środa, 25 października 2017

Kartka z pamiętnika CCCVII - James Potter

Rozmowa z McGonagall z początku do najprzyjemniejszych nie należała, ponieważ kobieta wpatrywała się we mnie tak, jakbym to ja zmusił dziewczyny do walki, ale kiedy upewniła się, że nie miałem z tym nic wspólnego, jej ton zmienił się i była bardziej przystępna. Nie powiedziałbym, żeby miała być dla mnie miła, ale jednak nie zabijała mnie wzrokiem i nie warczała na mnie, a to było wielkim plusem.
Doceniałem to, że Syriusz próbował mi pomóc w całym tym przesłuchaniu u nauczycielki transmutacji od kiedy tylko o nim usłyszał, ale przyznaję, że kiedy przyszło co do czego, nie pamiętałem żadnej z jego rad. Nie pamiętałem, czy kazał mi być naturalnym, czy też grać cwaniaka lub ofiarę, którą poniekąd byłem. Zestresowany i zamyślony miałem pustkę w głowie, więc po prostu mówiłem wszystko, co przychodziło mi do głowy i co zgadzało się ze stanem faktycznym.
Ostatecznie szybko zostałem zwolniony z przykrego obowiązku wysłuchiwania mądrości McGonagall na temat kobiet i tego, że należy uważać na ich uczucia, ponieważ mogą prowadzić do takiej sytuacji jak ta „na załączonym obrazku”. Poinformowała mnie, że przez najbliższy tydzień nie będę miał styczności z dwójką zakochanych we mnie dziewczyn, ponieważ poddane zostały stosownej karze, co przyjąłem z ulgą. Jakoś na razie za nimi nie tęskniłem i miałem inne plany, niż użeranie się z nimi. Nie szczególnie interesowało mnie także to, jaką karę otrzymały.
Opuściwszy gabinet nauczycielki, zastanowiłem się chwilę nad swoimi dalszymi krokami. Mogłem wrócić do sypialni, do śniadania została mi godzina, i spędzić czas z przyjaciółmi lub pokręcić się samotnie sobie tylko znanymi ścieżkami niczym samodzielny kocur. Naturalnie wybrałem tę drugą opcję. Syriusz i Remus będą zajęci sobą i swoim różowym, kwiecistym światem miłosnym, Peter nie myślał ostatnio o niczym innym, jak tylko o zaglądaniu dziewczynom pod spódnice, więc i on nie był dla mnie dobrym towarzystwem.
Biblioteka była jeszcze zamknięta, więc nie mogłem liczyć na to, że natknę się w jej okolicy na Severusa Snape’a, który zawsze kręcił się niedaleko niej lub w środku. Do dormitorium chłopców w Slytherinie również nie mogłem się zakraść, a kręcenie się przy wejściu nic by mi nie dało. Zwróciłbym tylko niepotrzebnie na siebie uwagę. Postanowiłem więc posiedzieć trochę na schodach niedaleko wejścia do Wielkiej Sali. W ten sposób na pewno się na niego natknę i przy okazji poczekam na przyjaciół w spokoju i ciszy.
I tak też zrobiłem. Upewniłem się, że Wielka Sala jest całkowicie pusta i usiadłem na najniższym schodzie prowadzącym na pierwsze piętro zamku.
Pozwoliłem z początku myślom swobodnie krążyć, żeby w końcu nadać im odpowiedni kierunek. Pomyślałem kolejny już raz o ciemnowłosym Ślizgonie, na którego punkcie mi dzisiaj odbiło i puściłem wodze fantazji.
Niemal naprawdę widziałem, jak zatopiony w lekturze jakiegoś podręcznika niespiesznie schodzi po schodach. Jego lśniące, niemodnie zapuszczone do ramion włosy przysłaniają twarz ciemnym, gładkim wodospadem. Jest tak pochłonięty podręcznikiem, że nawet nie ma czasu zareagować, kiedy potyka się i traci równowagę. Upuszcza książkę na schody i przechyla się niebezpiecznie do przodu. Spadłby i pewnie się połamał, gdyby nie fakt, że reaguję w mgnieniu oka. Łapię go w pasie i przyciskam do swojego ciała, dzięki czemu Severus odzyskuje równowagę. Na początku nie jest świadom tego, co właśnie się wydarzyło, ale po chwili wraca mu jasność myślenia i pospiesznie odsuwa się ode mnie, przez co znowu traci równowagę. Tym razem upadłby do tyłu i rozwalił głowę, ale i tym razem mój refleks okazuje się niezawodny. Znowu go łapię i tym razem nie planuję puścić tak łatwo.
- Zostaw mnie! - mówi piskliwie i stara się wyrwać. Na jego bladych policzkach pojawia się cień rumieńca.
- Nie. - odpowiadam krótko i pewnie. - Stanowisz zagrożenie dla samego siebie, więc uspokój się, bo obaj runiemy z tych schodów. - patrzę na niego poważnie, a do niego najwyraźniej dociera sens moich słów, bo daje za wygraną. Uspokaja się i przestaje wyrywać.
- A teraz mnie puść! - prycha, kiedy całkowicie panuje już nad swoim ciałem.
- Nie chcę. - przyznaję i uśmiecham się kącikiem ust, jak przystało na drapieżnika, za którego się uważam.
Na piersi czuję mocne, szybkie uderzenia serca chłopaka, którego przyciskam do siebie, jakbym chciał żeby się ze mną stopił w jedno. Jego oddech jest w prawdzie miarowy, ale wiem, że to tylko fasada, za którą kryje się niepewność i może nawet strach.
- Puszczaj! - znowu zaczyna się wyrywać, a ja nic sobie z tego nie robiąc miażdżę jego usta swoimi. Ponieważ Severus otworzył wargi z zamiarem sprzeczania się ze mną, teraz nie mam najmniejszego problemu z wepchnięciem w nie języka. Mój pocałunek jest brutalny i gwałtowny, ale smak Severusa sprawia, że nie mogę się powstrzymać. Penetruję jego usta i popycham go lekko na schody. Nogi odmawiają mu posłuszeństwa lub po prostu moja wola jest silniejsza od jego, ponieważ siada, a ja klękam po obu stronach jego ud i wsuwam dłoń w jego włosy na karku. Napieram na niego przez co niemal leży na chłodnej posadzce, a moje ciało coraz mocniej przywiera do jego ciała. Gdybym nie obawiał się tego, że krawędzie schodów zaczną wbijać mu się w plecy, posunąłbym się o wiele dalej. Niestety mogę tylko wisieć nad nim, całować go badając językiem najgłębsze nawet zakamarki jego ust i podtrzymywać jego głowę w ten władczy i jednocześnie szarmancki sposób. W tym czasie drugą ręką podpieram się i w ten sposób utrzymuję równowagę, chociaż z rozkoszą wsunąłbym dłoń pod szkolne szaty Ślizgona.
Moje fantazje rozwiały się równie szybko co się pojawiły, ponieważ ciągnięcie ich nie ma sensu. Na schodach nic z nim nie zrobię, więc zaczynam snuć kolejną wizję.
Rozpoczyna się podobnie, od potknięcia się Snape’a i mojego ratunku. Rożnica polega jednak na tym, że znajdujemy się na samym dole schodów, więc po prostu popycham go na ścianę i przygważdżam do niej całym sobą. Od próbuje się wyrwać, ale łapie go za ręce i unieruchamiam je nad jego głową za pomocą jednej tylko ręki. Warczy na mnie, przeklina, ale ja całuję go z równą pasją, co w poprzedniej fantazji. Wciskam kolano między jego nogi i unoszę je tak, aby przylgnęło ciasno do jego krocza. Zaczynam wykonywać nim powolne, wymowne ruchy, a on zaczyna drżeć, chociaż nadal chce mi uciec. Sięgam więc wolną ręką do jego krocza i obejmując dłonią wypukłość spodni, zaczynam ją dodatkowo masować. Nie ważne jak bardzo Severus zapewnia, że tego nie chce, nie ważne jak zaciekle się wyrywa. Nie ma ze mną szans, a jego członek twardnieje, co czuję wyraźnie pod palcami. Liżę jego ucho i szyję, rozsuwam zamek spodni i bezceremonialnie wkładam rękę pod bieliznę. Jego podniecenie jest gorące w mojej dłoni. Pewnymi, sprawnymi ruchami zaczynam go stymulować, czuję jak twardnieje coraz bardziej, podobnie zresztą, jak ja sam. Wydobywam z jego gardła pierwszy jęk i wtedy też puszczam przytrzymywane dotąd ręce. Severus chyba nawet nie wie, co robi, ponieważ już się nie wyrywa. Zaciska dłonie na mojej szacie na plecach i kiedy sięgam ręką głębiej w jego bieliznę, naciskając palcem na rozgrzane wejście między jego pośladkami, on podnosi nogę, czym ułatwia mi zadanie. Ukrop w jego spodniach sprawił, że mój palec i jego wejście są wilgotne, dzięki czemu mogę wepchnąć w niego palec i słyszę jak chłopak wciąga głośno powietrze w płuca. Zaczyna wymownie pojękiwać, kiedy ocieram się o niego swoim kroczem i penetruję go palcem, a następnie dodaję kolejne. Jego spodnie i bielizna osunęły się jakimś cudem na tyle, że nie mam problemów z rozciąganiem go. Znowu całuję go gwałtownie i odsuwam dłoń. Rozpinam swoje spodnie i wyjmuję z nich swój gotowy do akcji członek. Czuję jak pulsuje pożądaniem, jest napęczniały od krwi i mam pewność, że sprawi się dzisiaj niezawodnie. Pompuje go kilkoma ruchami ręki, żeby rozprowadzić po nim pierwsze krople nasienia, a następnie podnoszę wyżej kolano Severusa i wchodzę w niego bez ostrzeżenia. Ustami tłumię jego krzyk i nie czekam nawet aż przywyknie do mojej wielkości. Od razu zaczynam go brać na tej cholernej ścianie, nie mając dla niego litości. Każde moje pchnięcie unosi go na centymetr nad ziemię i wywołuje głośny jęk. Severus przylgnął do mnie tak mocno, że jego penis ociera się o przód mojej szkolnej szaty. Mam to jednak w nosie, bo w każdej chwili będę mógł ją wyczyścić. Teraz ważniejsze jest to, żeby wchodzić w niego mocno i głęboko, wychodzić szybko i niemal do końca, żeby znowu naprzeć na jego wejście, które za każdym razem rozkosznie sunie po moim trzonie.
- Ach! - słyszę jak Severus jęczy przy moim uchu. Jego usta układają się niemal w pełne pasji „tak”, ale nie przechodzi mu ono przez gardło. Nie musi. Jego ciało mówi mi wszystko, co muszę wiedzieć.
Jestem tak bliski orgazmu i jednocześnie tak bardzo nie chcę tego kończyć, że sprawia mi to niemal fizyczny ból. Jeszcze kilka pchnięć, kilka słodkich jęków i…
- Kurwa! - krzyknąłem i złapałem się za głowę, bo właśnie oberwałem w nią czyjąś dłonią.
- Nie śpij! - Syriusz roześmiał się patrząc na mnie z góry, a ja zacząłem przeklinać go głośno, ale tylko w swojej głowie.
- Przerwałeś mi! - prychnąłem.
- Coś ważnego? - spojrzał na mnie kpiąco.
- Nie wiesz nawet jak bardzo! - wstałem patrząc na niego gniewnie. Na szczęście jego gwałtowne uderzenia sprawiło, że moje podniecenie fantazjami zniknęło i nie musiałem martwić się erekcją, która na pewno nie pomogłaby mi podczas śniadania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz