środa, 26 października 2016

Kartka z pamiętnika CCXCI - Aaron

Siedziałem przy łóżku Florina przyglądając mu się uważniej niż kiedykolwiek wcześniej.
Prawdę mówiąc, pogodziłem się z myślą, że nigdy więcej nie zobaczę chłopaka, którego wielokrotnie mijałem na ulicy, który zawsze przyciągał moją uwagę, a do którego nigdy nie miałem odwagi zagadać. Dla niego musiałem być tylko mieszkającym w okolicy, znikającym nagle dziwakiem, którego adresu nie znał żaden z sąsiadów. O ile w ogóle przykładał jakąkolwiek wagę do mojego istnienia, w co szczerze wątpiłem.
Kiedy teraz na niego patrzyłem, zastanawiałem się jakim cudem zdołałem sobie wmówić, że to tylko mugol i zwyczajnie powinienem dać sobie z nim spokój. Czy gdybym dał temu szansę, gdybym dał szansę sobie, jego życie potoczyłoby się inaczej? Byłoby dla niego łaskawsze?
Nie byłem głupi. Czułem ten nieprzyjemny zapach bezdomnego, który otaczał Florina niczym kokon, widziałem ślady brudu na jego ubraniach i ciele, wychudzoną twarz o wystających kościach policzkowych i zapadniętych, podkrążonych oczach, brudne, splątane włosy, popękane, wysuszone na wiór usta.
„Na pewno chodzi teraz z jakąś piękną, cycatą dziewczyną, która z uwielbieniem wpatruje się w te jego heterochromatyczne oczy.” powtarzałem sobie wielokrotnie, kiedy tylko przypominałem sobie o nim w ciągu ostatnich miesięcy. „Kiedy ja siedzę na tych głupich zajęciach, on pewnie wagaruje z kumplami”. Jak to możliwe, że nigdy nie przyszło mi do głowy, że życie nie zawsze toczy się we właściwym kierunku?
- Umarłem czy jestem bliski śmierci? - wypowiedziane zachrypniętym głosem pytanie wyrwało mnie nagle z zamyślenia i prawdę mówiąc przyprawiło o szybsze bicie serca. Wystraszyłem się.
Spojrzałem zaskoczony w błyszczące niezdrowo dwukolorowe oczy chłopaka.
- Na szczęście żyjesz i będziesz żył dalej. - powiedziałem trochę piskliwie, za co od razu zacząłem się w myślach przeklinać.
- Więc to naprawę ty? - a już sądziłem, że nie zdoła mnie zaskoczyć bardziej niż dotychczas.
- Hę? - to zdecydowanie nie była najinteligentniejsza odpowiedź jakiej mogłem udzielić.
- Czyli mi się udało. - powiedział i roześmiał się, co sprawiło, że zaczął kaszleć, kiedy podrażnił na pewno wysuszone i może nawet opuchnięte gardło. Podałem mu szybko eliksir zostawiony przez pielęgniarkę, podnosząc trochę jego głowę i pomagając mu się napić.
- Co masz na myśli? - zapytałem otwarcie.
- Pewnie nie wiesz, bo niby czemu miałbyś wiedzieć, że moi rodzice się rozstali...
- Wiem o tym, babcia mi mówiła. - przyznałem wchodząc mu w słowo. Teraz to on patrzył na mnie zaskoczony. - No, co? Staruszki uwielbiają plotki.
- No... No tak. - przyznał niepewnie. - W każdym razie, rozwiedli się, a sąd przyznał opiekę nade mną mamie. Wyszła ponownie za mąż, za faceta, z którym zdradzała ojca od lat. - przerwał, a ja pozwoliłem mu się ponownie napić. - Wtedy okazało się, że to wariat i sadysta. Bił nas oboje, poniżał. Nie chcą wdawać się w szczegóły. - rzucił płaczliwie, ale biorąc kilka głębokich oddechów, które skończyły się atakiem kaszlu, zdołał się uspokoić. - Na początku myślałem, że matka jest po prostu tak ślepo i głupio zakochana. Później zrozumiałem, że to syndrom kobiety maltretowanej, że jest jak ptak uwięziony z klatce, z której nie potrafi się samodzielnie wydostać. Zaryzykowałem i rozpocząłem samodzielną krucjatę przeciwko ojczymowi. - miałem wrażenie, że Florin mówi mi to, ponieważ chciał to komuś powiedzieć, chciał to z siebie wyrzucić, a ja po prostu byłem kimś kto mógł go wysłuchać. Nie przeszkadzało mi to. Chciałem wiedzieć. Chciałem wiedzieć wszystko. - Zgłosiłem, że nas maltretuje na policje, pozwoliłem żeby w szpitalu obejrzeli moje rany i spisali protokół. Po prostu miałem dosyć i postanowiłem wziąć cały ciężar tego na siebie. Kocham moją mamę i nie mogłem dłużej znosić tego, co on jej robi. Nie oczekiwałem, że będzie łatwo i nie było. Wyrzuciła mnie z domu, ale myślę, że zrobiła to dla mojego dobra. Nie mam pewności, ale chcę w to wierzyć. Chcę wierzyć, że zrobiła to żeby on mnie nie zabił. Zanim odszedłem upewniłem się jednak, że nie została z nim w tym domu, ale odeszła razem z ludźmi, którzy mogli jej pomóc dopóki nie stanie na nogi. Tak wylądowałem na ulicy. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że jestem słaby, więc zanim ulica mnie zabije, postanowiłem znaleźć w sobie odwagę na zrobienie tego, na co zawsze miałem jej za mało.
- Nie jesteś słaby! - zaprzeczyłem, ale on tylko uśmiechnął się do mnie melancholijnie.
- Kiedy wróciłeś do domu na wakacje śledziłem cię, wypytywałem o ciebie ludzi. Wiadomości, które zdobyłem były mętne, mało precyzyjne, ale jakimś sposobem dowiedziałem się mniej więcej, gdzie się uczysz i postanowiłem tu przyjść, zobaczyć cię ostatni raz. - Florin wziął głęboki oddech, jakby przygotowywał się do podjęcia niesamowitego wysiłku fizycznego i psychicznego. - Zawsze widziałem w tobie księcia z bajki, której nie byłem częścią. - patrzyłem na niego zszokowany, nie do końca rozumiejąc, co chce mi powiedzieć. - Uznałem, że zanim ulica mnie wykończy, zanim zamarznę jak wielu bezdomnych przede mną, chcę ostatni raz zobaczyć mojego księcia z bajki.
Patrzyłem w jego smutne, kolorowe oczy i poruszałem otwartymi ustami jak ryba. Musiałem wyglądać koszmarnie skoro Florin zaczął się śmiać.
- Przepraszam, wiem że to musiało cię zaskoczyć. Jeśli czujesz obrzydzenie, możesz wymiotować, przygotowałem się na wszystko.
Miałem ochotę go uderzyć. Zacisnąć dłoń w pięść i trafić nią dokładnie w ten jego kościsty podbródek.
- Kurwa! - syknąłem wściekle i złapałem go trochę zbyt brutalnie jedną dłonią za policzki, przez co jego usta ułożyły się rybi dzióbek. - Kurwa! - powtórzyłem i wpiłem się w jego usta mocno, zdecydowanie niezgrabnie, ale za to wymownie. Miałem w nosie to, że śmierdział jak stary cap, że był brudny po zapewne całych tygodniach bez kąpieli.
Odsunąłem się otwierając oczy i patrząc w wielkie spodki jego oczu. Prawe było kojąco niebieskie, lewe niebezpiecznie czekoladowe. Czułem satysfakcję płynącą z faktu, że teraz to on zaniemówił.
- Chcę spróbować. - powiedziałem pewnie. - Nie pozwolą ci tu zostać, ale ja na pewno nie pozwolę żebyś wrócił na ulicę. Coś wymyślę. Zaufaj mi. - zapewniłem i roześmiałem się nie mogąc się powstrzymać. Byłem szczęśliwy. Do tej pory moje uczucia zawsze były nieodwzajemnione, a teraz okazało się, że ktoś kogo spisałem na straty ofiarował mi coś, czego do tej pory nikt nie zechciał zrobić. - W końcu jestem twoim księciem z bajki, więc muszę pomóc mojej księżniczce w opałach. - Florin nadal nie wiedział, co powiedzieć, ani jak zareagować. - Podkochiwałem się w tobie, jako dzieciak. - wyrzuciłem z siebie.
Chłopak zrobił się nagle czerwony jak burak i schował twarz w dłoniach.
- Florin? Co się stało? - zaniepokoiłem się.
- G-gdybym wiedział, nigdy bym tu nie przyszedł. - powiedział zza zasłony swoich rąk. - Wyglądam koszmarnie.
- Hę?! - jęknąłem niemal się przewracając. - Odynie jednooki, daj mi siłę. - co za głupek! - Nie zaprzeczę, że do najpiękniejszych księżniczek jak na razie nie należysz, ale to stan przejściowy. - prychnąłem. - Poczekaj, zapytam pielęgniarki, czy możesz się wykąpać, a później coś zjesz. Kiedy ostatnio miałeś cokolwiek w ustach? - chłopak milczał, więc podejrzewałem, że nie do końca pamięta lub woli się tym nie chwalić. - Dobra. Daj mi chwilę.
Pobiegłem do gabinetu szkolnej pielęgniarki i poprosiłem o pozwolenie na wyszorowanie mojego „bezdomnego kolegi”. Zgodziła się z wyraźną ulgą, co wcale mnie nie dziwiło. Obiecała zadbać w tym czasie o jakiś lekki posiłek dla niego. Nie chciała żeby jego wygłodzone ciało odrzuciło normalne jedzenie. Cóż, ona wiedziała najlepiej, co ma robić.
Wróciłem do Florina zadowolony z życia. W końcu właśnie zyskałem chłopaka. Może coś pójdzie nie tak, może nam nie wyjdzie, ale chciałem spróbować, chciałem na ruinach jego dotychczasowego życia zbudować coś wyjątkowego.
- Zaczekaj, zaniosę cię. - zaoferowałem, kiedy blondyn usiadł na łóżku i wyraźnie zakręciło mu się w głowie. Odmówił speszony, jakbym złożył mu co najmniej niemoralną propozycję, ale zignorowałem go. Nie robiąc sobie nic z jego protestów i prób odepchnięcia mnie od siebie, wziąłem go na ręce. - Upuszczę cię, jeśli się nie uspokoisz. - ostrzegłem. Był lekki, co mnie nie dziwiło, ale przyznać musiałem, że smród jego ubrań sprawiał, że niemal łzawiły mi oczy. W łazience posadziłem go na metalowym krzesełku pod prysznicem i kazałem mu się rozebrać. Sam również zacząłem zdejmować ubrania.
- C-co ty robisz?! - zająknął się piskliwie.
- Nie widzisz? Przecież nie będę cię kąpał w ubraniach.
- A-ale...
- Florin, współpracuj ze mną, dobrze? Jeśli tak się wstydzisz, zamknij oczy. A teraz zdejmuj te śmierdzące dziady. Dam ci nowe ciuchy, więc tych możesz się pozbyć. - rozebrałem się do bielizny i krzyżując ramiona na piersi czekałem.

Florin

1 komentarz:

  1. Urocze choc wolalabym Aarona z Cirillem :3 ale wiem ze i tak wyjdzie cos ciekawego z tego.

    OdpowiedzUsuń