niedziela, 26 maja 2019

Trochę spokoju

10 maja
- Remusie! - Syriusz zasyczał ze złością, której wyraźnie brakowało pewności i żaru. - Przeszkadzasz!
- Ja?! - udałem zdziwienie powstrzymując chichot i mocniej przylgnąłem do pleców chłopaka, składając przy okazji pocałunek na jego szyi.
- Robisz to specjalnie żeby przeszkadzać mi w pracy!
- Jak możesz?! To pewnie te czekoladki z pysznym, mocnym alkoholem, które od ciebie dostałem, a które zjadłem wszystkie w przeciągu… godziny? - to akurat było prawdą. A przynajmniej jedzenie czekoladek, a nie fakt, że one były powodem, dla którego starałem się odciągnąć chłopaka od pracy nad idiotycznym wehikułem czasu.
- Nie wciskaj mi ciemnoty. - parsknął chłopak, ale i temu brakowało wiele do rzeczywistej złości.
Objąłem go ramionami w pasie i gładziłem dłońmi jego pierś mrucząc.
- Remusie, jeśli zaraz nie przestaniesz, zacznę ignorować twoje złe zachowanie jakbyś był dzieckiem. - ostrzegł. - Nie dam ci satysfakcji, że zwrócę na ciebie uwagę, kiedy będziesz niegrzeczny.
- No wiesz, co? To bardzo nieładnie z twojej strony tak do mnie mówić. - rzuciłem układając usta w dzióbek i robiąc minę pełną oburzenia. Nie szkodzi, że jej nie widział, siedząc do mnie tyłem. I tak musiałem ją zrobić, jeśli chciałem brzmieć przekonywająco. - Ja tylko chcę twojej uwagi! Jestem stęskniony…
- Dosłownie dziesięć minut temu cię całowałem, a dziś rano obudziliśmy się w swoich ramionach, jakkolwiek koszmarnie to brzmi, jakbym czytał słabe romansidło, ale jednak. Nie mogłeś się stęsknić.
- Chcesz mi powiedzieć, że ty za mną nie tęsknisz?!
- Merlinie, Remi, jaka z ciebie męczydupa!
Uśmiechnąłem się do siebie. Oczywiście, że tak. W końcu mój chłopak budował cholerny wehikuł czasu, który zaprojektował wraz ze swoim najlepszym przyjacielem, który mimo dużej inteligencji często zachowywał się jak ostatni przygłup. Przecież oni z powodzeniem mogli wysadzić nasz pokój w powietrze! Nie mówiąc już o zmarnowanym czasie, który mogliśmy o wiele lepiej wykorzystać. Chociażby na naukę do egzaminów końcowych, które miały się rozpocząć lada dzień. Przecież one były ważniejsze niż głupie plany zbudowania czegoś niemożliwego!
Czy przesadzałem? Nie, oczywiście, że nie! Miałem plany na przyszłość i Syriusz był ich częścią, więc to chyba oczywiste, że martwiłem się o niego, kiedy dawał się wciągnąć w głupoty wymyślane przez Jamesa.
Ci daj byli po prostu beznadziejni.
Zacząłem znowu zasypywać szyję chłopaka lekkimi buziakami nie dając mu spokoju. Naprawdę mnie ignorował, więc nie ustępowałem. Postanowiłem nawet przerzucić się na coś więcej, ponieważ wziąłem między zęby muszelkę jego ucha i zacząłem lekko ssać. Przekleństwo, jakie wyrwałem tym z jego ust było nagrodą.
Syriusz zgiął głowę i wyrwał swoje ucho spomiędzy moich zębów, następnie odwrócił się do mnie przodem i zmierzył ostrym spojrzeniem. 
- Remusie, zwiążę cię, zaknebluję na wszelki wypadek i wrócę do pracy, jeśli zaraz się nie uspokoisz! - zagroził.
Musiałem szybko ocenić, czy mówi prawdę, czy próbuje mnie wrobić. Nie chciałem zostać związany w żadnej sytuacji, nawet gdyby miał to wykorzystać do celów intymnej bliskości, jak nieraz miało to miejsce w książkach, które pożyczałem od Zardi.
- Jestem wilkołakiem… - przypomniałem mu.
- Zwiążę cię zaklęciem.
- Nie zrobiłbyś tego… Obraziłbym się na ciebie…
- Remusie. - znowu patrzył na mnie poważnie.
Westchnąłem ciężko. Mogłem powiedzieć, że mi się nudzi, ale wtedy usłyszałbym, że mogę poczytać książkę, co było prawdą, więc ten argument odpadał. Gdybym wspomniał o nauce, od razu byłbym na straconej pozycji. Nie mogłem też powiedzieć, że jestem spragniony jego bliskości i chcę z nim poflirtować, ponieważ od razu wiedziałby, że to nie prawda. W końcu moje ciało pozostawało w stanie spoczynku i ani planowało się podnieść. Jak więc miałem uzasadnić przeszkadzanie mu w sposób, który nie opierałby się na prawdzie? Nie miałem pojęcia!
- Uwielbiam cię, wilczku, wiesz o tym. Ale musimy skończyć ten wehikuł najwcześniej jak się da, a nie zrobimy tego, jeśli będziesz mi przeszkadzał. Dzisiaj w książkach siedzi James, jutro będzie to moja kolei, bo musimy jakoś go uruchomić.
- Dlaczego? - zapytałem żeby nie musieć się przyznawać, dlaczego tak mu przeszkadzam.
Syriusz nabrał powietrza, po czym wypuścił je. Otworzył usta, zostawił na chwilę otwarte. Zamknął i wzruszył ramionami.
- Taaaaaak, to bardzo przekonujący argument, Syriuszu. Jeszcze trochę i będę miał wyrzuty sumienia, że to robię.
Syri patrzył na mnie z miną obrażonego szczeniaka, zaś ja unosząc brwi niemal w geście wyzwania. Skoro sam nie wiedział dlaczego chce szybko zakończyć swój projekt, to dlaczego ja miałbym mu w tym pomagać? Lub raczej, nie przeszkadzać. Tak czy inaczej…
Nagle murami szkoły zatrzęsło, czemu towarzyszył odgłos wybuchu. Moje serce zabiło szybciej, a oczy zrobiły się wielkie. Syriusz objął mnie w tamtym momencie mocno.
- To nie ja! - rzucił, kiedy przez minutę nic się więcej nie działo i postanowił wypuścić mnie ze swoich objęć.
James był w bibliotece wśród książek, więc to nie jego sprawka. Peter był na korepetycjach z Evans, więc na pewno nie był to on, ponieważ dziewczyna nie dopuściłaby do czegoś podobnego. A więc co to było?
Syriusz złapał mnie za rękę i pomógł mi wstać. Wspólnie wyszliśmy do Pokoju Wspólnego, gdzie nieśmiało gromadziły się niektóre osoby. Podejrzewam, że inni woleli ukryć się u siebie w pokoju.
Szybko doszedłem do wniosku, że nikt nic nie wie, jak również mogłem stwierdzić, że nasz dom nie był odpowiedzialny za to, co się stało. Nie było zniszczeń, nie było dymu, a przecież wybuchowi na pewno by on towarzyszył. Nie wyczuwałem też żadnego dziwnego zapachu, a więc cokolwiek się stało, nie było naszą winą. Poniekąd nie było to wcale pocieszające, gdyż oznaczało, że wstrząs w miejscu, w którym coś, cokolwiek to było, się stało, musiał być naprawdę potężny.
- Myślisz, że powinniśmy tu czekać, czy wyjść na zewnątrz? I co jeśli J. i Pet byli w pobliżu tego… czegoś? - zapytałem Syriusza tylko po to, aby usłyszeć jego głos i poczuć w pełni, że nie jestem sam.
- Nie mam pojęcia, ale ktoś na pewno nam coś powie, kiedy tylko będzie mógł, więc poczekajmy przynajmniej pięć minut. - chłopak ujął moją dłoń w swoją i ścisnął. Staliśmy tak blisko siebie, że nikt by tego nie zobaczył, a nawet gdyby, mógłby pomyśleć, że się boimy o swoje skóry. W końcu nie od dziś wiadomo, że w sytuacjach kryzysowych najważniejsza jest bliskość drugiej osoby.
Rozejrzałem się po Wielkiej Sali wyłapując po kolei znane mi najlepiej twarze, by mieć chociaż pewność, że te osoby są całe i zdrowe. Przyznaję, że najbardziej mi ulżyło, kiedy zobaczyłem wśród osób w Wielkiej Sali Zardi, która obejmowała kuzynkę oraz ze dwie koleżanki. Przynajmniej jedna z tych dziewczyn płakała i była pocieszana przez naszą przyjaciółkę. Zardi skinęła nam głową i pogłaskała najprawdopodobniej rozklejoną dziewczynę po plecach.
- A więc czekamy. - mruknąłem do siebie.
- Tak, Remusie. Czekamy. - Syri uścisnął moją dłoń dodając mi otuchy, a byłem pewny, że i on był ciekaw, co się stało, co z naszymi przyjaciółmi oraz znalazłby wiele innych pytań, na które chciałby poznać odpowiedź.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz