środa, 21 lutego 2018

Kartka z pamiętnika CCCXVI - Michael Nedved

Prawdę powiedziawszy nigdy nie byłem szczególnie twórczy ani nawet w przeciętnym stopniu pomysłowy i właśnie z tego powodu nienawidziłem wszelkich wielkich okazji, które wiązały się z prezentami, niespodziankami, cholernym „zaskocz mnie!”, którego na szczęście nigdy nie usłyszałem z ust Gabriela. Ktoś kto dobrze mnie znał, nigdy nie oczekiwał po mnie niczego szczególnego, ale kiedy w grę wchodziły walentynki, nawet ja musiałem ruszyć swoją pustą mózgownicą. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
Nie mogłem wejść do domu i rzucić durnym komentarzem typu: „Wiem, że dzisiaj walentynki, ale przecież my kochamy się tak bardzo, że każdy dzień jest dla nas wyjątkowy, po co więc obchodzić w jakimkolwiek stopniu to jedno komercyjne święto?”. Takie wymówki stosowali tylko ci, którym zwyczajnie nie chciało się przygotować czegoś specjalnego dla swojej drugiej połówki. Przyznaję, kiedyś sam wychodziłem z założenia, że walentynki do durne święto, ale w końcu uświadomiłem sobie, że tak jak co roku obchodzimy z jakiegoś powodu Boże Narodzenie, Halloween lub Wielkanoc, tak również Walentynki stanowią ten jeden, wyjątkowy dzień, który należy uszanować.
Idąc przyozdobioną serduszkami, gołębiami i innymi kojarzącymi się z miłością pierdołami Pokątną, szukałem prezentu, który przypadłby chociażby w najmniejszym stopniu do gustu Gabrielowi.
Nie wiem dlaczego, ale przeciskając się między chmarą ludzi oblegających Pokątną, miałem wrażenie, że zaraz ze sklepów na ulicę wylegną Arabscy kupcy i niczym na targu zaczną do mnie nawoływać: „Hello, my friend! Hello!”.
Niemal roześmiałem się myśląc o takiej ewentualności, chociaż nie powinno być mi do śmiechu, biorąc pod uwagę, że nie miałem pojęcia czym uszczęśliwić dziś kochanka.
Nagle moją uwagę przykuła budka z rzucającym się w oczy napisem: „Nie wiesz co kupić ukochanej osobie? Pomożemy!” 
- Nic nie tracę… - mruknąłem cicho do siebie, aby nie zwracać niepotrzebnie uwagi ludzi dziwacznym zachowaniem.
Stanąłem w kolejce do budki od strony, z której siedziała młoda kobieta i czekałem na swoją kolei. Po drugiej stronie rad udzielał mężczyzna i pewnie to tam powinienem stanąć, jako że mój partner był facetem z krwi i kości, jednak obawiałem się, że w tym przypadku lepszej rady udzieli mi płeć piękna. Jakaś kobieta w kwiecie wieku przechadzała się między kolejkami i rozdawała kwestionariusze do uzupełnienia przed podejściem po radę. Cóż, chętnych było tak wielu, że nie mogłem się dziwić sposobom na przyspieszenie niezbędnych procedur. W końcu gdyby jedna osoba tamowała kolejkę przez kilkadziesiąt minut, większość osób nie dotarłaby do domu na czas.
Odebrałem od kobiety swój kwestionariusz oraz ołówek i zabrałem się za jego wypełnianie. Zaznaczyłem odpowiednią płeć, wzrost oraz sylwetkę, wybrałem kilka zainteresowań i upodobań Gabriela, ulubiony kolor, materiał, styl ubierania się i inne pierdoły, a kiedy w końcu doszedłem do końca setki pytań, byłem równie głupi, co przed rozpoczęciem tej przeprawy z kwestionariuszem. A już myślałem, że może dzięki niemu mnie olśni! Niestety nie olśniło.
W końcu doczekałem się na swoją kolei i podałem uśmiechniętej kobiecie świstek papieru, za którego przeglądanie zabrała się z pasją. A przynajmniej do momentu. Po niespełna kilkunastu sekundach spojrzała na mnie już bez uśmiechu, następnie na kwestionariusz, ponownie na mnie i wróciła do moich odpowiedzi. Musiałem przyznać, że studiowała je bardzo dokładnie, co dobrze o niej świadczyło.
- Jak bardzo jest przywiązany do prezentów i obchodzenia walentynek? - zapytała w końcu siląc się na miły uśmiech, co jednak wcale jej nie wychodziło.
Zastanowiłem się chwilę nad odpowiedzią.
- Nie szczególnie, ale jeśli nic nie przygotuję będzie miał ciche dni.
- Jakie prezenty dostawał do tej pory i jak na nie reagował? - zadała kolejne pytanie.
Wcześniej sądziłem, że problemem były dla niej moje preferencje seksualne, jednak teraz pojąłem, że chodziło raczej o wysoko podniesioną poprzeczkę, bo co mężczyzna powinien sprezentować innemu mężczyźnie, aby nie został źle odebrany?
Rozłożyłem ramiona prezentując kobiecie siebie.
- To co widać na załączonym obrazku. Nie narzekał.
Szatynka uniosła wysoko brwi, jakby była zaskoczona moją szczerą odpowiedzią, a jej oczy zrobiły się zdecydowanie większe. Opanowała się jednak.
- Skąd więc pomysł, aby teraz spróbować czegoś innego? Czy coś sugerował, a może sprawiał wrażenie, że jest coś, co chciałby dostać?
- Po prostu nie mam już pomysłów na erotyczne zabawy. - nie owijałem w bawełnę – Jesteśmy ze sobą od lat, więc wykorzystałem już chyba wszystkie możliwe opcje. Przyznaję, rano obudziłem się z całkiem niezłym pomysłem jednoczesnej penetracji, ale obawiam się, że nie jesteśmy tak hojnie obdarzeni przez naturę żeby się nam udało…
- Liczy się gest, człowieku! - obok nas przeszło dwóch roześmianych nastolatków. Jeden trzymał bukiet kwiatów i czekoladki, drugi był obładowany pakunkami. - Jeśli zacznie narzekać, zapytam czy jest ze mną tylko dla profitów i wtedy albo będzie jej głupio, albo okaże się, że mnie nie kocha. To banalnie proste, stary!
Drgnąłem gwałtownie i uśmiechnąłem się do dziewczyny, która czerwona na twarzy i jeszcze bardziej zszokowana niż na samym początku, wpatrywała się we mnie dziwnie.
- Mam pomysł! Dziękuję za pomoc, do zobaczenia! - pomachałem do niej i szybkim krokiem pomaszerowałem w stronę, z której przyszła tamta dwójka nastolatków.
To było tak proste, tak cudowne w swej prostocie. Liczył się gest! Gabriel nie był dziewczyną, która oczekuje drogich prezentów, nie był też niewinną nastolatką, która ucieszy się z pluszowego misia. Gabriel był Gabrielem, mężczyzną w stu procentach! Nie musiałem wychodzić z siebie i wymyślać skomplikowanych zabaw łóżkowych, czy kupować drogich podarków. Nie ważne co zrobię, dla mojego kochanka najważniejsze będzie to, że zrobiłem cokolwiek.
Po niedługiej chwili znalazłem to czego szukałem. Przekroczyłem więc próg kwiaciarni i wszedłem niemal do innego świata. Podejrzewałem, że tak musiał czuć się każdy facet, który tutaj wchodził.
Rozejrzałem się za kwiatami, które mogłyby spodobać się Gabrielowi i po stanowczo zbyt długich poszukiwaniach zażyczyłem sobie ogromny bukiet. Zadowolony z siebie planowałem także kupić czekoladki, ale ostatecznie zrezygnowałem ze słodyczy. Nie chciałem żeby nas później po nich zemdliło. Kwiaty i seks wystarczą!
Z gotowym bukietem, dobrych kilkadziesiąt minut później, wróciłem do domu. Rozebrałem się do naga, wziąłem szybki prysznic, wysuszyłem dokładnie i założyłem na szyję obrożę, do której przyczepiłem łańcuch wyprzęgnięty ze spodni.
Tak roznegliżowany stanąłem przed drzwiami z bukietem w rękach, zasłaniając nim całe swoje biodra.
Odliczałem minuty do pojawienia się Gabriela i miałem już powoli dosyć bezczynnego czekania, ale kiedy drzwi w końcu się otworzyły i stanął w nich mój partnera, poczułem, że to moje kretyńskie sterczenie miało jednak sens. Uśmiech, jaki pojawił się na przystojnej twarzy przyjaciela wynagradzał mi wszystko. Nie wątpiłem, że chłopak domyślał się tego, co czeka go w domu, ale może to właśnie z tego powodu był w tak dobrym nastroju. W to przynajmniej chciałem wierzyć.
- I co my tu mamy… - rzucił siląc się na powagę. Odstawił swoją aktówkę pod ścianę, zdjął szybko buty i stanął przede mną wyraźnie podniecony. Jego oczy były niemożliwie czarne z pożądania, oddech był szybki, a spodnie eksponowały pobudzoną męskość.
Nie powiedziałem ani słowa nie tylko dlatego, że nie musiałem, ale także z powodu gry, jaką chciałem podjąć. Byłem niewolnikiem, który miał dogodzić swojemu panu i Gabriel szybko pojął zasady tej zabawy.
Wziął ode mnie bukiet i zaciągnął się jego wonią mrucząc z zadowoleniem.
- Dobry chłopiec. - pochwalił mnie i obrzucił uważnym, płomiennym spojrzeniem. - Chodź tutaj i klękaj. - rozkazał, a przez moje ciało przeszły rozkoszne dreszcze podniety. Gabriel wiedział jakim tonem wypowiedzieć polecenie, aby rozpalić wszystkie zmysły. - Planowałem zacząć od prysznica, ale obawiam się, że jednak nie wytrzymam tak długo.
Stanąłem przed nim, opadłem na kolana i drżącymi z podniecenia dłońmi rozsunąłem zamek jego spodni. Wsunąłem w powstałą dziurkę palec obsuwając bieliznę i wydobyłem gorącą, ciężką męskość Gabriela. Uśmiechnąłem się z zadowoleniem czując jak jest twardy, co było moją zasługą. Oblizując się niczym przed ucztą, wziąłem go głęboko w usta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz