niedziela, 13 sierpnia 2017

Rzeczywistość tworzy fikcję

20 marca
Czułem, że zaraz zostanę buddystą i zacznę medytować aby uspokoić nerwy szargane torturami mojego słuchu.
- Czy ktoś może mi powiedzieć, dlaczego wyciszył wszystko poza tym cholernym korytarzem? - Syriusz był blady i złączył ze sobą dłonie jakby do modlitwy, której nikt nie wysłuchał, jeśli jakąś odmówił.
- Ponieważ uwielbia wsłuchiwać się w swój głos? - James zadrżał otulony ramionami, jakby stał na piętnastostopniowym mrozie.
A wszystko przez Slughorna, którego dziś śledziliśmy, a który uderzył ostro w amory do Sprout i wył jej serenadę pod drzwiami gabinetu. To było straszne i ten koszmarny dźwięk zapewne będzie mi się śnił po nocach bezustannie. Nie byłem na to przygotowany, ale chyba nie miałem wyjścia, skoro już i tak usłyszałem ten „śpiew”.
- Jestem pewny, że jakieś zwierzę w rui wydaje podobne odgłosy. Chyba przechodziłem koło jakiegoś sklepu z mugolskim sprzętem i akurat puszczali program na ten temat. - J. znowu zadrżał i wcale mu się nie dziwiłem. W końcu ja musiałem zatykać uszy palcami, a i tak niewiele to dawało.
- W sumie to nie rozumiem. Tyle się staraliśmy żeby się od niej odczepił, a jemu przeszło tylko na kilka chwil. - Syri przypomniał nam o zleceniu nauczycielki zielarstwa przekazanym nam za pośrednictwem Zardi jakiś czas temu.
- Ja tam się dziwię, że ona jeszcze nie uległa żeby przestał tak wyć.
- A może ona po prostu rzuciła zaklęcie ciszy na swój gabinet i nie słyszy jak Slughorn kaleczy serenadę? - zacząłem na poważnie się nad tym zastanawiać. - Chociaż przyznaję, że jednak go podziwiam. Wypił tyle wina przed wyjściem, a jeszcze mu się język nie plącze.
- Ta umiejętność akurat by mi się przydała, ale nieważne, bo chyba skończył. - J. machnął ręką wyglądając z naszej kryjówki w niszy, którą dzieliliśmy z posągiem kulawego goblina. No, może raczej on dzielił ją chwilowo z nami, ponieważ jakby na to nie spojrzeć, to on był tam pierwszy.
I pomyśleć, że cierpieliśmy w taki sposób tylko dlatego, że nauczyciel eliksirów bardzo zaciekle rozmawiał o czymś z Wavelem zaledwie dwa dni wcześniej.
- Chłopaki, otwiera mu! - głos okularnika zadrżał z podniecenia, że coś w końcu się wydarzy i nie będzie to koszmarny śpiew nauczyciela.
- Horacy, długo o tym myślałam i skoro już tu jesteś to może pomógłbyś mi przenieść kilka niewielkich skrzyneczek tu i tam?
Myślałem, że parsknę śmiechem. Nie spodziewałem się, że Sprout potrafi tak słodkim głosem dając facetowi kosza jednocześnie jeszcze go wykorzystywać.
- Ależ oczywiście, dla ciebie wszystko! - on chyba łudził się, że jej prośba coś oznacza. Mogłem mu tylko współczuć.
- Doskonale! Właśnie czekam na dostawę, więc chodźmy pod cieplarnię ósmą i wspólnie poczekajmy na miejscu.
- Ależ oczywiście, oczywiście! - nauczyciel brzmiał jak uniżony sługa.
- Ona ma łeb na karku. - szept Syriusza był ledwo słyszalny. - Na zewnątrz ma pewność, że Slughorn nie będzie jej więcej śpiewał.
Spojrzałem na chłopaka z podziwem. Miał rację. Mało tego, że profesor nie będzie wył jej za uszami, to w dodatku nie będzie musiała zapraszać go do swojego gabinetu, więc uniknie oskarżenia o dwuznaczne odpowiedzi na jego amory.
Dla nas również było to opłacalne, ponieważ mogliśmy w ten sposób śledzić dwójkę profesorów jednocześnie, z czego jeden nie był na naszej liście do śledzenia, a powinien. Skoro Sprout coś zamawiała to znajdowała się w naszym kręgu podejrzanych o przygotowywanie egzaminu.
Wciągnęliśmy brzuchy i ścisnęliśmy się za goblinem, kiedy nauczyciele przechodzili obok nas. Odczekaliśmy kilka chwil aby się upewnić, że nie wrócą, po czym cicho ruszyliśmy za nimi. Wiedzieliśmy gdzie idą, co wiele nam ułatwiało, toteż mogliśmy z powodzeniem wybrać inną, bezpieczniejszą i krótszą drogę.
Zastanawiałem się tylko, dlaczego nauczycielka nie mogła użyć magii do przenoszenia swojego zamówienia. Co takiego zamówiła, że potrzebowała tężyzny fizycznej? Jaka roślina nie znosiła magii do tego stopnia żeby nawet głupie zaklęcie lewitujące było poza zasięgiem? A może po prostu nie wiedziała, co zrobić ze swoim natrętnym adoratorem i postanowiła dać mu zajęcie żeby więcej nie śpiewał? To przecież było możliwe.
Ukryliśmy się w miejscu, z którego mogliśmy z powodzeniem śledzić każdy ruch nauczycieli pozostając niezauważonymi. Jak czytałem w jednej książce, a może nawet w dwóch różnych, nie pamiętałem do końca – ludzie rzadko patrzą do góry. Tak więc wdrapaliśmy się na drzewo rosnące obok cieplarni ósmej i siedząc na nim przyglądaliśmy się uważnie temu, co rozgrywało się poniżej. Wysilałem słuch aby usłyszeć cokolwiek z prowadzonych przez dwójkę profesorów rozmów, kiedy już pojawili się na miejscu, jednak wyłapywałem tylko urywki konwersacji oraz zdań, kiedy były wypowiadane wystarczająco głośno.
- Rozmawiają o jakimś balu z okazji kolejnej rocznicy istnienia szkoły. - relacjonowałem cicho siedzącym obok mnie na gałęziach kolegom. - Slughorn zaprasza Sprout, ale ona mówi, że umówiły się z McGonagall, że pójdą bez partnerów. Slughorn uznał to za cudowny pomysł i wszyscy powinni przyjść sami żeby się lepiej zintegrować. Powie o tym dyrektorowi i pla, pla, pla, nic ciekawego, a połowy i tak nie słyszę.
- Nie wiedziałem, że ma być jakiś bal. - James wydawał się niezwykle zainteresowany tematem.
- Nikt chyba o tym nie wiedział, a przynajmniej nie uczniowie. Może to jakaś niespodzianka? - Syriusz uśmiechnął się drapieżnie rzucając mi dziwne spojrzenie, jakby czegoś oczekiwał. Nie wiedziałem czego ode mnie chce, ale z jakiegoś powodu chyba mi się to nie podobało. Cokolwiek kwitło w głowie Syriusza musiało być istną głupotą.
- Leci poczta kurierska! - syknął James i palcem wskazał kierunek. - Cholera, wielkie te paczki. Jak te sowy sobie z tym poradziły?
- Nie mam pojęcia. Może to duże, ale lekkie paczki. - mruknąłem i machnięciem ręki uciszyłem przyjaciela, który najwyraźniej planował mówić coś dalej. Nie potrzebowałem jego bełkotu za uszami, kiedy coś zaczynało się dziać, a ja musiałem podsłuchiwać nauczycieli teraz uważniej niż kiedykolwiek.
- Czyżby to to?! - nauczyciel eliksirów powiedział to tak głośno, że nawet moi przyjaciele nie mieli problemu z usłyszeniem jego słów.
- Tak. - głos kobiety był cichy i zmęczony, jakby użeranie się z Slughornem ją wycieńczyło. - Nie! Żadnych zaklęć! - syknęła nagle naprawdę głośno i złapała nauczyciela za rękę, kiedy ten sięgał po swoją różdżkę. - Są bardzo wrażliwe i delikatne, nie można sobie pozwolić na coś takiego.
Coś jest wrażliwe i delikatne, cholercia?! Wyrzuć to z siebie, babo! Co u licha było w tych paczkach?!
No pięknie! Szeptała mu coś na ucho, a on wydawał się trochę zaskoczony, ale jednocześnie... pełen podziwu? Serio?! Co ona zamówiła?! Dlaczego była to tak wielka tajemnica, że musiała to wyszeptać zamiast normalnie powiedzieć?! Obawiała się, że ktoś mógłby przypadkiem podsłuchać? Dajcie spokój, przecież takie rzeczy zdarzały się tylko w fikcji, a nie w realnym życiu! A przynajmniej z założenia, ponieważ w praktyce ludzie byli podsłuchiwani przez swoją nieuwagę o wiele częściej niż przypuszczali. Cóż, w końcu nie do każdego dociera, że fikcja budowana jest najczęściej na prawdziwych wydarzeniach i historiach. Często ubarwionych, ciekawszych od realnego życia, ale jednak mających swoje podłoże w życiu codziennym.
- Więc to tak. Sprytne. - wyłapałem tylko ze słów nauczyciela eliksirów. Pewnie chciał zaimponować swojej lubej i dlatego bawił się w te całe konspiracyjne szepty.
Korzystając z chwilowej ciszy, kiedy to nauczycielka odbierała postawione przez sowy na ziemi paczki, wyjaśniłem chłopakom, co słyszałem, a czego nie i z jakiego powodu. Chciałem żebyśmy mieli jasność, że nie jestem super podsłuchem, ale zwyczajnym wilkołakiem, który ma swoje ograniczenia. Wiele ograniczeń, prawdę powiedziawszy.
- Będziemy musieli się zakraść do cieplarni i sprawdzić, co to jest. - Syri obserwował, jak nauczycielka czule gładzi pudła, zaś profesor podwijał rękawy, aby zabrać się za przenoszenie bezcennych paczek.
- To muszą być jakieś rośliny. - James wysilał wzrok, jakby mogło mu to cokolwiek pomóc. Ja nie dostrzegałem niczego szczególnego, a co dopiero on.
- Może. - Black pozostawał sceptyczny. - Dowiemy się dzisiaj w nocy. Wtedy zakradniemy się do cieplarni. Zabierzemy ze sobą Petera. Będzie musiał zrobić wyjątek i zaprzepaścić okazję na sen.
- Jeśli usłyszy, że może chodzić o zadanie na egzamin końcowy, od razu się zgodzi. - zauważyłem. - Za bardzo martwi się oblaniem, żeby miał zrezygnować z takiej okazji.
- A więc ustalone. Dzisiaj w nocy dowiemy się, co ukrywa Sprout. - cudownie szare oczy Syriusza rozbłysły pasją i podnieceniem. Chłopak był w swoim żywiole.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz