środa, 14 czerwca 2017

Niewyspianie

5 marca
Miałem już tego serdecznie dosyć. Dziewczyny dobijały się do naszego pokoju dniami i nocami, chcąc żeby James zapisał je na jak najwcześniejsze terminy na swoje sesje odmładzające. Doszło bowiem do tego, że chłopak musiał zacząć prowadzić kalendarz sesji i ograniczyć ich liczbę przypadającą na jedną osobę do dwóch. A wszystko dlatego, że niektóre dziewczyny uzależniły się od maszyny Jamesa i przychodziły do niego dwa razy dziennie dzień po dniu regularnie, płacąc ekstra za bycie stałymi klientkami. Wszystko było w porządku, kiedy nie cierpiałem na tym ja i przyjaciele, z którymi dzieliłem pokój, z wykluczeniem tego, który wszystkiemu był winien. Niestety teraz nawet w środku nocy mieliśmy naloty nawiedzonych dziewczyn, a tego było za wiele.
- James, jeszcze jedna zacznie się dobijać między jedenastą wieczorem, a dziewiątą rano, a wypieprzę cię za drzwi razem z tym cholernym fotelem! - warknąłem niewyspany na okularnika.
- Nie chciałem, naprawdę! - James złożył ręce jak do modlitwy i spoglądał na mnie błagalnie. - Robię co w mojej mocy, żeby się odczepiły, ale do nich nie dociera!
- Więc postaraj się żeby dotarło. - głos i spojrzenie Syriusza były mroczne i niebezpieczne. Wyglądał gorzej ode mnie, ponieważ myśl, że jakaś banda nastolatek mogłaby wedrzeć się do naszej sypialni nie pozwalała mu zasnąć przez wiele godzin każdej nocy. Miał bladą skórę, ciemne podkowy pod oczami, był nieogolony i miał koszmarny humor. W gruncie rzeczy był całkiem podniecający, ale nie mówiłem mu tego, ponieważ jego reakcje w tym stanie były nie do przewidzenia. - Potter, jeśli coś z tym nie zrobisz, rozpierdzielę tę twoją cudowną maszynę w drobny mak i to zakończy moje cierpienie!
- Zrobię, coś zrobię! - jęknął płaczliwie chłopak. Chyba wiedział, że Syriusz nie rzuca słów na wiatr i mógłby w przeciągu chwili zmieść z powierzchni ziemi mały interes Pottera. - Nie wiem wprawdzie co, ale coś na pewno. Rzucę się z wierzy w geście desperacji. - dodał mrukliwie. - Dlaczego ty i Remus nie możecie wziąć przykładu z Petera? Jemu nie przeszkadza, że dziewczyny nas nachodzą.
- Peter to stary zboczeniec i takie odwiedziny są mu na rękę. Nie tylko w przenośni, ale i dosłownie. Zasilają jego cholerny Kącik Trzepaka. - Syri wykonał ręką bardzo charakterystyczny gest układając dłoń w O i energicznie przyciągając ją do ciała i oddalając.
Z trudem powstrzymałem parsknięcie śmiechem.
Pottigrew nawet nie zaprzeczył, a jedynie uśmiechnął się szeroko jakby ten komentarz mu schlebiał. Czasami naprawdę nie mogłem pojąć, co dzieje się w jego głowie.
- Wprowadź stałe godziny zapisów i stałe godziny sesji. - zaproponowałem. - Przestrzegaj ich bezwzględnie, albo po prostu załatw sobie kogoś, kto za ciebie będzie przyjmował zgłoszenia na...
- Nie! Jeśli kogoś w to wciągnę to będę musiał płacić! Zbieram na przyszłość mojego dziecka i nie mogę tak szastać pieniędzmi!
- Hę? - jęknęliśmy pytająco jednocześnie ja, Syriusz i Peter.
- O przyszłości myślę!
- Bogowie, James! Jaki ty jesteś durny! - Syri odetchnął z wyraźną ulgą i prawdę mówiąc wcale mu się nie dziwiłem. Z mojego serca również spadł kamień.
Obawiałem się, że James narobił sobie problemów, kiedy załamany po chwilowym rozstaniu z Evans zaczął przymilać się do innych dziewczyn, które bardzo chętnie odpowiadały na jego flirty. Nie wiem czy miało to coś wspólnego z „ogórkowym ustrojstwem”, ale jednak wiele dziewczyn wydawało się uganiać za Potterem. Przyznaję, był całkiem przystojny, ale niezmiernie głupi.
- Dobra, idziemy, bo śniadanie nie będzie na nas czekało, a lekcje tym bardziej. - Syri podał mi moją spakowaną torbę i uśmiechnął się mało szczęśliwie. Był zmęczony, niewyspany i najpewniej martwił się o to, czy będzie mu dane w końcu na poważnie zamknąć nocą oczy.
Kiedy widziałem go takim, miałem ochotę od razu rozwalić kwitnący interes okularnika lub zastraszyć go do tego stopnia, że sam położyłby temu wszystkiemu kres. Postanowiłem jednak dać mu ostatnią szansę.
Kiedy wyszliśmy z pokoju, zrobiło mi się niedobrze na widok czekających już u podnóża schodów dormitorium chłopców dziewczyn. J. rzucił nam szybkie spojrzenie i zaklęciem wypisał na drzwiach godziny, w których przyjmował zapisy, tak jak mu poradziłem. Naprawdę miałem nadzieję, że to poskutkuje.
Wraz z Syriuszem przedarliśmy się przez kordon dziewcząt, podczas gdy James informował rozwrzeszczaną bandę o zmianach jakie wprowadził. Ostrzegał je także, że jeśli się nie dostosują, będzie musiał im odmawiać sesji odmładzających.
- Przypominam wam, że jako uczeń ostatniego roku muszę przygotować się do egzaminów i myśleć o karierze po szkole!
Komu on wciskał te kity? Uczący się James Potter? Wątpiłem, czy ktokolwiek uwierzył w tę wymówkę.
Razem z Syriuszem zostawiliśmy całe to szaleństwo za sobą i opuściliśmy Pokój Wspólny. Ramię chłopaka ocierało się o moje i nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu. To było niewiele, ale w zupełności mi wystarczało. Przynajmniej na razie.
Przy stole w Wielkiej Sali dołączyliśmy do siedzącej tam już Zardi, która jadła swoje śniadanie czytając dziwaczną książkę o niesamowicie inteligentnym człowieku, który całą swoją wiedzę przelewał na ludzi, których sobie wyobrażał, czyniąc ich swoimi nieodłącznymi kompanami. Dziewczyna była zachwycona tą ideą od pewnego czasu, ale uważała się za zbyt leniwą na naukę wszystkiego, co mogłoby się jej przydać i próbę stworzenia nieistniejącego „przyjaciela”, który tą wiedzę by później posiadał i mógł jej nią służyć. To było zakręcone!
- Widzę, że nadal macie ciężko. - podniosła spojrzenie znad książki.
- Niedługo, ponieważ moja cierpliwość już się skończyła. - mruknął niezadowolony Black i przysunął sobie pustą miseczkę. Zaklęciem przywołał duże, czerwone jabłko, które pokroił w kostkę zapełniając nim całą miseczkę, po czym zalał to mlekiem rozpoczynając jedzenie. Od kiedy mało spał, próbował nadrobić sen witaminami. Ani myślał dodawać do swojego śniadania jakichkolwiek płatków, które jego zdaniem tylko czyniłyby go bardziej ociężałym.
Przy stole nauczycielskim panował gwar, kiedy Sprout i McGonagall oceniały nawzajem swoją cerę, a całkiem zawrzało, kiedy do ich rozmowy dołączył dyrektor. W zaledwie kilka minut wszyscy nauczyciele dyskutowali o maszynie Jamesa. Zresztą podobne debaty trwały także w innych miejscach Wielkiej Sali. Od kilku dni był to temat numer jeden w szkole i chyba tylko ja, Syri i Zardi mieliśmy tego serdecznie dosyć. Z tego tez powodu zastanawiałem się, czy Hagrid również będzie w temacie, jako że dzisiaj mieliśmy w planach odwiedzić tego poczciwego wielkoluda. Podobno nauczył się wypiekać przewspaniałe biszkopcikowe ciasteczka. Nie wierzyłem w to, ale nie wypadało odmówić mu odwiedzin i skosztowania tego jakże osławionego wypieku. Miałem tylko nadzieję, że mój żołądek to wytrzyma. Syriusz wsunął nawet do kieszeni spodni fiolkę kropel żołądkowych na wszelki wypadek i nie rozstawał się z nią od wczoraj. Biedak obawiał się, że zapomni zabrać ze sobą tego niezbędnego wsparcia naszych bebechów.
- Remi, czy on właśnie przysypia nad jedzeniem? - głos Zardi był cichy, kiedy zwróciła na siebie moją uwagę.
Spojrzałem najpierw w jej jasne oczy, a następnie podążyłem za jej spojrzeniem skupiając je na Syriuszu. Zupełnie jak dziecku, chłopakowi oczy same się zamykały, a głowa ciążyła kiwając się to w przód to w tył. Obawiałem się, że zaraz zanurkuje twarzą w mleku, ale jak do tej pory jego urocza buźka nie zbliżała się jeszcze niebezpiecznie do miseczki. Nie dało się jednak zaprzeczyć, że jadł bardzo, bardzo powoli.
Zlitowałem się nad nim i wyjąłem mu łyżkę z ręki. Minęła dłuższa chwila zanim w ogóle to do niego dotarło. Poderwał gwałtownie głowę i rozejrzał się nieprzytomny.
- Pokarmię cię. - wyjaśniłem mu i nabrałem na łyżkę trochę jabłek i mleka. Black uśmiechnął się niemrawo i zamknął oczy. Otworzył usta i pozwolił się karmić. O dziwo, szło nam całkiem sprawnie i bez większych przeszkód udało mi się wcisnąć w mojego chłopaka cały jego posiłek. Ponieważ był wtedy trochę nieprzytomny, dokroiłem cicho jeszcze pół jabłka i dolałem więcej mleka, dokarmiając go jak należy. Zardi chichotała, kiedy przypadkowo brudziłem mlekiem twarz mojego chłopaka, ale na szczęście ani kropla nie wylądowała na jego szkolnej szacie, co mogłem sobie poczytywać za niejakie osiągnięcie.
Zastanawiałem się tylko nad tym, w jaki sposób mój kochanek planował nie zasnąć podczas dzisiejszych lekcji. To na pewno miało być trudniejsze i mogło skutkować niezłą awanturą, a nie małą mleczną kąpielą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz