niedziela, 23 czerwca 2019

Obczaj

Przez zaskakująco długi czas od wybuchu nic się nie działo, lub po prostu to ja straciłem poczucie czasu i dlatego wydawało mi się, że minęły wieki, zanim w ogóle podjęto jakąkolwiek interwencję. Spodziewałem się, że ktoś pojawi się w naszym Pokoju Wspólnym, sprawdzi, czy to nie u nas coś się wydarzyło. Kiedy jednak całe pomieszczenie wypełnił głos opiekunki naszego domu, uznałem, że nauczyciele muszą znać przyczynę. W przeciwnym razie panikowaliby. A może nie? Nie zdziwiłem się jednak, kiedy poproszono nas o pozostanie na miejscu. McGonagall dodała również, że osoby, których nie ma z nami są bezpieczne, że nikomu nic nie zagraża, a za godzinę lub dwie poinformują nas, co dokładnie zaszło.
- Czuję się zawiedziony. - Syriusz nie owijał w bawełnę, ale od razu skomentował informację podaną przez nauczycielkę słowami, które także i mi przyszły do głowy zaledwie kilka chwil wcześniej. Skinąłem więc głową potakująco, zgadzając się z nim. - Myślisz o tym, co ja?
- Nie wiem o czym myślisz, ale jeśli o tym, co ja… - nie wytrzymałem i roześmiałem się, a Syriusz razem ze mną. To zabrzmiało absurdalnie.
- Taaaak… - Syri uspokoił się jako pierwszy. - Wracamy do pokoju. Wtedy dowiem się czy to o czym ja myślę i to o czym myślisz ty to jedno i to samo.
I znowu śmialiśmy się jak głupi, podczas gdy inni rzucali nam dziwne spojrzenia, jakby podejrzewali, że jedyne odpowiednie dla nas miejsce to właściwy oddział w Świętym Mungu. Chyba nie mogłem się im dziwić. Sam reagowałbym podobnie na dwóch śmiejących się głupio chłopaków zaraz po niewiadomego pochodzenia wybuchu. Tym bardziej, że niektóre osoby nadal płakały.
- Gorzej wam? - Zardi zjawiła się przy nas z zatroskaniem wypisanym na twarzy. - Jeśli śmiechem reagujecie na nerwowe sytuacje to współczuję wam, ale i tak mogę was przytulić i pocieszyć.
- Nie, nie, to nie to. - kruczowłosy położył dłoń na ramieniu dziewczyny i nachylił się bliżej niej, aby nikt inny nie słyszał o czym rozmawiamy. - Remus powiedział coś głupiego, później ja i tak jakoś wyszło.
Przyjaciółka przyglądała się nam przez chwilę jakby oceniała sytuację i planowała ewentualne obezwładnienie naszej dwójki, a następnie wezwanie pomocy.
- Naprawdę. - poparłem Syriusza. - Zresztą sama słyszałaś, co mówiła McGonagall. Nic konkretnego, nic strasznego i nawet się tu nie pojawiła, więc zakładamy, że nic wielkiego się w sumie nie stało.
- I dlatego chcecie to sprawdzić, zgadłam?
- Przyznaję, o tym myślałem. - skinąłem głową.
- A więc myślałeś o tym, o czym ja myślałem i o czym obaj myśleliśmy, że myślimy…
- Merlinie, naprawdę coś wam zaszkodziło. - Zardi przerwała Blackowi. I może dobrze, bo znowu byłem bliski śmiechu. - Po pierwsze, to głupie, a nie śmieszne. Mówię o tym idiotycznym zdaniu. Po drugie, pomysł wyjścia jest równie debilny, ale pomogę wam, jeśli mogę to w jakiś sposób zrobić.
Wiedziałem, że można na nią liczyć! Nawet jeśli nie podzielała w tym momencie naszego poczucia humoru.
- Prawdę mówiąc, możesz. - Syri wymienił ze mną porozumiewawcze spojrzenie, chociaż nie byłem pewny, co dokładnie ma na myśli. Tak czy inaczej, Zardi na pewno mogła nam się przydać. - Ja i Remus schowamy się pod Peleryną Niewidką…
- Pod czym?
- Nie wiesz o pelerynie? - spojrzałem na przyjaciółkę zaskoczony.
- Ups… - Syri uśmiechnął się głupio. - W takim razie już wiesz, a przynajmniej się dowiesz. W wielkim skrócie, zarzucimy na siebie taką magiczną szmatę, która sprawi, że nikt nie będzie nas wiedział. Ty pod pretekstem wyjrzenia na korytarz otworzysz przejście, a my czmychniemy. Powiemy ci kiedy możesz je zamknąć.
Musiałem przyznać, że był to nie najgorszy plan. Na pewno na tym etapie miał szanse powodzenia.
- Dobra. Ale kiedy będę wiedziała, że mam już otwierać? - dziewczyna najwyraźniej zapaliła się do pomysłu.
- Idź teraz do kumpel, a my wrócimy do siebie. Powiedz im, że chcesz wyjrzeć na zewnątrz i podejdź do drzwi. Wiesz, wahaj się, rób głęboki wdech, odwracaj się by spojrzeć na innych. Jednym słowem, graj! Kopnę cię w tyłek, kiedy będziemy za tobą i będziesz mogła otwierać.
- Wielkie dzięki. Kop lekko i w kostkę, a od mojego tyłka się odwal. Jest mi jeszcze potrzebny.
- Umowa stoi. Remi, idziemy! - Syri złapał mnie za ramię i pociągnął za sobą. Rzuciłem tylko szybkie podziękowanie dziewczynie i podążyłem za moim chłopakiem.
Syri bez trudu znalazł Pelerynę Jamesa i przytulił mnie do siebie, po czym zarzucił ją na nas i w lustrze sprawdził, czy wciąż jeszcze możemy się pod nią ukryć, kiedy jest nas dwóch. Mieliśmy szczęście, ale już teraz było wiadome, że we trzech nigdy by się nam to nie udało.
Teraz musieliśmy tylko dotrzeć do Zardi.
Przyznaję, mieliśmy wiele szczęścia, ponieważ w pobliżu drzwi naszego pokoju nie było nikogo i nikt nie zwracał na nie najmniejszej uwagi. Mogliśmy więc wyślizgnąć się spokojnie z sypialni, a następnie pokonać schody, całą długość Pokoju Wspólnego bez wpadania na nikogo i już byliśmy za dziewczyną, która wyraźnie nie wiedziała już co ma robić i sięgała do wejścia za portretem by móc je w końcu pchnąć.
Tak jak się umówiliśmy, Syri kopnął ją lekko w kostkę. Zaskoczył ją tym do tego stopnia, że w niekontrolowanym odruchu po prostu otworzyła przejście.
- Dzięki. - Syriusz chichotał, więc dźgnąłem go w bok palcem, aby się powstrzymał.
Wyszliśmy na korytarz, a za nami wyjrzała Zardi. Daliśmy więc znać, że jesteśmy już na zewnątrz, ale chyba nieszczególnie nas słuchała. Patrzyła na pobojowisko, jakie tworzyły obrazy, które najwyraźniej pospadały ze ścian i teraz leżały na podłodze. Na końcu korytarza dostrzegłem nawet głowę jednego z przewróconych posągów.
- Uważajcie na zombie i inne takie, jeśli to apokalipsa. - rzuciła do nas cicho dziewczyna niedługo przed tym, jak zniknęła w wejściu.
Prawdę mówiąc, czułem się lepiej zanim wspomniała o zombie. Teraz naprawdę wyobraziłem sobie, że możemy się na jakieś natknąć przemierzając korytarze wyglądające niemal jak po jakimś kataklizmie.
- Może im dalej, tym mniej zrujnowanych obrazów będzie nam się walało pod nogami? - mruknąłem cicho.
- Spokojnie, zombie nie istnieją. Chociaż przyznaję, że kiedy Zardi coś powie to działa na wyobraźnię.
Pokonaliśmy trzy korytarze znajdujące się w podobnym stanie i wzięliśmy dwa zakręty, kiedy mój nos w końcu wyłapał zapach człowieka.
- Ktoś idzie! - syknąłem i pchnąłem Syriusza na ścianę. Przylgnęliśmy do niej ciasno czekając.
Przez powalony posąg rycerza przeskakiwał właśnie Tenshi Namida, a zaraz za nim podążał Victor Wavele. Zaklęciami poprawiali i naprawiali, co się dało, zaś bardziej zniszczone obrazy pakowali do pudeł i odsyłali do gabinetu dyrektora. Bardzo żałowałem, że nie rozmawiali na temat wybuchu, ale pewnie mieli na to sporo czasu wcześniej i teraz nie pozostawało im już nic więcej, jak tylko pracować w ciszy.
Minęli nas nie zauważając, chociaż przyznaję, że wstrzymałem oddech, kiedy zaraz obok mojej głowy zawisł jeden z wcześniej leżących obrazów. Mieliśmy szczęście i na pewno nie planowałem więcej popełniać błędu stając pod ścianą w miejscu, gdzie cokolwiek powinno wisieć lub stać. Nie chciałem żeby przypadkowo zmiażdżono mnie posągiem.
Nie odzywając się do siebie ruszyliśmy dalej. Tym razem wiedzieliśmy skąd przyszli nauczyciele, ponieważ te właśnie korytarze były uprzątnięte. Postanowiliśmy więc wybrać taki, na którym nie było jeszcze nikogo. Nie przeszliśmy nim wcale tak daleko, kiedy usłyszałem głosy nadchodzących osób.
Flitwick i Slughorn zaciekle rozmawiali, chociaż raczej powinienem powiedzieć, że nauczyciel eliksirów prowadził monolog, bo jak inaczej miałbym nazwać bezustanne mówienie, gdy druga osoba tylko przytakuje i zgadza się prostym „tak”, „dokładnie” lub zwykłym „yhym”?
Zamknąłem oczy wsłuchując się w wypowiadane przez Slughorna słowa.
- Ja rozumiem, że to był dobry projekt, ale tylko na etapie projektu. Nie mogę pojąć, dlaczego Ministerstwo w ogóle zgodziło się na to, żeby kopać! Zresztą, kto powierzył to zadanie krasnalom?! Przecież z tego nigdy nic dobrego nie wynika. Są nieostrożne, pewne siebie. To cud, że wcześniej nic się nie działo! Dobrze, że w bibliotece rzucono zaklęcia stabilizujące po tym, jak kilka lat temu przewróciły się póki, bo kto wie, jak by się to skończyło! - minęli mnie i Syriusza przechodząc dalej, a Slughorn znowu zaczął narzekać na to samo, chociaż innymi słowami.
Dowiedzieliśmy się jednak kilku rzeczy, nawet jeśli nie rozumieliśmy wszystkich zdobytych informacji. James był bezpieczny dzięki zaklęciom, wybuch spowodowały kopiące krasnale, a we wszystko zamieszane w jakiś sposób było Ministerstwo Magii. Teraz tylko musieliśmy poznać więcej szczegółów, ale to mogło być już trudniejsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz