niedziela, 27 sierpnia 2017

Że niby co?!

22 marca
Zielarstwo. Syriusz wyglądał jakby miał się zaraz załamać. Mina Jamesa zdradzała dokładnie to samo. Peter najwyraźniej jeszcze nie zrozumiał, o co właściwie chodzi, zaś ja mogłem skwitować to tylko wzruszeniem ramion.
Nasza próba odkrycia, co kryły paczki Sprout spełzła ostatnio na niczym, zaś teraz wszystko stało się jasne i nie wiązało się już z żadną tajemnicą.
Motyle.
W paczkach były zakichane motyle, których nauczycielka potrzebowała do pielęgnacji niektórych swoich roślin.
- Zdarza się. - poklepałem przyjaciół po ramionach. - Nie przejmujcie się, pozostaje nam jeszcze Hagrid, tak jak podpowiedział nam Sheva. No i spójrzmy na to z innej strony. Te motyle są całkiem urocze.
Spojrzenie Syriusza było mordercze, ale powoli łagodniało. W końcu nic już nie mógł na to poradzić. Zostawało mu więc tylko zaakceptować sytuację taką, jaką była i odwiedzić Hagrida. Innego pomysłu i tak nie mieliśmy, a denerwowanie się nijak nie zmieniłoby niczego.
- Nie mogę uwierzyć, że nie przespałem nocy dla głupich motyli. - James schował twarz w dłoniach
- J., zalewałeś noce z o wiele głupszych powodów. - przypomniałem mu. - Jakieś tam motyle to wielka sprawa w porównaniu z innymi przekrętami nocą, które mamy wszyscy na sumieniu.
- Hm, fakt. - chłopak pokiwał głową z niekłamaną powagą. - Dostrzegam sens twoich słów, Remi, i dlatego przestanę rozdeptywać te głupie motyle. - Żartowałem! Żadnego nie zdeptałem, nie patrz na mnie jakbyś miał zaraz rzucić mi się do gardła.
Cóż, musiałem przyznać, że gdybym mógł wtedy zabijać wzrokiem, James miałby w tamtej chwili trochę poważnych problemów zdrowotnych. Sam nie wiem dlaczego, ale miałem nawyk wyjątkowej troski o owady. Jeśli jakiś owad wpadł do pokoju, wypuszczałem go najpierw biorąc na ręce lub po prostu wyganiałem. Największą troską otaczałem pszczoły i biedronki, zaś pająki nie wliczały się dla mnie do grupy owadów. Były istnymi potworami, a te należało eliminować.
- Dobra, zmieńmy trochę temat. - okularnik najwyraźniej wolał unikać bezpośredniej konfrontacji z wielkim obrońcą dzikiej przyrody, jakim nierzadko bywałem. - Musimy uzgodnić, kiedy zrobimy najazd na chatkę Hagrida.
- Im wcześniej tym lepiej. - Syriusz udając, że słucha wywodów Sprout na temat pożytku płynącego z motyli dla niektórych magicznych roślin zgłosił się do odpowiedzi na pytanie nauczycielki, która na jego szczęście wybrała inną osobę. - Nie odkładajmy tego. Musimy go zaskoczyć, jeśli to w ogóle możliwe.
- Jeśli nikt go nie ostrzegł przed pytaniami uczniów to sam się nie domyśli zbyt szybko. - James zauważył niezaprzeczalny fakt. Hagrid był człowiekiem prostolinijnym, toteż wystarczyło wszystko dobrze rozegrać, aby puścił parę w ust. Zresztą, kiedy Shave już o tym wspomniał, wydawało mi się oczywiste, że jeśli w jakiś nasz egzamin było zamieszane magiczne stworzenie, które pozostawia po sobie takie ślady, jak na twarzy Wavele'a, to ktoś pokroju Hagrida musi o tym wiedzieć. Nasz przyjazny wielkolud uwielbiał wszystkie zwierzaki tak bardzo, że czasami zastanawiałem się dlaczego nie został weterynarzem lub nie otworzył schroniska dla magicznych stworzeń.
- Wpadniemy do niego dzisiaj po odrobieniu wszystkich zadań, ale przed korepetycjami. Musimy mieć dobrą wymówkę żeby później wyrwać się ze szponów Hagrida. - Syriusz uśmiechnął się cwaniacko. - Powiemy mu, że ostatnio jesteśmy zajęci nauką i nie mieliśmy go jak odwiedzić, ale postanowiliśmy znaleźć chwilę, bo za nim tęsknimy lub coś takiego. Nie skłamiemy, nawet jeśli mamy dodatkowy motyw żeby do niego iść.
- A jeśli on nie będzie nic wiedział? - odważyłem się zapytać.
- Wtedy, panowie, jesteśmy w ciemnej D. - kruczowłosy wzruszył ramionami – Wracamy do punktu wyjścia. W każdym razie damy sobie radę, spokojna głowa. Jeśli będę musiał, znajdę sposób, żeby wyciągnąć z Victora informacje na temat tego egzaminu, w przygotowaniu którego pomagał.
Sprout nadal rozwodziła się na temat motyli, ale tym razem nie musieliśmy już niczego z przyjaciółmi ustalać, ponieważ wszystko zostało już ustalone. Teraz mogliśmy skupić się na lekcji, a przynajmniej mogliśmy spróbować. Cóż, łatwo nie było. W końcu temat motylków i roślinek nie należał do ulubionych w przypadku żadnego z nas. Nie zaprzeczam, że cieplarnia wyglądała przepięknie, kiedy wśród tej bujnej, żywej zieleni unosiło się tak wiele różnych barw i kształtów. Może nawet byłbym tym zachwycony, gdybym tak nie przejmował się myślami o egzaminach. Jak długo wszystko było tylko odległym terminem, czułem się swobodnie i byłem spokojny. Ale teraz, kiedy miałem świadomość, że profesorowie nie próżnują, sytuacja wyglądała zgoła inaczej.
Syri oparł się o mnie ramieniem i przysunął usta do mojego ucha. Staliśmy z tyłu i nikt nie zwracał na nas uwagi, więc mógł sobie na to pozwolić.
- Kiedyś wybierzemy się w jakieś romantyczne miejsce żeby zachwycać się motylami. - wyszeptał. - Szklarnia pełna uczniów i gadanina Sprout nie klasyfikują się jako romantyczne.
Nie mogłem się z nim nie zgodzić.
Zajęcia zakończyły się niedługo później, co sprawiło, że odetchnąłem z ulgą. Nauczycielka naprawdę się nakręciła i wiele osób przysypiało na stojąco słuchając jej głosu wśród ciepła jakie panowało w pomieszczeniu. Tym bardziej, że wcześniejszą lekcją była historia magii, co już i tak wielu ukołysało do snu.
Wszystko to sprawiło, że nagle miałem ochotę na coś bardzo słonego, a to nieczęsto mi się zdarzało. Czułem, że gdybym pozwolił sobie na łakocie, zacząłbym ziewać i powieki kleiłyby mi się do siebie. Sól mogła z tym walczyć, a przynajmniej taką miałem nadzieję wychodząc z cieplarni i idąc w stronę zamku, gdzie na pewno już czekało na nas drugie śniadanie.
- Krakersy. Mam nadzieję, że będą jakieś krakersy lub coś podobnego. - rzuciłem do niespodziewających się niczego przyjaciół. Nic dziwnego, że spojrzeli na mnie jakbym właśnie oświadczył, że planuję tańczyć w balecie.
- To ja właśnie żalę się wam, że będę musiał spławić jakoś Lily żebyśmy poszli wspólnie do Hagrida, a ty wyskakujesz z czymś takim? - James pokręcił głową z niezadowoleniem.
- Hę? A mówiłeś coś w ogóle przed chwilą? - byłem naprawdę zaskoczony.
- W sumie to nie, ale planowałem.
- Zabiję cię kiedyś, James. - syknąłem nie mogąc uwierzyć w głupotę chłopaka. W odpowiedzi otrzymałem zadowolony, szeroki uśmiech. J. drażnił się ze mną i najwyraźniej bardzo mu się to podobało.
Kiedy przekroczyliśmy próg Wielkiej Sali, moje nozdrza wypełniły się cudownymi zapachami. W większości słodkimi i sprawiającymi, że zacząłem marzyć o dużej porcji słodkich kalorii. Postanowiłem jednak trzymać się tego, co podpowiadał mi żołądek na samym początku i zamiast sięgać po łakocie, zapchać się czymś słonym. Miałem szczęście, ponieważ miejsce, które zajęliśmy znajdowało się akurat naprzeciwko słonych smakołyków – krakersików z twarogiem, kromeczek z szynką, serem żółtym, warzywami. Krótko mówiąc, miałem przed sobą wszystko, czego tylko mój żołądek mógłby sobie zażyczyć.
Zabraliśmy się z chłopakami za jedzenie. Najszybciej znikało to, co znalazło się na talerzu Petera, ale to akurat wcale mnie nie dziwiło. Chłopak od rana wydawał się jakiś rozespany i niewypoczęty, jakby w nocy zamiast spać robił coś zupełnie innego. Teraz wstąpiło w niego nowe życie, ponieważ mógł zapchać brzuch czym tylko pragnął.
- Gdyby tylko wiedzę przyswajał tak szybko i sprawnie, jak te góry jedzenia. - chociaż usłyszałem znienawidzony głos po mojej prawej, nie odwróciłem się w tamtą stronę. Evans siedziała koło Jamesa i byłem pewny, że to do niego właśnie mówiła. Pewnie uśmiechała się przy tym jak słodka idiotka żeby tylko mu się jakoś przypodobać. Od kiedy do siebie wrócili, robiła wszystko, co w jej mocy, żeby przywiązać do siebie chłopaka jeszcze bardziej. Okularnik wpadł w to G, jak śliwka w kompot. Mogłem mu tylko współczuć.
- James, nie zapomnij odwołać swojej dzisiejszej randki. - Syriusz rzucił to niby mimochodem, ale wiedziałem doskonale, że chciał tym uświadomić Jamesowi, że nadal nie trawi Evans oraz marzył aby dopiec samej dziewczynie uświadamiając jej, że jakiekolwiek plany ma jej chłopak, wiążą się z nami, a nie z nią.
Niemal słyszałem jak dziewczyna zgrzyta zębami, kiedy pytała okularnika czy to prawda i co to ma w ogóle znaczyć.
Cóż, James sam był tym, który wybrał sobie taką, a nie inną dziewczynę, więc teraz musiał radzić sobie z konsekwencjami.

1 komentarz:

  1. Lubię blogi o tematyce Harry Potter a Twój jest niezły! Dodaję do ulubionych w przeglądarce i czekam na ciąg dalszy! Zapraszam też do mnie! https://thediaryofnephilim.blogspot.com/?m=1
    Pzdrawiam!

    OdpowiedzUsuń