środa, 17 stycznia 2018

Co ze mną nie tak?

Peterowi nic nie było. Dołączył do nas w Pokoju Wspólnym i nawet nie miał pojęcia, że zwyczajnie o nim zapomnieliśmy. Może i dobrze. I tak mieliśmy świadomość tego, że przyjaciele z nas do kitu, więc po co rozdrapywać to jeszcze bardziej? Nie chcieliśmy przecież żeby było mu przykro. Zapominanie o Peterze było łatwe, ponieważ chłopak spędzał z nami ostatnio tak niesamowicie mało czasu. Dawniej dużo się uczył z Evans podczas udzielanych mu przez dziewczynę korepetycji, ale teraz było inaczej. Peter Pettigrew chadzał własnymi drogami, głównie uganiając się za dziewczynami, a my zwyczajnie się do tego nie nadawaliśmy. James miał swoją zazdrosną byłą, ale i przyszłą dziewczynę, zaś ja i Syriusz nie przejawialiśmy najmniejszego nawet zainteresowania płcią przeciwną. Pet najwyraźniej źle dobrał sobie przyjaciół, jeśli o miłosne podboje chodzi.
- Nie mogę uwierzyć, że wśród książek gnieździło się jakieś świństwo! - nieświadom naszej zdrady blondynek trajkotał nakręcony książkami, które czytał, kiedy przyszła po niego McGonagall oraz faktem, że szczęśliwym trafem uniknął kłopotów zdrowotnych.
- Taaaak, to niewiarygodne. - mruknął z udawanym entuzjazmem James. - I teraz przez najbliższe dwa dni nie możemy wrócić do naszej jakże fascynującej pracy na rzecz biblioteki.
- A robiło się tak interesująco! - Peter zrobił zbolałą minę. - Kiedy przyszła po mnie McGonagall, elfia kapłanka właśnie została porwana przez złego czarnoksiężnika i… - wyłączyłem się, więc dalsze streszczenie erotyku, który czytał blondynek było już dla mnie zwykłym „pla, pla, pla, pla, pla, pla”. Jakoś nie interesowało mnie to, co czarownik zrobił z elfką, ile razy i w jakich pozycjach, a nie wątpiłem, że Pet miał zamiar w pewnym momencie dojść właśnie do tego fragmentu książki.
- Szkoda, że dopiero teraz dowiedziałeś się o istnieniu tego działu, prawda? - przerwał mu James, chcąc oszczędzić nam szczegółów fabuły, czy też tego, co najwyraźniej zdaniem Pettigrew mogło za fabułę uchodzić.
- To prawda! - przytaknął okularnikowi Peter i pociągnął teatralnie nosem.
Zacząłem się zastanawiać, czy gdyby podobne książki dotyczyły innej orientacji seksualnej to uznałbym je za warte przeczytania. W końcu kiedyś dokształcałem się z Syriuszem komiksami Zardi, które były niczym innym, jak zwykłymi erotykami w formie obrazkowej. Wydawało mi się, że przyjaciółka opowiadała kiedyś o jakiejś powieści, gdzie rodzi się uczucie między władającym magią druidem a uwielbiającym naukę i książki księciem elfów, a w międzyczasie książę podkochuje się także w dzielnym i niesamowicie seksownym człowieku, będącym kapitanem samobójczych oddziałów. Chociaż nie, tamta książka nie była erotykiem. To Zardi pisała swoje własne fanowskie opowiadania do tej historii i to one ociekały seksem.
- Zawsze masz kilka miesięcy żeby nadrobić zaległości. - zauważyłem i uśmiechnąłem się do Petera. Chyba właśnie zaczynałem lepiej rozumieć jego zamiłowanie do erotyków lub po prostu nie wydawały mi się już tak dziwne, kiedy uzmysłowiłem sobie tę drobną różnicę między tym, co czytywał Pet, a tym, co interesowało mnie.
- Prawda?! - blondynek pokiwał głową z entuzjazmem i wyszczerzył się do mnie. Od bardzo dawna nie widziałem go tak radosnym i poruszonym, jak teraz. Miałem wrażenie, że moja uwaga sprawiała mu przyjemność, jakby wyczuł, że zaakceptowałem jego małe zboczenie.
Znowu zaczął opowiadać nam o tym, co czytał, a ja ponownie się wyłączyłem. Udawałem jednak, że nadal go słucham, ponieważ właśnie tego w tej chwili chciał przyjaciel. Zasługiwał na to, aby być jednym z nas tak jak dawniej, ponieważ nie zrobił nic złego. To, że ja, Syriusz i James mieliśmy kogoś, nie znaczyło, że Peter jako jedyny singiel nie należy już do naszej paczki.
- A co McGonagall na to wszystko? W końcu nakryła cię na czytaniu tej książki, prawda? - zapytałem, kiedy chłopak doszedł dokładnie do momentu, o którym wspominał, że był ostatnim przeczytanym przez niego.
- Ma nadzieję, że z równą pasją uczę się do egzaminów. - entuzjazm blondyna nagle osłabł, kiedy przypomniał sobie nauczycielkę transmutacji. - Pewnie będzie mi to wypominać, kiedy obleję następny test lub zawalę jakieś zadanie.
- Chciałbym temu zaprzeczyć, ale mówmy o McGonagall, więc nie ma sensu się oszukiwać. - James potwierdził obawy Petera.
Moje myśli uciekły w stronę Skrzydła Szpitalnego i Syriusza, który dochodził tam powoli do siebie. Miałem nadzieję, że kiedy się obudzi, nie będzie sam. A może Pomfrey pozwoli mi poczekać przy jego łóżku na chwilę, kiedy mój chłopak dojdzie do siebie? W końcu miał tam spędzić kilka godzin, więc istniała możliwość, nawet jeśli stosunkowo niewielka, że będę mógł wyprosić u kobiety tę niewielką przysługę. Syri tak wiele razy był przy mnie, kiedy to ja leżałem w SS, że teraz musiałem mu się za to odwdzięczyć.
Poza tym, dziwnie było mi za świadomością, że Syriusza nie ma przy mnie. Jako przyjaciele i jako para, niemal bezustannie byliśmy obok siebie. Czasami nasze drogi się rozchodziły, ale zazwyczaj nie trwało to długo, więc teraz naprawdę czułem się nieswojo, musząc spędzić bez Blacka dobrych kilka godzin. Niczym nastolatka w rzewnym romansidle dla dziewcząt, zaczynałem odczuwać brak mojej drugiej połówki. To było upokarzające. Byłem mężczyzną, więc takie emocje nie powinny mieć do mnie dostępu! Ileż to razy nabijałem się z koleżanek z mojego Domu, kiedy wzdychały ciężko i żaliły się swoim przyjaciółkom, jak bardzo tęsknią za swoimi chłopakami, chociaż nie widziały się z nimi zaledwie do pół godziny. Wydawało mi się to takie dziecinne, a teraz sam miałem w tym swój udział.
Albo dorastasz, albo się cofasz, Remusie – pomyślałem.
Zastanawiając się nad tym dogłębniej, dostrzegłem w tym pewną zależność. Może tu nie chodzi tak naprawdę o obecność tej drugiej osoby, ale o to przyjemne uczucie, jakie ona ze sobą niesie? Może uzależniające są te „motylki” w brzuchu, rozpierająca cię od środka radość, uczucie spełnienia, komfortu i zadowolenia, a nie czysta fizyczna obecność? W końcu sprzeczki wiążą się z tym, że woli się czasami nie widzieć tej drugiej osoby przez pewien czas, a przecież obie strony są wciąż takie same. Zmieniają się tylko okoliczności.
Remus Lupin i jego rozważania na temat miłości… Może i mnie coś ukąsiło? A może po prostu coś znowu się we mnie zmieniało? Może po fazie dorosłego, wyważonego uczucia powracałem do tej szczenięcej? W końcu ostatnio często miałem ochotę trzymać Syriusza za rękę, przytulać się do niego, całować go i spędzać z nim czas nie jako przyjaciel, ale jako kochanek, jako chłopak.
To było trochę tak, jakbym na nowo się zakochał, na nowo przeżywał wszystko to, co przeżywałem dawniej. Zachwyt nad aparycją mojego chłopaka, podniecenie na dźwięk jego głosu i problemy z oddychaniem, kiedy się uśmiecha. Drżenie dłoni na myśl o tym, że go dotknę, szybsze bicie serca, kiedy dzielą nas tylko milimetrowe warstwy ubrań, nieumiejętność oderwania od niego wzroku, kiedy porusza się w ten charakterystyczny dla siebie sposób.
Miałem wrażenie, że moje oczy zrobiły się wielkie, jak spodki pod ulubioną zastawą mojej mamy. Wszystko wskazywało na to, że naprawdę znowu przeżywałem zakochanie. Wprawdzie w tej samej osobie, w której kochałem się od wielu, wielu lat i z którą byłem w związku, ale jednak ponownie traciłem dla niego głowę.
Ogarnęło mnie przemożne uczucie, aby spotkać się z Syriuszem w tej chwili, upewnić się, co do swoich przypuszczeń i ogarnąć umysłem wszystko to, co działo się właśnie w moim sercu. Dlaczego akurat teraz Syri musiał przebywać w Skrzydle Szpitalnym i odsypiać ukąszenie robala?! A może to efekt tej opowieści, która zrobiła na mnie tak ogromne wrażenie zaledwie godzinę temu?
Czułem, że zaraz zwariuję od natłoku myśli i pytań na temat tego, co właśnie się ze mną działo. Nie zostałem ukąszony, nie czułem żeby coś mnie dziabnęło i na pewno nie miałbym świadomości, że coś ze mną jest nie tak, gdyby chodziło o zatrucie jadem Librisa Cholerusa.
- Idę pod prysznic. - rzuciłem do przyjaciół.
- Słusznie, my też powinniśmy! - poparł mój pomysł James. - Jestem po tobie!
Zabrałem swoje szacowne cztery litery do naszego pokoju. Uznałem, że kąpiel dobrze mi zrobi, oczyści umysł lub przynajmniej zmyje ze mnie kurz i pył książkowy, a nawet robactwo, jeśli jakieś łaziłoby teraz po moim ciele i wpływało na moje zachowanie. Postanowiłem już, że kiedy tylko będzie zbliżała się godzina, kiedy to Syri powinien się budzić, pójdę do Skrzydła Szpitalnego, nawet jeśli miałbym ukrywać się pod Peleryną Niewidką.
Musiałem zobaczyć Blacka, musiałem zrozumieć, co się ze mną dzieje. W końcu każdy człowiek bezustannie się zmienia, ale tylko ten, który potrafi pojąć zachodzące w nim zmiany jest w stanie odnaleźć równowagę między tym, co było i tym, co jest. Zmyśliłem to na poczekaniu, ale z jakiegoś powodu naprawdę w to wierzyłem. Zresztą, nic nie traciłem próbując udowodnić tę teorię.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz