środa, 19 lipca 2017

Zemsta śmierdzieli

Zanim podszedłem do przyjaciół, upewniłem się, że spinacz do prania dobrze leży na moim nosie i hamuje przynajmniej część zapachów unoszących się w powietrzu. Dopiero wtedy odważyłem się zbliżyć do chłopaków i dać im klucz do łazienki prefektów. Wcześniej upewniłem się, że jest ona dobrze zaopatrzona w środki higieniczne bakteriobójcze oraz takie o silnym zapachu, nierzadko niemal mdlącym od swojej intensywności. Cóż, Syriusz i James bez wątpienia właśnie tego potrzebowali. Co się zaś tyczy ich ubrań, Skrzaty Domowe doskonale wiedziały, że muszą je od razu zabrać i pozbyć się ich, ponieważ dla nich nie było już ratunku.
- Jestem pewny, że to zakrawa na jakiś rodzaj dyskryminacji, Remusie. - mruknął urażonym tonem Syriusz, przyglądając się mi uważnie.
- Może. - rzuciłem nosowo. - Ale nic mnie to nie obchodzi. Nie chcę stracić węchu. I przykładajcie się do mycia, bo naprawdę nie wpuszczę was do pokoju. -nie mogłem przyzwyczaić się do tego, w jaki sposób brzmiał mój głos, kiedy mówiłem. To była istna udręka słyszeć siebie w wersji niemal komediowo zmienionej, ale wolałem to od wąchania chłopaków. Byłem wilkołakiem, a wilkołaki nie są niezniszczalne!
- Kto by pomyślał, że mam tak bezczelnego chłopaka. - Syri westchnął teatralnie, ale nic mu to nie mogło dać.
Moje postanowienie pozostało niezmienne i musiał to wyczuć, ponieważ westchnął głośno i spotulniał.
- Dobrze, wyszorujemy się tak dokładnie, że nasza skóra będzie czerwona przez cały tydzień.
- Mam nadzieję. W przeciwnym razie przez tydzień będziecie spać w Pokoju Wspólnym lub u Slughorna. Niech ma za karę, że was tam wysłał... James, dlaczego tak się uśmiechasz? - zawahałem się patrząc na okularnika. Nie podobał mi się ten uśmiech. Bardzo mi się nie podobał.
- Kara dla Slughorna... Mam pewien pomysł. - teraz James uśmiechał się jeszcze bardziej przerażająco.
Aż przełknąłem z trudem ślinę.
- Co... Co planujesz? - zająknąłem się.
- Podrzucę mu nasze skarpetki w takie miejsce, że nie zdoła dojść do tego, gdzie coś tak strasznie mu śmierdzi, a wiedz, że po całym dniu pracy w gnoju mamy na sobie istną broń biologiczną.
- Ja nic o tym nie wiem, jasne?!
- Jasne, że nic nie wiesz! - Syriusz uśmiechnął się równie szeroko, co wcześniej Potter. - Dobra, zaraz wracamy. Najpierw wpadniemy zostawić po sobie pamiątkę, a później do kąpieli.
Złapał Pottera za przegub i pociągnął za sobą. Widać złość Syriusza na Jamesa miała swoje granice, a mała zemsta na nauczycielu eliksirów potrafiła przełamać wszystkie lody i na nowo uczynić z tej dwójki najlepszych kumpli.
Przez chwilę zastanawiałem się, czy powinienem wrócić do siebie, ale ostatecznie uznałem, że jednak powinienem w jakiś sposób pomóc przyjaciołom. Poczekałem kilka minut po czym podreptałem za nimi. Nie zaprzeczę, że czułem ich wyraźnie, zresztą podobnie jak wszyscy, którzy w tej chwili przechodziliby korytarzem.
Widząc ich schowanych za rogiem, domyśliłem się, że musieli dojść do wniosku, że profesor jest w swoim gabinecie, przez co nie mogą zrealizować swojego głupiego planu, zapewne w tej właśnie chwili zastanawiali się, co powinni dalej począć. Postanowiłem więc im to ułatwić.
Wydawali się przestraszeni, kiedy dostrzegli, jak idę w stronę drzwi gabinetu Slughorna. Stojąc przed nimi zdjąłem szybko z nosa spinacz i zapukałem. Nauczyciel rzeczywiście był u siebie. Otworzył mi trochę zaskoczony. Czułem, że musiał wypić przynajmniej dwa kieliszki wina i nie spodziewał się najwyraźniej gości.
- Panie profesorze, bardzo przepraszam, że przeszkadzam! - uderzyłem w ton rasowego kujona. - Chodzi o to, że zbliżają się egzaminy, a pan wie doskonale jak słabo idą mi czasami eliksiry. Myślałem o tym żeby zrobić sobie dzisiaj wolne od nauki, ale nie wytrzymam! Zostawiłem książkę w sali eliksirów i teraz muszę się do niej dostać. Boję się, że jeśli nie będę się douczał na bieżąco to nie pójdzie mi tak jakbym chciał. - starałem się brzmieć desperacko i robić niewinne, maślane oczy. Cóż, Slughorn chyba uwierzył w moją historię, ponieważ niemal widziałem, jak poruszają się trybiki w jego głowie.
- No cóż, Remusie. Obawiam się, że w takiej sytuacji nie mogę ci odmówić. Poczekaj chwileczkę. Wezmę klucz do sali i skoczymy szybko po twój podręcznik.
- Bardzo panu dziękuję!
Nauczyciel zniknął w swoim gabinecie, a po minucie jego pulchne ciało znowu pojawiło się w drzwiach.
- Chodźmy! - rzucił i wyszedł nie bawiąc się nawet w zamykanie drzwi. Najwyraźniej wino oraz przekonanie, że szybko uwinie się z moim problemem zadecydowały za niego. - Hm, czujesz ten smród, Remusie? - zaczął niuchać w powietrzu.
- Tak, panie profesorze. - przytaknąłem od razu. - Koszmarny, prawda? Ale cały zamek tak śmierdzi! - pojąłem rozmowę aby jego umysł skupił się na moich słowach zamiast na analizowaniu możliwego źródła nieprzyjemnego zapachu. Jasne, że w końcu domyśli się skąd on pochodzi, ale do tego czasu może uznać, że naprawdę wszystko śmierdziało dwójką przewalającą zmieszane z błotem odchody hipogryfów. Miałem także nadzieję, że ich skarpety naprawdę cuchną dużo gorzej niż oni sami, dzięki czemu nauczyciel nie powiąże ze sobą tych dwóch woni.
- Myśli pan, że coś mogło zdechnąć w jakimś tajnym przejściu i stąd ten koszmarny zapach?
- Hm, nie, nie sądzę. To inny rodzaj smrodu. Powiedziałbym, że ktoś postanowił hodować za naszymi plecami jakieś zwierzę, którego nie powinien w ogóle posiadać i stąd ten fetor. Sprawdzę to na pewno, ale nie w tej chwili. O, proszę! Już jesteśmy na miejscu! - Slughorn uśmiechnął się szeroko i zadowolony otworzył mi drzwi sali lekcyjnej.
Wszedłem do środka podchodząc do ławki, w której ostatnio siedziałem i zacząłem szukać podręcznika, którego nawet nie miało tam być. Szukałem i szukałem, robiłem to z coraz większą desperacją.
- Nie ma go! - jęknąłem w końcu. - Ktoś musiał go zabrać!
- Och, to niedobrze. - nauczyciel chyba naprawdę się przejął. - Może przez przypadek go zabrano, albo twoi koledzy myśleli, że o nim zapomniałeś. To nic, Remusie. Pożyczę ci jeden z naszych szkolnych. - podszedł do szafki za biurkiem i przegrzebał wszystkie stojące tam podręczniki. W końcu znalazł ten, który odpowiadał mojemu rocznikowi. - Proszę bardzo. Oddasz go na następnych zajęciach jeśli znajdziesz swój.
- Tak bardzo panu dziękuję! - odetchnąłem z ulgą. Cóż, niewątpliwie mógłbym zrobić karierę aktorską. W zgrywaniu niewinnego i bardzo sumiennego studenta byłem niezawodny.
- Nie ma sprawy, Remusie. I jestem pewny, że na egzaminie dobrze sobie poradzisz. Jesteś bardzo zdolny. Trochę niezdarny, jeśli chodzi o eliksiry i odmierzanie składników, ale jednak bardzo zdolny i szybko się uczysz. Głowa do góry! - posłał mi zachęcający do ciężkiej pracy uśmiech i klepiąc lekko po plecach pospieszył do wyjścia z sali.
Wspólnie wróciliśmy pod jego gabinet rozmawiając bez zobowiązań o możliwych zadaniach egzaminacyjnych z jego przedmiotu. Nie mówił wprawdzie wprost, ale dał mi kilka wskazówek co do tego, czego powinienem się przede wszystkim nauczyć.
Nagle zrobiło mi się go trochę żal. Biedny będzie walczył z niewidzialną przyczyną koszmarnego zapachu w swoim gabinecie przez Merlin wie jak długo, a przecież potrafił być takim poczciwym człowiekiem. Jasne, bez powodu skazał Syriusza na ciężką pracę przy gnoju, ale i tak trochę mu współczułem.
- Raz jeszcze dziękuję. - ukłoniłem się nieznacznie. - Dobrego wieczoru.
- Och, dziękuję, mój drogi. Tobie również i nie ucz się do późna! Nauka jest ważna, ale odpoczynek również jest niezbędny. - uśmiechnięty otworzył drzwi swojego gabinetu i wszedł do środka. - Merlinie drogi! - usłyszałem ledwo drzwi zamknęły się za nim. - Co to za smród?!
Mimowolnie uśmiechnąłem się lekko pod nosem i odbiegłem pospiesznie od gabinetu. Nie chciałem być w żaden sposób w to wplątany, nawet jeśli nauczyciel tylko chciałby żebym wyraził swoją opinię na temat koszmarnego smrodu, jaki właśnie wypełniał jego pokój.
No cóż, cieszyłem się, że mam Syriusza i Jamesa po swojej stronie. Gdyby to mi wycięli taki numer, byłbym pierwszym wilkołakiem, który zdechłby z powodu smrodu skarpet i hipogryfich odchodów. Na pewno przeszedłbym wtedy do potomności, a w szkołach uczono by się na zajęciach z obrony przed czarną magią o tym, jak najlepiej pozbywać się takich jak ja na moim przykładzie, ale raczej nie byłem tak głodny sławy i wolałem dłużej pożyć.
Naprawdę byłem rad, że mam tę dwójkę po swojej stronie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz