niedziela, 30 grudnia 2018

New Year Special 2018 - Family Party

Świętowanie faktu, że Ziemia wykonała jeden pełny obrót wokół Słońca było jednocześnie głupim i genialnym zwyczajem. Głupim, ponieważ było rzeczą dosyć oczywistą, że Ziemi uda się wykonać ten jeden obrocik zupełnie jak przed rokiem i dwa lata wcześniej i trzy, cztery, pięć… Jak tych wiele, bardzo wiele razy do tej pory. Z drugiej strony przecież od zawsze straszono końcem świata, więc czemu nie cieszyć się kolejnym przeżytym roczkiem? No i pozostawał jeszcze jeden, zupełnie oczywisty fakcik, który przemawiał za świętowaniem zakończenia starego i rozpoczęcia nowego roku.
- To wcale nie jest śmieszne! Bolą mnie krzyże, nogi… nie wiem nawet, czy jest coś co mnie nie boli! - Andrew Sheva uderzył w narzekający ton podczas swojej rozmowy z Fillipem Camus na temat swojej ciąży. - Z trudem obracam się wokół własnej osi!
I oto powód, dla którego Sylwester miał sens. Skoro Andrew Sheva mając w sobie jedno małe dzieciątko z takim trudem się poruszał, to dlaczego nie świętować faktu, że wielka Ziemia, która zamiast jednej istotki musiała zapewnić dom całym miliardom dużych, małych, chudych, grubych, zdołała wykonać ten pełny obrót.
- Daj spokój, kochanie. Nie jest tak źle. - Fabien Trezeguet pochylił się nad kochankiem, siedzącym przy wielkim, zastawionym jedzeniem i napojami stołem, i pocałował go w czubek głowy.
- Chcesz się przekonać? - Andrew uniósł jedną brew i rzucił mu wymowne spojrzenie, które wydawało się wykrzykiwać ironiczne: „doprawdy?”
- Podziękuję, zamiast tego pobaluję. - mężczyzna rzucił chłopakowi słodki uśmiech i zakręcił biodrami w rytm muzyki, która otaczała wszystkich zgromadzonych tego wieczoru u Camusów.
Poza dwójką szykującą się do niespodziewanej roli tatusiów oraz panami domu, w którym odbywała się zabawa sylwestrowa, przy stole siedzieli także Oliver z Reijelem, dziadek Luciferus i czwórka duchów, zmarłych wiele lat wcześniej rodziców Fabiena i Marcela. W takim towarzystwie każdy czuł się swobodnie i mógł po prostu być sobą.
Gdyby rodzice Fillipa i Olivera nie zdecydowali się na uczestnictwo w wielkim balu wyższych sfer, teraz byliby tutaj wraz z innymi, co oznaczałoby karmienie ich kłamstwami, co do stanu Andrew oraz związku Olivera z mężczyzną, którego uważali za brata matki jego dzieci. To cud, że przez dziesięć lat żadne z nich nie domyśliło się prawdy.
- Hej, to moje! - władczy, dziewczęcy głos dochodząc od strony „pokoju balowego”, w którym bawiły się dzieci, zwrócił uwagę dorosłych.
Do salonu właśnie wkroczyła dumnym krokiem śliczna, blond-włosa trzynastolatka, ciągnąc za sobą trzymanego mocno za ucho szesnastoletniego chłopaka.
- Zabrał mi spinkę! - powiedziała nadąsanym tonem do wszystkich i do nikogo.
- Nathanielu… - Marcel Camus rzucił synowi ostre spojrzenie. Było widać, że oczekuje wyjaśnień.
- Ale czy ona może najpierw puścić moje ucho? - zajęczał chłopak.
- Anastasie, puść kuzyna. - Oliver przewrócił oczyma. - Dzieci… - westchnął cicho.
Blondynka zastanowiła się chwilę po czym uwolniła z uścisku swoich długich palców ucho chłopaka.
- Więc? - Marcel skrzyżował ramiona na piersi i wlepił wzrok w syna z jeszcze większą intensywnością.
Nathaniel, wysoki, przystojny, niemal mężczyzna, chociaż jeszcze nie do końca, sięgnął do swojej burzy ciemnych, kasztanowych włosów i wypiął z nich złotą spinkę z gwiazdką.
- Spadła, więc ją podniosłem. - zaczął wyjaśniać. - No i tak jakoś postanowiłem ją wpiąć żeby było zabawnie… Anastasie była zajęta, więc nie sądziłem, że to będzie problem. Przepraszam. - dodał szczerze skruszony i podał spinkę nastolatce, która wzięła do niego swoją własność.
- Przepraszam, że wyszarpałam cię za ucho. - powiedziała wyciągając w jego stronę dłoń na zgodę.
Nathaniel odpowiedział uśmiechem i uścisnął jej rękę.
Do pokoju wpadła pozostała dwójka młodych – Xavier, który przypominał siostrę bardziej niżby sobie tego życzył, ale nie szczególnie się tym chwilowo przejmował, oraz słodki Florin, który w dalszym ciągu uważał Nathaniela za wzór do naśladowania, czy to pod względem fryzury, czy też stylu ubierania się.
Kiedy maleństwo Andrew i Fabiena przyjdzie na świat, będzie wprawdzie najmłodszym członkiem rodziny, ale nie będzie mogło narzekać. Oczko w głowie rodziców, kuzynostwa i wujków.
Czwórka dzieci usiadła na swoich miejscach przy stole i porwała z niego napoje. Najwyraźniej mimo przerywnika w postaci małego sporu o spinkę najważniejsze było uczucie pragnienia, które chcieli zaspokoić.
- Mam nadzieję, że to będzie dziewczynka. - siedząca naprzeciwko Andrew Anastasie uśmiechnęła się do swojego ciężarnego wujka. - Wtedy przynajmniej nie będę jedyna. Zabawa z samymi chłopakami jest nudna.
- Oj, muszę ci przyznać rację, kochanieńka. - duch mamy Marcela pokiwał głową ze zrozumieniem. - Byłam jedyną dziewczyną, a miałam sześcioro rodzeństwa. Chłopcy są tak niesamowicie nieskomplikowani, że zabawy z nimi naprawdę nie były żadnym wyzwaniem.
- Prawda? - zapiszczała podekscytowana nastolatka. W końcu trafiła na kogoś, kto w pełni ją rozumiał. - Wybacz tatku, ale to prawda.  - rzuciła przepraszająco w stronę Olivera. Mężczyzna przez lata starał się sprostać wymaganiom stawianym przez fakt wychowywania dziewczynki w sytuacji, kiedy nie wiedział o kobietach niemal nic. W końcu wcale go nie interesowały i był jedynakiem, więc nie miał prawa znać się na nich w wystarczającym stopniu. Gdyby jednak nie on, Reijel po prostu zrobiłby z Anastasie małego chłopca, ponieważ tak byłoby łatwiej. O ile Oli wiedział o dziewczynach niewiele, o tyle Reijel nie wiedział o nich zupełnie nic.
- Przekonamy się niebawem. - Andrew rzucił dziewczynce ciepły uśmiech i pogładził swój wielki brzuch. Następnie dźgnął palcem siedzącego obok niego kochanka i wymienił długą listę produktów spożywczych, które Fabien miał nałożyć mu na talerz. Mógł to wprawdzie zrobić sam, ale z takim brzuchem obawiał się szkód jakie mógłby narobić na stole, a po niektóre sałatki należało sięgnąć dosyć daleko.
Kiedy Andrew zajął się swoim wypełnionym po brzegi talerzem, Marcel wstał ze swojego miejsca i szarmanckim gestem wyciągnął rękę w stronę męża. W jego spojrzeniu było tyle ciepła i miłości, że na ustach jego rodziców pojawiły się uśmiechy, których nie dało się z niczym pomylić. Byli szczęśliwi i dumni z tego, że ich syn znalazł szczęście i miłość swojego życia.
- Zatańczysz? - zapytał Fillipa, który zachichotał zawstydzony.
- Tak. - odpowiedział kiwając głową mężczyzna i ujął wyciągniętą w jego stronę dłoń. Wspólnie, trzymając się za ręce, przeszli do pokoju, w którym przygotowano miejsce do tańca. Marcel zaklęciem ustawił odpowiednią piosenkę, dzięki czemu mogli objęci i przytuleni do siebie niespiesznie zataczać taneczne koła.
Ich synowie wyciągnęli szyje w stronę drzwi pokoju, aby móc na nich spojrzeć i obaj uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo, co rozbawiło wszystkich, którzy widzieli ich miny. Tak, ich rodzice nigdy nie mieli się zmienić. Zakochani w sobie do szaleństwa mimo wielu lat, jakie minęły od kiedy się poznali i od kiedy zostali małżeństwem.
- Może my również powinniśmy zachowywać się jak zakochane szczeniaki, podobnie jak oni. - Reijel zwrócił się do Olivera, ale kątem oka spoglądał na bliźnięta.
Dwie blond główki odwróciły się gwałtownie w ich stronę, a niebieskie oczy były ogromne.
- Nie! - Anastasie pobladła.
- Nie? - Oli od razu zrozumiał o co chodziło kochankowi i podjął grę. - Ale dlaczego?
- Jeszcze pytasz?! Tatku, to… Bleeeeh! - rzuciła szybko okiem na kuzynów, aby upewnić się, że nie zwracali na nią uwagi po czym kontynuowała. - Oni się nie liczą, są inni. - kiwnęła głową na Nathaniela i Florina. - Każda inna osoba powie ci, że to obrzydliwe, kiedy rodzice się tulą, całują, czy co tam jeszcze robią.
- Popieram. - Xavier przytaknął siostrze.
- Czy ja wiem… Marcel i Fillip wydają się strasznie szczęśliwi dzięki temu…
- Oni też są inni! - uparcie obstawała przy swoim dziewczynka. - Wierz mi, nie chcesz być jednym z tych tatków!
- W takim razie myślę, że wszyscy powinniśmy zatańczyć! - ubawiony do łez dziadek Luciferus podał dziewczynie rękę. - No dalej, zapewniam cię, że nigdy nie zatańczysz z kimś, kto robiłby to lepiej ode mnie.
Anastasie przewróciła oczami, westchnęła i złapała dziadka za rękę.
- Niech ci będzie, jeśli to cię uszczęśliwi. - rzuciła, ale wypieki na jej policzkach mówiły jasno, że była zadowolona z propozycji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz