środa, 12 lipca 2017

Ciężka praca ubogaca?

11 marca
- Jamesie Potter, czy możesz mi wyjaśnić, w jaki sposób wysadziłeś toaletę w chwili, kiedy siedział na niej woźny? - Syriusz patrzył na mnie z wyraźną wściekłością, która w każdej chwili mogła przerodzić się w prawdziwą furię. Wprawdzie wiedziałem, że powinienem był przyznać się do wszystkiego już wcześniej i oszczędzić mu kłopotów, ale nie zaprzeczę, że liczyłem jednak na to, iż moja wina zostanie zrzucona na kogoś innego, co pozwoliłoby mi na zachowanie w miarę czystego konta. Nie udało się.
- To był wypadek i tej wersji będę się trzymał. - powiedziałem na wstępie. - Chciałem zrobić Lily niespodziankę. Tęczową fontannę. Problem w tym, że kilka przewodów źle podłączyłem, ale na to możemy przymknąć oko, ponieważ wszystko i tak jakoś rozeszłoby się po kościach i jakoś by mi się udało. Tak się jednak składa, że pewien zakichany troll błotny imieniem Argus Filch zatkał spływ sedesu, do którego przypadkiem podłączyłem swoje przewody fontanny. Z jednej strony moja tęczowa woda, z drugiej brązowy ludzik Filcha, ciśnienie wody narastało, co zwiększało parcie. W końcu moja fontanna wygrała, ale rury nie wytrzymały. Dodatkowo pech chciał, że czyjaś dupa znalazła się na drodze mojego tęczowego arcydzieła. Jak więc sam widzisz, nie jest moją winą, że woźny dostał zwrot swojego wkładu w sedes oraz tęczowe podmycie dupy wraz z całym ciałem oraz łazienka pracowników. - zakończyłem patrząc wyczekująco na przyjaciela, który moim zdaniem powinien teraz przyznać mi rację i przestać się gniewać.
- Wytłumacz mi jeszcze jedno. Co ja tu do cholery robię?! - Syri warknął na mnie w taki sposób, że nie było wątpliwości, co do wielkości jego gniewu na moją osobę.
- Slughorn, który jako pierwszy pojawił się na miejscu, zapytał czy ktoś może poświadczyć za mnie, że nie zrobiłem tego wszystkiego umyślnie. Jako że było jasne, że Lily odpada, ponieważ o niczym nie wiedziała skoro to miała być niespodzianka dla niej, uznałem, że jesteś odpowiednią osobą do zapewnienia alibi mojej niewinnej duszyczce. - naprawdę sądziłem, że to oczywiste i Syriusz powinien to załapać bez moich wyjaśnień.
- Jeśli chodziło mu tylko o głupie zapewnienie, że twój durny umysł nie miał pojęcia, co czynisz, to powiedz mi dlaczego wraz z tobą przewalam gnój w zagrodzie hipogryfów?
- To dobre pytanie, chociaż znam na nie odpowiedź. Musiałeś być mało przekonujący i Slughorn nie uwierzył w twoje zapewnienia, co do moich czystych intencji i braku premedytacji w wysadzeniu kibla.
- Więc po jakiego grzyba powołałeś się na mnie, a nie na Remusa?! Przecież jest oczywiste, że nikt nie posądzi o nic złego Remiego, a mnie i tak mają za twojego cholernego partnera w zbrodni! - Syri aż się zagotował. Wprawdzie z siatką podtrzymującą włosy na głowie, w wysokich kaloszach, rękawicach po łokcie i specjalnym fartuchu wyglądał idiotycznie, podobnie zresztą jak ja sam, ale i tak jego wściekłość była przerażająca. Mógłby mnie z powodzeniem utopić w tym gnoju i nikt nie poznałby prawdy. Każdy myślałby, że przewróciłem się, zachłysnąłem odchodami hipogryfów i biedny Black nie potrafił mnie uratować, mimo że próbował usilnie.
- Prawdę mówiąc zaczynam się nad tym poważnie zastanawiać. - przyznałem.
- Trochę na to za późno, stary.
- O Merlinie najdroższy! Zdajecie sobie sprawę z tego, że nie wpuszczę was do pokoju dopóki nie przestaniecie tak śmierdzieć?! - tylko tego mi brakowało. Remusa. Wilkołak z jego wilczym węchem. Uroczo.
- Czy przyjaciele nie powinni się nawzajem wspierać zamiast dobijać jeden drugiego? - mruknąłem nadąsany. Czułem się pokrzywdzony! Nie miałem żadnego oparcia w przyjaciołach!
- Nie ja chciałem zaimponować twojej dziewczynie, której stadnie nie lubimy i tylko ty ją kochasz. - zauważył Syriusz, który właśnie oparł się o swoją łopatę dla złapania oddechu, chociaż zapachy przy tym oddechu pozostawały wiele do życzenia. Mogłem tylko mieć nadzieję, że ten smród nie przejdzie na moją skórę i zdołam się doszorować na tyle, żeby Remus wpuścił mnie do pokoju. Nie łudziłem się, że chłopak zrobi dla nas wyjątek tylko dlatego, że od lat się przyjaźniliśmy. Kto jak kto, ale on potrafił postawić na swoim, kiedy chodziło o katowanie jego wyostrzonych zmysłów.
- Popełniłem kilka błędów, ale żebyście obaj byli przeciwko mnie...
- Odgarniam hipogryfowy gnój, a ty jeszcze żyjesz, Potter! Naprawdę uważasz, że jestem przeciwko tobie? - Black zmierzył mnie takim spojrzeniem, że gdyby jego wzrok mógł zabijać byłbym już dawno trupem.
- Dam wam później klucze do łazienki prefektów, ale dłużej już tego smrodu nie zniosę. - Remus machnął nam ręką na pożegnanie i odbiegł od nas tak szybko, że chyba nigdy nie widziałem żeby tak sprawnie przebierał nogami.
Pracowaliśmy przez chwilę w ciszy, póki nie zaintonowałem wesołego:
- Fuj, fuj, fuj, przewalam gnój.
Syriusz nie docenił jednak mojego talentu muzycznego.
- Jeszcze jedno słowo, a ja będę przewalał go wraz z twoimi szczątkami. - syczał przez zęby.
- Dobrze już, dobrze! - uniosłem pojednawczo rękę.
W naszą stronę akurat zmierzał zadowolony Hagrid. Nie wiedziałem z czego tak się cieszył, ale to bardzo szybko uległo zmianie.
- To cudowne, że zgłosiliście się do pomocy przy hipogryfkach! - rzucił na wstępie. - Nie ma niczego przyjemniejszego od pracy na świeżym powietrzu!
Świeżym? Ten człowiek chyba stracił węch wiele lat temu! Gdzie on miał świeże powietrze, kiedy stało się po kostki w błocie zmieszanym z odchodami? I gdzie u licha było napisane, że sami się do tego zgłosiliśmy?! Nie wiem czy miałem docenić gest Slughorna, który wcisnął Hagridowi taką głupotę, czy też powinienem się na niego wściekać, ponieważ nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby pomagać przy czymś takim. Najwyraźniej ten wielkolud postrzegał to jako chwalebne i uświęcające zajęcie i nie widział w nim nic dziwnego. Ileż ja bym oddał za taką naiwność. Albo może lepiej nie. Wolałem nie być tak naiwny dla własnego bezpieczeństwa i zdrowego rozsądku.
- Kiedy skończycie tutaj, to będę miał dla was jeszcze jedno zajęcie. To, co wrzucacie na taczki, trzeba będzie przewieźć w inne miejsce i wrzucić do doła.
- Czyli, że będziemy musieli jeszcze raz to wszystko przerzucać? - spojrzałem na mężczyznę z niedowierzaniem.
- Ano, coś w tym stylu. - Hagrid skinął kudłatą głową. - Świetnie, prawda? Ciężka praca nas wzbogaca, jak powiedział pan psor, kiedy mi was przyprowadził.
Spojrzałem na Syriusza, który miał minę, jakby zastanawiał się właśnie, czy to nie mnie, ale siebie powinien zabić łopatą, którą właśnie trzymał w dłoniach.
- Potter, nie wiem jeszcze jak, ale zapłacisz mi za to. - syknął tak cicho, że tylko ja mogłem to usłyszeć. - Zrobię ci z dupy taką tęczową fontannę, że Hogwart do końca swojego istnienia nie zapomni tego przedstawienia.
- Ale dlaczego od razu tak brutalnie? - przełknąłem ciężko ślinę.
- Brutalnie? Ty jeszcze nie wiesz, co to brutalność, Potter. Ale dowiesz się, kiedy z tobą skończę.
Najgorsze było chyba to, że Black mówił poważnie, a przynajmniej na tyle poważnie na ile mógł grozić swojemu najlepszemu przyjacielowi. Oczyma wyobraźni niemal widziałem jak stoi nad moim grobem i roni krokodyle łzy, kiedy ktoś na niego spojrzy, a kiedy tylko nikt się nim nie interesuje, uśmiecha się zadowolony z dobrze wykonanej pracy.
„Tu leży James Potter. Człowiek pracy, który umarł z łopatą w ręce i gnojem na butach.”
Ale może chociaż przejdę do potomności jako ten, który wymyślił fotel odmładzający na ogórki?Moją Fontannę Młodości... Chociaż nie, muszę zmienić nazwę mojego wynalazku. Miałem już dosyć kłopotów z powodu cholernej fontanny, więc wolałem jednak nie przypominać sobie o rozsadzonej muszli klozetowej oraz tym, co musiałem robić później żeby zapłacić za swoje błędy.
Hagrid zniknął nam na chwilę z oczu odchodząc tanecznym krokiem, więc w ciszy dokończyliśmy przerzucanie odchodów hipogryfów oraz błota na taczki. Kiedy to mieliśmy już za sobą, mogliśmy odpocząć przynajmniej przez kilka chwil, zanim nie wrócił przyjazny wielkolud. Wtedy Hagrid złapał swoimi wielkimi łapskami za rączki taczek i popchnął je przed siebie.
Na gumowych ze zmęczenia nogach ruszyłem za nim. Nie uśmiechała mi się wizja kolejnej godziny z łopatą w rękach, tym bardziej, że już miałem na nich niesamowite odciski, ale najwyraźniej nie mogłem liczyć na przywilej jakim było zakończenie cholernego szlabanu.
No dobrze, współczułem Syriuszowi, który naprawdę w tej sytuacji nie zawinił, ale oberwał z mojej winy. Przyznaję, że popełniłem błąd i powinienem go przeprosić, ale jak na razie nie miałem na to sił, ponieważ ich resztkę musiałem oszczędzać na wrzucanie gnoju do dołu.
Merlinie, ratuj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz