niedziela, 15 lipca 2018

Kartka z pamiętnika CCCXXX - Andrew Sheva

Zupełnie nie zrobiłem jeszcze nic konkretnego, a jednak już byłem niewyobrażalnie zmęczony psychicznie i fizycznie. Z jednej strony wiedziałem dlaczego, z drugiej jednak nie miałem pojęcia, ponieważ nie akceptowałem tej pierwszej odpowiedzi. Czy to miało właściwie sens? Przeczenie samemu sobie? Może wariowałem. Nikogo by to nie zdziwiło, w końcu miałem swoje wzloty i upadki, jeśli chodzi o moje zachowanie, słowa, podejście, do niektórych spraw. Co powiedziałby na to Fabien? Nie byłby pewnie zachwycony, gdyby się okazało, że jego ukochany ześwirował. 
Bogowie, pierdzieliłem głupoty sam do siebie we własnej głowie. Naprawdę powinienem dać się zamknąć i leczyć dla dobra całej ludzkości.
- Obserwując cię, odczuwam dziwną satysfakcję. - Aaron wyrwał mnie z pokręconych, samo-destrukcyjnych myśli. - Twoja twarz zmienia się z sekundy na sekundę i niemal słyszę, jak pracują trybiki w twojej głowie. Powinieneś je naoliwić, może ciszej by się obracały. - rzucił z przekornym, zaczepnym uśmiechem.
- Bardzo zabawne, naprawdę. - rzuciłem z sarkazmem – Mistrz ciętych komentarzy.
Aaron pokazał mi język, a ja odpowiedziałem mu tym samym.
- Obaj jesteście siebie warci. - skomentował krótko nasze dziecinne zachowanie Cyrille. - Pieniążek za twoje myśli. - zawrócił się tym razem bezpośrednio do mnie.
Zastanowiłem się szybko, czy powinienem rozmawiać z przyjaciółmi na tematy tak bardzo prywatne, jak mój związek z Fabienem pod kątem jego najbliższych. Szybko doszedłem jednak do wniosku, że jeśli nie otworzę się przez Aaronem i Cyrillem to naprawdę zacznę wariować mieląc swoje własne myśli tysiące razy i nic z tego nie wyciągając – ani wniosków, ani rozwiązań.
- Chodzi o Fabiena. - przyznałem w końcu.
- Jakby to było czymś nowym…
- Nie chcesz słuchać to wynocha! - syknąłem na ciemnowłosego kumpla i pokazałem mu drzwi.
- Dobra, już dobra, siedzę cicho i słucham! - zapewnił, więc kontynuowałem w żadnym stopniu nie urażony.
- Chodzi o dziecko. - wydusiłem z siebie, a przyjaciele spojrzeli na mnie zdziwieni. Nie wiem, co przyszło im do głowy i chyba wcale nie chciałem wiedzieć. - W życiu każdego mężczyzny, a przynajmniej prawie każdego, przychodzi taki czas, kiedy to zaczyna myśleć o dziecku. Dodam, że nie chodzi o mnie, bo ja nigdy nie planowałem się rozmnażać, z racji mojej orientacji. Rzecz w tym, że najlepszy przyjaciel Fabiena oraz ich dobry kumpel mają dzieci, mimo że są w związkach homoseksualnych. Ot, byli na tyle odpowiedzialni, że dostali na wychowanie jakieś sierotki i teraz są już od lat szczęśliwymi rodzinami.
- Niech zgadnę, uważasz, że Fabien również chciałby być tatuśkiem, a ty nijak nie widzisz się w roli ojca? - wtrącił się Aaron.
- Do tego stopnia, że nawet gdyby się starał o dziecko to pewnie z mojego powodu by go nie dostał. A pamiętaj, że różnica wieku między nami jest znaczna, więc jeśli nawet ja mam czas na zmianę zdania to Fab już nie koniecznie.
- Rozmawiałeś z nim o tym?
Wiem, że Cyrille chciał pomóc, ale jego pytanie mnie zdenerwowało.
- I co mu powiem?! Widzisz, kociaku, wiem, że chciałbyś być tatą, ale sam sobie dziecka nie zmajstrujesz, bo staje ci tylko na mnie, a ja ci niczego nie urodzę. Tak, wiem, że samotnemu mężczyźnie nie powierzą opieki nad adopcyjnym maluchem, bo to nazbyt podejrzane, a jeśli będziesz ze mną to A. i tak ci dziecka nie dadzą, B. i tak dziecka nie chcę.
- Dobra, patowa sytuacja, przyznaję. - rudzielec zdjął okulary, przetarł twarz dłonią i założył je ponownie. - Ale dlaczego nie chcesz mieć dziecka?
Wskazałem ręką na siebie, a dokładniej rzecz ujmując na swoją twarz.
- Jestem za młody, niedojrzały, chcę się skupić na karierze, a i tak bardzo późno sobie to uzmysłowiłem, więc muszę się postarać o to, żeby nadrobić wieloletnie zaległości na tym polu w miarę szybko. Zresztą postaw się w mojej sytuacji! Mam ile? Siedemnaście lat? I w takim wieku miałbym skończyć szkołę i zostać tatuśkiem? Będę przed trzydziestką, kiedy moje dziecko zacznie uczyć się w szkole takiej jak ta. Nie mam dobrego zdania o młodych matkach, powiedziałbym, że jest koszmarne. Dobra, nie jestem dziewczyną, więc wygląda to trochę inaczej, no ale daj spokój, to dziwaczne.
- Tu się z nim zgadzam. Jeśli siedemnastolatek zmaluje dziecko starszej od siebie kobiecie to w sumie ani mnie to ziębi, ani grzeje, ale jeśli siedemnastolatka jest ciężarna to już inna para kalosze.
- Seksiści. - Cyrille pokręcił głową z dezaprobatą. - W każdym razie może powinieneś mniej się tym przejmować? W końcu Fabien na pewno rozumie, że nie chcesz być ojcem w tak młodym wieku i wolisz skupić się na sobie i karierze. No i zna cię doskonale. Wie, że jesteś jeszcze psychicznie dzieckiem i daleko ci do młodego mężczyzny. A tobie za rok czy dwa może się jeszcze odwidzieć. Uznasz, że kariera to coś wspaniałego, ale potrzebujesz od niej odskoczni, a najlepszą jest możliwość powrotu do rodziny, do dziecka. Może i Fabien jest starszy, ale jeszcze nie stary, prawda?
- No, nie. Nie jest stary. - przyznałem okularnikowi rację.
Zacząłem zastanawiać się nad tym, co mi powiedział. Rozumiałem wszystkie jego argumenty i nie mogłem się z nimi nie zgodzić, ale to nie zmieniało faktu, że przeze mnie marzenia Fabiena będą niespełnione.
- Dobra, nie było tematu! - machnąłem lekceważąco ręką, dając przyjaciołom znać, że nie chcę ciągnąć dalej tej rozmowy, ponieważ i tak do niczego dzięki temu nie dojdziemy. Zresztą od samego początku konwersacja skazana była na porażkę, ponieważ na fakty nie miałem wpływu, a faktem było, że byłem młody, nieodpowiedzialny, niepoważny, daleki od chęci zostania ojcem. Krótko mówiąc, sprawa była jasna i klarowna, a ja nie miałem szans w jakikolwiek sposób na nią wpłynąć. Gdyby istniała możliwość, że zmienię fakty, może bym to zrobił. Jak na razie było to jednak poza moimi możliwościami.
Przez chwilę pozwoliłem sobie na wyobrażenie sobie Fabiena jako ojca. Leżącego na łóżku z niemowlakiem na piersi, śpiącego spokojnie z maleństwem obok siebie, niemal przed twarzą. Wcale mnie to nie kręciło. Nie zaprzeczę, Fab na pewno wyglądałby zniewalająco. Tyle, że coś takiego ruszyłoby kobietę lub bardzo wrażliwego mężczyznę, ale nie mnie.
- Nie martw się tak, wszystko się jakoś ułoży. - Aaron położył dłoń na moim ramieniu i ścisnął lekko. - Stary, jeśli mi zaczęło się układać, a sam wiesz, jak niemożliwa było moja miłosna historia, to twoje jeszcze niemałżeńskie pożycie też się ułoży.
Mimowolnie uśmiechnąłem się, ponieważ rzeczywiście mogłem spojrzeć na swoje życie pod innym kątem, jeśli tylko przypomniałem sobie, jak bajkowo poszczęściło się przyjacielowi.
- Czy to jest uśmiech? Czy ja naprawdę widzę uśmiech na twojej twarzy?
- Odwal się! - rozbawiony pchnąłem lekko czarnowłosego.
Przyjaciele naprawdę zdołali poprawić mi humor, a byłem pewny, że to już dzisiaj niemożliwe.
- A tak w ogóle to dzisiaj stawiałem sobie tarota. - Cyrille zawstydzony zmierzwił swoje rude włosy. - Tak naprawdę to ktoś mi go stawiał, ale wiecie o co chodzi.
- Twoja nowa miłość? - zagadnąłem.
- Noooo… Tak trochę, ale nie chcę krakać! W każdym razie wyszło, że w przeciągu najbliższego półtora roku zostanę wujkiem! - chłopak wyraźnie czekał na jakąś reakcję z naszej strony. Problem w tym, że się jej nie doczekał. - Nie mam rodzeństwa żeby zostać wujkiem! - wyjaśnił w końcu. - A więc moją najbliższą rodziną, która mogłaby mnie tak zaskoczyć jesteście wy dwaj!
Zaczęliśmy się z Aaronem przekrzykiwać zaprzeczając jakby chodziło o któregoś z nas, bo chociaż nie wierzyliśmy w tarota, to jednak Cyrille miał taką minę, jakby był pewny, że jednak się to sprawdzi. Ostatecznie uznaliśmy, że musi chodzić o brata Aarona, Noaha. Wprawdzie nie miał on jeszcze stałej partnerki, ale wytrwale poszukiwał i prawdopodobieństwo, że jednak zmaluje dzieciaka w przeciągu półtora roku było duże. A już na pewno w porównaniu z możliwościami moimi i Aarona.
Rudzielec nie był do końca przekonany, czy może być wujkiem, jeśli dziecko będzie należeć do brata jego przyjaciela, ale uznał to wyjaśnienie i odpuścił. W ten sposób przynajmniej od razu zdusiliśmy w zarodku jakiekolwiek dziwaczne komentarze i aluzje, jakimi rzucałby nasz niski, piegowaty przyjaciel, który jak dziecko cieszył się na możliwość bawienia dziecka, które nie będzie jego.
Cóż, wszyscy trzej byliśmy w pewnym stopniu nieźle pokręceni. Każdy z nas inaczej, ale razem tworzyliśmy niesamowitą paczkę wariatów.

1 komentarz:

  1. Jejku, mam nadzieję, że nie pojawi się jakiś bachorek i nie będzie dramy.
    Popieram Andrew całym sercem. Dzieci = meh. Dobrze jest póki są cudze.

    OdpowiedzUsuń