niedziela, 20 sierpnia 2017

Próba poznania prawdy

Z powodu wielkiego planu odkrycia tajemnicy przesyłek dla Sprout, zostałem zmuszony do ubrania się na czarno, a nawet do założenia czarnej czapki. Czułem się głupio i nie do końca rozumiałem ideę przyświecającą takim przygotowaniom. Nauczycielka nie postawiła przecież zbrojnej ochrony przed cieplarnią. Na pewno nawet nie spodziewała się tego, że ktoś mógł ją śledzić i teraz próbować dojść do tego, co ona może ukrywać.
- Dobra, plan jest następujący - James rozłożył przed nami mapę Hogwartu oraz pergamin, na którym swoim koślawym pismem nabazgrał kilka punktów dotyczących naszej dzisiejszej akcji. - Wyjdziemy ze szkoły tym wyjściem o tutaj, przejdziemy tędy, tutaj, tutaj i w końcu dotrzemy tu. Remusie, wdrapiesz się na drzewo i sprawdzisz czy błonia są puste i bezpieczne. Wtedy przejdziemy dalej i włamiemy się do cieplarni.
Nie musieliśmy nic dodawać do jego wywodu i osobiście nawet tego nie chciałem. Wolałem przejść do działania i mieć to jak najszybciej z głowy. Im szybciej to zrobimy, tym mniejsze będzie prawdopodobieństwo, że zostaniemy złapani.
Całą czwórką, ponieważ Peter również brał w tym wszystkim udział, wyszliśmy z pokoju i cicho, na paluszkach skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Gruba Dama była zbyt zaspana żeby w ogóle przykładać uwagę do tego, że grupka dziwacznie ubranych uczniów wychodzi na korytarz. James patrzył na naszą zaczarowaną mapę szkoły, aby mieć pewność, że nie natkniemy się na żadnego nauczyciela lub innego ucznia. Skierowaliśmy się więc do przejścia, które okularnik wcześniej wybrał dokładnie tak, jak nam to na początku przedstawił. Tak naprawdę w mgnieniu oka byliśmy już pod cieplarnią i próbowaliśmy „rozbroić” zamek. Nawet to nie było trudne. Bez problemu znaleźliśmy się w środku i teraz po omacku musieliśmy szukać tego, co nas interesowało.
Byłem wilkołakiem, więc mój wyostrzony wzrok działał w ciemnościach znakomicie, ale i chłopcy nie mogli na nic narzekać, ponieważ przyzwyczaili się do panującego wokół półmroku.
- I gdzie teraz? - zapytałem szeptem, kiedy staliśmy przy wyjściu z cieplarni nie wiedząc, gdzie właściwie powinniśmy się ruszyć.
- To bardzo dobre pytanie. Nie mam pojęcia. - okularnik błysnął białymi zębami w zmieszanym uśmiechu.
- Dobra, ja i Remus idziemy na tyły cieplarni, ty i Peter zostajecie tutaj. - Syriusz przejął pałeczkę dowodzenia. - Jeden z was zacznie sprawdzać prawą stronę, drugi lewą. Szukajcie czegoś nowego, dziwnego lub po prostu podejrzanego. Ja z Remim zaczniemy robić to samo, ale od drugiej strony. - chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą, kiedy J. salutował, a Pet kiwał potakująco głową.
Splatając ze sobą palce, przeszliśmy powoli na tyły i rozdzieliliśmy się, chociaż przyznaję, że niechętnie.
Powoli badaliśmy teren, ale chociaż naprawdę bardzo się starałem, nie widziałem niczego interesującego, co mogłoby mnie naprowadzić na zawartość paczek nauczycielki zielarstwa. Może naprawdę się pomyliliśmy i chodziło o jakieś głupie, delikatne roślinki. A może Sprout sprowadziła jakiś wyjątkowo wrażliwy rodzaj owadów, które miały znaczenie dla ogrodnictwa? To było przecież możliwe.
Nie wiem ile czasu zajęło nam przeszukiwanie cieplarni, ponieważ w takich miejscach czas zawsze płynie inaczej, ale kiedy spotkałem się z Jamesem w połowie cieplarni, byłem zawiedziony. Żadnemu z nas się nie powiodło. Wyszliśmy na ścieżkę dzielącą dwie strony pomieszczenia i zaczekaliśmy na brakującą dwójkę. Peter i Syriusz pojawili się niedługo później. To była totalna klapa. Nie udało się nam znaleźć zupełnie nic.
Przez chwilę zastanawialiśmy się, czy nie spróbować ponownie, ale szybko wszyscy uznaliśmy, że nie ma to najmniejszego nawet sensu.
- Wracamy. - w głosie Jamesa brzmiało zrezygnowanie i zawód. Nie można było mu się dziwić, nie tak sobie to wszystko wyobrażał. Chciał odkryć coś wielkiego, a tymczasem po prostu zarwał noc.
- Nie martw się, w końcu do czegoś dojdziemy. - poklepałem go po ramieniu. - Głowa do góry. - sam do optymistów nie należałem, ale co innego miałem mu powiedzieć?
Wyszliśmy z cieplarni i dokładnie ją za sobą zamknęliśmy, a następnie tak jak przyszliśmy, tak wróciliśmy do siebie. Ot, zupełnie jakby nic się nie stało, jakby nigdzie nas nie było.
Siedzieliśmy chwilę na naszych łóżkach patrząc na siebie nawzajem w ciszy. Byłem pewny, że każdy z nas zastanawia się nad tym, gdzie popełniliśmy błąd, co przegapiliśmy, dlaczego z dzisiejszego wypadku zupełnie nic nie wyszło. Może gdybyśmy lepiej szukali, użyli światła z naszych różdżek... Tyle pytań, tyle opcji i żadnej odpowiedzi.
- Od jutra wracamy do starego systemu i dalej sprawdzamy nauczycieli, którzy mieli kontakt z Victorem po całym zajściu. - Syriusz przerwał ciszę. - Jeśli to nie zadziała, musimy zapomnieć o całym tym planie i po prostu żyć z tym wszystkim dalej. Egzamin nas nie zabije, to pewne i jeśli dobrze pójdzie to wszyscy go zdamy. Może po prostu przesadzamy?
- Naprawdę tak myślisz? - James uniósł brew pytająco.
- Nie, ale co innego mogę powiedzieć i zrobić? Klapa i tyle, nie stworzymy sobie rozwiązania, więc po prostu dajmy sobie spokój, jeśli rozwiązanie samo do nas nie przyjdzie. - miał rację. Zadziwiająco dużo racji.
- Niech będzie. Przynajmniej do czasu, kiedy nie wpadnę na jakiś pomysł. Jeśli to w ogóle nastąpi. - James zgodził się z nim i ciężko opadł na pościel, podciągając nogi do góry i opierając je o materac. - A teraz postarajmy się zasnąć.
Nie mieliśmy wiele więcej do powiedzenia. Położyliśmy się, zgasiliśmy światło i byłem pewny, że po prostu leżeliśmy na łóżkach wpatrzeni w czarny sufit. Może myśleliśmy o wszystkim, a może zupełnie o niczym. Może próbowaliśmy znaleźć rozwiązanie tej całej sytuacji, a może po prostu chcieliśmy oczyścić umysł.
Nie udało się. To nie pierwsza i na pewno nie ostatnia porażka w naszym życiu. Do tej pory zawsze albo nam się udawało, albo wpadaliśmy na coś innego, ale równie interesującego, co nasz pierwotny plan. Tym razem było inaczej. Nocna wyprawa nie przyniosła nam nic. Żadnych nowych faktów, żadnych odkryć. Jedno wielkie, tłuste zero.
Przyznaję, że chciałem udawać niewzruszonego, ale w rzeczywistości męczyło mnie to i nie pozwalało spać. Próbowałem myśleć o czymś innym, ale moje myśli same wracały do tematu, który mnie dręczył. Jeśli z chłopakami było podobnie to wcale nie dziwiłem się, że żaden z nas nie spał. Podejrzewałem, że w konsekwencji jutro z trudem zwalimy się z łóżka i będziemy nieprzytomni. Przez chwilę przyszło mi nawet do głowy, że gdybym na stałe ograniczył godziny snu to mój organizm przyzwyczaiłby się do tego. Naprawdę miałem w planach wprowadzić to w życie, chociaż już wielokrotnie próbowałem i wcale mi się to nie udawało. Może tym razem będzie inaczej? W końcu niedługo będę kończył szkołę i wysypianie się na niewiele mi się zda skoro miałem w planach karierę detektywa. Lepiej było ćwiczyć już teraz zalewanie nocy, niż później męczyć się w nieskończoność i z trudem wytrzymywać nieprzespane noce lub te, kiedy to snu miałem tyle, co na lekarstwo.
- Nie mogę zasnąć. -usłyszałem z ciemności po mojej prawej stronie głos Jamesa.
- Jak my wszyscy, J. - odpowiedział mu cicho Syriusz. - Nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich porażek. Może to starość?
Mimowolnie uśmiechnąłem się, kiedy o tym wspomniał. Sam również o tym pomyślałem, ale przecież fakty były takie, że żaden z nas nie był stary. Mieliśmy przed sobą nieograniczone możliwości i wiele, wiele lat młodości, którą można wykorzystać. Nie mieliśmy jeszcze zmarszczek, nie siwieliśmy, nasze organizmy pracowały w normalnym tempie nastolatków. Brakowało nam może trochę więcej ruchu, ale i tak nieźle się trzymaliśmy.
- I tak zaśniemy zanim się obejrzymy. - również zabrałem głos. - Teraz jeszcze jesteśmy rozbudzeni po tym, co kombinowaliśmy, ale za godzinę, może pół, będziemy już całkowicie bezbronni i zaślinieni przez sen.
- Ślinisz się przez sen, Remusie? - w głosie Pottera było słychać rozbawienie i chęć dogryzania, ale ze mną nie było tak łatwo.
- Nie, ale wielokrotnie widziałem jak ty to robisz, kiedy śpisz na lekcjach historii magii, więc chciałem oszczędzić ci wstydu. No cóż, nie wyszło, ale nie przejmuj się i tak cała klasa widziała jak to robisz, a Pet i Syriusz mają cię na co dzień i wiedząc doskonale jaki jesteś, więc wszystko pozostaje w rodzinie.
James prychnął oburzony, a następnie wszyscy śmialiśmy się z tej dziecięcej przepychanki słownej. Bawet zachciało mi się ziewać, a to był naprawdę dobry znak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz