czwartek, 23 lutego 2017

Jedni płaczą, inni się cieszą

Zapomniałam wczoraj opublikować notki! Przepraszam, przepraszam, przepraszam!

„Malinowe muffinki, malinowe muffinki, malinowe muffinki” powtarzałem w myślach biegnąc do gabinetu dyrektora i przeskakując po kilka stopni jednocześnie, aby skrócić sobie w ten sposób drogę. Podejrzewałem, że nie łatwo będzie dociec, kto uwięził Narcyzę w obrazie. Z rozkoszą zatrzymałaby ją dla siebie większość uczących się tutaj chłopaków oraz zapewne kilka dziewczyn, nie wspominając o tych, które zrobiłyby to żeby pozbyć się konkurencji w walce o faceta. Inaczej mówiąc, najmłodsza panna Black miała tylu samo wrogów, co wielbicieli.
- Malinowe muffinki! - krzyknąłem radośnie do strzegącego wejścia do Dumbledore'a gargulca i miałem nieodparte wrażenie, że spojrzał on na mnie z politowaniem. Cóż, chyba nie każdy z taką radością odwiedza dyrektora. Prawdę mówiąc, nie miałem pojęci, co rozbudziło we mnie takie zadowolenie i przypływ dobrego humoru. Może bieg na pełnych wilkołaczych obrotach lub fakt, że w końcu skorzystałem z darów mojej zakażonej krwi?
Opanowałem swoją niestosowną radochę i z miną potulnego chłopca wspiąłem się po schodach prowadzących do drzwi gabinetu. Zapukałem odczekując chwilę.
- Wejdź, wejdź, wejdź! - doszedł mnie wesoły głos dyrektora. Otworzyłem więc drzwi i przeszedłem przez próg. Dumbledore miał na sobie strój płetwonurka i właśnie wisiał na ścianie z grubego szkła ogromnego akwarium, w którym pływały przeróżne dziwaczne ryby.
- Dyrektorze? - uniosłem brwi patrząc na mężczyznę, który właśnie z klapnięciem płetw zeskoczył na ziemię. Kropelki wody rozsypały się wokół niego niczym perły.
- Prowadzę właśnie obserwacje nad pewnym fascynującym zjawiskiem. - wyjaśnił, a jego przenikliwe niebieskie oczy lśniły dziecięcą radością. - To doprawdy fascynujące! Ale podejrzewam, że nie dlatego się tu zjawiłeś. - w końcu poświęcił mi całą swoją uwagę.
- Obawiam się, że nie. - przyznałem trochę rozbawiony. - Narcyza Black została uwięziona w obrazie który wisiał na jednym z korytarzy. Na chwilę obecną znajduje się w sali transmutacji pod opieką profesor McGonagall.
Dyrektor przetrawiał tę informację przez kilka sekund.
- Idziemy! - ruszył w moją stronę.
- Yyy, dyrektorze? Może lepiej byłoby gdyby się pan przebrał? Nie żebym obawiał się, że potknie się pan na płetwach i zwróci na siebie uwagę całej mojej klasy...
- A, tak, tak! Słusznie, Remusie! Daj mi sekundkę! - mężczyzna popędził w stronę wijących się schodów na piętro i wspiął się po nich niezgrabnie. Wrócił w przeciągu minuty. Rozczochrany, ale w swoim przepisowym stroju. - No więc zobaczmy, co się tam podziało. - otworzył przede mną drzwi swojego gabinetu i pozwolił mi wyjść jako pierwszemu.
Na korytarzu zrównał ze mną krok i kazał sobie opowiedzieć wszystko ze szczegółami. Nie wyglądał na zmartwionego, ale też nie był szczególnie zadowolony. Nie mogłem mu się dziwić. Jedna z jego uczennic właśnie robiła na damę uwięzioną w wierzy, a wszystko na obrazie, z którego nie mogła wyjść, ani do którego nikt nie mógł się dostać. W końcu księżniczka, która była na nim pierwotnie na pewno już próbowała wrócić do siebie. Tylko gdzie ona mogła teraz być? Profesorowie zapewne będą chcieli ją przesłuchać, więc jakoś ją znajdą. Problem w tym, że i ja chciałem zaspokoić swoją ciekawość. Mogłem wprawdzie liczyć na to, że moja współpraca będzie potrzebna do porozumiewania się z Narcyzą, ale przecież profesorowie na pewno znali tysiące różnego rodzaju zaklęć, które mogły wyostrzyć ich zmysły. W takiej sytuacji pozostałoby mi tylko jedno – podsłuchiwać.
Dyrektor z rozmachem otworzył drzwi sali transmutacji i wszedł do środka.
- Co my tu mamy? - rzucił na wstępie, posyłając swój popisowy uśmiech moim kolegom i koleżankom z klasy. - Proszę się nie martwić, panno Black, zaraz się wszystkim zajmiemy. - powiedział do dziewczyny dziarskim tonem, najpewniej aby ją pocieszyć. W końcu McGonagall kazała mi go wezwać, a to znaczyło, że do uwięzienia Ślizgonki użyto jakiegoś większego zaklęcia, którego na pewno nie było w podręcznikach. W przeciwnym razie znałbym je i może nawet wiedziałbym jak należy je odwrócić.
- Albusie, nie możemy tego tak zostawić i o wszystkim zapomnieć. Musimy znaleźć tego, kto jej to zrobił. - usłyszałem szept McGonagall, która najwyraźniej zapomniała, że słyszę więcej niż ktokolwiek inny w tej sali. - Musimy też jakoś pomóc tej biednej dziewczynie.
- Znam kogoś, kto na pewno pomoże nam ją stąd wydostać. Muszę tylko wysłać do niego wiadomość. Do tego czasu obraz musi pozostać w moim gabinecie abyśmy mieli pewność, że nic złego się z nim nie stanie.
- A winowajca?
- Nad tym będę musiał dopiero pomyśleć, ale nie teraz. Zacznę od tego, co najważniejsze. Podczas przerwy, postaraj się poinformować o tym zajściu wszystkich naszych nauczycieli. Niech zastanowią się przede wszystkim nad tym, czy kogoś nie podejrzewają. Dodatkowo może ktoś będzie miał pomysł na to, jak znaleźć sprawcę. - Dumbledore spojrzał na mnie i uśmiechnął się. On wiedział, że wszystko słyszałem, ale nie powiedział na ten temat ani słowa. - Remusie, pójdziesz ze mną. Słyszysz Narcyzę jako jedyny.
- On ma być moim tłumaczem?! To niedopuszczalne! Żądam kogoś innego! - zapiszczała Narcyza, która nagle zapomniała o smutku i płaczu.
- Panie dyrektorze, obawiam się, że Black ma co do tego pewne zastrzeżenia. - wskazałem dziewczynę w okienku wierzy.
- Niestety, ale mamy na głowie ważniejsze sprawy, niż szukanie kogoś, kto będzie cię słyszał, a jednocześnie spełni wszystkie twoje warunki. - zwrócił się do dziewczyny dyrektor. - Mam nadzieję, że rozumiesz, że pocałunek księcia nie pomoże, żebyś wydostała się z tego obrazu. Pozwolisz więc żebyśmy od razu przeszli do pracy, czy też mamy tracić czas na szukanie ideału, który będzie w stanie cię usłyszeć?
Narcyza patrzyła na dyrektora zaskoczona. Wymamrotała niewyraźnie przeprosiny, które właśnie miałem przekazać Dumbledore'owi, ale ten powstrzymał mnie ruchem ręki. Najwyraźniej domyślił się co powiedziała.
- Minerwo, zabieram ci Remusa i będę cię na bieżąco informował. - machnął różdżką otaczając obraz ochronnym zaklęciem, a następnie uniósł go kolejnym. Narcyza wylewitowała z klasy, zaś ja wyszedłem za nią. Po drodze rzuciłem jeszcze szybkie, porozumiewawcze spojrzenie Syriuszowi, obiecując w ten sposób, że wszystko mu opowiem, kiedy będzie po wszystkim.
Z dwójką moich niecodziennych towarzyszy, wróciłem do gabinetu dyrektora, w którym kuzynka mojego chłopaka wylądowała płasko na biurku. Mężczyzna rozsiadł się w swoim fotelu sięgając po pergamin i pióro. Wskazał mi jeszcze krzesło, na którym miałem usiąść, zanim zaczął redagować list do osoby, która miała okazać się pomocna.
- Jak opisałabyś to, co wydarzyło się zanim znalazłaś w obrazie? Interesuje mnie wszystko. Dźwięki, kolory, uczucia.
Narcyza zamyśliła się, po czym zaczęła opisywać dokładnie wszystkie szczegóły, jakie zdołała wyłapać, zanim przerażenie nie wzięło nad nią góry. Co jakiś czas musiałem jej przerywać żeby móc powtórzyć jej słowa, ponieważ mówiła tak kwieciście, że mój mózg zamieniał się w trąbkę i stawiał opory przed zapamiętaniem zbyt dużej liczny jej opisów.
W tym czasie Dumbledore sporządzać notatki w liście, który zdołał już napisać. Postawiwszy w nim ostatnią kropkę, złożył go starannie, wsunął do koperty i zapieczętował. Krótkim gwizdnięciem przywołał do siebie feniksa, który przymilnie potarł głową o jego dłoń, a następnie pozwolił przywiązać sobie do nogi pocztę.
- Wiesz gdzie lecieć. Zanieś mu to i poczekaj na odpowiedź.
Ptak wyleciał przez otworzone mu właśnie magicznie okno. Miałem nadzieję, że nie musi pokonać zbyt dalekiej odległości i wróci w mgnieniu oka z rozwiązaniem problemu. Wcześniej byłem po prostu ciekawy, co się będzie działo, za to teraz miałem dosyć Narcyzy. Czułem do niej żal o to, że uważała mnie za osobę do tego stopnia niewartą jej uwagi, że nawet w sytuacji, w jakiej się znalazła, nie chciała mieć ze mną nic wspólnego. Gdybym wiedział, że zachowa się w taki sposób, może wcale nie zwróciłbym uwagi Syriusza na to, że nawołuje go z głupiego płótna na ścianie. A niech ją sobie ktoś weźmie! Lucjusz znajdzie sobie lepszą partię. Milszą dla ludzi, którzy starają się jej pomóc!
- Narcyza jęczy, że zgłodniała. - przekazałem dyrektorowi wrzaski blondynki, która najwyraźniej uważała mnie teraz za swojego Skrzata Domowego. Miałem jej dosyć. - Mam jej narysować flamastrem bochenek chleba? - rzuciłem jej nienawistne spojrzenie.
- To jest jakiś pomysł, Remusie. - przyznał dyrektor. - Ale obawiam się, że to może nie zadziałać. Będziesz musiała jeszcze trochę wytrzymać, Narcyzo. Przynajmniej do czasu, kiedy znajdziemy sposób aby cię wydostać lub dowiemy się, w jaki sposób się z tobą obchodzić.
Uśmiechnąłem się zadowolony. Żałowałem, że nie mam przy sobie kanapki, żeby móc nią denerwować wredną, głupią siksę, którą była Narcyza Black.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz