niedziela, 8 stycznia 2017

Kartka z pamiętnika CCXCVII - James Potter

Jak to możliwe, że potrafiłem pakować się w kłopoty nawet ich nie szukając? Czasami naprawdę miałem wrażenie, że to one szukają mnie. W szczególności, kiedy zaczepiały mnie podejrzane typki składające niemoralne propozycje, a w zamian za zrobienie mi dobrze oczekując, że przyłączę się do jakiejś szemranej organizacji. Dlaczego ja?! Czy oni zrzeszali największych zboczeńców w szkole i dlatego padło właśnie na mnie?
Prawdę mówiąc, łudziłem się, że Śmierciożercy, czy jak im tam było, dali sobie ze mną spokój. Kiedy jednak spotkałem się na podejrzanie pustym korytarzu z... Bastianem, tak mu chyba było, nie miałem już więcej żadnych złudzeń. Nadal byłem gorącym towarem na czarnym rynku zła.
- Niech zgadnę, to nie jest przypadkowe spotkanie? - rzuciłem do chłopaka siląc się na słaby żart.
- Na świecie nie ma nic przypadkowego. Jest tylko przeznaczenie.
- Błagam, tylko bez takich mi tu. Moja dziewczyna jest na mnie wściekła o byle pierdołę, więc nie mam ochoty wysłuchiwać głupich morałów na temat przeznaczenia! Zaraz mi powiesz, że tak miało być, ponieważ jestem wyposzczony i teraz możesz mi obciągnąć bez poczucia winy z mojej strony.
- Hę? - chłopak spojrzał na mnie w ten szczególny sposób, który zawsze mi uzmysławia, że jestem ekscentryczny, nawet jak na standardy tej szkoły.
- A więc dzisiaj planujesz mnie męczyć bez kuszenia cudami na kiju?
- Nie skomentuję tego, chociaż mam dziwne wrażenie, że właśnie rzuciłeś sprośnym dowcipem, którego nie chcę analizować.
- No, może trochę. - wzruszyłem ramionami próbując się nie uśmiechnąć, jak miałem to w zwyczaju w takich sytuacjach.
- Nie będę cię niczym zachęcał, swoją szansę już straciłeś. Chciałem ci tylko dać znać, że odwiedzą cię trzy duchy.
- A ty co, w Dickensa się bawisz? - tym razem to ja patrzyłem dziwnie na niego.
- Dobra, przyznaję, robię sobie z ciebie jaja. - Bastian westchnął ciężko, jakby sam już nie wiedział, co ma ze mną zrobić. Chyba moglibyśmy się zaprzyjaźnić, gdyby nie był tym złym. - Mój Pan postanowił przekonać cię do przyłączenia się do nas w inny sposób. Nie chciałeś po dobroci, więc teraz spróbuje ci uświadomić, że popełniłeś błąd. W tym tygodniu będziesz miał trzy dobre sny i trzy koszmary. Co w nich zobaczysz, nie wiem, ale przygotuj się na to, że nie będzie różowo.
Czy to w ogóle możliwe żeby ktoś sterował moimi snami? Może koleś po prostu chciał wywrzeć na mnie presję? Zastraszyć mnie i w ten sposób sprawić, że rzeczywiście będą śniły mi się dziwne rzeczy? Przecież to niemożliwe, żeby przewidzieć, co takiego mi się przyśni, a wywołanie snów znaczyłoby, że ktoś będzie babrał w mojej psychice.
Zupełnie nie wiedziałem, czy powinienem traktować tego chłopaka serio.
Wpatrywałem się w niego, a on wpatrywał się we mnie. Obaj milczeliśmy i teraz zapewne moje serce powinno szybciej zabić, a może nawet powinienem się na niego rzucić i zacząć go całować, ale nie. Moje serce biło jak zawsze, a w moich spodniach zupełnie nic się nie działo. To nie mój typ faceta.
Parsknąłem śmiechem w niekontrolowanym odruchu. Merlinie, dwóch kolesi wpatruje się w siebie jak na jakimś słabym romansie.
- Co cię tak bawi?! - Bastian wydawał się oburzony moim wybuchem, ale ja zwyczajnie nie potrafiłem przestać.
Jeśli ktoś chciał grzebać w mojej poronionej głowie to powodzenia. Oby tylko nie skończył w Świętym Mungu, kiedy w końcu wydostanie się ze świata mojej podświadomości. Byłem znany z tego, że byłem debilem. Może nie powinienem czuć z tego powodu dumy, ale jednak tak właśnie było. Czy jakiś samozwańczy Pan Mroku, czy kim on tam w ogóle był, miał szansę z kimś takim jak ja? Wątpiłem w to szczerze.
- Trzy sny dobre i trzy złe. - wydyszałem, kiedy byłem już w stanie cokolwiek powiedzieć. - Niech i tak będzie. Ale muszę cię ostrzec, ze mną nie jest łatwo pogrywać. Łatwiej mnie poderwać, niż się ze mną dogadać i zdecydowanie łatwiej się zakochuję, niż daję się zastraszyć. Twój Pan tego nie wie? Więc może powinieneś mu szepnąć słówko na ten temat.
- Uważaj sobie, Potter! - chłopak spojrzał na mnie groźnie – Jest nas więcej niż może ci się wydawać i jesteśmy już wszędzie. Nigdy nie wiesz kto wbije ci nóż w plecy, więc lepiej miej się na baczności. Myślisz, że to zabawa? Mylisz się!
Odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę, z której przyszedł.
Mimowolnie znowu zacząłem się głupio i niekontrolowanie śmiać. To nie było zabawne, ale jednak cała ta sytuacja miała w sobie tyle pompatyczności, że nie mogłem nad sobą zapanować. Pojawia się nagle przede mną na pustym korytarzu, straszy mnie jakimś typem spod ciemnej gwiazdy, a później wyrzuca mi w twarz groźby, ostrzeżenia i inne takie zaraz przed odejściem? To naprawdę wydawało się sceną z podrzędnej książki dla nastolatek, takiej, która spodobałaby się Lily. Zabawne, ale to co w książkach mogłoby wiać grozą, w życiu codziennym wydawało się być zwykłym obrażaniem się na drugą osobę. Krzyk, foch i uciekamy ze łzami w oczach – jak przystało na kilkulatków.
Co za głupota! I pomyśleć, że prawie uwierzyłem w tę bajkę o snach.
Moje myśli szybko porzuciły ścieżkę o nazwie „Bastian” i skupiły się na okwieconej „Lily”. Jak miałem ją tym razem przeprosić? Prawdę mówiąc już nawet nie pamiętałem czym zawiniłem, więc mogło to mi wiele utrudnić, bo jak przepraszać za coś czego się nie pamięta? Nie czułem się winny – to wiedziałem na pewno. Nie była to pierwsza głupia sprzeczka między mną, a moją dziewczyną, więc nawet za bardzo tego nie roztrząsałem, ale wiedziałem, że ona pierwsza do mnie nie przyjdzie, więc aby się z nią pogodzić, to ja musiałem wykonać pierwszy ruch. Kwiaty już były. Czekoladki dietetyczne również. Jakąś maskotkę też jej chyba prezentowałem. Hm, jak powiedzieć „przepraszam” na sposób materialny? Mogłem próbować jęczenia, płaszczenia się przed nią i innych takich, ale nie byłem pewny, czy to pomoże.
Gdyby tylko moi najlepsi przyjaciele nie byli gejami! Peter się nie liczył, był za mało doświadczony w związkach, żebym miał ufać jego opinii przepraszając Lily. W grę wchodzili więc tylko Syriusz i Remus, ale tutaj pojawiał się problem płci. Z facetami było inaczej niż z kobietami. Chłopak albo się na ciebie gniewał, albo nie. Jedno przepraszam załatwiało sprawę, ponieważ później były trzy opcje – wybaczy; nie wybaczy; wybaczy, ale potrzebuje trochę czasu na zebranie myśli.
Cholera! Zachciało mi się związku z babą! Cóż, nie mogłem jednak zaprzeczyć, że ona jeszcze ze mną jakoś wytrzymywała i ja byłem jej na swój sposób oddany, a tego brakowało w moich poprzednich związkach.
Gdybym tylko nie dostał kosza od Severusa! Chociaż... Czy potrafiłbym się z nim umawiać na serio? Uważałem się za osobę raczej rozwiązłą i niestałą w uczuciach, więc potrzebowałem kogoś, kto potrafiłby mną sterować i siłą utrzymać przy sobie. Snape nie wydawał się osobą zdolną do czegoś takiego. A może miał stronę, o której nie wiedziałem? Może w rzeczywistości potrafił być władczy, a jednocześnie na tyle uległy żeby nam wyszło.
Cholera! Stęskniłem się za starymi, dobrymi czasami, kiedy to molestowałem go niezrażony jego gniewem. To były cudowne czasy. Teraz chyba nie odważyłbym się na poważnie do niego dobierać. Ojciec Lily zabiłby mnie gdyby się dowiedział, że zdradziłem jego córkę. Naturalnie gdyby ona nie zabiła mnie za to wcześniej.
- Ech, Potter, jesteś osłem! - powiedziałem sam do siebie. - Pójdziesz teraz do niej, powiesz przepraszam robiąc maślane oczy i będziesz miał nadzieję, że to wystarczy.
Jeśli jakimś cudem Bastian mówił prawdę i będę miał koszmary przez trzy dni, to będę w humorze dalekim od ideału, a Lily będzie się tylko bardziej wściekać. Im bardziej wściekła Lily, tym gorsza będzie moja sytuacja i tym trudniej będzie mi się pogodzić ze wszystkim, co będzie się działo w moim życiu.
Heh, nie lubiłem być tak rozchwytywany! Niezobowiązujące uczucia to przyjemność, ale kiedy w grę wchodziła wymagająca dziewczyna i z jakiegoś powodu napalony na mnie typ spod ciemnej gwiazdy, wszystko wyglądało zgoła inaczej.
Z moich ust wyrwał się pisk, a serce niemal wyskoczyło mi z piersi, kiedy usłyszałem za sobą niespodziewane:
- Co tak mruczysz do siebie jak wariat?!
Na domiar złego Syriusz uderzył mnie otwartą dłonią w plecy, co naprawdę zabolało.
- Cholera jasna, omal nie umarłem! - warknąłem na niego wściekły.
- Ha, ha, głupiego nie łatwo zabić, więc jesteś bezpieczny! - roześmiał się nic sobie nie robiąc z tego, że omal nie dostałem zawału.
Cóż, przynajmniej on cieszył się z życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz