niedziela, 12 marca 2017

Kartka z pamiętnika CCC - Albus Dumbledore

Znalezienie kobiety z obrazu w dormitorium Puchonów okazało się dziecinnie proste. Wystarczyło kilka odpowiednich zaklęć, aby dosłownie wykurzyć ją z sypialni, w której się ukrywała. Magiczny dym wnikał pod drzwi wszystkich pokoi symulując pożar, toteż miałem pewność, że w końcu trafi do odpowiedniego, a poszukiwana przeze mnie osoba zareaguje w spodziewany sposób. I tak też się stało.
Nawet nie stawiała oporu, kiedy trzymając ją mocno i pewnie pod ramię, prowadziłem ją pustymi korytarzami. Kątem oka spoglądałem na „malowaną” kobietę i powtarzałem sobie, że postępuję słusznie. Chodziło o zdrowie i życie uczennicy mojej szkoły, dziecka pozostawionego pod moją opieką przez rodziców, którzy mi zaufali. Nie mogłem ich zawieść, nie mogłem dopuścić do tego, by Narcyza Black podzieliła los Marty. Postawiłem sobie za punkt honoru, aby żaden więcej uczeń nie umarł w murach tej szkoły, a ten cel niewątpliwie uświęcał środki.
„Dama z Wieży nie jest człowiekiem.” powtarzałem sobie w myślach, aby pozbyć się wyrzutów sumienia. „Jest jak trójwymiarowe zdjęcie.”
- To ona. - wprowadziłem ją do mojego gabinetu, gdzie czekał na nią Gellert.
Mężczyzna odrzucił z twarzy kaptur i uśmiechnął się szelmowsko do Damy, odsłaniając ostro zakończone kły. Splótł ze sobą palce dłoni i wyciągając ramiona przed siebie, wygiął je odrobinę, by rozprostować kości.
- Bardzo się cieszę, że się spotykamy. - rzucił uprzejmie do niewyraźnej kobiety, która wydawała się zupełnie niewzruszona. - Wiele o tobie słyszałem, mimo że wieści zaczęły rozchodzić się dopiero dzisiaj. Pozwól więc, że od razu zapytam. W jaki sposób wyciągnąć dziewczynkę z obrazu, a ciebie na powrót w nim umieścić?
Rozsiadłem się za biurkiem obserwując całą scenę z pewną obawą. Wiedziałem jednak, że może do tego dojść, kiedy posyłałem po Gellerta, więc nie miałem prawa mieszać się do jego sposobów radzenia sobie z problemami.
- Nie zamierzasz odpowiadać? Więc może sprawdzę jak dobra w te klocki jesteś? - szelmowski uśmiech Gellerta poszerzył się jeszcze bardziej. Porwał z biurka różdżkę, rozpalając na jej końcu niewielki płomyk i podstawił kobiecie pod nos. - Zaciągnij się tym zapachem. Jestem niemal pewny, że nie zechcesz przekonać się, co potrafi z tobą zrobić. Mam też rozpuszczalnik do farb, który z rozkoszą na tobie wypróbuję. Nie wiem na ile nadal jesteś częścią obrazu, a na ile żywą istotą, więc z rozkoszą przeprowadzę kilka eksperymentów.
Mężczyzna odsunął różdżkę od Damy i zamachał nią ostentacyjnie. W jego dłoni pojawiła się plastikowa buteleczka do rozpylania detergentów.
- Widzisz, problem polega na tym, że jeśli nic nie będziesz chciała nam powiedzieć, nie będziesz nam potrzebna. Mój uroczy przyjaciel chce uratować dziewczynkę, a ja pragnę mu w tym pomóc. Za wszelką cenę. - Gellert z nonszalancją złapał dłoń kobiety i musnął jej wierzch, a następnie potratował ją rozpuszczalnikiem do farb z rozpylacza.
Skrzywiłem się, kiedy kobieta krzyknęła i wyrwała dłoń z jego uścisku. Kolory z jej materialnego ciała zaczęły się rozmywać, blaknąć i znikać w miejscach, gdzie jej namalowana skóra zetknęła się z wyraźnie szkodzącym jej płynem.
- No proszę, a więc to jednak działa! - mój na swój sposób czarujący kochanek roześmiał się uszczęśliwiony. - Doskonale! Czy teraz jesteś skłonna współpracować?
- Beze mnie nie uratujecie dziewczyny! - warknęła malowana Dama, przyciskając „zranioną” rękę do piersi.
- Problem w tym, że mając cię tutaj, ale nie mogąc z ciebie nic wydusić również jej nie pomożemy, więc nie widzę wtedy najmniejszego powodu aby cię tutaj trzymać całą i zdrową. Twój problem polega na tym, że ten tutaj mężczyzna, – Gellert wskazał na mnie – bezgranicznie wierzy w mój osąd sytuacji. Jeśli uznam, że nie jesteś mi potrzebna, ponieważ nie chcesz nam pomóc, pozwoli mi się ciebie pozbyć. - tym razem mój kochanek spryskał dół sukni, który od razu zaczął tracić kolory. Dama odskoczyła do tyłu, ale w zamknięty pomieszczeniu nie miała nawet gdzie uciec, gdyby próbowała. - Tracę cierpliwość. - ponownie użył rozpuszczalnika mierząc w dół. - Jeśli w przeciągu dziesięciu minut nie dowiem się tego, co chcę wiedzieć, pozbędę się twojego języka. Wtedy przez kolejną godzinę będziesz miała okazję napisać mi, jak wyciągnąć dziewczynkę z obrazu. Po godzinie będę cię na przemian rozpuszczał i palił. Zacznę od dołu, żeby wystarczyło mi na kolejną godzinę. A później zwyczajnie już cię tu nie będzie.
- Jeśli będziesz z nami współpracować, wrócisz na obraz i powiesimy cię w bezpiecznym miejscu, gdzie nikt niepowołany nie będzie miał do ciebie dostępu. Masz na to moje słowo.
Dama z Wieży wodziła spojrzeniem ode mnie do Gellerta i z powrotem.
- Ja wolałbym cię jeszcze pomęczyć i zabrać twój obraz ze sobą żeby poznać tajemnice, które skrywasz, zaklęcia, które zaginęły i eliksiry, których nie potrafimy już tworzyć, ale Albus nie chce się na to zgodzić, więc masz do wyboru dwie opcje. Albo zostaniesz w zamku jako obraz, albo zwyczajnie znikniesz powoli rozpuszczana i palona. Planowałem też spróbować cięcia nożyczkami, ale ten mięczak kategorycznie mi tego zabronił.
Podejrzewałem, że kobieta stara się ocenić naszą prawdomówność i podejrzewałem, że mogła mieć z tym problem, ponieważ żaden z nas nie kłamał, chociaż ona na pewno próbowała doszukać się fałszu w naszych słowach. Musiała jednak podjąć decyzję, a Gellert naprawdę nie należał do osób cierpliwych.
- Niech będzie. - dała nam w końcu jasną odpowiedź. - Zrobię to, pomogę dziewczynie. Ale jeśli nie dotrzymasz słowa, - spojrzała na mnie nienawistnie – pożałujesz, że ze mnie okłamałeś. Obaj pożałujecie.
- Więc może od razu pozbędę się twojego języka? - prychnął Gellert i zamachał swoim rozpuszczalnikiem. Złapałem go za dłoń, żeby przypadkiem nie dał się ponieść i nie zniszczył układu, jakie właśnie zawieraliśmy z Damą z Wieży.
- Zostaw to mi, dobrze? - zapytałem chyba zbyt łagodnie aby nie wydało się to podejrzane, ale nie potrafiłem już odnosić się do tego mężczyzny inaczej. Między mną i Gellertem wydarzyło się zbyt wiele pięknych i koszmarnych rzeczy, zbyt bliscy byliśmy utraty siebie nawzajem, żeby teraz nie cieszyć się tym, co nam pozostało.
- Dobrze, dobrze. Niech ci będzie. - mężczyzna przewrócił ostentacyjnie oczyma, jakbym był uciążliwym małolatem. Przysunął się do mnie bliżej i pociągnął mnie w dół za poły szaty. Dzięki temu, że nasze twarze były teraz na tej samej wysokości, mógł przysunąć usta do mojego ucha. - Ale gdybym pozbawił ją języka, bez względu na to, co byśmy tu teraz robili, ona nie mogłaby nikomu o tym powiedzieć.
Zarumieniłem się, ale nie dlatego, że mnie zawstydził, ale z powodu reakcji mojego ciała na jego słowa.
- Kiedy to wszystko się skończy. - obiecałem mu równie cicho. - Schowaj się, kiedy stąd wyjdę. Nie wrócę sam, ale kiedy zostanę tylko z Remusem, będziesz mógł do nas wrócić. Ten chłopak i tak mógłby cię usłyszeć, więc chowanie się przed nim nie ma sensu. Sam wiesz jak dobry jest jego słuch. Planuje otworzyć agencję detektywistyczną, kiedy skończy szkołę. Nie przypominam sobie żebyśmy kiedykolwiek taką mieli, więc życzę mu jak najlepiej.
- Poprosisz go żeby mnie sprawdził? Żeby mieć pewność, że cię nie zdradzam? - Gellert uśmiechnął się jak za dawnych lat naszej burzliwej młodości.
- Nikt poza mną nie jest w stanie z tobą wytrzymać, więc zdradami się nie martwię. - roześmiałem się, kiedy mężczyzna prychnął urażony.
Poważniejąc odwróciłem się do kobiety z nieszczęsnego obrazu, który tak skomplikował nam dzisiejszy dzień.
- Co jest nam potrzebne do odwrócenia zaklęcia, którym posłużyłaś się zamieniając się miejscami z moją uczennicą?
- Nic. Po prostu tam chodźmy.
- Wcześniej jednak chcę wyjaśnić jedną sprawę. Aby uniemożliwić kolejny taki wyskok, podejmę niezbędne ku temu środki. Będziesz bezpieczna, ale tak długo, jak długo nie powtórzysz tego, co miało miejsce dzisiaj.
- Jeśli się nie zgodzę, pozbędziecie się mnie od razu, więc czy mogę nie zgodzić się na taki układ? - kobieta prychnęła z pogardą. - Chodźmy już do tej nieszczęsnej dziewczyny. Nie chcę przebywać ani chwili dłużej z tym sadystą. - spojrzała na Gellerta z czystą nienawiścią.
Przyznaję, nie obeszliśmy się z nią delikatnie, ale też nie zmusiła nas do podjęcia ekstremalnych środków lub wyszukanych tortur. Wszystko przebiegło raczej spokojnie, więc nie powinna się tak pieklić. Daliśmy jej wybór, chociaż osobiście nie nazwałbym tego „wyborem”, nie znęcaliśmy się nad nią, a jedynie ją postraszyliśmy.
Nie miałem sobie nic do zarzucenia. Taką przynajmniej miałem nadzieję.

1 komentarz: