środa, 28 września 2016

Dorastać czy nie dorastać

Położyłem się na łóżku obok drzemiącego Syriusza, w zamyśleniu bawiąc się jego włosami. Nie ważne jak długo analizowałem wydarzeń dzisiejszego dnia, i tak nie miałem pojęcia, co mogło zmusić nauczycieli do zagonienia nas do dormitoriów. Byłem wilkołakiem, a potraktowano mnie jak owieczkę. Moja duma wprawdzie na tym nie ucierpiała, ale niezwykle wyraźnie potrafiłem dostrzec ironię całej tej sytuacji.
- Wiecie, właśnie sobie coś uświadomiłem. - James powiódł spojrzeniem po nas wszystkich. - Nie chcę dorastać.
- Chyba nie rozumiem analogi...
- Chodzi o to, – przerwał mi – że teraz siedzimy tutaj, nic nie wiemy i staramy się wymyślić sposób na odkrycie tajemnic dorosłych. Ale jako dorośli będziemy po prostu o wszystkim wiedzieć i cała zabawa się skończy.
- J., nie wiem czy to dobry moment, żeby ci uświadomić, że jesteś poniekąd zaręczony, więc po szkole będziesz szykował się do ślubu i zakładania rodziny... - Syriusz, który był już całkiem rozbudzony, przekręcił się na bok, przodem do przyjaciela i przesunął się do tyłu żeby nasze ciała się ze sobą zetknęły.
- Wiem o tym! - okularnik pociągnął teatralnie nosem. - Wpakowałem się po uszy i już z tego nie wyjdę, ale ślub i dzieci można odwlekać w czasie, a dorastania nie możemy. Jasne, możemy sobie wmawiać, że się tak da, ale prawda pozostaje prawdą. Starzejemy się.
- Nie uważasz, że jest jeszcze trochę za wcześnie na mówienie o starości? - Zardi podniosła się ze swojego poduszkowego siedziska, które uwiła sobie w kącie, w miejscu, w którym miała okazję spać dzień wcześniej. - Przyznaję, że boję się dorosłości i nie wiem, co przyniesie, ale o starości nie myślę. Możemy jej przecież nie dożyć. - dziewczyna wzruszyła ramionami. - Wypadki chodzą po ludziach, więc o ile nie potrafię nie wybiegać myślami w przyszłość, to jednak nie oddalam się aż tak bardzo od chwili obecnej.
- Hej, ja wiem, że pogoda nie sprzyja pozytywnemu nastawieniu, optymizmowi i w ogóle niczemu, ale to chyba lekka przesada, nie sądzicie? - skrzywiłem się mimowolnie patrząc na dwójkę przyjaciół, którzy rozsiewali w około toksyczną, wisielczą atmosferę.
- To życiowy temat! - James zdjął okulary przecierając zabrudzone szkła.
- Ja nazwałbym to brakiem quidditcha we krwi. - Syriusz przekręcił się kładąc na plecach i wyciągając rękę, pociągnął za jedno z pasm moich włosów, które licznie wysunęły się z gumki. - Ja też jestem ociężały, leniwy i jakiś ciągle nie w sosie, ale wiem, że to wina zimowej bezczynności. Potrzebuję miotły i ruchu na świeżym powietrzu.
- Sądziłam, że powiesz „potrzebuję poczuć miotłę między nogami”.
- Zbyt dobrze was wszystkich znam. - kruczowłosy odpowiedział na zaczepkę Zardi. - A w szczególności ciebie. Jesteś nieprzewidywalna.
- Nie prawda! Jestem bardzo przewidywalna! W końcu sam powiedziałeś, że za dobrze mnie znasz.
- Szczegóły. - Syri usiadł całując mnie przy okazji szybko w usta. - Potrzebujemy jakiegoś zajęcia, zanim wszyscy wpadniemy w depresję, którą wasza dwójka emanuje na kilometr.
- Ja jestem realistką! - oburzyła się Zardi. - Dobra. - przewróciła oczyma, kiedy Black posłał jej wymowne spojrzenie. - Pesymistyczną realistką, lepiej? To chyba dlatego, że odświeżyłam ostatnio stare płyty i czasami słuchając moich ulubionych kawałków czuję, jak coś się we mnie przewraca. Wiesz, taka wewnętrzna walka tego co było z tym, co jest. Coś się zmieniło, coś pozostało takie samo, jakaś cząstka chce wrócić do przeszłości, inna wie, że musi brnąć do przodu.
- Kącik psychologiczny. - James uderzył głową o swój nocny stolik. - Właśnie otworzyliśmy kącik psychologiczny. Może wszyscy wyrzucimy z siebie, to co myślimy?
- Mogę go zabić? - Zardi spojrzała na okularnika nienawistnie. - Będę bardzo, bardzo niedelikatna, a możesz mi wierzyć, że pod całą moją łagodnością kryje się prawdziwy diabeł. - James wybuchnął śmiechem, a dziewczyna wyglądała jakby walczyła z przemożną ochotą rzucenia się na niego z pięściami. - Potter, wiedz, że twoje planowane rodzicielstwo stoi pod znakiem zapytania, ponieważ czuję, jak moja noga sama rwie się do kopnięcia cię prosto w między nogi.
Przewróciłem oczyma postanawiając zignorować ich przepychanki. Byli niemożliwi, ale nie chciałem wiedzieć, co jeszcze wymyślą żeby czerpać satysfakcję z tej walki na słowa. Zamiast tego objąłem siedzącego przede mną Syriusza w pasie i oparłem brodę o jego ramię patrząc w stronę okna. Pogoda najwyraźniej się uspokoiła odrobinę, ponieważ wiatr nie wył już tak straszliwie, a śnieg nie szalał za szybą zasłaniając widoku. Wprawdzie wszystko na zewnątrz wydawało mi się idealnie białe, ale podejrzewałem, że wbrew pozorom wcale nie spadło tak dużo śniegu. Taką miałem nadzieję, ponieważ „wycieczka” na zielarstwo w dniu jutrzejszym mogłaby okazać się przeprawą przez góry w styczniu.
- Wróćmy może do tematu przyszłości. Jak do tej pory nie pytała was o to, co planujecie robić po szkole. - byłem wdzięczny Zardi za to, że wybrałam bezpieczny temat, przy którym nikt nie powinien się z nikim pobić.
- Ja planuję zostać Aurorem. - James wzruszył ramionami dla podkreślenia oczywistego faktu. - Nadaję się idealnie. Jestem przystojny, inteligentny, utalentowany, wysportowany.
- Skromny. - dodałem.
- Cicho, to sprawa drugorzędna. Auror nie musi być skromny.
- Auror nie, ale James Potter powinien.
- Syriusz do skromnych nie należy i też planuje zostać Aurorem, więc najwidoczniej takie przymioty są nam potrzebne, czy raczej ich brak jest niezbędny.
- Nasza przyszłość zapowiada się świetlano jeśli trafi się więcej głupich Aurorów w tym pokoleniu. A ty, Remi?
Zawahałem się. Czy ja w ogóle podjąłem jakąś ostateczną decyzję? Byłem wilkołakiem i nie mogłem o tym zapomnieć. Nie miał bym nic przeciwko uczeniu w szkole, ale możliwość nauki, jaką zaoferował mi dyrektor, a praca z dzieciakami to dwie różne rzeczy. Nie mogłem liczyć na to, że Dumbledore będzie dla mnie tak łaskawy. Nawet nie odważyłbym się prosić go o coś takiego.
- Otworzę agencję detektywistyczną. Na początku będzie pewnie trudno, ale z moimi zmysłami nie powinienem mieć problemu z wyrobieniem sobie dobrej opinii w tym zawodzie.
- Możesz otworzyć agencję blisko cukierni mojej mamy. - zauważył Peter, który w końcu wtrącił się do rozmowy. - Po szkole będę się w niej uczył żeby przejąć interes, więc będę mógł ci od czasu do czasu podrzucać coś smacznego.
- Brzmi jak niezły układ. - przyznałem już wyobrażając sobie, jak siedzę we własnym biurze i opycham się wypiekami matki przyjaciela. - A ty? Co ty planujesz? - zapytałem Zardi.
- Będę czarownicą-pustelnikiem. - dziewczyna wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się niepewnie widząc nasze zaskoczone, zdezorientowane spojrzenia. - Zaszyję się na odludziu i będę przyjmować magiczne zlecenia od mniej utalentowanych czarodziejów i mugoli. Wiesz, taka wioskowa wiedźma. Taki jest plan, ale co z niego wyjdzie, nie mam pojęcia. Myślałam o tym długo i prawdę mówiąc nie nadaję się do niczego, więc to byłoby najsensowniejsze rozwiązanie. Chatka w lesie niedaleko morza i gór, żebym miała wszystko pod ręką, w zależności od humoru. Nie wiem tylko, co z tego wyjdzie.
- Inaczej mówiąc, nie masz pojęcia kim chcesz być po szkole? - podsumował James.
- Właśnie ci powiedziałam, że planuję być czarownicą-pustelnikiem.
- Zardi...
- Dobra, już dobra! Nie wiem, co chcę robić, więc wybrałam jakąś średniowieczną opcję, która mi się wymarzyła podczas czytania jakiejś książki.
- Możesz wejść do spółki ze mną. - zaproponowałem nawet o tym zbyt wiele nie myśląc. - Przy niektórych zadaniach na pewno przyda się mi kobieca ręka. No i będziemy mieli oko na siebie nawzajem. Co ty na to?
- Jesteś pewny? - dziewczyna patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Wyraźnie nie spodziewała się tej propozycji, ale i ja nie wiedziałem, że czuję potrzebę pracy z kimś, z kim mógłbym rozmawiać swobodnie, kto pilnowałby moich pleców, kiedy na robiłbym dla tej osoby to samo. - Przyjmijmy, że wstępnie się zgadzam.
- Cudownie! - naprawdę się cieszyłem. Praca detektywa z przyjaciółką u boku na pewno będzie ciekawsza i bardziej owocna. Poza tym, jeśli nie uda nam się pozyskać klientów, będziemy mogli wspólnie wymyślić jakąś alternatywę.
- Już widzę te tabuny starych czarownic, którym zginęły koty i które potrzebują kogoś, kto odnajdzie ich słodkie futerkowe dzieciaczki.
- Oj, zamknij się, Potter! - Zardi machnęła na niego ręką poirytowana, chociaż po jej ustach błąkał się uśmiech prawdziwej radości. Ona naprawdę nie wiedziała, co ze sobą począć i to w stopniu większym ode mnie. Nic dziwnego, że byliśmy tak dobrymi przyjaciółmi. W końcu było w nas coś, co czyniło nas podobnymi do siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz