niedziela, 25 września 2016

Kartka z pamiętnika CCLXXXVIII - Gregoire

Tutaj mnie znajdziecie mnie:
Twitter - przesiaduję tam niemal cały czas, więc jeśli macie pytania lub chcecie po prostu napisać to zapraszam ^^
Tumblr

Na początku byłem jeszcze w stanie się skoncentrować, ale w pewnym momencie straciłem rachubę i sam nie wiedziałem ilu nauczycieli opuściło szkołę. Nie miało to jednak większego znaczenia, ponieważ kiedy drzwi zamknęły się za nimi szczelnie, odetchnąłem z ulgą. Mimo wszystko ani ja, ani Alexander nie odważyliśmy się wyjść z Wielkiej Sali na korytarz, nie mając pewności, czy jakiś spóźniony profesor nie biegnie za tamtą grupą. Nie chcieliśmy wtopić przez własną głupotę i niecierpliwość. Nadal było zimno, ale czekaliśmy cierpliwie gotowi wyjść lub uciekać, w zależności od sytuacji. Obawiałem się jednak, że moje zziębnięte ciało nie będzie szczególnie posłuszne, jeśli przyjdzie mi je ruszyć z miejsca. Nigdy nie lubiłem zimna, a teraz czułem się tak, jakbym biegał w samym swetrze i cienkich spodniach wokół zamku przez ostatnie dwie godziny.
Kiedy niespodziewanie w drzwiach Wielkiej Sali pojawiła się głowa Matthew, napięcie, które dotąd czułem opadło. Jeśli on i Sam poruszali się swobodnie po zamku, był to znak, że zagrożenie bycia zauważonym minęło i okolica była czysta.
- Dlaczego kleisz się do Aleca? - Matt nachmurzył się i z miną nachmurzonego księcia posłał w moją stronę całą serię gromów.
- Otworzyli drzwi, idioto! - prychnąłem. - Wiesz jaki był tutaj przeciąg?!
- Więc pójdź w me ramiona! Mogę zapewnić, że jestem cieplejszy od Aleca. - Matt wyszczerzył się rozkładając ramiona.
Miałem ochotę go uderzyć, ale w przeciwieństwie do chłopaka, do którego teraz się lepiłem, Matt nie sterczał na przeciągu, a więc zarówno on, jak i jego ubrania na pewno były ciepłe. Wiedziałem, że będę tego później żałował, ale miałem wrażenie, że z nosa zwisają mi sople. Dopadłem więc do chłopaka i przytuliłem się sprawdzając, czy aby na pewno nadawał się na ludzki grzejnik.
- Zabieraj łapy! - warknąłem, kiedy spróbował mnie objąć. Podciągnąłem do góry jego sweter i zacząłem się pod niego wsuwać. Podejrzewałem, że naciągnę go w ten sposób niczym worek na kartofle, ale mało mnie to obchodziło. Wpakowałem się na drugiego w sweter kumpla i dopiero teraz mógł zapleść ramiona na moich plecach.
- A ty co, kot? - Matthew raczej nie otrząsnął się jeszcze z zaskoczenia wywołanego moim zachowaniem, ponieważ zachowywał się normalnie, co zdecydowanie nie było w jego stylu. Nie obmacywał, nie rzucał kąśliwymi, dwuznacznymi uwagami.
- Zamknij się, bo podrapię i wtedy na pewno poznasz odpowiedź.
- Tak, tak.
- Lepiej mów czego się dowiedzieliście.
Matthew westchnął i odetchnął głęboko, co poczułem wyraźnie na górnej połowie ciała, ponieważ to właśnie nią przywierałem do piersi chłopaka. Moja kość policzkowa nieprzyjemnie stykała się z jego obojczykiem, ale to było mało istotne, tak długo, jak długo było mi ciepło.
- Prawdę mówiąc, nie jestem pewien, czy czegokolwiek się dowiedzieliśmy. Coś dzieje się w Hogsmeade. Miasto jest zagrożone lawiną, a przynajmniej ja usłyszałem coś o lawinie, ale Sam utrzymuje, że on słyszał o leżącej na ulicach padlinie.
- Obie wersje są pozbawione sensu. - głos Aleca rozległ się bliżej nas, więc podejrzewałem, że chłopak zbliżył się do naszej trójki. - Wiemy tylko, że chodzi o Hogsmeade. Wy o tym słyszeliście, a my widzieliśmy kilka osób z miasteczka. Problem w tym, że nie możemy za nimi pójść i przekonać się, o co naprawdę chodziło.
- Rzadko się z tobą zgadzam, ale w tym wypadku masz rację. - Matt przytaknął Alecowi. - Nawet ja nie jestem na tyle głupi, żeby proponować coś tak karkołomnego. Zresztą, ten tutaj na pewno nie wystawiłby nosa z zamku. - podejrzewałem, że chłopak właśnie wskazywał na mnie, ale mało mnie to obchodziło. Miał rację, nie wyszedłbym na zewnątrz za żadne skarby świata! - Chociaż, może gdybym obiecał, że później rozgrzeję go w łóżku... Auć! Ugryzła mnie cholera!
Krukon uderzył mnie w plecy, więc wypuściłem spomiędzy zębów jego obojczyk.
- Wyłaź spod mojego swetra, niewdzięczniku! - kumpel zadarł sweter do góry i odepchnął mnie od siebie. - Więcej na tym tracę, niż zyskuję! Szlag, pieprzony aseksualny wampir się znalazł! Boli jak jasna cholera! - zaczął masować miejsce, które ukąsiłem.
- I dobrze. To miało boleć.
- Zanim przejdziecie do obrzucania się wyzwiskami, proponuję znaleźć bezpieczniejsze miejsce. - Samuel, który do tej pory miał oko na korytarz w końcu włączył się do naszej kłótni jako głos rozsądku. - To, że nauczyciele wyszli, nie oznacza, że woźny gdzieś się tutaj nie czai.
- Dobra, wracamy do kibla. Nie patrz tak na mnie, zmarzlaku! Skoro kazali wszystkim wracać do dormitoriów, to znaczy, że nie zdołamy wrócić do siebie bez wzbudzania podejrzeń. Musimy poczekać na bezpieczniejszy moment.
Nie podobało mi się to, ale Matthew miał rację. Powrót do dormitoriów nie wchodził w grę. Nagle zatęskniłem za ciepłym pokojem wspólnym i jeszcze cieplejszą sypialnią, za kominkiem i moim łóżkiem.
- Ruszamy. - Samuel upewnił się, że jest bezpiecznie i machnął na nas ręką, poganiając.
Starając się zachować ostrożność i ciszę, ruszyliśmy za nim. Podejrzewałem, że spotkanie z woźnym byłoby najgorszym, co mogłoby nas teraz spotkać, więc postanowiliśmy być podwójnie ostrożni. Na śmierć zapomnieliśmy jednak o parszywym kocie woźnego, ale on postanowił nam o sobie przypomnieć w najgorszy możliwy sposób – przeciągłym, głośnym miauczeniem syreny alarmowej. Myślałem, że wyzionę ducha, kiedy za naszymi plecami rozległo się to koszmarne wycie obdzieranego żywcem ze skóry zwierzaka.
- Zabiję! - Matt aż pobladł na twarzy, kiedy serce podeszło mu do gardła. Odwrócił się w stronę kota i uśmiechnął drapieżnie. - Chodź do tatusia, gnoju. Nie bój się, nie wypruję ci flaków i nie narysuję nimi pentagramu. - kot musiał wyczuć nieczyste zamiary chłopaka, ponieważ ucichł momentalnie i chwili, kiedy Matthew rzucił się w jego stronę, zwierzę wzięło nogi za pas i zwiało w stronę, z której wcześniej przyszło niezauważone przez naszą czwórkę. - Dopadnę tego pchlarza i łapy z dupy powyrywam! - warknął Krukon. - Idziemy.
- Co chciałeś jej zrobić? - Alec spojrzał podejrzliwie na kolegę z Domu.
- Wypieprzyć za drzwi na mróz. - blondyn wzruszył ramionami. - To on ma fetysz pentagramów, nie ja. - wskazał Samuela, który uśmiechnął się niepewnie. Sam miał fetysz na punkcie wszystkiego, co wiązało się z szeroko pojętym okultyzmem. Z tego, co wiedziałem, jego część pokoju była niemal wytapetowana różnego rodzaju pentagramami przywołań demonów, kartkami wyrwanymi z mugolskich demonologii, które kradł z bibliotek i szkicami demonów na podstawie opisów, które narysowała dla niego Clarissa.
- Sypiasz z Samuelem, kto wie, jaki ma na ciebie wpływ. - zauważyłem.
- Tylko czasami! - oburzył się Matt.
- Coraz częściej. - mruknął w ramach sprostowania Sam, ale postanowił się zamknąć, kiedy przyjaciel spojrzał na niego ostrzegawczo.
- Idziemy. - uciął Krukon.
Łazienka dziewczyn nie zmieniła się ani trochę od kiedy ją opuściliśmy, a to znaczyło, że była tak samo obskurna, mroczna i chłodna. Naprawdę zatęskniłem za moim dormitorium.
Szybko przeanalizowałem sytuację i kiedy przyjaciele rozsiedli się pod ścianą wybrałem tego, który był najcieplejszy, chociaż zboczony, a więc Matta. Alec był wprawdzie najbezpieczniejszą opcją, ale wiedziałem już, że jego ciało ma niższą temperaturę od blondyna. Usiadłem więc między nogami niebieskookiego i wbiłem mu palce w udo, kiedy miał zamiar rzucić jakimś komentarzem. Wprawdzie planował mnie za to wygonić, ale nie dałem się i zostałem na swoim miejscu.
- To był twój pomysł, więc zmierz się z konsekwencjami. - skarciłem go. - Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo przemarzłem!
- Dobrze już, dobrze. - podejrzewałem, że za moimi plecami Matt przewrócił oczyma.
Zajęliśmy się analizą sytuacji oraz snuciem insynuacji na temat tego, co mogło zwabić nauczycieli do Hogsmeade. Biorąc pod uwagę warunki pogodowe, gdzieś zapewne istniało zagrożenie lawinowe, ale raczej nie groziło miasteczku. Z drugiej strony, padlina nie wydawała nam się wystarczającym powodem na wszczynanie głupiego alarmu. No dobrze, może nie napawało nas to szczególnie optymizmem, jeśli wyobrazić sobie ulice pełne martwych zwierząt, ale jaki byłby powód takiego problemu i co mogliby wskórać nauczyciele? To nie średniowiecze, żeby bydło padało i stawało się tematem numer jeden w całej okolicy.
- Tak jest, kiedy wyśle się do podsłuchiwania głuchego. - mruknąłem.
- Tym razem ja cię ugryzę, jeśli się nie uspokoisz. - Matt szepnął mi do ucha. - Prosto w tę porcelanową, nietkniętą przez nikogo szyjkę.
- Spróbuj, a zgniotę ci te stanowczo zbyt często dotykane przez różne osoby klejnoty. - odbiłem piłeczkę.
W ten sposób na pewno do niczego nie mogliśmy dojść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz