środa, 27 grudnia 2017

Żaby

Wystarczyło niespełna pół godziny, a już byłem kompletnie przemoczony. Mimo to czułem się fantastycznie. Oddychałem pełną piersią, wydawało mi się, że nie ważę niemal nic i mógłbym w każdej chwili unieść się w powietrze bez miotły czy skomplikowanych zaklęć. Syriusz u mojego boku wyglądał jakby wpadł do strumienia, ponieważ jego włosy kleiły się do jego przystojnej twarzy długimi, mokrymi strąkami, z których kapał deszcz. James właśnie udawał, że pływa w kałuży, w którą wpadł tyłkiem zaledwie minutę lub dwie temu, zaś Zardi pociągała teatralnie nosem, patrząc na swoje buty.
- Rozkleiły się. - jęczała. - Czy klej do butów nie powinien być w pewnym stopniu odporny na wodę?
- Może miały na pudełku ostrzeżenia „do użytku wewnętrznego”. - Syriusz pokazał w uśmiechu pełny garnitur swoich białych, niemożliwie prostych zębów.
- Bardzo zabawne. - prychnęła dziewczyna i ostrożnie podniosła jedną nogę. - Zaraz stracę podeszwę i będę zapierdzielać z powrotem do zamku w skarpetkach, więc lepiej się ze mnie nie nabijaj, albo wykorzystam te rozklejone dziady wewnętrznie, kiedy wpakuje je w ciebie od dupy strony…
- Hej, hej! - stanąłem między nimi nie chcąc ryzykować, że niewinne przekomarzanie wymknie się spod kontroli i przerodzi w otwartą wojnę. - Rozumiem, że bardzo się kochacie i myślicie o swoich intymnych częściach ciała w możliwie najbardziej perwersyjny sposób, ale może nie flirtujcie tak otwarcie przy innych. Niewinne dziecko podsłuchuje. - wskazałem kciukiem w bok, w miejsce, gdzie James leżąc w błocie przestał machać rękami i nogami naprawdę podsłuchując.
- Nie podsłuchuję… - rzucił śpiewnie J. i znowu zataczał koła wszystkimi kończynami. - O, żaba!
- Zastanawiam się, czy on tylko żartuje, czy naprawdę coś mu się stało i zdurniał jeszcze bardziej.
- Obawiam się, że tego nikt nie wie, Remusie. - Syriusz ujął w swoje dłonie moje ręce i zaczął na nie chuchać, aby je ogrzać.
Nawet nie zauważyłem, że naprawdę zmarzłem, ale pół godziny na deszczu robiło swoje.
- O, armia żab!
Spojrzeliśmy całą trójką na Jamesa, który właśnie podniósł się gwałtownie z ziemi.
- Merlinie, to jakaś plaga egipska!
Przeniosłem spojrzenie z przyjaciela na jezioro, w którego stronę patrzył okularnik. Dopiero teraz do mnie dotarło, co takie widział. Z wody wyłaziły setki, o ile nie tysiące żab i ropuch, a wszystkie leniwie i miarowo skakały w naszą stronę niczym wspomniana przez Pottera armia.
- O kur… - zacząłem, ale przerwało mi Syriuszowe:
- Ja pier… - które z kolei zagłuszyło wyduszone przez Zardi.
- Odwrót, panowie! Odwrót!
Dziewczyna wzięła do rąk swoje porozklejane buty i nie szczególnie przejmując się faktem, że została w samych skarpetkach, ruszyła szybko w stronę zamku. Zrównaliśmy się z nią w pełni zgadzając się z jej oceną sytuacji.
Co jakiś czas oglądaliśmy się za siebie, aby sprawdzić, czy żaby nie przyspieszyły tempa, w jakim parły do przodu.
- Zachowują się jak zahipnotyzowane. - zauważyłem. - Myślicie, że powinniśmy to zgłosić dyrektorowi?
- Tak i nie. Tak dla zgłoszenia, nie dla naszego zgłoszenia. Musimy znaleźć kogoś suchego i czystego, kto pójdzie do Dumbledore’a, kiedy my pójdziemy się ogarnąć. Szlag! - Zardi syknęła, kiedy wlazła na kamień, który wbił się jej w stopę.
Kiedy znaleźliśmy się w miejscu, z którego żaby nie mogły nas już dostrzec, rzuciliśmy się biegiem w stronę tajnego wyjścia z zamku. Wepchnęliśmy się do środka czym prędzej i dokładnie zabezpieczyliśmy drzwi. Następnie przeszliśmy pustym korytarzem wzdłuż ścian parteru i wyszliśmy z tajnego przejścia prosto na oświetlony jasno zamkowy korytarz.
- Musimy kogoś znaleźć. - rzucił zdyszany James i złapał Zardi za rękę pociągając ją w jedną stronę, podczas gdy ja i Syriusz ruszyliśmy w drugą. Nie musieliśmy się naradzać, ponieważ było jasne, co musimy zrobić.
Mijając jedno z okien na drugim piętrze, spojrzałem na zewnątrz. Żaby wydawały się jakimś ruchomym, czarnym dywanem, który powoli rozwijał się po błoniach coraz bliżej zamku, więc nie musieliśmy się martwić o szczegóły.
Na jednym z korytarzy udało nam się dorwać wracającego z sowiarni Regulusa. Było widać, że chce zapytać, dlaczego jesteśmy mokrzy i ubłoceni, ale zanim zdążył powiedzieć chociażby słowo, Syri odwrócił go w stronę najbliższego okna i pokazał mu, co się tam gdzie.
- Co do…
- Żaby. Cholernie dużo żab. - rzuciłem z trudem przełykając ślinę. - Musisz powiedzieć dyrektorowi.
Chłopak nabrał głęboko powietrza, otworzył usta, ale po chwili zamknął je patrząc na nas uważnie. Tak, rozumiał dlaczego to właśnie on musiał donieść o całej sytuacji dyrektorowi.
- Dobra, idę. - rzucił się w stronę schodów prowadzących na piętro z gabinetem Dumbledore’a.
W tym czasie ja i Syriusz ruszyliśmy do naszego dormitorium. Całkowicie zapomniałem, że przez cały ten czas trzymałem dłoń zaciśniętą mocno na dłoni mojego chłopaka. Dotarło to do mnie dopiero, kiedy pod Grubą Damą spotkaliśmy się z dwójką naszych przyjaciół, których palce również w dalszym ciągu były ze sobą ciasno splecione. Bliskość drugiej osoby w takiej sytuacji zdecydowanie dodawała sił, odwagi i potrafiła chociaż w drobnym stopniu oczyścić umysł z niepotrzebnych, czarnych myśli.
- Spotkaliśmy jakiegoś Puchona po drodze. - rzucił na wstępnie James.
- My natknęliśmy się na brata Syriusza. - odpowiedziałem.
Skinęliśmy sobie głowami i patrzyliśmy na siebie w taki sposób, jakbyśmy oczekiwali, że któreś z nas powie coś, co podniesie morale naszej małej grupki. Zamiast tego J. wypowiedział hasło umożliwiające nam przejście przez dziurę za portretem.
Po kolei przytuliliśmy mocno Zardi, którą musieliśmy zostawić teraz samą i w trójkę udaliśmy się do swojego pokoju, aby się wyszorować. Nie bawiliśmy się w kurtuazyjne ustępowanie miejsca drugiej osobie. Po prostu rozebraliśmy się i wpakowaliśmy się do małej wanny w trójkę. Podając sobie słuchawkę prysznica spłukaliśmy z siebie najgorszą warstwę błota i zimnej deszczówki, którą przemokły nasze włosy. Później po prostu namydliliśmy się i zaczęliśmy spłukiwać z siebie mydliny.
Z początku nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo chłód przenikał moje ciało, ale kiedy ciepła woda zetknęła się z moją skórą, czułem ból i pieczenie, jakbym oblewał się wrzątkiem. Cała nasza trójka była przez to czerwona, więc domyśliłem się, że oni również musieli odbierać zmianę temperatury podobnie jak ja.
Nie zwracając uwagi na nagość, wyszliśmy niezgrabnie z ciasnej wanny i otuliliśmy się ręcznikami. W miarę możliwości wysuszyliśmy włosy i naciągnęliśmy na siebie czyste, ciepłe ubrania. Teraz musieliśmy tylko poczekać na reakcję nauczycieli na doniesienia o „armii żab”.
W Pokoju Wspólnym czekała na nas Zardi. Podobnie jak my miała jeszcze wilgotne włosy, ale suszyła je właśnie magicznie, siedząc przy kominku, w miejscu, które zajmowaliśmy jakąś godzinę wcześniej. Kiedy do niej dołączyliśmy, przygarnęła nas siostrzanym gestem do siebie i zabrała się za suszenie także naszych włosów.
- Nie możemy się pochorować, jeśli mamy przetrwać apokalipsę żab. - wyjaśniła.
Coś uderzyło w szybę jednego z okien. Ten sam dźwięk rozległ się od strony kolejnego okna. Wszystkie osoby obecne w Pokoju Wspólnym spojrzały w tamtą stronę. Pierwsze żaby właśnie wskoczyły na szybę, przylgnęły do niej jak glonojady i zastygały w bezruchu.
- Co to ma być? - syknął jakiś chłopak.
Jakaś dziewczyna podniosła krzyk, najwyraźniej mając awersję do płazów. Ktoś inny wyjrzał przez okno i przeklinał kiedy najwyraźniej dostrzegł to, o czym ja i moi przyjaciele już wiedzieliśmy.
- Mieliśmy już do czynienia z czymś podobnym, myślicie, że to jest ze sobą powiązane? - zapytałem nie oczekując nawet odpowiedzi, ponieważ wiedziałem doskonale, że jej nie otrzymam.
- Może jakiś chłopak obraził jedną z nimf w naszym jeziorze lub coś i teraz ona się mści. - głos Zardi zadrżał, ale jej twarz była niczym maska. - W końcu z nimfami nigdy nie wiadomo, a słyszałam ostatnio, jak któryś Ślizgon przechwalał się przed kolegami, że z jakąś kręcił. Nie wiem tylko, czy dobrze usłyszałam i czy czegoś nie pokręciłam. - Spojrzałem na dziewczynę, która wzruszyła niewinnie ramionami. - Lubię być dobrze poinformowana.
Uśmiechnąłem się do niej lekko. Nie było ważne, czy coś pomieszała, czy nie, ponieważ podniosła mnie na duchu, a to było teraz najważniejsze. W końcu już od dłuższego czasu nikt nie atakował naszej szkoły, więc dlaczego akurat teraz jakaś szara eminencja miałaby sobie o nas przypomnieć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz