środa, 18 stycznia 2017

Kartka z pamiętnika CCXCIX - Karel Mares

Leżałem przytulony do boku wciąż śpiącego Thomasa, wodząc delikatnie palcami po jego piersi i zastanawiając się, jak to możliwe, że uskrzydlająca mnie miłość była uznawana za coś odrażającego, chorego i grzesznego. Dlaczego jednym pozwalano kochać, a innym tego zabraniano? Dlaczego niektórzy ludzie potrafili zaakceptować związek homoseksualny, ale brzydzili się romantyczną miłością między rodzeństwem, jakby to czyniło kogoś trędowatym? Co złego było w miłości mojej i Thomasa?! Kiedy myślałem o tym ostatnim razem, rozbawił mnie fakt, że ludzie opierający swoją wiarę na Biblii potrafili mieszać incest z błotem. W ich Świętych Księgach związki seksualne między osobami blisko ze sobą spokrewnionymi były normalne, sam nawet czytałem fragment, w którym córki upiły ojca żeby spłodzić dzieci! A jednak ktoś powiedział im, że wtedy to było dobre i przyjazne ich Bogu, ponieważ więzy krwi nie były w tamtych czasach tak silne jak teraz. A więc, zapominając o kwestii płci, tysiące lat temu mój związek byłby uznawany za dobry, ale w dzisiejszych czasach był odrażający? Czy to miało jakikolwiek sens?!
- Mmm, dlaczego nie śpisz? - Thomas spojrzał na mnie spod przymrużonych snem powiek i mrugał zaciekle uznając, że to pomoże mu się dobudzić.
- Myślałem. - uśmiechnąłem się zaczepnie siadając na łóżku. - W przeciwieństwie do ciebie, ja potrafię myśleć, mój drogi.
- Ha, ha, ha! - prychnął urażony. - O czym myślałeś? - on również podniósł się do siadu i przeczesał dłońmi włosy, odgarniając je do tyłu.
- O nas. Czy to nie oczywiste? - pogładziłem dłonią jego szorstki od zarostu policzek i dałem mu lekkiego buziaka. - Mama jest coraz bardziej zaciekła, kiedy tematem są dziewczyny, więc musimy zadziałać tak, żeby dała nam spokój na naprawdę długo.
- Ale jak? Masz jakiś pomysł? Taki, który naprawdę zadziała? - Thomas pocierał policzkiem o moja dłoń, jak łaszący się kociak.
- Tak się składa, że mam. Powiem jej, że jestem impotentem i próbuję to wyleczyć, ale właśnie dlatego rozstałem się z dziewczyną. Ty wiesz o wszystkim i dlatego postanowiłeś, że dopóki nie będę zdrowy, nie będziesz miał żadnej partnerki. W końcu jesteśmy bliźniakami, więc nie zdziwi jej, że starasz się pomóc mi jak tylko możesz i nie chcesz żebym czuł się źle przez to, co mi dolega.
Patrzyliśmy na siebie z Thomasem przez dłuższy czas. Ja czekałem na jego reakcję, on zaś najwyraźniej ważył w myślach moje słowa. Byłem mężczyzną, dumnym samcem. Dla kogoś takiego jak ja przyznanie się do impotencji, nawet jeśli zmyślonej, było koszmarem, jakąś przegraną, poniżeniem. I dlatego to właśnie ja musiałem to zrobić, to ja musiałem odgrywać przed matką upodlającą rolę drapieżnika w cyrku.
- Karel...
- Thomas, to muszę być ja, wiesz o tym. Z nas dwóch to ja jestem bardziej skłonny do wyznania tego matce. Ty nigdy byś się do tego przed nią nie przyznał. A już na pewno nie przed ojcem, jeśli to do niego dojdzie. Zachowywałbyś się jak zraniony tygrys. Nie mamy wyjścia. Nie chcę żeby mama była bardziej podejrzliwa niż już jest, nie chcę żeby węszyła, umawiała nas z przypadkowymi dziewczynami, rozmawiała o nas ze wszystkimi przyjaciółkami. To konieczne.
- Kiedy? - zapytał krótko.
- Kiedy tylko nadarzy się okazja. Może nawet dzisiaj, jeśli nas odwiedzi, a zapowiadała, że będzie w okolicy, i podejmie temat. Tylko pamiętaj, że masz mi przekonująco współczuć i być po mojej stronie, ale nie przesadzać.
- Ja nigdy nie przesadzam. - mój brat uśmiechnął się zadowolony, jakby właśnie rzucił świetnym dowcipem.
- Lepiej wstawaj, głupku. To że obaj mamy dziś wolne nie znaczy, że możemy się wylegiwać w łóżku ile dusza zapragnie.
- Nmm, ty to wiesz jak zepsuć człowiekowi dzień! - Thomas ziewnął przeciągając się i niechętnie zsunął z łóżka. Nagi powlókł się do łazienki, co znaczyło, że dzisiaj to mi przypada w udziale zrobienie śniadania.
Wprawdzie lodówka była niemal pusta, ale nie miałem nic przeciwko. Poza tym udało mi się coś zdziałać, więc nie mogłem jakoś szczególnie na to narzekać. Tym bardziej, że Thomas pojawił się w kuchni z szerokim, radosnym uśmiechem, którym potrafił okazywać wdzięczność lepiej niż ktokolwiek inny. Cóż, może i czasami zachowywał się jak jakiś niewychowany barbarzyńca, ale w gruncie rzeczy był uroczy i kochający, więc nie mogłem narzekać. Zresztą był moim bratem bliźniakiem, więc musiał różnić się ode mnie pod wieloma względami żebyśmy mogli się dopełniać.
Skubiąc śniadanie, patrzyłem jak Thomas objada się swoim i znowu nie mogłem uwierzyć, że ta sielanka wspólnego życia musi być przez nas ukrywana, ponieważ inni nie potrafiliby jej zaakceptować. Równie dobrze mogliby szczerze powiedzieć, że nie pozwalają mi być szczęśliwym, ponieważ im się to nie podoba, jakby moje uczucia były przedmiotem, podobnie jak ja sam.
„Ten wazon nie pasuje do tych kwiatów, wyrzućcie go lub znajdźcie inny!”, „Ta sukienka nie pasuje do tej bluzki, musisz się przebrać!”.
- Wypij sok. - upomniałem brata, który zmarszczył brwi z niezadowoleniem, ale sięgnął po szklankę. Nie lubił pomarańczy, a ja zmuszałem go do picia soku z nich przynajmniej dwa razy w tygodniu. Był zdrowy, więc Thomas musiał się z tym pogodzić. Stoczyliśmy ze sobą wiele walk w tej sprawie, zanim chłopak uznał swoją przegraną i zaczął spełniać moje polecenie.
- Poskarżę się mamie! - prychnął pokazując mi język, kiedy opróżnił szklankę odstawiając ją na stół.
- Proszę bardzo. Sam się przekonasz, że mnie poprze i jeszcze każe ci pić sok pomarańczowy codziennie.
- Koniec tematu! Byłem grzeczny i chcę za to buziaka! - uderzył w ton rozkapryszonego dziecka. Wstał od stołu i usiadł w rozkroku na moich kolanach, stykając z sobą nasze czoła.
Gdyby tylko w jego pracy wiedzieli, że ten poważny, dumny młody mężczyzna, który z łatwością zdołałby podbić serce każdej kobiety w rzeczywistości jest tylko przerośniętym dzieciakiem...
- Oh, wiem doskonale, co planujesz i nie uda ci się to. Dzisiaj obaj mamy wolne, więc możemy w końcu porządnie wysprzątać. Nie patrz tak na mnie, obaj tutaj mieszkamy i obaj mamy ten obowiązek. Tym bardziej, jeśli spełnią się nasze przypuszczenia i odwiedzi nas mama. Lepiej żeby nie miała się o co czepiać i była w stosunkowo dobrym humorze. Wtedy będzie mi bardziej współczuć impotencji i może nawet zacznie się obwiniać, że ją u mnie wywołała ciągłym nagabywaniem o dziewczyny. Wywieranie presji, stres wywołany obowiązkiem płodzenia dziedzica i inne takie głupoty, które tylko kochającej kobiecie mogą przyjść do głowy.
Mój brat westchnął ciężko i zszedł ze mnie rzucając mi ostatnie smętne, proszące spojrzenia. Pokręciłem głową dając mu tym do zrozumienia, że nieważne jak by się nie starał, najpierw musimy zająć się obowiązkami. Obaj poszliśmy więc do łazienki. On umyć się i uczesać, ja żeby wziąć szybki prysznic. Gdyby nie fakt, że wyraziłem się jasno, co do pieszczot, mój brat nie dołączył do mnie pod strugami ciepłej wody. Niemniej jednak siedział w łazience i czekał na mnie. Podał mi ręcznik i zaoferował pomoc w wycieraniu się, którą odrzuciłem jednym wymownym spojrzeniem. W czasie kiedy ja okupowałem umywalkę, on przygotował wszystko, co miało być nam potrzebne do generalnego sprzątania.
Okazało się, że mama nas zaskoczyła. Pojawiła się, kiedy byliśmy zajęci pozbywaniem się kurzu z samej góry mebli, a więc w miejscu, które zazwyczaj omijaliśmy. Nawet magiczne sprzątanie bywa uciążliwe, więc nikomu nie chce się rzucać zbyt często dodatkowych zaklęć. Raz na miesiąc wystarczy! W końcu to mieszkanie dwóch kawalerów, nie może w nim być zbyt czysto! Nie wypada.
Po stanowczo zbyt długiej, milczącej wymienia spojrzeń, mama w końcu postanowiła się odezwać.
- Gdybyście byli tacy chętni do sprzątania mieszkając jeszcze ze mną... - mruknęła.
- Tak, my również cieszymy się z tego spotkania. - mruknąłem. Na więcej nie miałem sił, ponieważ mama złapała mnie w ciasne kleszcze swoich objęć i zaczęła obcałowywać jak małe dziecko. Thomas przyglądał się temu z niechęcią, ponieważ wiedział, że będzie następny.
- Herbaty? - zaproponował krzywiąc się, kiedy całowała go w oba policzki kilkukrotnie. - Proponuję z arszeniczkiem.
- Nie bądź wredny! - skarciła go uderzając lekko w głowę. - Ale tak, poproszę herbatę. Z mleczkiem.
Wziąłem głęboki oddech żeby uspokoić bijące szybko serce.
- A więc opowiadaj, co słychać w domu, mamo! - zacząłem rozmowę, która na pewno skończy się dla mnie bardzo niemiłym wyznaniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz