środa, 8 marca 2017

O tym, jak uwolniono księżniczkę z wieży

Duch profesora Binnsa obejrzał obraz ze wszystkich stron, po czym rozpoczął przydługi wykład na temat historii magii w okresie jego powstania. Nikt nie miał serca mu przerwać, chociaż wątpiłem żeby nauczyciel w ogóle zwrócił uwagę na otaczających go ludzi, nawet gdyby próbowali go powstrzymać przed zanudzeniem nas. On po prostu żył w swoim własnym świecie i nie oszukujmy się, nic więcej go nie obchodziło. Po części miałem nadzieję, że coś, co nieświadomie powie nam profesor może okazać się przydatne do wyciągnięcia Narcyzy, ale im dłużej słuchałem nauczyciela, tym pewniejszy byłem, że nie mam się co łudzić.
- Czy pan dyrektor i pan Bagshot poradzą sobie z Damą z Wieży? - zapytałem w końcu McGonagall, kiedy nadzieja na jakiś sensowny komentarz Binnsa umarła.
- Wierzę w to, Remusie. - odpowiedziała z przekonaniem, chociaż było widać, że się martwiła. - Jeżeli pan dyrektor postanowił złożyć całą tę sprawę na barki osoby spoza szkoły to na pewno uznał to za najlepsze rozwiązanie i postąpił słusznie. Nie znam pana Bagshota, ale na pewno jest osobą godną zaufania.
Za tło mając gadaninę Binnsa, wszyscy czekaliśmy z niecierpliwością na jakiekolwiek rozwiązanie naszych problemów. Slughorn w ciszy pracował nad antidotum na eliksir miłości, podczas gdy Wavele studiował uważnie płótno i widoczne na nim krajobrazy. Podejrzewałem, że chciał jakoś dojść do tego, gdzie leży wieża i w ten sposób odkryć tożsamość czarownicy, która została w niej namalowana.
- Podejrzewam, że to miejsce już dawno nie istnieje. Znam wszystkie dawne budowle za terenie Wielkiej Brytanii i żadne z nich nie odpowiada tej wieży. Stawiam na jej anglosaskie pochodzenie, ale tylko jedna osoba może to potwierdzić, a obawiam się, że może ona nie być skłonna do pomocy.
- Wypadek sprawił, że była rozmowna. - Dumbledore zjawił się w gabinecie McGonagall z ładną, chociaż niewyraźną kobietą. Było po niej widać, że nie jest człowiekiem. Każde pociągnięcie pędzla odznaczało się na jej skórze oraz sukni, a kiedy przyjrzeć się jeszcze dokładniej, można było dostrzec także sploty płótna. - Okazuje się, że nasza winowajczyni wprawdzie uwolniła się spod magii wiążącej ją z obrazem, ale jej nowe ciało jest równie wrażliwe, co każde dzieło sztuki. Bliskie spotkanie z rozpuszczalnikiem może wywołać nieodwracalne zniszczenia, podobnie jak masa innych czynników zewnętrznych, opadów atmosferycznych, promieniowanie słoneczne. Ostatecznie zgodziła się z nami współpracować, ponieważ na obrazie jest bezpieczniejsza, niż poza nim.
Byłem ciekaw w jaki sposób to odkryli, a może to ona już zdążyła się o tym przekonać i dlatego postanowiła współpracować? Mój wzrok padł na dłoń kobiety. Nakrapianą białymi, wyblakłymi plamami o rozmazanych rogach. Nie znałem się szczególnie na sztuce, ale najwyraźniej musiała się czymś „sparzyć”. Może przypadkiem pochlapała się wodą i to otworzyło jej oczy? Nie wiedziałem, ale cieszyłem się, że wszystko miało się dobrze skończyć.
Kobieta z obrazu zaczęła szeptać zaklęcie, sunąc palcami po cegłach wieży, której okienko rozbłysło. Wciągając do środka Damę, jednocześnie „wypluło” Narcyzę. Dosyć dosłownie, biorąc pod uwagę, że upadła prosto na tyłek ze stęknięciem. Podniosła się jednak wyjątkowo szybko i z wykrzyczanym pospiesznie podziękowaniem wybiegła z gabinetu. Nie dziwiłem jej się. Nic nie jadła i nie piła, ani nawet nie korzystała z łazienki zamknięta w tej malowanej wieży, więc teraz miała sporo do nadrobienia.
- Nasz problem został właśnie rozwiązany. - dyrektor uśmiechnął się do nas wszystkich. - Dziękuję, że zjawiliście się tutaj wszyscy. Mam do każdego z was jeszcze małą prośbę. Victorze, bądź tak miły i zabezpiecz nowymi runami wszystkie skrytki w ramie obrazu, kiedy tylko Horacy przygotuje eliksir, który później mu wskażę. Minerwo, musisz pomóc mi znaleźć inne miejsce dla naszej Damy. Co się zaś tyczy ciebie, Remusie, chciałbym z tobą porozmawiać w moim gabinecie. Obraz zabieram ze sobą. Horacy, ty również chodź ze mną. Przekażę ci odpowiedni przepis żebyś mógł od razu zacząć nad nim pracować.
Obraz unosił się przede mną, dyrektorem i profesorem eliksirów niczym złowrogie ostrzeżenie przed tym, co może się stać, jeśli zaufa się niewłaściwej osobie.
Gabinet dyrektora był pusty, a przynajmniej na pierwszy rzut oka. Czułem w powietrzu ciężki zapach obcej osoby, należący do Huntera Bagshota, co świadczyło o tym, że był tu jeszcze przed chwilą. Poza tym, miałem wrażenie, że słyszę jego cichy, spokojny oddech zza biurka. Może czekał na właściwy moment żeby wyjść z ukrycia, kiedy Slughorna nie będzie już w gabinecie? Nie dziwiłbym się temu. Jeśli znał profesora eliksirów, na pewno wolał go unikać. Sam chętnie schodziłem mu z drogi, nie chcąc żeby z jakiegoś powodu postanowił ponownie zaprosić mnie na swoje głupie spotkanie Klubu Ślimaka.
Dyrektor podał nauczycielowi zapisany odręcznym pismem pergamin.
- To ten eliksir. Nie musisz go testować, ponieważ mam całkowitą pewność, że jest właściwy i zadziała jak należy w miarę konieczności. Powiadom mnie, kiedy będzie gotowy.
Mężczyźni pożegnali się krótko, zapewne dlatego, że jeszcze niejednokrotnie dzisiejszego dnia mieli się spotkać. Zaledwie za Slughornem zamknęły się drzwi, a w gabinecie na biurku pojawiły się talerze z daniami obiadowymi. Jak na komendę, Hunter Bagshot wyłonił się z tajemnego przejścia i niemal rzucił się na posiłek, który Skrzaty Domowe dla niego przygotowały. Może pracował ciężko nad jakimś projektem i nie miał czasu na jedzenie w domu? To na pewno tłumaczyłoby tempo, w jakim pochłaniał kurczaka, steki oraz tony ziemniaków z sosem.
- Zjedz sałatkę. - upomniał go karcąco Dumbledore, co trochę mnie rozbawiło, chociaż było zrozumiałe. James także przedkładał mięso ponad warzywami, więc podejrzewałem, że tych dwóch starszych mężczyzn musi być bliskimi przyjaciółmi.
Spod kaptura Bagshota wymknęło się dłuższe pasmo pofalowanych siwych włosów. Nie było to jednak czymś, czym warto byłoby zawracać sobie głowę.
Zakapturzony człowiek wrócił do jedzenia, posłusznie zabierając się za sałatkę ze świeżych warzyw, chociaż jej zjedzenie zajęło mu dwa razy więcej czasu, niż wcześniej pochłonięcie mięsnych rarytasów. Dyrektor był jednak zadowolony i odwrócił się do mnie z uśmiechem, kiedy jego znajomy odstawił na blat pustą miseczkę.
- Remusie, chciałbym ci podziękować zimnej krwi i wytrwałości w pomaganiu nam wszystkim. Gdyby nie twój słuch, może zbyt późno dowiedzielibyśmy się o problemie z Narcyzą. Uratowałeś ją i chociaż ona zapewne tego nie przyzna, niemniej jednak chcę ci podziękować w imieniu jej i swoim.
- Słyszałem o twoich planach na przyszłość. - Hunter Bagshot odezwał się do mnie z pełnymi ustami. W ręce trzymał udko kurczaka, co wyglądało bardzo interesująco, tym bardziej, że nie powstrzymywał się wcale przed dalszym jedzeniem, kiedy do mnie mówił. Po prostu odgryzał wielkie kęsy i ciągnął tłumionym przez jedzenie głosem. - Są kręgi, w których łatwiej byłoby ci pracować, zapewne zdajesz sobie z tego sprawę? Na Czarnym Nokturnie miałbyś niebywale wielu klientów, którzy płaciliby krocie za twoje usługi, ale podejrzewam, że nie to chodzi ci po głowie. Mimo wszystko dobrze ci radzę, nawet jeśli jakaś sprawa wyda ci się szemrana, przyjmij ją. Sam chętnie się do ciebie zgłoszę, jeśli będę miał do ciebie jakąś sprawę.
- Dobrze, dziękuję za radę. - skinąłem głową. Wprawdzie nie do końca wiedziałem, co ten mężczyzna mógł mieć do moich planów na przyszłość i dlaczego dyrektor mu o tym powiedział, ale może naprawdę mogło mi to kiedyś pomóc.
- I jeszcze jedno, chłopcze. Nie wspominaj zbyt wielu osobom o tym, że tutaj byłem. Sam rozumiesz, jak to jest, kiedy wśród uczniów rozchodzą się plotki. Lepiej żeby wszystkie zasługi zostały przypisane gronu pedagogicznemu twojej szkoły, a nie jakiemuś przybłędzie sprowadzonemu tutaj przez dyrektora.
- Oczywiście. - znowu kiwałem głową potakująco. W tym wypadku wiedziałem już doskonale, o co chodzi Bagshotowi. Nikt nie chciał żeby Blackowie kwestionowali bezpieczeństwo uczniów i kompetencje nauczycieli.
- Na chwilę obecną to tyle, Remusie. - zwrócił się do mnie dyrektor. - Proszę, miej nadal oczy i uszy otwarte. - położył dłoń na moim ramieniu ściskając je lekko. - Dziękuję ci za wszystko raz jeszcze.
Odpowiedziałem uśmiechem i opuściłem gabinet Dumbledore'a. Było oczywiste, że moja rola już się skończyła, zaś Syriusz na pewno czekał niecierpliwie na wieści o tym, co się dziś działo.
- Merlinie drogi, nie połykaj tak zachłannie! Udławisz się! - już na dole usłyszałem dyrektora, który upominał swojego gościa.
Uśmiechnąłem się pod nosem. To zabawne usłyszeć Dumbledore'a mówiącego coś tak przyziemnego. Zupełnie, jakbym miał wyobrazić sobie śpiącą McGonagall. Chociaż nie. Tego nie chciałem sobie wyobrażać za żadne skarby świata. Wolałem pozostać przy dyrektorze będącym człowiekiem takim, jak każdy z nas. To było bezpieczniejsze od śpiącej nauczycielki transmutacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz