niedziela, 15 października 2017

Bójka

James westchnął żałośnie.
- Gdyby ktoś mi o tym opowiadał, powiedziałbym mu, że powinien czuć się mile połechtany skoro biją się o niego dwie atrakcyjne dziewczyny, ale kiedy to ja jestem w centrum tego wszystkiego, czuję się upokorzony.
- Upokorzony? - Syriusz uniósł brew, jakby oczekiwał, że zdoła ułożyć ją na kształt pytajnika, co niemal mu się udało, ponieważ naprawdę z jego twarzy dało się wyczytać pytanie.
- Czy ja wyglądam jak zabawka, o którą biją się dzieci? - J. wskazał na siebie wszystkimi palcami dłoni. - Do jasnej cholery, jestem mężczyzną! To ja wybieram! Jestem drapieżnikiem, a nie zdobyczą!
- Cóż… - westchnąłem wzruszając ramionami – Mogłeś o tym pomyśleć zanim zakręciłeś się wokół dwóch samic alfa, które nie ustąpią miejsca samcowi alfa tak łatwo. Ciesz się, że Zardi jest rozsądna i nie pakuje się w takie kabały, bo akurat ona ma moc żeby zeżreć faceta i wypluć kości, które będą jej służyć jeszcze przez długie lata. Stary ta dziewczyna to uosobienie monarchii absolutnej, więc ciesz się, że biją się o ciebie tylko dwie płotki, z całym szacunkiem dla nich.
- Remi, wiem, że chciałeś dobrze, ale wcale mnie to nie pocieszyło.
- Próbowałem. - rzuciłem ponownie unosząc i opuszczając szybko ramiona w charakterystycznym geście, który coraz częściej wykonywałem.
- Dobra, zostawmy współczucie i pocieszanie na później. - Syriusz z trudem powstrzymywał podniecony uśmiech. - James, opowiadaj!
- W sumie to niewiele jest do opowiedzenia. Zabrałem Lily na romantyczną randkę, a przynajmniej na tyle romantyczną, na ile byłem w stanie biorąc pod uwagę, że musiała odbyć się w szkole. W każdym razie, zabrałem ją na wierzę astronomiczną żebyśmy mogli pooglądać gwiazdy, wybłagałem od Skrzatów Domowych przekąski na mały piknik i wszystko było cudownie, póki nie pojawiła się Agnes. Okazuje się, że Lily postanowiła w końcu zemścić się na niej, za ten pocałunek, który miał miejsce jakiś czas temu. Ten, kiedy Lily chciała mnie otruć, tak dla przypomnienia. Jak wiecie, mój interes odmładzający kwitnie, ponieważ nadzoruje go Agnes. No więc Lily wysłała kilka swoich przyjaciółeczek, żeby... sterroryzowały Agnes. Lily powiedziała im, że skoro jest moją dziewczyną to one jako jej najbliższe przyjaciółki mają prawo do darmowego odmładzania kiedy tylko chcą. Chyba nie muszę wam tłumaczyć, jak to się skończyło i dlaczego Agnes znalazła się wściekła w samym środku mojej randki, dosłownie, ponieważ stanęła w niewielkim torcie, który właśnie miałem pokroić. W każdym razie, najpierw oskarżyła Lily o wszystko, o co się dało, szybko w krzykach przedstawiła mi sytuację, a następnie stwierdziła, że Lily nie zasługuje na takiego chłopaka jak ja i ona byłaby o wiele lepszą partnerką dla mnie.
- Nie ukrywam, że się z nią zgadzam. - mruknąłem pod nosem bardziej do siebie, niż do niego. - Ją przynajmniej lubię i nie jest wredną jędzą.
- Remi, proszę cię, nawet jeśli mówisz prawdę to nie przy mnie. Wolałbym zaprzeczyć temu, że Lily jest jaka jest, ale nie mogę, więc wolę nie musieć przyznawać ci racji.
Cóż, okularnik przynajmniej był szczery sam ze sobą.
- Wracając do tematu. Lily oczywiście stanęła okoniem, zaprzeczyła w takich słowach, że wolę ich nie powtarzać, wygłosiła swoje racje mentorskim tonem udowadniając, że nie ma lepszej dziewczyny dla mnie niż ona sama, ponieważ jest najmądrzejsza, najpiękniejsza i inne naj, naj. Agnes odpowiedziała równie wyszukanym tonem i wiązanką, której również nie przytoczę, po czym sam już nawet nie pamiętam, w którym dokładnie momencie, rzuciły się sobie do gardeł. Chociaż nie, czekajcie! Na pewno było to gdzieś między trollowym tyłkiem i owłosionym brzuchem Slughorna.
- No dobra, wiemy już jak do tego doszło i mniej więcej kiedy, ale teraz powiedz nam, jak to się w ogóle skończyło. - Syriusz wyraźnie bawił się lepiej niż powinien. Miał wypieki na twarzy i nie miałem najmniejszych nawet wątpliwości, że są one wynikiem opowieści Jamesa o zakończonej katastrofą randce.
- Pojawił się Namida. - wyrzucił z siebie James. - Przyznaję, że nie mam szczęścia jeśli chodzi o tego człowieka, ale nie będę wchodził w szczegóły. Przechodził koło wierzy, słyszał jak się wydzierają i poszedł sprawdzić, co się dzieje. Zobaczył dwie ciągnące się za włosy i wyzywające od najgorszych dziewczyny oraz mnie stojącego bez ruchu z wypisanym na twarzy przerażeniem lub jakąś inną głupią, kompromitującą miną, która nie przystoi mężczyźnie. W każdym razie rozdzielił dziewczyny z grobowym spokojem. Jestem pewny, że w środku aż się gotował z wściekłości, bo nie słuchały go kiedy prosił i groził, więc musiał użyć siły. Naturalnie nie obeszło się bez zaklęcia lub dwóch, bo nawet on nie chciał przypadkiem oberwać, kiedy się drapały, jak szalone. Przy okazji nie bez satysfakcji uświadomił mi, że powinienem się cieszyć, że to były dziewczyny, bo przynajmniej użyły siły fizycznej, paznokci i zębów, a chłopcy sięgnęliby po różdżki i zaklęcia tak nieprzyjemne, że mogłoby być nieciekawie. Nawet ja bym wtedy pewnie oberwał kilkoma. O ile na początku był chyba zły na dziewczyny, o tyle później na pewno dobrze się bawił mówiąc mi to wszystko, jakby napawał się tym, że nie wiedziałem co zrobić, kiedy one się szarpały.
- Uważam, że przesadzasz. - postanowiłem okiełznać trochę ponoszącą Jamesa wyobraźnię. - Namida nie jest zły, to bardzo spokojny nauczyciel, niemal dystyngowany, jeśli chodzi o jego zachowanie, więc dlaczego miałby się cieszyć z twojego nieszczęścia?
- Powiedzmy, że między mną i nim wisi widmo przeszłości. - Potter nie chciał się rozgadywać na ten temat. - Dawne czasy, niemal zamierzchłe, kiedy byłem młody i jeszcze głupszy niż teraz. To jednak nie jest istotne w tej chwili. Ponieważ obie dziewczyny to Gryfonki, Namida wezwał McGonagall i przedstawił jej sytuację, a przynajmniej to, czego sam był świadkiem. Ponieważ jest późno, McGonagall odesłała mnie do dormitorium, ale dziewczyny sobie zostawiła. Jutro będzie chciała ze mną porozmawiać o całym tym zajściu, więc znowu najem się wstydu.
Spojrzałem na przyjaciela ze współczuciem, bo cóż innego mogłem zrobić.
- Dasz sobie radę. - powiedziałem mało pomocnie. - Opowiesz jej jak było, że dwie zakochane w tobie dziewczyny rzuciły się sobie do gardeł i wyjdziesz z tego obronną ręką. McGonagall na pewno nie będzie cię oceniać przez pryzmat tego, co zrobiły Agnes i Lily.
- Jeśli stanie po ich stronie, uzna, że je zwodziłem i to ja doprowadziłem do tej szarpaniny.
- McGonagall nie stanie po stronie dziewczyn tylko dlatego, że nie mają w spodniach „drobiu”. - Syriusz wyszczerzył się nie wiedzieć czemu. - Odwaliło im na twoim punkcie i tyle. Nie ma w tym twojej winy i ona na pewno również to zrozumie. Mało tego, będzie ci współczuć i zrozumie twoje zawstydzenie tą sytuacją.
- Skąd ta pewność? - zapytaliśmy jednocześnie z Jamesem, spoglądając na Syriusza, który właśnie związywał włosy w niedbały, ale twarzowy kok.
- Ponieważ ma głowę na karku, a to co z naszej winy ostatnio się jej przytrafiło sprawi, że będzie po twojej stronie. Czasami wypadki chodzą po ludziach i nie ma w tym naszej winy, właśnie tak sobie pomyśli.
Od kiedy mój chłopak został takim psychologiem? Nie miałem pojęcia, ale może się nie mylił. Może, ponieważ pewności nigdy nie mogliśmy mieć, jednak miałem wrażenie, że jego słowa podniosły Jamesa na duchu przynajmniej trochę. Jego ramiona nie były bowiem już tak spięte, na ustach niemal pojawił się uśmiech i nie mógł zaprzeczyć, że w słowach Blacka było trochę racji. To ostatnie chyba miało najbardziej zbawienne właściwości, ponieważ teraz James nie mógł odpowiedzieć żadnym kontrargumentem, który miałby sens.
- No dobrze, ale teraz powiedzcie mi, co ja mam zrobić z dziewczynami. - napięcie Jamesa teraz już całkowicie opadło i chłopak odetchnął z zauważalną ulgą. - Teraz są w łapach McGonagall, ale ona w końcu je wypuści i wtedy znowu staną się moim problemem.
Zastanowiłem się, co ja zrobiłbym na miejscu chłopaka i po prostu nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Z chłopakami obchodziło się inaczej niż z kobietami, a jedyną dziewczyną, z którą znałem się naprawdę blisko była Zardi, a ona nijak nie nadawała się za przykład zwyczajnej białogłowy. Była na to zbyt wyjątkowa i nazbyt ekstremalna. Zardi była Zardi, a więc nie zaliczała się tak naprawdę do kobiet.
- Musisz je ukarać! - kruczowłosy zatarł ręce, jakby był sadystą, który właśnie będzie zabierał się za torturowanie swojej ofiary. - Musisz dać im nauczkę, żeby więcej nie stawiały cię w takiej sytuacji. Przykro mi, ale musisz być twardy i naprawdę je ukarać, a nie robić do nich maślane oczy, tak żeby widać było, że przy okazji karcisz samego siebie. Nie wiem jeszcze w jaki sposób najlepiej będzie to zrobić, ale daj mi czas do jutrzejszego poranka, a coś wymyślę.
Zarówno okularnik, jak i ja wpatrywaliśmy się w Syriusza, który podniósł się leniwie z mojego łóżka i przeszedł na swoje. Żaden z nas nie wiedział, co może przyjść do głowy Blackowi i zapewne, kiedy już się tego dowiemy, będziemy żałować, że w ogóle usłyszeliśmy jego pomysł. Mój Syri był nieobliczalny, więc musieliśmy liczyć się ze wszystkim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz