niedziela, 11 czerwca 2017

Szaleństwo

28 lutego
Stałem obok Syriusza obserwując z niedowierzaniem Jamesa, który właśnie niewinnie żartował z otaczającymi go kręgiem dziewczynami, które tylko czekały żeby za „drobną” opłatą, móc się odmłodzić na jego „ogórkowym fotelu”. Peter, który jako pierwszy zgodził się przetestować to cholerstwo, otrzymał zaszczytne zadanie, jako że stał obok Pottera z różowym koszyczkiem w rękach, a do tego też koszyczka, dziewczyny wrzucały pieniądze za usługę odmładzającą.
- To jest chore. - mruknąłem trochę do siebie, a trochę do chłopaka.
- Tak, masz rację. To jest chore. - odpowiedział głos zza naszych pleców. Zardi.
- O! Nie sądziłem, że się tu pojawisz. - uśmiechnąłem się do przyjaciółki, która miała na głowie turban z ręcznika.
- Taaaak, moje pięć minut dla wątpliwej urody okazało się mniej istotne niż to, co dzieje się tutaj. Chciałam zobaczyć na własne oczy to szaleństwo.
- I jak? - Syriusz obrzucił dziewczynę szybkim spojrzeniem. - Przy okazji, powiedz mi jakiej odżywki używasz, bo ładnie pachnie i chcę ją wypróbować.
- Podrzucę ci ją za chwilę. A co do tego tej całej odmładzającej akcji... Nie wiem, co powiedzieć. To straszne, ale opłacalne. Przynajmniej dla Jamesa, no i Agnes też na tym korzysta, bo J. odpala jej chyba z 5% dochodów. No dobrze, to jeszcze straszniejsze, niż początkowo sądziłam. A kiedy widzę tę rosnącą kolejkę chętnych...
- Mogę ci zrobić darmowe nacieranie ogórem, jeśli chcesz. - Syri wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Konkurencja dla Jamesa, który używa jakiegoś dziwnego fotela żeby ludzi kąpać w soku ogórkowym.
- Dziękuję, ale sama się ponacieram czym tam będę mogła. To będzie na pewno sensowniejsze, niż pozwalanie żeby nacierał mnie ktoś inny. Nawet fakt, że nie interesują cię kobiety jakoś mnie nie przekonuje do skorzystania z tej oferty.
- Nie łatwo cię zadowolić, co?
- Nawet sobie nie wyobrażasz! - machnęła ręką, jak stara kumoszka i uśmiechnęła się równie szeroko, co wcześniej Black.
Dziewczyna przeprosiła nas na chwilę i pobiegła do siebie po odżywkę dla Syriusza. Sam już nie wiedziałem, co było bardziej szalone, fakt, że moja przyjaciółka i chłopak wymieniali się kosmetykami do włosów, czy też to, że jeden z najlepszych przyjaciół odmładzał ogórkami koleżanki ze szkoły.
Zardi wróciła do nas akurat, kiedy do Pokoju Wspólnego weszła McGonagall. Sądząc po sadzonych przez kobietę zamaszystych krokach oraz spojrzeniu utkwionym w Potterze, doskonale wiedziała po co przyszła.
- Potter! - potwierdziła moje przypuszczenia już pierwszym słowem. - Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że wyłudzanie pieniędzy od kolegów i koleżanek jest w tej szkole nielegalne?! To cię klasyfikuje nawet do wyrzucenia ze szkoły! Chyba że... - zwiesiła głos i pozwoliła sobie na chwilę dramatycznej ciszy. - … udowodnisz mi, że to, co robisz nie jest szarlataństwem i to już w tej chwili.
Gdyby to było naprawdę możliwe, właśnie teraz leżałbym na ziemi z nogami do góry „zaliczając glebę”. Podejrzewałem, że to samo dotyczyłoby Syriusza i Zardi, który stali z otwartymi ustami, z niedowierzaniem wpatrując się w profesorkę.
- Czy ona właśnie... - wydukała dziewczyna.
- Tak, niewątpliwie. - przytaknął jej Syriusz.
James poczekał, aż dziewczyna siedząca właśnie na jego diabelskiej maszynie skończy swoją kurację odmładzającą i nonszalanckim gestem zaprosił na fotel McGonagall. Wydawał się wyraźnie uradowany faktem, że może jej coś udowodnić. A może po prostu był szczęśliwy, ponieważ przyszła do niego z głupią wymówką, co podbudowało niewyobrażalnie jego ego? Tak czy inaczej był w niebie, co wyrażał głupi wyraz błogości na jego twarzy. Mógłbym przysiąc, że ta radość wydawała się niemal perwersyjna, ale wolałem nie mówić tego głośno.
Maszyna odmładzająca została uruchomiona i napędzający ją ogórek poszedł w ruch tworząc Fontannę Młodości, jak postanowił nazwać ten proces okularnik. O ile pamiętałem, a nie szczególnie słuchałem wywodów na temat chwytów marketingowych, jakie planują z Agnes zastosować, nazewnictwo odgrywało tutaj kluczową rolę. Wątpiłem jednak, by miało to jakiekolwiek znaczenie dla McGonagall, która drżała dziwacznie na „fotelu tortur” Jamesa. Wyglądało to strasznie, a może nawet potwornie. Wysoka, chuda nauczycielka wytrzepywana jak dywan na dziwacznym cholerstwie, od którego trzy najrozsądniejsze osoby w Gryffindorze trzymały się z daleka.
- Stawiam, że powie o tym Sprout i ona też się tu zjawi. - usłyszałem przy uchu szept Zardi. - Po niej pojawi się Slughorn, bo to uwielbia.
- Dumbledore też przyjdzie, ale z czystej ciekawości. - dodał równie cicho Syriusz. - Noel pewnie też się skusi, chyba że Victor stanowczo mu tego zabroni. No, co? Nie patrzcie tak na mnie! Znam ich na tyle, żeby wiedzieć to i owo o ich dziwnych upodobaniach.
- Chyba nie chcę wiedzieć, co jeszcze o nich wiesz. - przyznałem szczerze.
Nie wiem, jak to możliwe, ale jak zaczarowani patrzyliśmy, jak nasza nauczycielka się „odmładza”. W Pokoju Wspólnym panowała względna cisza, której przyczynę trudno było określić. Buczała tylko maszyna Jamesa, uczniowie się nie odzywali. Może czekali na ocenę McGonagall, a może obawiali się konsekwencji tego, że dali się naciągnąć na odmładzanie lub po prostu byli równie zaskoczeni, co ja i dwójka towarzyszących mi osób.
Cieszyłem się, że tylko ja, Zardi i Syriusz staliśmy na schodach oglądając to przedstawienie z daleka, ponieważ mieliśmy nie tylko niezły widok na wszystko, ale także wolną rękę do prowadzenia cichych dyskusji.
- Chyba zaraz zwymiotuję.
- Hm? - spojrzałem na przyjaciółkę.
- Wyobraziłam sobie Slughorna na tym Jamesowym cudzie.
- O mój Boże! - zemdliło mnie, ponieważ jej słowa sprawiły, że i przed moimi oczyma stanął obraz wytrząsającego swoje zbędne kilogramy nauczyciela eliksirów. Wielki, okrągły gość trzęsący się jak galareta i polewany sokiem z ogórka. Aż przeszły mnie ciarki! To była doprawdy przerażająca wizja i miałem nadzieję, że nigdy nie będę świadkiem czegoś podobnego.
Przyjaciółka umknęła do dormitorium dziewczyn aby pozbyć się odżywki z włosów i z jakiegoś powodu miałem wrażenie, że efekt końcowy bardzo interesował mojego chłopaka. Syriusz miał na głowie imponującą czuprynę, a jego kiedyś brutalnie obcięte włosy odzyskały swoją cudowną długość. Oznaczało to jednak, że chłopak musiał spędzać więcej czasu na dopieszczaniu swojej czarnej grzywy.
Wprawdzie moje włosy sięgały odrobinę za ramiona i na pewno odrobina uwagi dobrze by im zrobiła, ale zupełnie nie miałem do tego nerwów. Specjalistyczne szampony i wymyślne odżywki? Nie należałem do osób, które przejmowałyby się takimi głupotami.
McGonagall w końcu skończyła swoje 15 minut terapii odmładzającej Jamesa i teraz uważnie obmacywała swoją twarz. Chłopak podał jej nawet lusterko. Zginał się przy tym niemal w pół, jak rasowy przydupas i mało brakowało, a płaszczyłby się uniżenie. Heh, podnóżek profesorów się znalazł.
- No, Potter, muszę przyznać, że naprawdę nie wierzyłam, że to może coś dać. Widzę jednak, że jakieś ziarnko prawdy w tych twoich reklamach rozwieszonych po szkole jest. Na pewno wspomnę o tym dyrektorowi, żebyś mógł nadal robić to, co robisz. Wprawdzie nie pochwalam tych opłat, ale biorąc pod uwagę efekty, - znowu przejrzała się w lusterku – mogę przymknąć na to oko.
- Bardzo pani dziękuję! - James gdyby mógł to chyba nawet by ją wycałował z tej całej wdzięczności.
Jeśli w tym wszystkim nadal chodziło o Evans, to zastanawiałem się, jak pokrętnie musiał w tej chwili pracować umysł przyjaciela.
McGonagall opuściła Pokój Wspólny podejrzanie sprężystym krokiem, a rozmowy znowu rozgorzały. Zrobiło się głośno jak w ulu, może nawet głośniej niż na samym początku. O ile wcześniej do Jamesa dobijały się same dziewczyny, o tyle teraz widziałem coraz więcej chłopaków zainteresowanych efektami Potterowego ustrojstwa.
- Ludzie są szaleni. - westchnąłem ciężko.
- Wilkołaki również, Remi. - Syriusz klepnął mnie w pośladek i roześmiał się. - Wszyscy jesteśmy, ale niektórzy bardziej niż inni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz