niedziela, 25 lutego 2018

Kartka z pamiętnika CCCXVII - Aaron

Siedząc na podłodze na środku mojego obklejonego plakatami, zabałaganionego pokoju, spoglądałem na spiętego Florina, który starając się zajmować jak najmniej miejsca, usiadł na skraju łóżka. Wyglądał jak ptak w za ciasnej klatce lub olbrzym, który nieudolnie próbuje wmieszać się w tłum niskich ludzi. Cholera, po prostu nie mogłem na to patrzeć! Irytowałem się widząc go takim wystraszonym, jakby pod moim dachem miało go spotkać coś złego. Chciałem jakoś rozluźnić atmosferę, ale nie miałem pojęcia w jaki sposób to zrobić. Postanowiłem więc improwizować.
- Wiem, że mój pokój nie robi najlepszego wrażenia, ale posprzątam tu i pozbędę się wszystkich tych śmieci. - machnąłem ręką w stronę ścian. - Nie pomyślałem wcześniej o tym, w jakim stanie zostawiłem swój śmietnik, przepraszam.
Florin nie zareagował.
Westchnąłem ciężko, wziąłem kilka głębokich oddechów i wstałem z miejsca stając przed nim tak blisko, że musiał się wyprostować, aby nie siedzieć z nosem na moim brzuchu. Zadarł głowę do góry i w końcu spojrzał mi w oczy.
- Jesteś tu bezpieczny, a moi rodzice zajmą się tobą.
- Nie wiem czy to dobry pomysł… - wydusił, a w jego różnobarwnych oczach pojawiło się coś na wzór poczucia winy.
- Gówno prawda! - prychnąłem poirytowany. - To świetny pomysł! Nie masz się gdzie podziać, a ja całe miesiące spędzam w szkole, więc mój pokój jest wtedy zupełnie pusty. Moim rodzicom też przyda się jakieś zajęcia na czas, kiedy ich synów nie ma z nimi w domu. - ująłem w dłonie jego twarz. - Wróć do szkoły, skończ ją i pozwól się sobą zaopiekować. Słyszałeś moich rodziców, nie mają nic przeciwko przyjęciu cię pod swój dach.
Zupełnie nie rozumiałem dlaczego Florin się waha i nie może zaakceptować swojej nowej sytuacji. Przecież tyle razy o tym rozmawialiśmy, kiedy spędzaliśmy ze sobą czas w szkole i kiedy snuliśmy plany na najbliższą przyszłość. Dlaczego właśnie teraz obleciał go strach?
Nakryłem jego usta swoimi w delikatnym, dodającym otuchy pocałunku. Odsunąłem się jednak szybko, ponieważ moi staruszkowie mogli w każdej chwili wpaść do pokoju.
- Spójrz na tę sytuację inaczej. - w końcu wpadłem na pewien pomysł. - Zatrzymujesz się w moim domu nie jako lokator darmozjad, ale jako przyszły zięć. - uśmiechnąłem się zadowolony z siebie. - A więc spróbuj się oswoić z sytuacją i moimi rodzicami, ponieważ jeśli nam wyjdzie to kiedyś będziemy musieli im powiedzieć, co nas łączy. Do tego czasu po prostu wkup się w ich łaski, niech nie widzą świata poza tobą, bądź dla nich jak kolejny syn, ale lepszy od tych rodzonych.
- Aaronie, ty chyba się nie słyszysz…
- Ależ słyszę się doskonale! - wyszczerzyłem zęby dumny ze swojego geniuszu. - Jesteś moim chłopakiem, więc nic nie stoi na przeszkodzie żebyś poczuł się jak członek rodziny, prawda?
Florin pokręcił głową z niedowierzaniem, jakbym był szaleńcem. Z jakiegoś powodu do głowy przyszedł mi doktor Frankenstein, ale szybko odrzuciłem tę myśl, jako że za dobrze pamiętałem tę historię i za cholerę nie chciałbym być jej częścią.
- Aaron, Florin, zejdźcie na obiad! - krzyk mojej mamy rozniósł się po całym domu. Cóż, wychowała dwóch synów, więc nic dziwnego, że potrafiła donośnie się wydzierać. Wielokrotnie musiała przekrzykiwać mnie i Noaha, kiedy kłóciliśmy się o byle głupotę, a lata takich ćwiczeń głosowych muszą robić swoje.
Złapałem blondyna za rękę i zmusiłem do podniesienia się z miejsca. Wyciągnąłem go z pokoju i puściłem jego dłoń, aby nie czuł się skrępowany bardziej niż do tej pory.
W kuchni siedział już tata, więc przysiedliśmy się do niego. Ja zupełnie swobodnie, Florin zaś nieśmiało, ze spuszczonym spojrzeniem. Dobrze, że miałem spędzić w domu najbliższy tydzień, ponieważ dzięki temu mogłem zadbać o przyzwyczajenie mojego chłopaka do jego nowej sytuacji oraz do moich staruszków. Oni naprawdę nie byli tacy źli!
- Po obiedzie skoczymy z Florinem na miasto. Musimy zrobić zakupy. - poinformowałem rodziców i głównego zainteresowanego, który do tej pory nic nie wiedział o moich planach. Nie mogłem jednak pozwolić żeby ciągle chodził w moich starych ubraniach. Był ode mnie wyższy o pół głowy, a więc część moich ciuchów była dla niego krótka i jedynym sposobem na zmianę takiego stanu rzeczy były zakupy.
Musiałem przyznać przed samym sobą, że nie mogłem się tego doczekać. Z przyjemnością wyobrażałem sobie siebie siedzącego na sofce przed przymierzalnią, w której mój przystojny facet zakłada modne, idealnie na nim leżące ubrania, które sprawią, że będzie jeszcze seksowniejszy niż dotychczas. Trampki, obcisłe czarne jeansy, luźny podkoszulek, który odsłoni jedno z jego ramion. Oblizałem się na samą myśl.
- Jedz zamiast wpatrywać się tak w tego sznycla! - ot, zostałem skarcony przez rodzicielkę za coś czego nie byłem nawet świadomy.
Posłałem Florinowi jeden z moich zabójczych uśmiechów, które znał tylko on i rzuciłem się na obiad niczym wygłodniała bestia. Musiałem mieć dużo energii żeby móc tułać się po sklepach tak jak sobie to wyobraziłem.
Mama bez pytania zadbała o dokładkę mięsa i ziemniaków zarówno dla mnie, jak i dla blondyna, który na pewno odmówiłby, gdyby dała mu ku temu okazję. Na szczęście ona zdawała sobie z tego sprawę równie dobrze, jak ja i dlatego pozbawiła go tej sposobności. Florin musiał więc zjeść wszystko, co mu podała, jeśli nie chciał sprawiać nikomu problemów, co ucieszyło mnie jeszcze bardziej. W tym domu na pewno nie zgłodnieje.
Podczas kiedy moja rodzicielka dokarmiała domowników, tata zaczął zadawać Florinowi proste, niezobowiązujące pytania dotyczące zainteresowań, upodobań i innych pierdół, dzięki którym mogliby nawiązać jakąś rozmowę. Nie mogłem mu się dziwić, że chce poznać lepiej chłopaka, z którym przyjdzie mu mieszkać. Blondas nie był jednak łatwym przeciwnikiem i wyciągnięcie z niego przynajmniej trzech pełnych zdań było nie lada wyzwaniem.
Staruszek zagadywał mojego chłopaka nawet kiedy obiad dobiegł już końca, dzięki czemu mama zdążyła wcisnąć mi w rękę pieniądze dla Florina. Nie chciała aby chłopak o tym wiedział, ponieważ na pewno nie przyjąłby ani grosza, ale wychodząc z założenia, że to ja jestem jego sponsorem, mógł łatwiej dać się przekonać do zakupowego szaleństwa. Dodatkowo zabrałem ze sobą także swoje oszczędności, ponieważ trzymałem je na czarną godzinę, a ta z pewnością nadeszła.
Uzbrojony w gotówkę, wyrwałem swojego partnera z rąk ojca i obiecałem, że będą mieli jeszcze nie jedną okazję na pogawędkę. Teraz to mi blondyn miał poświęcać swój czas.
Wystarczyło, że znaleźliśmy się na chodniku przed domem, a Florin od razu zasypał mnie pytaniami na temat celu naszego wyjścia. Nie owijałem więc w bawełnę i powiedziałem mu szczerze o swoich planach na najbliższe godziny. Tak jak się tego spodziewałem, wywołało to falę niezadowolenia i wykrętów.
- Ty nie masz pieniędzy, ale ja je mam. - próbowałem mu to jakoś wytłumaczyć. - To będzie prezent! Dla ciebie i dla mnie, ponieważ też chcę cię oglądać w jakiś ładnych ciuszkach. Czy to coś złego? - starałem się grać na jego uczuciach względem mnie. - Jeśli już naprawdę będziesz musiał to zrobić, oddasz mi pieniądze, kiedy zaczniesz pracować i zarabiać. Mi się nie spieszy, a ty możesz zmienić zdanie i pozwolić abym rozpieszczał ciebie i siebie jednocześnie.
Prowadząc bezowocną dyskusję na temat prezentów, jałmużny oraz pożyczki, dotarliśmy spacerem do centrum miasta i skierowaliśmy kroki do wielkiej galerii handlowej. Było tam kilka sklepów, które koniecznie musieliśmy odwiedzić. Wprawdzie na modzie nie znałem się zupełnie, ale wiedziałem co mnie kręci i co potrafiłoby postawić mnie na baczność. Czy trzeba nam było czegokolwiek więcej?
Florin spoglądał na mnie błagalnie, kiedy wybierałem dla niego liczne ubrania w każdym odwiedzanym przez nas sklepie. Nie miałem jednak dla niego litości. Chciałem go rozpieszczać, chciałem żeby czuł się pewnie i swobodnie w swojej skórze.
- Och przestań już tak na mnie patrzeć! - prychnąłem w pewnej chwili. - Nie mam nic przeciwko temu żebyś gonił w moim towarzystwie nago, ale tak się składa, że byłbym cholernie zazdrosny gdybyś prezentował się w całej okazałości innym, więc ubrania są ci potrzebne. - skarciłem go wpychając do przymierzalni. - Masz mi się pokazać za każdym razem, kiedy coś przymierzysz!
- To krępujące! - poskarżył się.
- Robiliśmy dużo więcej o niebo bardziej krępujących rzeczy, więc nie przesadzaj.
- Odynie, przecież ja w to dupy nie wcisnę! - usłyszałem po chwili i nie mogłem ukryć zadowolonego uśmiechu.
- Wciśniesz, wciśniesz. Zaufaj mi! - uspokoiłem go i upewniłem się, że w przymierzalni jesteśmy sami, aby słodkie widoki mieć tylko dla siebie. Byłem w końcu zazdrośnikiem, kiedy chodziło o to co moje i zniewalające, a Florin bezsprzecznie pasował do takiego opisu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz