środa, 14 marca 2018

Kartka z pamiętnika CCCXVIII - James Potter

- No chyba sobie jaja robisz?! - spojrzałem na chłopaka stojącego w umówionym w miłosnym liście miejscu.
- Noooo heeeejjj… - Bastian machnął ręką w zwolnionym tempie w sposób, który od wieków przypisywało się gejom i uśmiechnął się do mnie szeroko, bardzo nieszczerze. No tak, tajemnicza B., „b” jak Bastian.
- Ty po prostu prosisz się o ostre rżnięcie! - warknąłem nieźle wkurzony. Dałem z siebie zdobić skończonego idiotę. Pięknie! Naprawdę pięknie! Równie dobrze mogłem sobie wytatuować „imbecyl” na czole.
- Tygrysku, wyluzuj. Nie ważne jak, ważne, że cię tu zwabiłem. Dawaj tego kwiatka, niech coś mam z tego, że się z tobą spotkałem. - wykonał dłonią gest ponaglający mnie do wręczenia mu róży, którą przygotowałem dla mojej adoratorki.
Przez chwilę walczyłem z przemożną chęcią żeby wsadzić mu tę cholerną różyczkę w ten ciasny, niewątpliwie seksowny tyłek lub w tę bezczelną, urodziwą buźkę.
- No dalej, tygrysie. - podszedł do mnie i po prostu wyrwał mi kwiat z ręki. Gdybym nie pozbył się wcześniej kolców, na pewno rozciąłby mi tym rękę, a miałem wrażenie, że wcale by się tym nie przejął.
- Moja odpowiedź nadal brzmi nie. - rzuciłem ostro.
Denerwowało mnie to, że Bastian wydawał się niezrażony moimi odmowami, a nawet coraz bardziej nakręcał się na flirtowanie ze mną. Cholera, przecież ten koleś każdą komórką ciała krzyczał HETERO! Dlaczego więc tak nieźle bawił się moim kosztem? Cóż, chyba znałem odpowiedź – ciekawość.
- Co nie znaczy, że nie zmienisz zdania. - chłopak przesunął palcem wskazującym od nasady mojego nosa po jego czubek i znowu uśmiechnął się sztucznie, czarująco. Nawet nie próbował ukryć tego, że to wszystko jest tylko grą.
Przyznaję, że miałem ochotę postarać się i sprawić, żeby jednak naprawdę stracił dla mnie głowę i zakochał się i to tylko po to żeby coś mu udowodnić. Nie chciało mi się jednak z tym męczyć i niepotrzebnie gimnastykować, ponieważ ten twardogłowy dupek mógł być odporny nawet na moje podchody.
Zakląłem cicho pod nosem, a on po prostu przywarł swoimi wargami do moich. Nie miażdżył ich, ale i nie całował delikatnie. Nie odpowiedziałem na to jawne wyzwanie, ale nie poddał się. Przesunął koniuszkiem języka po krzywiźnie moich warg, a kiedy i to wyraźnie olałem, wbił palce w moje biodra i przyciągnął mnie do siebie tak blisko, że na całej długości ciała czułem gorąco jego skóry nawet przez ubrania. Był niecierpliwy. Tak niecierpliwy, że mimowolnie poczułem dreszcz podniecenia pełznący po moim kręgosłupie.
Uchyliłem usta wpuszczając go. Czułem na wargach jego uśmiech, kiedy wsunął we mnie język. Zacisnął dłonie na moich włosach i przyciągnął mnie mocniej do siebie, więc w odpowiedzi położyłem jedną dłoń na jego karku czyniąc ponownie i odpowiedziałem z pasją na jego pocałunek. Zderzaliśmy się zębami, walczyliśmy o dominację językami, nasza ślina mieszała się i zaczęła mi spływać po brodzie, jakbym jeszcze nie był wystarczająco nią pokryty.
I pomyśleć, że kiedyś byłem przekonany, że pocałunki są tak czyste i ładne, jak przedstawiają to w telewizji. Szybko przekonałem się jednak, że w rzeczywistości bardziej przypominają te w erotykach, kiedy to ślina pokrywa niemal połowę twarzy. Nie chodzi tu w końcu o sentymenty i bycie ułożonym dżentelmenem, ale o pasję, płomień, pożądanie.
Drugą dłoń zacisnąłem na jego twardym, cholernie idealnym pośladku. Nie miałbym nic przeciwko temu, że zrobić z niego użytek. Nie uśmiechało mi się jednak ponoszenie konsekwencji, jakie to za sobą niosło. Wiele dałbym za możliwość wzięcia w posiadanie Bastiana, ale nie był wart wstąpienia do cholernej sekty zjebów czystej krwi.
Blondyn pociągnął mnie mocno za włosy i przerwał w ten sposób pocałunek. Podejrzewałem, że moje wargi były równie czerwone i opuchnięte co jego, ale nie przejmowałem się tym jakoś szczególnie.
Spojrzałem w jego rzucające mi wyzwanie zielone oczy i uśmiechnąłem się z wyższością. Otarłem się kroczem o jego krocze i przesunąłem językiem po zębach. Miałem nad nim niewątpliwą przewagę. Byłem biseksualny, więc podczas kiedy on odgrywał tylko swoją rolę, ja naprawdę czerpałem pełnymi garściami z tego spotkania. Może i na początku nie byłem nim szczególnie zachwycony, ale teraz wyraźnie dostrzegałem płynące z niego zalety.
Przez chwilę rozkoszowałem się widocznymi w oczach chłopaka wątpliwościami, które może nawet były zabarwione odrobiną strachu, ale niestety szybko, stanowczo zbyt szybko się pozbierał i zrozumiał, że teraz to ja sobie z nim pogrywam.
To niewątpliwie go zdenerwowało. Syknął z irytacją i z trudem ukrył pogardę jaką w nim budziłem. Sam nie wiem, czy czyniło to ze mnie bardziej sadystę czy masochistę, ale podobało mi się to, niemal mnie to podniecało.
- Jesteś szajbusem! - rzucił jako obelgę i roześmiał się szczerze. - Cholera, zaczynam cię lubić, Potter.
- Wiem, ciężko mi się oprzeć. To pewnie przez to tajemnicze spojrzenie skryte za szkłami okularów.
- A kiedy je zdejmiesz to świat staje się tajemniczy, co? Wszystko robi się zamazane?
- Bingo! - wyszczerzyłem się do niego i znowu otarłem o to idealnie zbudowane ciało, którym Bastian bezsprzecznie się szczycił.
- Kurwa, mam ciarki, kiedy tak robisz. I to nie te, o których myślisz. Jakbym wchodził w paszczę lwa. - przyznał w przypływie szczerości.
- A powinno być na odwrót, prawda? Tego chce ten twój cały Lord. Żebyś w jakiś sposób przeciągnął mnie na waszą stronę. Problem w tym, że mógłby przysłać mi nawet dziesięciu takich pieprzonych przystojniaczków jak ty, cały cholerny harem, a ja nadal obstawałbym przy swoim. Popatrzyłbym, pofantazjował, dokończył ręką – wykonałem wymowny gest obrazujący masturbację i wzruszyłem ramionami – Jestem prostym chłopakiem, który niewiele potrzebuje żeby się zaspokoić.
Blondyn westchnął ciężko, jakby miał do czynienia z wyjątkowo upartym dzieckiem.
- I tak będę próbował.
- Na to liczę.
Obaj byliśmy na swój sposób popieprzeni, chociaż każdy z nas w inny sposób. Może dlatego tym razem łatwiej przyszło mu zaakceptowanie mnie, kiedy niemal zmiażdżył swoimi ustami moje w kolejnym pocałunku. Ponownie gwałtownym i mocnym, ale pozbawionym jakiejkolwiek namiętności czy pożądania. Przynajmniej z jego strony. Nie znaczyło to jednak, że nie dał z siebie wszystkiego, co mógł za partnera mając stu procentowego faceta. Jego ciało było twarde i mocne, dłonie duże i silne, a usta miękkie i szorstkie jednocześnie. Miał w sobie wszystko to, za co uwielbiałem mężczyzn. W dodatku nie bawił się w delikatność, nie uważał żeby nie zrobić mi krzywdy, co również bardzo mi odpowiadało. Był drapieżnikiem tak samo jak ja i może dlatego czułem jak kręci mi się w głowie od tej niesamowitej dawki testosteronu. A może to z powodu za małej ilości tlenu docierającej do mózgu, kiedy połykaliśmy siebie nawzajem?
Odsunąłem się od niego z trudem i zaczerpnąłem raptownie powietrza. Moje płuca były mi za to niezmiernie wdzięczne, podobnie zresztą jak okulary, które przetrwały to chyba tylko cudem. Dyszałem przez chwilę i z zadowoleniem stwierdziłem, że Bastian także potrzebował tej odrobiny wytchnienia.
Może i nie planowałem przyłączyć się do jego wesołej kompanii, ale naprawdę zaczynałem coraz bardziej lubić te jego wymuszone rozkazami zaloty. Pod pewnym względem on również nieźle się bawił, więc korzystaliśmy na tym obaj. Gdyby jeszcze był gotowy posunąć się dalej o kilka kroków. Nie odmówiłbym! Tym bardziej, że podczas tego pocałunku miałem okazję obmacać jego muskularne plecy i doskonale wyrzeźbioną klatkę piersiową. Ten chłopak naprawdę o siebie dbał i uświadomił mi, że w moim typie byli nie tylko słodcy chłopcy, ale także takie bestie jak on.
Spojrzałem na niego, a on popatrzył na mnie i poczułem to wymowne, pierwotne mrowienie w trzewiach, które ostrzegało, że jeśli zaraz nie przestaniemy to krew uderzy mi do głowy i to bynajmniej nie do tej, którą miałem na karku, ale tej ukrytej w spodniach.
- Jeśli nie masz zamiaru paść na kolana i mi obciągnąć lub wypiąć się dla mnie i otworzyć, uważam to spotkanie za zakończone. - powiedziałem, kiedy miałem pewność, że zdołam zapanować nad głosem.
- Nawet mi to nie przeszło przez myśl, więc skończyliśmy na dzisiaj. I dzięki za różę. - uśmiechnął się kpiąco podnosząc kwiat z ziemi, gdzie odrzucił go wcześnie, kiedy to pierwszy raz dnia dzisiejszego mnie całował.
- Nie ma sprawy, następnym razem przyniosę smakowe prezerwatywy. Jakie chcesz?
Pokazał mi środkowy palec odchodząc w głąb korytarza, który wybrał na miejsce naszej dzisiejszej „randki”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz