niedziela, 11 marca 2018

Wiem, że nic nie wiem

Przyznaję, że zaczynaliśmy się już niecierpliwić, kiedy w końcu, po wyświadczeniu przysługi Slughornowi, James dołączył do nas w pokoju. Wydawał się zmęczony, jakby nauczyciel kazał mu przy okazji pomóc sobie w przeprowadzce, co biorąc pod uwagę nieprzewidywalność profesora, wcale nie byłoby dla żadnego z nas zaskoczeniem. Ledwie o tym pomyślałem, a przed oczyma stanął mi obraz psora uśmiechającego się przymilnie i prosząco, podczas kiedy za jego plecami stała góra gratów, które tylko czekały na naiwnego, który gdzieś je przeniesie.
- Dobra, stary, siadaj i dokończmy rozmowę, którą zacząłeś przed korkami. - Syri wpatrywał się niecierpliwie w okularnika.
- Prawdę mówiąc to straciłem już wątek i całą ochotę. - J. zwalił się ciężko na swoje łóżko. - Nie wiem ile ważył ten cholerny kociołek i reszta, ale w pewnym momencie marzyłem o tym, żeby je za sobą ciągnąć zamiast nieść.
- Hej, nie rzucaj mi tu takiego ochłapu! Mówisz, że łazi za tobą koleś, który chce cię przekonać do dołączenia do Śmierciożerców, więc powiedz coś więcej, bo to jednak istotna informacja! - kruczowłosy naprawdę się na to nakręcił.
- Nie mam w sumie wiele do dodania. - Potter wzruszył ramionami i układając dłonie pod głową.
- Ale do tej pory się nie zgodziłeś? - zapytał nieśmiało Peter. Głos mu trochę zadrżał, ale podejrzewałem, że miało to coś wspólnego z byciem cykorem i strachem nawet przed samym sobą. Pet był odważny tylko, kiedy chodziło o podglądanie dziewczyn.
- Koleś się stara i idzie mu to nieźle, ale to nie znaczy, że się zgodzę. Dajcie spokój, oni chrzanią coś o czystości krwi! - James zerwał się do siadu. - Opowiadałem wam o moim dziadku, pamiętacie? Nie zamierzam go zdradzić, a przyłączenie się do takiej bandy popaprańców byłoby z tym równoznaczne.
Tak, pamiętałem uwielbienie z jakim J. opowiadał o swoim pozbawionym magii dziadku, który opowiadał mu niesamowite historie o Hogwarcie, do którego nawet nie uczęszczał. Było to w czasie naszego pierwszego spotkania w pociągu i sprawiło, że James wydał mi się wtedy naprawdę sympatycznym wariatem. Syriusz usłyszał o nim trochę później, kiedy już stał się częścią naszej Gryfońskiej grupki.
Uśmiechnąłem się mimowolnie, kiedy przypomniałem sobie moje pierwsze spotkanie z Syriuszem. Wydawał się wtedy zadufany w sobie, co w sumie nie było takie dalekie od prawdy. Był nieuprzejmy i specjalnie poddał pod wątpliwość moją męskość, co szybko okazało się być po prostu dziecinnym sposobem na okazanie sympatii. Syri grał dupka, ponieważ taki powinien być, a kiedy okazało się, że jego uwaga skupiła się na kimś tak niepozornym jak ja, sięgnął po najłatwiejszy sposób na zwrócenie na siebie mojej uwagi – poprzez drobne przytyki.
- Wiem o czym teraz myślisz! - wytknął mi grożąc palcem. - Nie zapędzaj się.
Rzuciłem mu szeroki uśmiech z wyszczerzonymi zębami. Oj, doskonale wiedziałem, że on również pomyślał o dniu, w którym wszyscy rozpoczęliśmy szkołę. Żałowałem, że nie mogę spojrzeć na siebie jego oczyma, że nie mogę cofnąć się w czasie do tego pamiętnego 1 września i na nowo przeżyć nasze pierwsze spotkanie w życiu.
Zachichotałem cicho. Syriusz był wtedy większy i lepiej zbudowany ode mnie, więc wydawał mi się umięśniony, zaś ja byłem drobny i wychudzony, przez co moje oczy wydawały się większe, a całość niemal dziewczyńska. Kiedy patrzyłem na to, jacy byliśmy z perspektywy czasu, miałem ochotę śmiać się do rozpuku. Banda głupków, którym się wydawało, że są doroślejsi niż byli w rzeczywistości.
- Nadal jednak chciałbym usłyszeć więcej o tym chłopaku i jego próbach zwerbowania cię. - po krótkiej przerwie na wspominki, Black znowu wrócił do tematu, który go interesował najbardziej.
- Po co ci to wiedzieć? Planujesz się do nich przyłączyć? - James poprawił okulary na nosie, podciągając je wyżej palcem wskazującym.
- Oszalałeś?! - Syri prychnął wyraźnie poirytowany. - Chodzę z wilkołakiem. W dodatku mieszańcem. Moja czystej krwi rodzina mnie wydziedziczyła i teraz rozpieszcza mojego młodszego brata, który ma być chlubą rodu. Jestem ostatnią osobą, którą chcieliby widzieć w swoich szeregach.
- Moja narzeczona pochodzi z niemagicznej rodziny – przypomniał kruczowłosemu Potter – a jednak to nie wydaje się im przeszkadzać.
- Zapewniam cię, że moje pytania dotyczące tej bandy nie mają na celu ewentualnego przyłączenia się do nich. Moje plany na przyszłość to posada Aurora i szczęśliwe życie u boku tego tutaj, wspomnianego już wcześniej wilkołaka. Do tego ty spłodzisz dziecko, które ja i Remus wychowamy jak swoje. - Syriusz wyszczerzył się przebiegle. - Evans na pewno będzie zachwycona taką perspektywą.
Przewróciłem oczyma, ponieważ wiedziałem do czego zmierzał. Ruda Lisica dostałaby szału, gdyby usłyszała o czymś podobnym. Dwójka najgorszych osobników w całej szkole miałaby zajmować się jej dzieciątkiem? To nie do zaakceptowania! Jeszcze by się okazało, że ta para gejów sprowadziłaby na złą drogę jej pociechę!
- Doskonale cię rozumiem. - James pokiwał potakująco głową – W naszych planach na przyszłość nie ma miejsca na Śmierciożerców. Tym bardziej, że nadal nie ruszyłem do przodu z tym eliksirem, który pozwoliłby na czasową zmianę płci żebyście mogli sobie z Remusem spłodzić własne dziecko.
Spojrzałem wilkiem na okularnika, który wcale nie przejął się moim niezadowoleniem. Syriusz również nic sobie z tego nie robił, kiedy zadowolony wylewnie dziękował przyjacielowi za to, że nadal o tym pamięta i chce wciąż pracować nad tym głupim, durnym wręcz pomysłem.
Jak to w ogóle możliwe, że poważna rozmowa przerodziła się w coś podobnego? Sądząc po zniesmaczonej minie Petera, nie był szczególnie zadowolony z przebiegu tej dyskusji. Nie mogłem mu się dziwić, w końcu jako jedyny był w naszej grupce „normalny”.
- Przepraszam za nich. Wiem, że każda tolerancja ma swoje granice i wolałbyś nie słyszeć o czymś tak dziwacznym, jak te całe zmiany płci… - westchnąłem.
- Taaa, nie ma sprawy. - Peter uśmiechnął się wprawdzie do mnie, ale nie było w tym za grosz szczerości. Byłem mu jednak wdzięczny, ponieważ będąc naszym przyjacielem nie powiedział, co tak naprawdę myśli o idei dzieci w związkach homoseksualnych oraz zmiany płci w tym tylko celu.
Potrząsnąłem głową, aby odgonić się od tych niepotrzebnych myśli i rzuciłem poduchami kolejno w Jamesa i Syriusza.
- Przymknijcie się już! - ofukałem ich. - Jeśli macie zajmować się takimi głupotami, lepiej skupmy się na… czymś innym! - nie miałem pojęcia czym mielibyśmy się zająć jeśli nie nauką, ale nie trzeba być geniuszem, aby wiedzieć, że tego moi przyjaciele mają już na dzisiaj po dziurki w nosie.
Przyjaciele spoglądali na mnie z płomykami rozbawienia błyszczącymi w oczach. Ich miny niemal wykrzykiwały ironiczne: „Czymś innym? Serio?”. Prychnąłem więc poirytowany, ale nie odezwałem się, bo i co niby miałem powiedzieć? Nie miałem pomysłu na to czym ich zająć, a co tu mówić o ciętej ripoście.
Okazało się jednak, że problem sam się rozwiązał, ponieważ sposób na odciągnięcie ich myśli od tematu zmiany płci zastukał papierowym dziobem w okno. Spoglądaliśmy zaskoczeni na ptaka origami, który wytrwale wystukiwał monotonny rytm. James wpuścił go do środka i obserwowaliśmy, jak papierowy zwierzak siada na jego kolanach.
Domyśliliśmy się od razu, że to wiadomość dla Pottera, więc odczekaliśmy stosowną chwilę, aby okularnik mógł „pozostać sam na sam” ze swoim liścikiem. Następnie podeszliśmy do jego łóżka i czekaliśmy. Jeśliby nic nam nie wyjaśnił, zaczęlibyśmy mu zerkać przez ramię. Na szczęście nie było potrzeby sięgać po tak bezczelne metody.
- To list miłosny. - rzucił w ramach wyjaśnienia chłopak. - Napisany wierszem i zawierający prośbę o spotkanie.
Nastąpiły kolejne długie chwile milczenia, które każdy z nas mógł wykorzystać tak jak tylko chciał. Ja wolałem nie zaprzątać sobie głowy sprawami sercowymi Jamesa, więc niemal medytowałem oczyszczając umysł z jakichkolwiek myśli.
- I co zamierzasz? Pójdziesz? - Peter nie wytrzymał. Kiedy chodziło o dziewczyny, zawsze był wyjątkowo dobrze poinformowany i ciekawski.
- Nie mam nic do stracenia, a ta tajemnicza B. na pewno będzie czekać. Zresztą ma ładny charakter pisma, więc jestem ciekaw jak wygląda. No i ładnie pachnie. - obwąchał liścik napisany na różowej papeterii i uśmiechnął się szeroko. - Mam powodzenie.
Nie chciałem mu nawet przypominać o tym, że nadal w planach na przyszłość miał ślub z Evans, jeśli nie chciał umrzeć z rąk ojca dziewczyny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz