niedziela, 21 października 2018

Kartka z pamiętnika CCCXXXIV - Syriusz Black

Nie ważne jak długo i jak intensywnie nie myślelibyśmy nad sensownym planem szpiegowania Skrzatów i odkrycia miejsca, w którym ukrywają swojego szalonego pobratymcę, i tak nie doszlibyśmy do niczego. Nasze głowy były zupełnie puste, a przynajmniej pusta była moja. Skoro nie mogliśmy wykorzystać Peleryny Niewidki, wszystko wzięło w łeb i po prostu zostaliśmy z niczym. W takiej sytuacji nawet mój Remus nie mógł nas wybawić z opresji. Był naprawdę dobrym czarodziejem, ale nie cudotwórcą.
Moje myśli powoli zaczynały wchodzić na mroczne ścieżki brutalnego wyciskania informacji siłą ze Skrzatów Domowych, kiedy zaraz nad moją twarzą, a leżałem na swoim łóżku z rękami pod głową, pojawiła się doniczka z kwiatkiem w środku.
- Kurwa! - syknąłem nie mogąc powstrzymać przekleństwa i sturlałem się z łóżka na ziemię. Upadek bolał, ale na pewno mniej niż bolałaby doniczka rozbijająca się na mojej głowie. - Nic mi nie jest! - rzuciłem do zaniepokojonych przyjaciół i wczołgałem się na łóżko. Cholerny kwiatek w doniczce, który wylądował na mojej poduszce właśnie wypluwał z siebie zwitek pergaminu.
Cóż, dobrze, że kotary mojego łóżka były zasunięte, ponieważ przyjaciele na pewno zainteresowaliby się czymś takim, a ja wolałem jednak uniknąć tłumaczenia im dlaczego ktoś omal nie roztrzaskał zaczarowanej donicy na mojej głowie. Sam zrobiłem coś podobnego nauczycielowi run, kiedy pokręciłem jedną z nich i nabiłem mu ogromnego guza. Do tej pory mi tego nie zapomniał, a przecież od tamtego czasu minęło już wiele miesięcy, może nawet rok.
Sięgnąłem po wypluty przez kwitek pergamin uświniony chlorofilem i rozwinąłem. Zacząłem czytać wiadomość i musiałem przyznać, że domyślałem się już wcześniej tego, co w nim znajdę. Victor chciał się ze mną spotkać za pięć minut na zakręcie korytarza prowadzącego do mojego Domu.
- Idę zwerbować Victora. - rzuciłem do kolegów biorąc donicę pod pachę.
Na szczęście nie zadawali pytań co do zaczarowanego chwasta, którego niosłem.
Stawiłem się na miejscu spotkania jeszcze przed nauczycielem i krążyłem po korytarzu zataczając kółka. Nie denerwowałem się, po prostu nie lubiłem sterczeć bezczynnie, kiedy chwilę wcześniej podskoczył poziom adrenaliny w mojej krwi, a niewątpliwie w moich żyłach płynęło jej nadal naprawdę sporo po otrzymaniu wiadomości w tak ekstremalnym stylu. Victor Wavele był mściwą bestią, co do tego nie miałem wątpliwości.
Stukot obcasów jego eleganckich butów usłyszałem jeszcze zanim pojawił się w zasięgu mojego wzroku. Ten człowiek był elegancki nawet jeśli musiał ubierać się w co tylko popadło. Podziwiałem go za to. Tym mocniej, że kiedy się zbliżył i miałem okazję obrzucić go szybkim spojrzeniem nie mogłem zaprzeczyć, że wyglądał naprawdę dobrze w tym co miał na sobie. A przecież kolory jego ubrań były prawdziwie paskudne.
- Syriuszu, zapewne domyślasz się dlaczego chciałem z tobą rozmawiać? - nauczyciel nie owijał w bawełnę. Patrzył mi w oczy, jakby sądził, że skłamię w odpowiedzi na jego pytanie, jeśli miałem coś wspólnego z całym dzisiejszym zamieszaniem.
- Wiem. - przyznałem, jako że nie trudno było się domyślić, o co może mu chodzić. - Wiem kto jest za to odpowiedzialny, ale nie chcę aby to się  rozniosło.
- Mów. - to jedno słowo wyrażało od razu zgodę. Czułem to, ponieważ znałem już nauczyciela wystarczająco dobrze, by czasami rozumieć go bez zbędnych słów, czy przydługich wyjaśnień.
- Szalony Skrzat Domowy.
- Co? - wytrzeszczył oczy.
Wziąłem głęboki oddech i powtórzyłem.
- Szalony Skrzat Domowy. Wiem to z pewnego źródła. Cokolwiek zginęło zostanie na pewno w końcu oddane. - dodałem, ponieważ miałem zamiar zadbać by naprawdę tak było. - Rzecz w tym, że osoba, która mi to powiedziała nie chce aby dowiedział się o tym dyrektor, a ja musiałem obiecać, że niczego mu nie zdradzę. Przyznaję, że pańska wiadomość była mi na rękę, ponieważ już wcześniej zastanawiałem się nad poproszeniem o pomoc. Pomijam fakt, że niemal rozwalił mi pan głowę. - rzuciłem nauczycielowi pełne urazy spojrzenie, ale nic sobie z tego nie robił. Po prostu wzruszył ramionami.
- Refleks masz całkiem niezły, jak widzę. - brzmiał jego komentarz.
- Podejrzewamy, że szkolne Skrzaty mogą ukrywać tego wariata. - wróciłem do interesującego nas w tej chwili najbardziej tematu. - Nie wierzymy, że mógłby ukrywać się gdzieś w zamku bez wiedzy innych. Problem w tym, że nasz plan inwigilacji Skrzatów jest dziurawy jak sito. W sumie to dziura na dziurze, więc nie mamy nic czego moglibyśmy się uczepić. Potrzebujemy pomocy aby pozbyć się problemu i odzyskać możliwość normalnego ubierania się, ponieważ swoje ubrania odzyskaliśmy. - dostrzegłem błysk w oczach nauczyciela i domyśliłem się, że musiało zginąć mu coś, na czym bardzo mu zależało. Byłem ciekaw co to takiego, ale nie wtykałem nosa w nie swoje sprawy aż do tego stopnia. Nie chciałem walczyć o życie lawirując między spadającymi donicami.
- Umówmy się, że ty zadbasz aby wszystkie ukradzione rzeczy wróciły do właścicieli, a ja w tym czasie zajmę się ze Skrzatów informacji.
A więc nie myliłem się! Naprawdę mu na czymś zależało.
Wyciągnąłem dłoń w jego stronę, a on uścisnął ją pewnie.
- Tylko proszę pamiętać, że dyrektor nie może się o niczym dowiedzieć.
- Spokojnie, Syriuszu, nie jestem amatorem. Wiem w jaki sposób zmusić kogoś do mówienia bez alarmowania kogokolwiek.
- Proszę mnie nauczyć! - o tak, coś podobnego mogłoby mi się w przyszłości przydać. Tym bardziej jeśli miałbym w jakiś sposób współpracować z Remusem w jego agencji detektywistycznej.
Nauczyciel namyślał się przez dłuższą chwilę.
- Kiedy skończysz szkołę. - powiedział w końcu – To nie jest zgodne z wytycznymi Ministerstwa Magii dotyczącymi używanych przez czarodziejów zaklęć, ale kiedy ukończysz Hogwart, podejmę się tego i nauczę cię.
Czułem, jak mnie usta rozciągają się w szerokim uśmiechu. Tak, wiedziałem, że na tego człowieka mogę liczyć zawsze! Był dla mnie niczym starszy brat i to nie miało się zmienić nawet po zakończeniu szkoły. Pasował mi taki układ.
Zgodziłem się kiwając głową. Wymieniliśmy kilka zdawkowych uprzejmości i w końcu rozeszliśmy się wracając do swoich zajęć. On musiał zabrać się za przepytywanie Skrzatów, zaś ja za nakłanianie Hagrida do jak najszybszego zwrotu ukradzionych przez jego Skrzata ubrań i innych części garderoby.
Zanim jednak przystąpiłem do pisania łzawego listu do gajowego, od którego planowałem zacząć swoją część naszego układu z profesorem, opowiedziałem o spotkaniu przyjaciołom. Uznałem, że skoro i tak siedzimy w tym razem to powinni znać wszystkie szczegóły. Zresztą byłem pewny, że Victor opowie o wszystkim Noelowi, jako swojemu najlepszemu przyjacielowi, który na pewno również ucierpiał na skutek Hagridowego błędu w ocenie sytuacji, jego dobrego serca i głupiej mózgownicy.
Przyjaciele obiecali mi pomóc w pisaniu listu i zmyślaniu rzewnych historii, które przekonałyby Hagrida do działania. Bluzka po zmarłej mamie, prezent od ukochanej babci lub byłego chłopaka, którego nadal się kocha, bluza z autografem idola i inne opowieści mogłyby równie dobrze zamienić się w jakąś książkę dla młodzieży, gdyby tylko trochę ciężej nad tym popracować. Tyle że ja nie potrzebowałem zbioru opowiadań a łzawego listu. Chciałem w nim opisać Hagridowi niby to zasłyszane na korytarzach i w Pokoju Wspólnym historie ukradzionych łaszków. Do tego kilka wstydliwych wyznań o paradowaniu na golasa przed sympatią lub wręcz przeciwnie, przed kimś kogo się nie lubi. Po liście planowałem wybrać się do Hagrida osobiście kolejnego dnia i zabierając ze sobą przyjaciół opowiedzieć mu jeszcze kilka zmyślonych historii, może już nie tak dramatycznych, ale wartych usłyszenia i rozważenia, a później pozostanie mi odczekanie na ruch Hagrida. Jeśli go nie uczyni, wrócę z czymś jeszcze lepszym. Z czymś, czego nie będzie mógł zignorować! Byłem pewny, że gajowy należał do osób w pewnym stopniu przesądnych, więc jeśli rozegrałbym wszystko właściwie, może zdołałbym go wystraszyć i zmusić do pokornego, natychmiastowego zwrotu ubrań, które zalegały w jego chacie. Nie oszukujmy się, na pewno nie miał w planach zabrać się od razu za ich odsyłanie. Obawa, że zostanie odkryty, jako przyczyna problemów była zbyt wielka. Nie, Hagrid nie planował zabrać się do pracy bez zwlekania i nie trzeba czytać w jego myślach by wiedzieć.
Czekało nas naprawdę sporo pracy, jeśli chcieliśmy przekonać tego upartego osła do czegokolwiek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz