytywałem sobie za wyczyn gody bohatera. Wziąłem kilka głębokich oddechów i znowu zacząłem niespiesznie, koślawo ciągnąć się w stronę upragnionego celu.
- Michael, co ty wyprawiasz?! - taaak, nie było wątpliwości, że Gabriel właśnie wrócił do domu.
- Nie widać? Ciągnę się w stronę najbliższej oazy.
- Mogłeś na mnie zaczekać! Nie powinieneś sam wstawać z łóżka!
- Gabrielu, miałeś zrobić szybkie zakupy, a wciągnęło cię na godzinę. W tym czasie mój pęcherz spuchł jak balon. Wierz mi, mogę bez trudu wstrzymywać orgazm, ale mocz to zupełnie inna bajka. Mogłem ruszyć dupę i dać sobie nadzieję na normalne załatwienie niecierpiącej zwłoki sprawy, albo leżeć w łóżku, zwijać się z bólu i potrzeby, a ostatecznie pewnie zrobić pod siebie. A teraz jeśli pozwolisz, chętnie skorzystałbym z twojej pomocy.
- Jesteś głupkiem! - Gabriel wcale nie wydawał się usatysfakcjonowany moim argumentem. Mimo wszystko podszedł do mnie szybko i zarzucił sobie moje ramię na szyję. Moje nogi z rozkoszą przyjęły tę pomoc, ponieważ odciążone poruszały się zdecydowanie szybciej.
Wchodząc do łazienki i widząc piękną, białą muszlę spojrzałem z wdzięcznością w niebo, a przynajmniej na sufit. Szybko wróciłem jednak do rzeczywistości.
- Kur...
- Nie przeklinaj!
- Nie przeklinam, sylabizuję! - prychnąłem i dodałem ciszej. - Bo mi przerwałeś. Moja męskość czuje się upodlona faktem, że muszę usiąść żeby załatwić jedną z najprostszych potrzeb świata.
- Litości, Michael, po prostu siadaj! - Gabriel szarpnięciem zsunął mi z tyłka dresy razem z bielizną i odwrócił mnie pomagając usiąść.
Mimowolnie się roześmiałem. Nie powinno mi być do śmiechu, ale jednak nie mogłem się powstrzymać. W przypadku każdej innej osoby wydawałoby mi się to niesamowicie zabawne, więc dlaczego miałoby być inaczej, kiedy w grę wchodziłem ja sam?
- Masz się z czego cieszyć, naprawdę! - prychnął poirytowany Rica, przez co brzmiał dokładnie jak moja babcia, kiedy komentowała moje zachowanie tymi samymi słowami.
- Daj spokój, to jest zabawne. Gdybyś nie znał mojego ciała na pamięć, mógłbym czuć się teraz zawstydzony, ale biorąc pod uwagę poziom intymności naszego związku, ta sytuacja jest dosyć śmieszna.
- Debil.
Załatwiłem swoją potrzebę i opierając się na moim chłopaku rozpocząłem żmudną, ale już o niebo lżejszą, dosłownie i w przenośni, wędrówkę w stronę sypialni.
- Jeszcze kilka takich wypadów dzisiaj i jutro będę skakał jak kozica. - zauważyłem dumny z siebie. - Zanim się zjawiłeś szło mi całkiem nieźle.
- Blady, zasapany. O tak, jutro będziesz brykał. - Gab nie podzielał mojego entuzjazmu.
Zwaliłem się ciężko na łóżko i położyłem na nim płasko oddychając głęboko. Moje serce waliło szybko i mocno, jakbym przebiegł właśnie jakiś niewyobrażalny dystans, chociaż chyba trochę z tym przesadzałem. Mimo wszystko w tamtej chwili obiecałem sobie, że kiedy stanę pewniej na nogach, wynagrodzę Gabrielowi całą mękę opieki nade mną: a) zrobię mu tak dobrze, jak jeszcze nigdy, co będzie niezwykle trudne biorąc pod uwagę, że zawsze staram się to robić, b) zabiorę go na jakąś romantyczną kolację, w mojej głowie już kiełkował idealny pomysł, c) dam mu prezent jakiego jeszcze nie dostał.
Spojrzałem na oglądającego moją do niedawna jeszcze złamaną nogę Gabriela i uśmiechałem się jak głupek. Byłem szczęściarzem, prawdziwym szczęściarzem. Miałem pięknego, inteligentnego, troskliwego faceta, który ze mną wytrzymywał. W dodatku ten ideał kochał mnie i tylko mnie. Mogłem być z siebie dumny, skoro potrafiłem sprawić, że ktoś taki oszalał na moim punkcie. Może Nedvedowie poza tendencją do nadwagi przekazywali swojemu potomstwu także jakiś nieodparty urok osobisty, który przyciągał do nich odpowiednie osoby? W końcu moja filigranowa matka z jakiegoś powodu zakochała się w niedźwiedziu.
- Michael, mógłbyś się tak na mnie nie gapić? - nasze spojrzenia się spotkały i z zadowoleniem zauważyłem, że Gabriel się zarumienił. A może miało to coś wspólnego z faktem, że od dawna nie uprawialiśmy seksu i teraz mój chłopak stał się wrażliwy nawet na coś tak banalnego jak spojrzenie?
- Nie schlebiaj sobie.
- Hę? - tym komentarzem mnie zaskoczył.
- Wiem o czym myślisz. Widzę to po twoim sprośnym uśmiechu. Jestem czerwony – wskazał swoją twarz – i doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale przypominam ci, że musiałem pomóc jednemu klockowi dostać się do łazienki i wrócić tutaj, więc chyba jest oczywiste, że się trochę zmęczyłem. Nie oszukuj się, mój drogi. Kiedy tylko poczułeś, że moje ciało odciążyło twoje nogi, uwiesiłeś się na mnie i ciągnąłeś je za sobą, czego nie nazwałbym chodzeniem. No nie gniewaj się na mnie, mówię prawdę! Po obiedzie trochę poćwiczymy wspólnie chodzenie, dobrze?
Westchnąłem odganiając od siebie nadciągającą falę beznadziei.
- Jak ty ze mną wytrzymujesz?
- Kocham cię. I to od dnia, kiedy się poznaliśmy. Już wtedy wiedziałem, że taki osioł sobie beze mnie nie poradzi, więc będę musiał się nim opiekować bez względu na wszystko.
- To bardzo romantyczne. W szczególności ta część z osłem. - mruknąłem próbując się dąsać.
- Słoneczko moje przyćmione, przy naszym pierwszym spotkaniu pomyliłeś mnie z dziewczyną. Nikt nigdy nie pomylił mnie z dziewczyną, nawet jeśli mówiliśmy ci inaczej żebyś nie poczuł się głupio.
- Ty wiesz jak mnie podbudować. - mruknąłem smętnie.
- Naturalnie, znam cię lepiej niż ty sam. - uśmiechnął się całując mnie. Miał rację. Znał mnie lepiej niż ja sam, a wszystko dlatego, że od lat podstępem wyciągał ode mnie różne informacje i nakłaniał mnie do zwierzeń. Cóż, zakochałem się w bestii.

1 komentarz:

  1. Znam ból Michaela. Niestety ja odziedziczyłam figure tatusia więc nigdy nie będę chuda ani szczupła ale można z tym żyć. :) Gabriel naprawdę ma z nim ciekawie. Nedved odkrył że ma swój urok, mam nadzieję że będzie dobrze i w końcu gdzieś wyjadą razem na urlop.

    OdpowiedzUsuń