Nawet nie wiem jak do tego doszło, ale mężczyzna wyrósł przede mną jakby spod ziemi. Nie było go, mrugnąłem i już stał przede mną, w moim odczuciu stanowczo zbyt blisko.
Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, albo po prostu nie pamiętałem podobnej sytuacji, ale odskoczyłem do tyłu i warknąłem. Byłem w pełnej gotowości do walki. Nie jako czarodziej, ale jako wilkołak.
Mężczyzna był raczej niski i szczupły, może nawet chudy, ciężko było mi to jednoznacznie stwierdzić. Wydawał się stary, chociaż jeszcze nie „dziadkowaty”. Jego spojrzenie było ostre, przenikliwe, przeszywało mnie niczym jadeitowy nóż. Siwe słody miał zaczesane do tyłu, a szpiczastą budkę zadbaną, chociaż niewątpliwie sprawiała, że wyglądał na jeszcze ostrzejszego niż musiał być w rzeczywistości. Wydawało mi się, że go kojarzę, gdzieś już widziałem, ale zupełnie nie mogłem sobie przypomnieć gdzie i kiedy.
- Miałem uczyć chłopca, a nie zwierzę. - odezwał się nagle z silnym zagranicznym akcentem i zaczął obchodzić mnie dookoła nie spuszczając ze mnie spojrzenia. - Spodziewałem się kogoś bardziej imponującego. Jest raczej drobny, niski…
Przyganiał kocioł garnkowi – pomyślałem.
- Drobny i niski, powiadasz? - Dumbledore stanął obok mężczyzny i spojrzał na niego z góry. Dyrektor był od tego mężczyzny zdecydowanie wyższy.
Nieznajomy rzucił Dumbledore’owi wściekłe spojrzenie i kontynuował obchodzenie mnie dookoła.
- Remus to inteligentny i sprytny chłopak, dobry czarodziej. Jest wilkołakiem, a to wiąże się z bardzo dobrym węchem, słychem i wzrokiem oraz dużą sprawnością fizyczną, w tym siłą i szybkością. Kiedy dodasz do tego magię, otrzymasz więcej niż tylko czarodzieja.
- Niemal broń… - twarz mężczyzny rozjaśnił niemal szalony uśmiech. - Tak, że też wcześniej o tym nie pomyślałem. To wiele tłumaczy… Uznajmy ich za niegodnych, nie uczmy, a dzięki temu łatwiej będzie nad nimi zapanować. Szkoła czarodziejstwa dla wilkołaków to świetny pomysł, Albusie. Pod warunkiem, że ten chłopak zda egzamin.
- Jestem pewny, że tak będzie. Jest ambitny.
Teraz już wiedziałem, jak czują się ludzie, o których rozmawia się jakby wcale ich nie było, podczas gdy oni stoją obok i wszystko słyszą. Wiedziałem, że niektórych ludzi to denerwuje, chociaż nie rozumiałem do końca dlaczego. Aż do teraz. Uznałem jednak, że wtrącanie się w ich rozmowę nie miałoby sensu. Chciałem tylko dalej się uczyć, zdobywać niezbędną wiedzę, aby móc w przyszłości żyć normalnie. Nie ważne, co później planowali Dumbledore i jego znajomy. Zresztą, miałem wrażenie, że dyrektor przytakiwał nieznajomemu tylko po to, aby w końcu mieć pewność, że ten będzie mnie uczył.
- Niech będzie. - mężczyzna spojrzał na mnie poważnie. - W dniu egzaminów końcowych będę chciał osobiście sprawdzić twoje umiejętności. - zwrócił się w końcu bezpośrednio do mnie. - Widziałem twoje wyniki podczas normalnych zajęć, będę miał wgląd w wyniki twoich egzaminów, ale chcę kilka rzeczy sprawdzić sam i właśnie wtedy będę miał ku temu okazję nie wzbudzając przy tym niczyjego zainteresowania. Nie powiem ci co będę sprawdzał, ponieważ wtedy mój egzamin nie miałby najmniejszego sensu.
- Chcę mieć wgląd w twój egzamin zanim się odbędzie. - Dumbledore położył dłoń na moim ramieniu zwracając się do niższego mężczyzny, którzy przeniósł poirytowane spojrzenie ze mnie na niego.
- Nie ufasz mi?
- Ani trochę.
- Łamiesz mi serce, ale niech będzie. Hej, dzieciaku. Wiesz w ogóle kim jestem?
Przełknąłem ślinę z trudem czując, że się czerwienię. Pokręciłem przecząco głową.
- Eh, jestem zawiedziony, Albusie. Czego wy w ogóle te dzieci uczycie? Ale dobrze, skoro nie wiesz to niech tak na razie pozostanie.
Nieznajomy zaczął wspinać się po schodach prowadzących na wyższy poziom gabinetu, a po chwili zniknął mi całkowicie z oczu.
Czułem się jak dzieciak lub po prosu głupek. Nie powiedziałem nic na poziomie, milczałem przez niemal całe spotkanie z moim nowym nauczycielem, nie pokazałem mu się od najlepszej strony. Nic dziwnego, że chciał mnie przetestować i nie chciał ze mną porozmawiać.
- Świetnie poszło, Remusie. - Dumbledore ścisnął moje ramię, po czym podszedł do swojego biurka przekładając na nim swoje papiery jakby czegoś w nich szukał. - Po tym, co widziałem jestem pewny, że po zakończeniu szkoły będziesz mógł kontynuować naukę pod okiem kogoś naprawdę utalentowanego. Musisz być jednak gotowy na to, że najczęściej nie będzie w tak dobrym humorze jak dzisiaj. A jeśli tak będzie to wiedz, że coś kombinuje i z pewnością nie jest to nic dobrego. No cóż, Remusie. Myślę, że na dzisiaj to tyle. Inaczej to sobie zaplanowałem, ale przy nim – machnął ręką w stronę schodów, po których wszedł mężczyzna. - rzadko cokolwiek wychodzi tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. To dzikus. Jest czarujący, ale niewątpliwie jest też dzikusem, który robi co mu się podoba i jak mu się podoba.
- Więc… Więc mogę już sobie iść? - zapytałem niepewnie.
- Tak, Remusie. Jeśli będziesz jeszcze potrzebny, zaproszę cię do siebie. Na dzisiaj to tyle.
- Dziękuję. - skinąłem głową dyrektorowi i wyszedłem z jego gabinetu.
Na schodach zatrzymałem się na chwilę i potrząsnąłem głową. Czułem się jakbym właśnie wyszedł z mgły, która nie otaczała jednak mojego ciała, ale umysł.
Czy to zapach dymu?
Pomasowałem palcami głowę między oczyma. Nie bolała mnie, jednak nie byłem sobą. Zupełnie jakbym wstał po popołudniowej drzemce, która często spowalniała tempo pracy mojego umysłu, co nie pozwalało mi się skoncentrować, zebrać myśli.
To nie miało sensu.
Wyszedłem na korytarz, na którym czekała na mnie Zardi.
- I co? - zapytała od razu. Złapała mnie za rękę i zaczęła odciągać od wejścia do królestwa Dumbledore’a.
Streściłem przyjaciółce wydarzenia z gabinetu dyrektora na tyle, na ile byłem w stanie. Niektóre informacje chciałem pominąć, ale uznałem, że nie ma to sensu, bo jeśli nie mogłem zaufać Zardi to komu mogłem?
Przyznałem się przed dziewczyną, że nie wiem kim jest niski, starszy mężczyzna, którego poznałem i który miał być moim nauczycielem. Przyjaciółka obiecała jednak, że pomoże mi do tego dojść, abym czuł się z tym bardziej komfortowo.
- Jeśli dyrektor traktował go jak równego sobie to na pewno mamy do czynienia z kimś ważnym. Pytał, czy go kojarzysz, a więc istnieje możliwość, że mógłbyś gdzieś natknąć się na informacje o nim oraz zdjęcia. Niechętnie to proponuję, ale przejrzyjmy najnowszą historię magii w naszych podręcznikach, a jeśli tam nic nie znajdziemy, poszperamy trochę w bibliotece. Lub ja będę szperać i szukać mając w pamięci twój opis, a jeśli na coś wpadnę to dam ci znać jeśli będziesz chciał.
Skinąłem głową i uśmiechnąłem się do dziewczyny. Rozumiałem dlaczego nie chciała mnie angażować, ale w tej chwili nie czułem się gotowy do podejmowania jakichkolwiek decyzji. Byłem zagubiony, zagubiony we własnej głowie, chociaż myśli pływały w smole.
Czy to możliwe, że ktoś niepostrzeżenie rzucił na mnie zaklęcie? Nie, to nie mogło być zaklęcie.
Zapach dymu – przypomniałem sobie. - Może to ten dym.
To miałoby sens. Jest wiele roślin, które palone mogły otumanić, spowolnić, a nawet pozbawić pamięci. Może ten mały, dziki czarodziej chciał mieć pewność, że jeśli go rozpoznam to nie zdołam zareagować na czas? Nie zaatakuję, nie złapię…
- Pomogę ci szukać w książkach i Proroku Codziennym. - zdecydowałem.
Musiałem się dowiedzieć, co się dzieje i czy to możliwe, że zostałem otumaniony aby zapewnić bezpieczeństwo człowiekowi, który był na bakier z prawem, a którego dyrektor tak doskonale znał.
- Zardi, jeśli do jutra z jakiegoś powodu zapomnę o tym, co się dzisiaj wydarzyło, opowiedz mi o wszystkim. - postanowiłem się ubezpieczyć na każdą ewentualność.
Przyjaciółka spojrzała na mnie poważnie i skinęła głową. Rozumiała moje obawy, nawet jeśli nie znała wszystkich szczegółów.
Hej,
OdpowiedzUsuńcudownie, zastanawiam się czy naprawdę nie zostało użyte na Remusie jakeś zaklęcie otumaniające, bo tak blisko tamten podszedł a on nie zareagował tak jak by powinien ze względu na wilkołactwo...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Monika