niedziela, 2 października 2016

Kartka z pamiętnika CCLXXXIX – Jace

- Spierdalać stąd! - warknąłem, kiedy przyjaciele przekroczyli próg Skrzydła Szpitalnego i jedno spojrzenie na mnie sprawiło, że wybuchnęli śmiechem. Wiedziałem dlaczego. Alec-zdrajca powiedział im, co mi się przydarzyło i teraz mieli ubaw po pachy, podczas kiedy ja miałem ochotę popełnić samobójstwo ze wstydu. Chociaż... - Planowałem się zabić, ale teraz dochodzę do wniosku, że powinienem zabić was, a później upozorować zbiorowe samobójstwo. Nawet nie wiecie, a zostawicie pieprzony list pożegnalny.
- Stary, było pomyśleć zanim się w to wpakowałeś. My teraz w brutalny sposób uczymy cię rozsądku. - Matt uśmiechnął się zarozumiale i drapieżnie, jak drapieżnik spoglądający na bezbronną ofiarę. - Poza tym, jesteśmy przyjaciółmi i mężczyznami, więc to co wiemy zostaje między nami, ale tego samego nie można powiedzieć o twojej dziewczynie, która pewnie i tak już wygadała się Izzy i kilku innym koleżankom, a one powiedzą swoim chłopakom i...
- Stul pysk!
- Prawda boli, co?
- Clarissa nie będzie tego rozpowiadać. To była porażka zarówno dla mnie, jak i dla niej.
- Co nie przeszkodzi jej w poufnym zwierzeniu się kilku kumpelom, które mają za długie języki...
- Przyszedłeś się nade mną znęcać?
- Tak i nie. Ominęło cię jedno wydarzenie, więc postanowiliśmy cię oświecić. Odwołano dzisiaj zajęcia, bo coś się stało w Hogsmeade. - Matt rozejrzał się konspiracyjnie wokół siebie. - Nauczyciele kazali nam wszystkim siedzieć w dormitoriach i dopiero niedawno nas wypuścili.
- A to oznacza, że wy...
- Tak, to znaczy, że siedzieliśmy kilka godzin w babskim kiblu, bo nie mogliśmy przecież iść do Hogsmeade za całą bandą nauczycieli. - prychnął Gregoire. - Nie ma nic nudniejszego niż babski kibel! Będzie mi się to śnić nocami.
- Ale łatwiej ukryć się w kabinie niż w pisuarze. - zauważył Samuel. - Dopóki nie znajdziemy bezpieczniejszego miejsca, musimy pozostać przy tym, które mamy.
Alec tylko przewrócił oczyma, nie wtrącając się do kłótni chłopaków. Utkwił we nie brązowo-zielone spojrzenie i kiwnął głową w geście oznaczającym pytanie. Nieme „jak się czujesz, tak w ogóle?”
- Nie jest źle. - odpowiedziałem ignorując przepychankę słowną Matta, Sama i Grega. - Wieczorem mnie wypuszczą, a do tego czasu mam odpocząć i wypić litr paskudnego, zawiesistego szlamu w kolorze pomarańczowym. Nie smakuje najgorzej, ale ciągnie mnie po tym na wymioty. Mam zakaz wysiłku fizycznego przez tydzień. - dodałem - Mój organizm musi zacząć na nowo współpracować z mięśniami.
- Ostrzegałem cię.
- Jakbym kogokolwiek słuchał. - zauważyłem zgryźliwie.
Cóż, znałem samego siebie aż nazbyt dobrze. Nigdy nikogo nie słuchałem, a później żałowałem swojego uporu i głupoty. Alec może i był moim przyjacielem od dzieciństwa, ale to wcale nie znaczyło, że potrafił przegadać mi do rozsądku.
- Jace, Jonathan, braciszku! - czarne tornado wpadło do Skrzydła Szpitalnego jak oszalałe i rzuciło się na moje obolałe ciało. Jęknąłem, ale dziewczyna po prostu to zignorowała. Izz nigdy nie przejmowała się tym, że może sprawić mężczyźnie fizyczny ból. Wręcz przeciwnie. Uważała, że tylko w taki sposób, może pokazać kto tutaj rządzi, a niewątpliwie rządziła właśnie ona.
Isabelle była rodzoną siostrą Aleca i uważała się za moją przyrodnią, młodszą siostrzyczkę. Była nie tylko sadystycznie pewna siebie, nieprzejednana, uparta na równi ze mną i twarda. Była także niesamowicie piękna i potrafiła to wykorzystać. Wprawdzie los poskąpił jej wzrostu, ponieważ była zdecydowanie niższa od swojego wysokiego brata, ale odznaczała się urodą godną bogini. Jej czarne, falowane włosy sięgały pasa, a ciemne oczy były wielkie, jak dwie studnie. Nad ustami miała drobny, ciemny pieprzyk, za który przed wiekami kobiety byłby w stanie zabić. Pełniejsze biodra i piersi oraz idealna krzywizna talii czyniły ją atrakcyjniejszą nawet niż moja dziewczyna, chociaż tego nigdy bym nie powiedział żadnej z nich. W końcu Clarissa i Isabelle nie tylko były przyjaciółkami, ale także ex-dziewczynami. Rozstały się z mojego powodu i chociaż miało to miejsce dwa lata temu, nadal nie wiedziałem jakim cudem zdołałem pokonać Izz w walce o Clary.
- Nic ci nie jest? - zatroskana dziewczyna złapała w dłonie moją twarz i wpatrywała się we mnie wyczekująco szklistymi oczyma, jakby miała się zaraz rozpłakać.
- Yyy, jeszcze jestem cały, ale zaraz mnie rozgnieciesz. - zauważyłem z dziwacznym akcentem, ponieważ Izz ściskała moje policzki, przez co usta ułożyły mi się w paskudny dzióbek.
- Clarissa powiedziała mi, co się stało. - pogłaskała mnie po twarzy troskliwie. - Przedwczesna starość się o ciebie upomniała i nie podołałeś seksualnym potrzebom swojej dziewczyny.
Sam nie wiedziałem, czy mówi to na serio, czy tylko się ze mnie nabija pragnąc mi dopiec. Nie wątpiłem, że Izz chętnie odzyskałaby swoją wielką miłość, jaką była Clarissa. Sam, który z kolei podkochiwał się w Isabelle nie miał łatwego zadania, chcąc się wkupić w łaski naszej królowej na szpilkach. Nie ważne ile razy okularnik nie prosiłby o pomoc Aleca, chłopak zawsze odmawiał i mówił, że jego siostra sama decyduje kto jest wart jej uwagi, a kto nie.
- To nie do końca było tak. - zauważyłem dotknięty jej insynuacją.
- Nieistotne. Fakty i tak pozostają niezmienne. Nie zadowoliłeś swojej dziewczyny i miałeś czelność się pod nią załamać!
Przyjaciele ryknęli śmiechem. Izzy zmierzyła ich wściekłym spojrzeniem, ale nie skomentowała. Nawet Alec się śmiał, więc podejrzewałem, że tylko dlatego dziewczyna postanowiła zignorować wycie niemal pokładających się chłopaków.
Jak to możliwe, że zamiast zaoferować mi wsparcie, oni wszyscy znęcali się nade mną? Gdyby to przytrafiło się dziewczynie, każdy by jej współczuł, starałby się ją pocieszyć, podnieść na duchu, posypałyby się podnoszące na duchu zapewniania, że nic się nie stało. Ja byłem jednak chłopakiem, więc moi najlepsi przyjaciele nabijali się ze mną jak z różowego osła, chłopak, który był dla mnie jak brat rozgadał co mi się przytrafiło, moja dziewczyna zwierzyła się przyjaciółce i teraz nawet ta, która była mi jak siostra próbowała wdeptać mnie w ziemię.
- Może to pierwsze objawy impotencji.
- Że kurwa, co?! - niemal zakrztusiłem się przy tym własną śliną.
- Nie- nie mogę- oddychać! - Matthew leżał na ziemi i zwijał się ze śmiechu.
- Nie wstydź się. Każdemu może się to przytrafić. Nie mówię, że teraz! - widząc moją chęć mordu zrobiła dwa kroki do tyłu. - Z mężczyznami różnie bywa, ale nie martw się, bo będziesz miał oje pełne wsparcie w takiej chwili. Kiedy ty już nie będziesz w stanie, ja chętnie zaspokoję za ciebie Clarissę.
- Alec, wyprowadź stąd swoją siostrę zanim zrobię jej krzywdę kosztem własnego zdrowia. - syknąłem. - Naprawdę, jeśli chcesz jeszcze mieć siostrę, każ jej wyjść.
- Izzy, nie przesadzaj. - Alexander upomniał dziewczynę poważniejąc w przeciągu chwili. - Wiesz, że faceci są przewrażliwieniu na pewnych punktach, więc nie próbuj nawet walki z ich ego. Nie wspominając, że ci tutaj teraz leją ze śmiechu, ale w razie potrzeby pomogą Jonathanowi ukryć zwłoki.
- A mówi się, że solidarność jajników nie ma sobie równych. Widać braterstwo jąder też ma swoją moc. No cóż, przyszłam sprawdzić jak się czujesz, a teraz idę donieść Clary, co u ciebie. Biedula wstydzi się spojrzeć ci w oczy, chociaż to tobie powinno być wstyd. Nie ważnie, nie istotne, nie było tematu. Przekażę jej, że kochasz, całujesz, tęsknisz, ale nadal jesteś sztywny w kościach, za to flak między nogami. - roześmiała się i uciekła na swoich niebotycznych szpilkach zanim zdążyłem w ogóle sięgnąć po poduszkę, którą chciałem w nią rzucić.
- Jeżeli ona będzie miała kiedyś męża... spojrzałem na Samuela, który przełknął ciężko ślinę, kiedy wszyscy na niego patrzyliśmy.
- Hej, miłość nie wybiera, dobra? Poza tym, ona się mną nie interesuje, więc może nie będzie tak źle.
- Będziesz jednym, który będzie ją chciał. - zauważył rozsądnie Gregoire. - Teraz chodzi z Jadem, ale to przejściowe. Jesteś jedynym naiwniakiem, który wie, jaka Izz jest naprawdę.
- Zostawmy miłosne wzloty i upadki na walentynki. - zaproponowałem mając już dosyć tematu, który w każdej chwili mógł przerodzić się w wielkie nabijanie się ze mnie. - Mówiliście coś o odwołanych zajęciach i tych sprawach...
- A, no tak! - Matt klasnął w dłonie. - Ale problem w tym, że nie mamy pojęcia, co się działo.
- Czas więc założyć podsłuch u dyrektora i w kilku innych miejscach. - zadecydowałem, a sądząc po wyraźnym zainteresowaniu przyjaciół, miałem ich w garści.

 

MS Jace

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz