niedziela, 5 marca 2017

Nie narzekaj na nudę, bo możesz za nią zatęsknić

„Złapcie dla mnie uciekinierkę i niech się w końcu naprawdę na coś przydam.” te słowa z jakiegoś powodu zabrzmiały w moich uszach złowrogo. Nie podejrzewałem jednak, żeby którykolwiek znajomy dyrektora mógł być szczególnie niebezpieczny. Lub raczej każdy z nich mógł, ale na pewno nie był, ponieważ ktoś pokroju Dumbledore'a nie zadawałby się z ludźmi stanowiącymi zagrożenie dla innych. W końcu mówimy o człowieku, który używał nazw słodyczy i deserów jako haseł do swojego gabinetu! Ktoś taki nie mógł zadawać się z szemranymi czarodziejami. No dobrze, podejrzewałem go kiedyś o romans z uczennicą, ale to raczej nie czyniło z niego szarej eminencji czarodziejskiego podziemia.
- Remusie, zaczekasz na mnie z Narcyzą w gabinecie profesor McGonagall, podczas kiedy ja pójdę po naszą Damę z Wieży. Więcej zyskamy, jeśli na razie się ze sobą nie spotkają. Jedna histeryczka może dla nas stanowić problem, a co dopiero dwie.
Skinąłem głową w pełni rozumiejąc obawy dyrektora. Prawdopodobnie Dama z obrazu byłaby przerażona lub wściekła widząc swoje dotychczasowe więzienie, podobnie jak Narcyza rozkleiłaby się, gdyby zaczęła się obawiać, że umrze na płótnie. Nikt z nas tego nie potrzebował.
Opuściłem gabinet wraz z dyrektorem, przed którym ostrożnie unosił się obraz z Narcyzą. Gabinet profesor McGonagall był zamknięty, ale Dumbledore otworzył go bez najmniejszych nawet problemów i zaprosił mnie do środka. Black wylądowała na biurku, a ja rozsiadłem się na krześle przed nim, obiecując cierpliwie czekać na swój powrót. Cóż, i tak nigdzie się nie wybierałem, ponieważ chciałem wiedzieć, jak to wszystko się skończy. Przyznaję, że byłem ciekawską bestią i dlatego żałowałem, że nie będę obecny przy przesłuchaniu Damy z Wieży, o ile w ogóle znajdą ją u Puchonów.
Nie często mi się to zdarzało, ale szybko zacząłem się nudzić. W ciągu ostatnich godzin zbyt wiele się działo, żebym potrafił nad sobą zapanować i uspokoić podniecenie. Moje ciało było pobudzone, co wilkołak we mnie po prostu uwielbiał. Moja nudna natura była sprzeczna z jego żywiołowością, więc podczas tak emocjonującego dnia jak dzisiejszy, przypominał mi o sobie. Może gdybym miał okazję z kimś porozmawiać, zdołałbym się opanować, ale Narcyza miała mnie w nosie, więc i jak postanowiłem ją zignorować.
Podniosłem się z miejsca i zacząłem krążyć po gabinecie. Na początku zataczałem małe kółka, ale szybko zrobiło mi się niedobrze i musiałem rozszerzyć promień swojego dreptania w kółko. Po krótkiej walce z samym sobą, usiadłem na fotelu McGonagall i zacząłem jeździć na nim po całym pomieszczeniu, jakbym miał do czynienia z hulajnogą.
Nawet nie wiem kiedy, moje myśli uciekły do tajemniczego zakapturzonego mężczyzny. A gdyby jednak okazał się niebezpiecznym typem, którego dyrektor wezwał żeby przycisnął Damę z Wieży? Może i nie wiedział, co się stało Narcyzie, ale na pewno domyślał się, że jeśli ktoś uciekł z obrazu to nie będzie chętny do niego wrócić. Hunter Bagshot na pewno pasował na kogoś, kto nie ugnie się przed niczym, żeby wyciągnąć informacje z drugiej osoby. Nie żebym o tym wiedział, ponieważ nie wiedziałem nic i dlatego łatwo było mi wyobrażać go sobie jako kogoś żądnego krwi i lubującego się w przemocy.
A może okaże się, że to tylko stary, łagodny dziadek, który prośbami i łzami zdoła nakłonić Damę do wyznania wszystkiego i powrotu na swoje miejsce? To również potrafiłem sobie wyobrazić. Zaryczany starzec uczepiony nóg zaskoczonej kobiety, który nie pozwoli się odkleić od niej, póki ta nie spełni jego próśb dla świętego spokoju. To było mało prawdopodobne, ale i tak rozpatrywałem taką opcję krążąc po gabinecie na fotelu na kółkach.
Ależ chciałem wiedzieć, w jaki sposób Hunter planuje zmusić prawdopodobnie bezwzględną, bardzo starą czarownicę do mówienia! Jakby nie patrzeć, z tego co mówił Hunter wynikało, że Dama z Wieży łamała prawo czarodziejów i bez mrugnięcia okiem skazywała na śmierć w męczarniach osobę, którą zamieniła się miejscem na płótnie.
Przyznaję, że przeszło mi przez myśl żeby wymknąć się z gabinetu nauczycielki transmutacji i podkraść do dyrektora, ale nie mogłem zostawić Narcyzy samej, a zabieranie jej ze sobą było wykluczone. Mogłem jej przypadkowo zrobić krzywdę, nie wspominając już o tym, że podchody oraz próby pozostania niezauważonym z wielkim obrazem pod pachą byłyby niepraktyczną komedią.
Rzuciłem okiem na stojący w kącie wielki zegar. Moi przyjaciele wciąż byli na zajęciach, więc nie mogłem prosić ich o pomoc. Wprawdzie mógłbym wysłać im wiadomość i liczyć na ich współpracę, tym samym ratując ich przed nudną lekcją historii magii, ale jednocześnie nakłaniałbym ich do urwania się z zajęć, a to kłóciło się z moją etyką uczniowską. Mogłem być nakłaniany do łamania przepisów szkolnych, ale sam nie planowałem nikogo namawiać do ich łamania. I pomyśleć, że przez kilka sekund naprawdę byłem na ten pomysł napalony.
Po raz sam nie jestem pewny który, okrążałem gabinet klęcząc na fotelu i odpychając się drugą nogą od podłogi, kiedy drzwi się otworzyły i stanęła w nich trochę zaskoczona moim widokiem McGonagall.
- Przyjemnie ci się jeździ? - zapytała trochę kpiąco.
- Przepraszam! - podniosłem się szybko stając niemal na baczność. - Nudziło mi się i tak jakoś wyszło. - tłumaczyłem się cały czerwony na twarzy.
- Już dobrze, Remusie. Chciałam żebyś wiedział, że twoje informacje potwierdziły się. Znaleźliśmy osobę, której szukaliśmy w dormitoriach chłopców w Hufflepuff. Nie wiemy jeszcze kto ucierpiał z powodu oparów z ramy, ale na pewno niedługo go znajdziemy i będziemy mogli mu pomóc. Tak, Remusie, dyrektor powiedział mi o wszystkim i teraz zajmuje się Damą z Wieży. Prosił żebym tu do ciebie dołączyła, na wypadek gdyby Narcyza miała napad lęku lub inne kłopoty. Nie możemy przecież ignorować faktu, że musi być wycieńczona fizycznie i psychicznie w sytuacji w jakiej się znalazła.
Nie wątpiłem, że problemy Narcyzy były problemami całego grona pedagogicznego, zważywszy na jej urodzenie.
Ktoś zapukał do drzwi. Nauczycielka rzuciła krótkie „wejść”, a w środku pojawił się Victor Wavele.
- Pokażcie mi ten obraz. - rzucił już na wstępie. - Jeśli jest tak stary, jak zakłada dyrektor, mogą na nim być jakieś runy, które mogłyby nam pomóc. - odsunął mnie ze swojej drogi i zawisł nad obrazem. Byłem pewny, że Narcyza właśnie wróciła do pełni życia, próbując wyglądać najlepiej jak się dało. W końcu nauczyciel run nadal był jednym z bardziej pożądanych nauczycieli w szkole, a o jego związku z Seed wiedziała tylko garstka osób. Większość nadal wierzyła, że wciąż chodził z Noelą, która musiała sobie wpaść i teraz zapewne wychowywała gdzieś ich pierwsze dziecko.
Cóż, sam nie miałem pewności, czy nie było to prawdą, ale jakoś nie potrafiłem wyobrazić sobie tego aroganckiego i nieodpowiedzialnego faceta w roli ojca.
Wavele powoli sunął palcem po drewnianej ramie, przyglądając się uważnie każdemu detalowi, jakby runiczne zaklęcia mogły być zapisane pismem tak drobnym, że niemal niedostrzegalnym. W dalszej kolejności mężczyzna czynił to samo z samym płótnem, wpatrując się w nie z bliska i z daleka, pod każdym możliwym kątem, a w końcu przez powiększający monokl.
- Przyznaję, że ramy są pokryte runami, które przez wieki zabezpieczały ukryte w nich eliksiry oraz rozpyliły je, kiedy aktywowano runę na zapadni. Poza tym obraz jest czysty i nie ma na nim nawet podpisu malarza, co nie ułatwi nam identyfikacji czarownicy, jeśli przyjdzie taka potrzeba.
- Bardzo nam pan pomógł. - szepnąłem zjadliwie, kryjąc uśmiech.
Wavele zmierzył mnie karcącym spojrzeniem.
- Uważaj na słowa, bo potrafię być mściwy. - ostrzegł mnie szeptem cichszym nawet od mojego. - Już mam około dziesięciu pomysłów na to, w jaki sposób dać ci popalić za ten zgryźliwy komentarz.
W tamtej chwili do gabinetu wtoczył się Slughorn, zasapany, zziajany, spocony i czerwony na twarzy. Nie tracił jednak czasu na nic, ale od razu podszedł do feralnego działa sztuki i rozpoczął oględziny wbudowanych w ramę pojemniczków na eliksiry. Prawdopodobnie równie ważna, co wyciągnięcie Narcyzy z tarapatów, była pomoc temu, kto został potraktowany miłosną mgiełką, która to doprowadziła do całej tej afery.
Wielki ciałem nauczyciel zebrał niezbędne próbki i rozkładając obok obrazu swój „przenośny gabinet” od razu zaczął je badać. Co jakiś czas mruczał coś do siebie i notował coś w wyjętym z kieszeni marynarki notesie.
Teraz już nie mogłem narzekać na nudę, kiedy miałem obok siebie trójkę najbardziej niebezpiecznych nauczycieli w szkole – zawsze ostrą McGonagall, lizusa Slughorna oraz nazbyt pewnego siebie Wavele. Brakowało tylko jednego profesora i jakoś wcale się nie zdziwiłem, kiedy do gabinetu wleciał nudny jak flaki z olejem nauczyciel historii magii. Znalazłem się w samym sercu piekła i niewątpliwie nikt by mi tego nie zazdrościł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz