niedziela, 12 listopada 2017

Najgorsza niespodzianka

1 kwietnia
Mój chłopak był cudowny, chociaż trochę głupi…
Zadarłem głowę do góry.
Nie, zdecydowanie głupi. Tak cholernie głupi, że wykraczało to czasami poza moje możliwości pojmowania głupoty innych ludzi. Mój chłopak był po prostu kretynem. Kochanym i cudownym, ale jednak kretynem.
- Fajnie ci się wisi, Black?! - krzyknąłem powstrzymując cisnący się na usta śmiech.
Byłem ciekaw, kiedy zacznie boleć mnie szyja, od bezustannego spoglądania w górę, ale napawanie się widokiem, jaki się przede mną, czy raczej nade mną roztaczał było moim priorytetem.
Nie wiem, czy miał to być żart, czy też coś romantycznego, ale Syriusz poprosił żebym o 21:00 wykradł się z zamku pod wierzę astronomiczną i spojrzał w górę. Mówił, że to niespodzianka, ale nie zdradzał żadnych szczegółów. Nie protestowałem, przytaknąłem i w nagrodę otrzymałem słodkiego buziaka. Cokolwiek planował, wiedziałem, że będzie nieszkodliwe dla otoczenia oraz dla mnie. Teraz za to patrzyłem, jak mój chłopak wisi na wieży astronomicznej zaplątany w jakiś baner, niczym dziecko posadzone w nosidełku na szelkach. Nie bałem się, że spadnie, ponieważ Syriusz nie był głupi i na pewno zabezpieczył się przed podobną ewentualnością. Taką przynajmniej miałem nadzieję, ale skoro do tej pory nie runął na ziemię, to szanse na jego bezpieczny powrót na górę były ogromne. W końcu upadek z takiej wysokości na pewno skończyłby się tragicznie.
- Bardzo zabawne, Lupin! - odkrzyknął wyraźnie wkurzony – Ha, ha! Słyszysz, jak zrywam boki ze śmiechu?! Właź na górę i mnie stąd zdejmij!
- Trzymaj się tam, zaraz będę!
- Nie muszę się trzymać! To cholerstwo robi to za mnie!
To cud, że nie powiewał na wietrze, jak piracka bandera.
Wpadłem szybko z powrotem do szkoły i biegiem ruszyłem najbliższą drogą do wieży astronomicznej. Schody pokonywałem pędząc co dwa stopnie, ponieważ mimo wszystko martwiłem się o swojego chłopaka i nie chciałem żeby wkomponował się w ziemię pod wieżą, jeśli baner, na którym wisiał postanowi poddać się ciężarowi ciała Blacka.
Otworzyłem drzwi szarpnięciem i wypadłem przez nie na szczyt wieży. Kątem oka dostrzegłem ustawione tu i ówdzie materiały pirotechniczne, bardziej po ludzku zwane po prostu fajerwerkami. Nie miałem jednak czasu aby się tym zajmować.
- Syriuszu?
- Remusie! - w głosie Blacka dosłyszałem wyraźną ulgę. - Wciągnij mnie!
Niemal parsknąłem śmiechem. Nie wiem jak to możliwe, że mimo tak poważnej sytuacji miałem ochotę na śmiech. Może był to odruch bezwarunkowy mający na celu zwalczenie odczuwanego przeze mnie w głębi niepokoju i strachu? Słyszałem przecież o ludziach, którzy na wieść o śmierci bliskiej osoby zaczynają chichotać. Może ja również do nich należałem?
Dopadłem do baneru, na którym wisiał Syri i oceniłem racjonalnie swoje możliwości.
- Podaj mi rękę! - wyciągnąłem się w stronę mojego chłopaka, jednocześnie zapierając się zdecydowanie nogami, żeby przypadkiem nie wypaść i nie skończyć jako wisząca ozdoba szkoły wraz z nim.
Syriusz sięgnął w moją stronę, ale był za daleko. Syknąłem pod nosem i tupnąłem wściekły na los, który tak to rozegrał.
- Złap za to cholerstwo i spróbuj się trochę podciągnąć. - wskazałem oplatający chłopaka materiał. - Wystarczy tyle, żebym mógł cię złapać.
- Jasne, bo jestem pieprzonym superbohaterem! - odpowiedział gderliwie kruczowłosy, ale posłusznie zaczął siłować się ze swoim ciałem. Z początku szło mu kiepsko, ale w końcu zdołał złapać za czerwony materiał. Mięśnie jego ramion napięły się pod t-shirtem, kiedy usiłował podciągnąć się i odwrócić swoje ciało na tyle, by pozwoliło mu na złapanie baneru także drugą ręką.
- Gdybyś wcześniej wtajemniczył mnie w swoje plany, zabrałbym ze sobą różdżkę tak na wszelki wypadek. - rzuciłem wyciągając rękę w stronę kochanka, aby wiedział ile jeszcze musi się pomęczyć, zanim będzie w stanie zaangażować we wszystko mnie. Jak na razie zdołał tylko uchwycić się materiału obiema rękami i teraz powoli wykorzystywał siłę swoich ramion do mozolnej wspinaczki. Byłoby mu łatwiej, gdyby mógł używać nóg, niestety te nie miały żadnego oparcia i tylko wisiały jak zbędny balast, gdy ręce wykonywały za nie całą robotę.
- Gdybym wiedział, że tak skończę, nie pieprznąłbym swojej różdżki w kąt pokoju. - odparł dysząc. - Kurwa, za mało ćwiczę!
- Jeszcze odrobinkę! Świetnie ci idzie.
Chłopak spojrzał na mnie sceptycznie. Zadziwiające, że potrafił zdobyć się na coś takiego, kiedy ramiona drżały mu z wysiłku.
W końcu byłem w stanie złapać go za jeden nadgarstek, a następnie za drugi. Chłopak puścił baner i zamiast nadal się go trzymać, złapał moje nadgarstki. Poczułem, jak moje mięśnie również napinają się z wysiłku, ale nie było tak źle, jak początkowo się obawiałem. Syriusz był ciężki, ale ja byłem wilkołakiem. Wprawdzie niewyćwiczonym, ale jednak wilkołakiem. Walcząc ze wszystkimi swoimi słabościami, zdołałem wciągnąć mojego chłopaka na murek wieży, a następnie na bezpieczne podłoże, gdzie nic mu już nie groziło. Obaj opadliśmy ciężko na kamienie i dyszeliśmy głośno, nie tyle z wysiłku, co z powodu adrenaliny, która zmusiła nasze serca do szybszego bicia i intensywniejszego pompowania krwi.
- Syriuszu, to była najgorsza niespodzianka na świecie. - rzuciłem poważnie i przytuliłem się do niego z całych sił.
- Muszę się z tobą zgodzić. - drżał na całym ciele. - Proszę, zdejmij ze mnie to cholerstwo, bo moje ramiona nie nadają się na razie do czegokolwiek. - wyciągnął przed siebie ręce i pokazał mi jak bardzo drżą od wysiłku, jakim było utrzymywanie całego ciężaru jego ciała.
Nic nie odpowiedziałem, a jedynie skinąłem głową i zabrałem się do pracy. Odnalazłem koniec baneru i zacząłem powoli rozwiązywać wszystkie supełki, które krępowały mojego chłopaka i które pewnie uratowały mu życie.
Uwolniwszy go, zarzuciłem mu ramiona na szyję i przylgnąłem do niego ciasno. Bałem się o niego, chociaż tego nie okazywałem i teraz czułem się tak, jakbym miał za chwilę wybuchnąć płaczem. Zacząłem całować go po twarzy i szyi, nie wypuszczając z ramion.
- Już dobrze, Remusie. - próbował mnie uspokoić. - Nic mi nie groziło, jestem głupi, ale nie do tego stopnia żeby się nie zabezpieczyć na podobną ewentualność. Nie brałem jej pod uwagę, ale jednak specjalnie zawiązałem sobie wokół pasa tę cholerną szmatę. - Mówił tak spokojnie, że przez chwilę niemal uwierzyłem, że naprawdę się nie obawiał upadku. Zdradził go jednak głos, który załamał się przez chwilę.
Pchnąłem chłopaka na ziemię i usiadłem mu na biodrach.
- Głupi, głupi, głupi! - syknąłem na niego i podciągnąłem w górę jego koszulkę. Zacząłem całować go i lizać po piersi, kąsać i ssać skórę. Potrzebowałem tego aby nad sobą zapanować, a i on wydawał się tego pragnąć. Świadczyła o tym napierająca na moje pośladki erekcja.
Bezceremonialnie zacząłem ocierać się swoim kroczem o krocze Syriusza, zaś dłońmi wodziłem po jego piersi, podczas gdy jego ściskały mój tyłek. Przynajmniej dzięki temu nie drżały tak bardzo. Powoli przesunąłem swoje usta na usta Syriego i pozwoliłem żeby wsunął język w moje usta. W tym czasie zacząłem rozpinać najpierw swoje, a później jego spodnie. Uwolniłem nasze erekcje od krępującego je materiału i poruszyłem się tak, że zetknęły się ze sobą. Penis Blacka był gorący i coraz twardszy, a kiedy zamknąłem na nim dłoń, puchł mi pod palcami. Westchnąłem, zacisnąłem obie dłonie na naszych przylegających do siebie członkach i zacząłem je stymulować. Wpatrywałem się przy tym w spoconą, bladą twarz Syriusza widoczną w plątaninie włosów, które rozsypały się bez ładu i składu po ziemi i obliczu swojego właściciela.
Wyciekające z naszych erekcji nasienie zwilżało naszą skórę, dzięki czemu moje dłonie poruszały się z większą swobodą. Przyspieszyłem ich pracę i westchnąłem nie pierwszy i nie ostatni raz przy tej okazji. Rozkosz i gorąc rozchodziły się po moim ciele, czułem cudowny uścisk w podbrzuszu i pragnąc więcej, dużo więcej, mocniej zacisnąłem palce.
- Syriuszu, nie mogę dłużej. - wydyszałem w końcu.
- Jeszcze trochę, Remi. Wytrzymaj jeszcze trochę i dojdziemy razem.
Wykonywałem biodrami jakiś dziwny taniec, a przynajmniej takie miałem wrażenie, i całą siłę woli zaangażowałem w to żeby nie dojść do razu.
- Nie mogę! - jęknąłem w końcu i wytrysnąłem na odsłonięty brzuch mojego chłopaka. Nie przestawałem jednak poruszać rękoma póki i on nie osiągnął spełnienia.
Opadłem wtedy na jego ciało i nie miałem zamiaru się z niego ruszać. Nie przez najbliższych kilka chwil, póki nie nacieszę się tym, że nic mu nie jest.
- Kocham cię, Syriuszu.
- Ja ciebie także, Remusie. Chociaż jesteś trochę ciężkawy, więc gdybyś tak…
- Nie ma mowy! To twoja kara za najgorszy pomysł na niespodziankę na świecie. - wtuliłem się w niego i uśmiechnąłem szczęśliwie, kiedy poczułem jak jego pierś drży pode mną od śmiechu.
Niczego więcej nie potrzebowałem w tamtej chwili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz