niedziela, 24 grudnia 2017

Kartka z pamiętnika X-Mas Special 2017 - Cornelius Lowitt

ŻYCZĘ WAM WSZYSTKIM SPOKOJNYCH, RADOSNYCH I RODZINNYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA. WIELU PYSZNOŚCI NA STOLE, MASY PREZENTÓW POD CHOINKĄ ORAZ NIEZLICZENIE WIELE POWODÓW DO UŚMIECHU!


Święta Bożego Narodzenia były piękne na różne, czasami skrajne sposoby. Dla jednych piękno Świąt płynęło z obecności bliskich osób, dla innych ze smakołyków na stole, dla jeszcze innych z zapachów i atmosfery, a znaleźliby się i tacy, dla których piękno Świąt wiązało się z czasem wolnym od pracy i szkoły. Niezliczone były oblicza świątecznego piękna.
Ja sam dostrzegałem ich piękno w komercji. W czasach szkolnych każdego roku spędzaliśmy Święta Bożego Narodzenia trochę inaczej, nawiązując do kultury i tradycji różnych państwa Europy. Miałem więc tak wiele możliwości, żeby znaleźć coś dla siebie, a jednak przez cały ten czas niezmiennie uwielbiałem tylko jedno – zdobną, kolorową otoczkę komercji i pogaństwa. W końcu bożonarodzeniowe wieńce oraz ozdobione choinki wywodziły się z dawnych, pogańskich wierzeń. Podobnie zresztą jak samo świętowanie 25 grudnia, a więc w dniu narodzin rzymskiego boga słońca. I jak tu nie kochać Świąt? Jasne, ludzie często wmawiają sobie, że nie ma to najmniejszego znaczenia, skoro świętują w imię innej niż pogańska religii. Jeśli jednak spojrzeć na to racjonalnie to czy ja cieszyłbym się, gdyby Eric obchodził moje urodziny w dniu urodzin swojej byłej miłości? Odpowiedź była prosta. Byłbym cholernie zazdrosny i zapewne nawet wściekły. Dlaczego więc z Bogiem miałoby być inaczej?
Nie spędzało mi to jednak snu z powiek, ponieważ najpierw musiałbym wierzyć, a to mi nie groziło. Zresztą nie miałem czasu na zajmowanie myśli jakimiś uświęconymi bzdetami, kiedy mój kochanek eksponował swoje cudowne ciało. Wyobrażanie sobie tego, jak wezmę go na kuchennym stole było o niebo ciekawsze i bardziej niezbędne dla mojego codziennego życia.
- Nie, nie na stole. Na blacie. - powiedziałem z namysłem do siebie.
- Coś mówiłeś? - Eric rzucił mi przez ramię szybkie, pytające spojrzenie. Był zbyt zajęty świątecznym ciastem, żeby zwracać na mnie uwagę.
- Nie, nic. - odparłem i oblizałem się lubieżnie. Musiałem poczekać jeszcze tylko chwilę. Eric kończył dekorować swój tort i zaraz włoży go do lodówki, a wtedy ja będę mógł zjeść swój bożonarodzeniowy deserek, który tak kusząco prezentował się w bokserkach i fartuszku.
- Zostało mi trochę masy, chcesz? - chłopak podał mi miskę, którą odebrałem od niego nie musząc wypowiadać nawet jednego słowa.
Eric właśnie wypinał idealne pośladki, wsuwając tort na właściwe miejsce w lodówce.
Położyłem miskę z masą na blacie kuchennym, w bezpiecznym miejscu, z którego nie zostanie zrzucona i złapałem Erica w pasie. Pisnął, kiedy ukąsiłem go pieszczotliwie w ramię i odsunąłem od lodówki. Stopą domknąłem jej drzwiczki, żeby w połowie zabawy nie musieć wysłuchiwać mało podniecających wywodów na temat jej ewentualnego rozmrożenia się.
- Byłem grzeczny, więc chcę nagrodę. - mruknąłem i pchnąłem kochanka lekko na blat, przy którym przed chwilą pracował nad poczęstunkiem dla swoich rodziców, którzy mieli nas odwiedzić dzisiejszego wieczora. Odwróciłem go przodem do siebie i pocałowałem wygłodniały wszelkich pieszczot.
Eric odpowiedział na moje pocałunki, a nasze języki splatały się ze sobą i drażniły nawzajem to w moich to znowu w jego ustach. Wskoczył lekko na blat i rozsunął nogi, między którymi stanąłem.
- Rozbieraj się. - rozkazał mi odrywając się na chwilę od moich warg i pomógł mi zdjąć podkoszulek. Z aprobatą przyglądał się mojemu poznaczonemu bliznami ciału i miałem wrażenie, że nawet kikut mojej brakującej ręki traktuje jak podniecającą ranę wojenną. Byłem mężczyzną, więc łatwo się domyślić, że niesamowicie mi to schlebiało.
Jego spojrzenie przesunęło się z mojego torsu na usta i w jednej chwili znowu całowaliśmy się zapamiętale. W tamtej chwili naprawdę przydałaby mi się druga ręka, ale musiałem obejść się bez niej. Zsunąłem więc biodra chłopaka trochę niżej na blacie i nieprzerwanie go całując, popchnąłem go do bardziej leżącej pozycji. Nie chciałem żeby uderzył głową o wiszące szafki, a poza tym w ten sposób łatwiej było mi zsunąć z jego tyłka bokserki.
Ułożyłem sobie jego nogi na ramionach i sięgnąłem po miskę z pozostałościami masy tortowej.
- Nie, nie, nie! Tylko nie to! - Eric spojrzał na mnie wielkimi oczyma i wierzgnął. - Będę lepki! Nie domyję się!
- Ja cię domyję. - obiecałem i nabrałem na palce kremu.
Eric próbował uciec biodrami, ale nie pozwoliłem mu na to. Bezceremonialnie wsunąłem w niego palec, który wszedł gładko do środka. Masa z masłem zobowiązuje.
- A-ach! - przed chwilą spięty pierścień mięśni rozluźnił się momentalnie, więc wysunąłem i wepchnąłem palec w chłopaka na nowo. Obserwowałem jego uroczą twarz, na której pojawiła się błogość. Gdybym tylko miał drugą rękę, odgarnąłbym mu z twarzy te rozczochrane jasne włosy, objąłbym dłonią jego prężący się członek i ssałbym jego cudowne, słodkie sutki bez opamiętania. Jednak mając do dyspozycji tylko jedną rękę, musiałem odpuścić sobie te kusząco ciemne brodawki.
Wyjąłem palec z kochanka i znowu nabrałem kremowej masy na dłoń. Rozsmarowałem ją po jego członku, a następnie kolejną sporą dawkę rozprowadziłem po słodkim, chętnym wejściu.
- Cudowny. Jesteś cudowny. - westchnąłem i wepchnąłem w Erica dwa palce. Jednocześnie wziąłem w usta jego członek. W ten sposób wyrwałem z jego warg głośne westchnienie, które sprawiło mi ogromną satysfakcję.
Czułem, jak w moim kroczu pulsuje czyste pożądanie. Miałem wrażenie, że moje jądra zaraz pękną, a członek reagował na każde, nawet najmniejsze otarcie się o materiał spodni. Jakby tego było mało, pod palcami czułem gładkie, ciepłe wnętrze kochanka, zaś język wodził po jego wysmarowanym słodką masą penisie.
W końcu zwiększyłem ilość palców nie mogąc doczekać się chwili, kiedy będę mógł wypełnić Erica sobą. Odsunąłem twarz od jego krocza, nie chcąc żeby doszedł mi w usta. Miałem inne plany, co do jego orgazmu. Wolałem podziwiać jego rozkoszną buźkę w tamtej chwili.
Zamruczałem oblizując się i uśmiechając na widok rumianego, łapiącego głośno powietrze kochanka. Był piękny i taki gotowy.
- Cor! - pisnął w pewnym momencie, kiedy wsunąłem palce wyjątkowo głęboko.
Nie mogłem już dłużej wytrzymać. Zabrałem dłoń, jakoś wyjąłem członek ze spodni i rozsmarowałem po nim masę tortową. Masło topniało szybko w zetknięciu z moją gorącą skórą, więc kiedy przysunąłem penisa do wilgotnego, śliskiego wejścia Erica, nie musiałem wcale wkładać w to siły, a ono i tak pochłonęło mnie łapczywie.
- Ach, tak, tak, tak… - westchnąłem. Przygryzłem wargę i zmrużyłem oczy. Było mi tak dobrze, kiedy to ciasne gorąco obejmowało mnie z każdej strony.
Narzuciłem szybki rytm mocnych, głębokich pchnięć i dyszałem pochylony nad moim wilgotnym od potu chłopakiem, który wydawał rozkoszne odgłosy za każdym razem, kiedy moje uda i jego pośladki spotykały się ze sobą.
Eric objął mnie za szyję i wtulił się w moje ciało. Odpowiadał entuzjastycznie na moje ruchy i ocierał się członkiem o mój brzuch.
Mocniej, mocniej, mocniej. Głębiej, głębiej, jeszcze głębiej. Pudło, pudło i pchnięcie prosto w prostatę nagrodzone krzykiem. Szybciej, szybciej, jeszcze trochę, jeszcze mocniej i jeszcze gwałtowniej, kiedy tak zaciskał się na mnie spragniony.
- Cholera, zaraz… - syknąłem mu do ucha.
- Poczekaj. - wyjęczał. Objął jedną dłonią swój członek i zaczął go stymulować w rytm każdego pchnięcia, które unosiło do góry jego ciało i wypełniało je po brzegi mną.
Byliśmy tak bardzo kompatybilni, że wcale bym się nie zdziwił, gdyby kiedyś ciało Erica pozwoliło mi na zasianie w nim mojego nasienia.
Ta myśl z jakiegoś powodu sprawiła mi dodatkową rozkosz. Zacząłem poruszać się w trochę bardziej chaotycznym tempie i w pewnym momencie doszedłem. Eric również szczytował, jakby moje nasienie wytryskujące w jego ciało zepchnęło go ze skraju rozkoszy prosto w odmęty orgazmu.
Przez chwilę tkwiłem w bezruchu pozwalając mojemu ciału na przegrupowanie sił i uspokojenie oddechu.
Eric zabrał nogi z moich ramion i odsunął się, co sprawiło, że mój członek wysunął się z jego wnętrza.
- Obiecałeś mnie wymyć, więc zapraszam cię teraz do łazienki. - przeszedł od razu do konkretów.
- Tak bez żadnego „kocham cię” lub czegoś w tym stylu?
- Cornelu, pieprzyłeś mnie używając mojej popisowej masy tortowej jako lubrykantu. Moi rodzice będą dzisiaj częstować się tortem z taką samą masą, a ja będę wtedy myślał o tym, co właśnie robiliśmy. Nie, nie będzie żadnego „kocham cię”, ani niczego w tym stylu.
Cóż, jakby na to nie spojrzeć, miał trochę racji. Nie znaczyło to jednak, że nie zmuszę go do wyznań, kiedy wejdziemy wspólnie pod prysznic i przyjdzie czas na rundę drugą. W końcu on również musiał zdawać sobie sprawę z tego, że taki scenariusz jest nieunikniony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz