środa, 24 października 2018

Kartka z pamiętnika CCCXXXV - Albus Dumbledore

- Więc? Co planujesz teraz zrobić? - Gellert leżał na boku i podpierał głowę ramieniem, aby lepiej mnie widzieć. Leżałem obok niego na plecach i wpatrywałem się w sufit zamyślony.
- Nie mam pojęcia. - przyznałem szczerze, chociaż nieszczególnie byłem tym faktem zachwycony. Nienawidziłem sytuacji, w których nie wiedziałem, co robić.
- Mogę spróbować ci jakoś pomóc. - zaoferował, ale jego uśmiech nie zwiastował niczego dobrego.
- Jak? - postanowiłem nie odrzucać jego wyciągniętej w moją stronę pomocnej dłoni.
- A bo ja wiem? - Gellert przewrócił oczyma, jakbym był dzieckiem, które zadaje niemądre pytanie.
- Gellercie, nie chcę żadnych dodatkowych problemów. Ten jeden mi wystarczy, a jeśli musiałbym później jeszcze sprzątać po tobie…
- Tak, tak, wiem. Już to kiedyś przerabialiśmy i teraz ty jesteś bohaterem, a ja tym złym, który siedzi zamknięty w wieży, jak cholerna księżniczka.
- Ale za to jaka księżniczka. Gdyby każda taka była, zamiast być dyrektorem latałbym po świecie i uwalniał je z ich więzień. - rzuciłem zaczepnie.
- Ha! I myślisz, że pozwoliłbym ci na uganianie się za innymi? - wyzywające spojrzenie dzikich oczu mojego kochanka nie pozostawiało miejsca na jakiekolwiek wątpliwości.
Gellert nie lubił się dzielić i obejmowało to także mnie. Miał mnie na wyłączność, nie ważne czy między nami się układało, czy też nie, moim obowiązkiem było pozostać mu wiernym, nawet gdybym miał cierpieć katusze z niezaspokojenia, kiedy on jest daleko.
- Księżniczek mu się zachciewa. - prychnął poirytowany i ukąsił mnie w ucho na tyle mocno, aby wyrwać  moich ust syk bólu. - Zadbam o to, abyś nie miał sił myśleć o czymkolwiek!
*
Godzinę później nie byłem bliższy znalezienia rozwiązania problemu znikających ubrań, chociaż bezsprzecznie czułem się niepokonany i mógłbym przenosić góry, gdybym nie był taki zmęczony.
- Poczekaj aż problem sam się rozwiąże. - Gellert wodził palcem po moim policzku rysując na nim runy dotykiem. - Prędzej czy później musi się wydarzyć coś, co naprowadzi cię na właściwe rozwiązanie. Najlepsze, co możesz zrobić to słuchać, co się mówi. Uczniowie mają nad tobą tę przewagę, że jest ich więcej, a więc więcej widzą i słyszą, a później gadają. Nastaw się na odbiór i poleć zrobić to samo nauczycielom. Pamiętasz dlaczego ja w końcu zostałem pokonany? Myślałem, że dam radę samemu podbić świat. Na początku szło łatwo, później pojawiły się problemy, a ostatecznie ty udowodniłeś, że nie mam szans znaleźć się na szczycie, ponieważ potrzebuję do tego właśnie ciebie.
Zastanowiłem się nad jego słowami. Miał rację, sam nie mogłem udźwignąć wszystkich odpowiedzialności, jakie na mnie spoczywały, a błądzenie po ciemku nie było rozwiązaniem.
- Masz rację. - przyznałem.
- Wiem o tym. Chociaż myliłem się, kiedy mówiłem, że nie zdołasz odkryć eliksiru na chwilową zmianę płci.
Zarumieniłem się przypominając sobie swoje liczne porażki oraz ostateczny sukces, który zaowocował dokładnie tak, jak chciałem. Żywy dowód mojego sukcesu uczył się teraz w Akademii Magii Beauxbatons. Dowód, o którym nie wiedział nikt poza naszą dwójką oraz samym wspomnianym dowodem. Dziecko, którego się nie spodziewaliśmy, chociaż mieliśmy nadzieję je spłodzić. Nasz największy i najpilniej strzeżony sekret.
- Gdybym był młodszy podjąłbym kolejną próbę, tym razem na sobie. - wyznał, na co spojrzałem na niego zaskoczony. - Byłem młody i wydawało mi się, że mam już wszystko, a teraz żałuję, że nie dałem z siebie więcej. Nie bądź taki zdziwiony! - roześmiał się chyba trochę zawstydzony. - Świadomość, że zostawisz coś lub kogoś po sobie, kiedy się zestarzejesz jest kusząca.
- Nie jesteśmy jeszcze tak starzy.
- Masz rację, przed nami jeszcze wiele lat życia, ale kiedyś przyjdzie na nas czas. Dobra, nie wiem skąd mi się to wzięło! - porzucił melancholijny temat i zmiażdżył moje usta swoimi.
*
Rozkręcaliśmy się dopiero, kiedy przez uchylone okno do sypialni wleciał papierowy ptak z wiadomością. Zignorowalibyśmy go, ale krążył wokół nas z taką zaciętością, że nie byliśmy w stanie skupić się na sobie nawzajem.
Gellert złapał go i zmiażdżył w dłoni zanim mi go nie podał. Rozwinąłem wiadomość karcąc partnera wzrokiem, ale on tylko wzruszył obojętnie ramionami.
- To od Horacego. Chciałby ze mną porozmawiać na temat „ostatnich niepokojących wydarzeń, które na szczęście nie zachwiały jego pozycją poważanego i szanowanego nauczyciela, ale ugodziły w jego dumę”. - przeczytałem na głos.
- Merlinie, on nic się nie zmienił przez wszystkie te lata, co?
- Jest grubszy i starszy, ale jego ego pozostało niezmienione.
- Odpowiedz mu, że pracujesz nad sprawą i znajdziesz dla niego czas dopiero późnym wieczorem.
Kim byłem aby mu się sprzeciwiać? Zrobiłem więc dokładnie tak, jak mi polecił, nie wychodząc nawet z łóżka.
W tym czasie Gellert przygotował dla nas herbatę i przyniósł ciastka. Zrobił to jednak bardziej dla siebie niż dla mnie. Byłem pewny, że zgłodniał i tylko dlatego wysilił się na tyle, co z jakiegoś powodu naprawdę mnie bawiło.
Jedząc wyraził sobie niezadowolenie z faktu, że ciągle nam dzisiaj przeszkadzają, chociaż cieszył się, że nauczyciele w pełni na mnie polegają. Dzięki temu nikt nie podejrzewał, że spotykam się z kimś jego pokroju i że sam pomogłem mu znaleźć sposób na wymykanie się z jego więzienia raz na jakiś czas.
- Ludzie widzą to, co chcą widzieć. - zakończył i zaklęciem pozbył się okruszków ze pościeli oraz pustego talerza i kubków.
Patrzyłem na niego analizując jego ostatnie zdanie. A co jeśli za całe zamieszanie w szkole nie odpowiadał uczeń, który, rozmyślnie lub nie, rzucił jakieś dziwaczne zaklęcie? Przecież nie rozpoznawał go żaden z moich nauczycieli. Gellert proponował podsłuchiwanie uczniów, ale może powinienem sięgnąć dalej, bo do samego Hogsmeade. Osoby w Hogwarcie wywodziły się z podobnych środowisk. Uczniowie byli uczniami, nauczyciele obracali się raczej pośród osób na swoim poziomie. W mieście jednak można było trafić na osoby, z każdego środowiska społecznego i o różnym statusie. Jeśli tam nikt nie słyszałby o podobnym przypadku, mógłbym poczuć się pokonany, ale gdyby jednak ktoś rzucił na to trochę światła…
- Jesteś genialny, Gellercie!
- Hm? Tak wiem, ale możesz mi wyjaśnić dlaczego akurat teraz… - mruknął niewyraźnie, kiedy zgniotłem go w mocnym uścisku swoich ramion.
- Powiem ci później. - zapewniłem i pocałowałem go z nową pasją, jaką w sobie odnalazłem. Był zaskoczony, ale nie opierał się.
Byliśmy parą dorosłych mężczyzn, o których słyszał cały czarodziejski świat, a zachowywaliśmy się jak nastolatkowie. Przy nim czułem się o wiele młodszy niż byłem w rzeczywistości, miałem wrażenie, że czas zatrzymał się na najszczęśliwszych chwilach naszego życia, jakby te przykre nigdy się nie wydarzyły.
Rozpływałem się w jego ramionach i miałem nadzieję, że on rozpływa się w moich. Nie mieliśmy już w prawdzie sił na kolejne namiętności, ale nasze języki kochały się ze sobą między naszymi połączonymi ustami i to w zupełności nam teraz wystarczało. Silne, szczupłe dłonie mężczyzny łapały garściami moje włosy i pociągały za nie lekko, kiedy zmienialiśmy pozycję. Moje w palce pieściły wtedy jego kark i ramiona, jakbym obawiał się, że pod mocniejszym dotykiem jego ciało zacznie pękać i rozpadać się niczym porcelana, z którą ktoś nie obchodził się należycie ostrożnie.
Mieliśmy dla siebie jeszcze tylko tych kilka godzin, zanim mój kochanek nie będzie zmuszony wrócić do swojego więzienia aby nikt nie zauważył jego zniknięcia. Nie chcieliśmy przecież rozsiewać paniki, ale zwyczajnie być ze sobą mimo błędów jakie w życiu popełniliśmy. Każdy czasami błądzi, ale to nie znaczy, że błądzący nigdy nie odnajduje właściwej drogi.
W końcu oderwaliśmy się od siebie, a Gellert opadł na pościel usatysfakcjonowany i wyraźnie zadowolony. Ułożyłem się obok niego i tuliłem się w jego ciało. Objął mnie i wodził palcami po skórze moich pleców jak zawsze, kiedy leżeliśmy spleceni ze sobą ciesząc się po prostu sobą nawzajem.
Ta chwila była nasza, a droga jaką przeszliśmy aby do niej dotrzeć była wyboista, ale nie niemożliwa do pokonania.



1 komentarz:

  1. Dziecko? Zamiana płci? Beauxbatons? Nie wiem czemu ale na myśl przychodzi mi Andrew

    OdpowiedzUsuń