niedziela, 25 marca 2018

Witamina D

Aktualnie choruję na dramę, do której klip podrzucam Wam poniżej ;) HIStory 2: Crossing the Line ma pełno wad, ale jest tak czarującym tytułem, że mnie w sobie rozkochał. Moje serduszko fangirla cierpi na myśl, że po TAKIM zakończeniu odcinka 6 muszę czekać co najmniej do środy aby obejrzeć kolejną część T^T



17 kwietnia
Byłem wprawdzie rozleniwiony, jednak jednocześnie czułem rozpierającą mnie od środka energię. A wszystko dzięki słońcu, które wyjrzało zza chmur oraz ciepłu jego promieni. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo mi tego brakowało. A przynajmniej do tej chwili, kiedy przypomniałem sobie tę rozkosz zasłonięty przed ciekawskimi oczyma innych uczniów przez gruby pień rosnącego na błoniach drzewa, opierałem się o twardą pierś siedzącego za mną Syriusza.
Chłopak mruczał mi do ucha swoją ulubioną na chwilę obecną piosenkę, obejmował mnie jednym ramieniem w pasie, zaś drugim karmił suszonymi morelami. Nadal nie przekonał się do czekoladowych słodkości, więc stawiał na suszone owoce, które wprawdzie były równie słodkie, co moje łakocie, ale bez porównania zdrowsze. To chyba tłumaczyło skąd u mojego chłopaka tak idealne ciało, a u mnie mało imponujący zwałek skóry na brzuchu oraz całkowicie płaska klatka piersiowa. Czułem, że znowu muszę przejść na dietę i wziąć się za siebie.
- Mógłbyś przestać mnie obwąchiwać? - zapytałem, kiedy w przerwie dla nabrania oddechu między jedną wymruczaną zwrotką a drugą, mój chłopak n-ty raz przystawił nos do mojej szyi i wziął wyjątkowo głęboki oddech.
- Mógłbym, ale nie chcę. Tak ładnie pachniesz… - zamruczał mi do ucha – Mmm, zapach mojego chłopaka… Czy może być coś lepszego?
- Zapach dyniowego ciasta? Albo śliwkowego z kremem czekoladowym?
- Heh… - Syri westchnął ciężko, a ja uśmiechnąłem się naprawdę szeroko sam do siebie.
Z jakiegoś powodu czasami uwielbiałem w ten sposób psuć jego niemal romantyczne teksty, które dziewczynom zapewne dodawałyby skrzydeł, ale mnie z jakiegoś powodu irytowały. Nie byłem pewny, czy w ten sposób ratowałem się przed zawstydzeniem, czy może uważałem je za zbyt banalne lub za mało szczere. Jakkolwiek by jednak nie było, potrzeba takiej do bólu pozbawionej romantyczności reakcji zawsze okazywała się silniejsza ode mnie.
- No co? - zapytałem niewinnie.
- Nic, Remusie. Zupełnie nic. - kruczowłosy oparł brodę o moje ramię. - Źle to ująłem. Czy może być coś bardziej podniecającego, niż zapach faceta, który rozpala mnie do czerwoności? To brzmi lepiej, prawda?
- Yyy, nie jestem do końca pewny, ale na pewno w tym kontekście moje ciacha już nie pasują. - mruknąłem trochę zawstydzony, a trochę rozbawiony.
- Doprawdy? A już myślałem, że jedno wspomnienie o słodyczach potrafi postawić cię w stan pełnej seksualnej gotowości. - zakpił z premedytacją Black.
- Jak widzisz jednak nie. Mój romans z czekoladą i ciastkami jest niewinny, czysty, pozbawiony wulgarności. - odpowiedziałem nadając swojemu głosowi dumny, wyniosły ton.
Co tu dużo mówić, pasowaliśmy do siebie. I nie chodziło o nasze ciała, które tak komfortowo czuły się ze wzajemną bliskością, ale o nasze charaktery, temperamenty, wszystko, co tworzyło nas wewnętrznie. Po tym, co wspólnie przeszliśmy jako przyjaciele oraz jako para, po wszystkich dobrych i złych chwilach, po tylu latach bliskiej znajomości, byliśmy po prostu idealnie dobrani. Nie mogłem teraz wyobrazić sobie chodzenia z kimś, kto nie znałby mnie tak dobrze jak znał mnie Black i kogo ja znałbym na równie dobrze.
- Moje dwie papużki nierozłączki! - zaszczebiotał przesłodzonym tonem James, który właśnie wrócił ze swojego dyżuru przy odmładzającym ogórkowym ustrojstwie. - Nie za dobrze wam, kiedy ja usycham z tęsknoty za uczuciem?
Spojrzeliśmy na niego wymownie, unosząc wysoko brwi, w geście wyrażającym pytanie, powątpiewanie i kpinę jednocześnie.
James daleki był od „tęsknoty za uczuciem”. Od kiedy postanowił ukarać swoje dwie najzacieklejsze adoratorki, flirtował z kim popadnie i podejrzewałem, że za naszymi plecami spotkał się nawet z kilkoma dziewczynami i przynajmniej dwoma chłopakami. Nadal jego jedyną miłością była Evans, co lubił często powtarzać, ale nie przeszkadzało mu to cieszyć się w pełni chwilowym stanem wolnym.
Jak sam powtarzał, na świecie istnieli ludzie pokroju Zardi, którzy nie potrzebowali seksu aby żyć, tacy, jak ja i Syriusz, którzy czasem mieli ochotę poświntuszyć pod wpływem podniecenia rozbudzonego przez tę drugą osobę oraz tacy jak on, niemal uzależnieni od intymnego kontaktu fizycznego.
- Dobra, nic już nie mówię! - James uniósł pojednawczo ręce do góry. - Potrzebuję waszej pomocy. Jak widzicie zrobiło się słonecznie, a słońce to witamina D, która może dopełnić moje zabiegi odmładzające, więc chciałbym wynieść moją „fontannę młodości” na zewnątrz. - patrzył na nas wyczekująco. Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, więc kontynuował zawiedziony. - No, chciałbym żebyście pomogli mi ją wypchać na błonia, ponieważ dla bezpieczeństwa musiałem rzucić na nią zaklęcia uniemożliwiające lewitację.
No i teraz mieliśmy już jasność, co do tego, czego od nas oczekuje.
Poczułem, jak dłoń mojego chłopaka gładzi mnie po brzuchu, a w następnej chwili jej ciepły ciężar znika, kiedy Black zabrał rękę.
- Zobaczymy, co da się zrobić! - Syriusz zanurkował dłonią w opakowaniu rodzynek, wrzucił do ust pełną ich garść, po czym pogryzł je i skrzywił się. - Cholera, zemdliło mnie. Mam ochotę rzygnąć.
Przewróciłem oczyma, ponieważ wiedziałem, że tak będzie. W końcu kruczowłosy zjadł już niemal całe opakowanie suszonych moreli, połowę opakowania suszonych śliwek i zabrał się ostro za rodzynki.
- Dasz mi za pomoc pół ogórka. - burknął podnosząc się powoli, a ja już tęskniłem za jego ciałem przyciśniętym do mojego. - Muszę zjeść coś obojętnego i wodnistego, bo inaczej naprawdę puszczę pawia.
- Dobra, dobra! Masz pół ogóra, tylko chodź mi pomóc.
Podniosłem się w trawy korzystając z wyciągniętej w moją stronę pomocnej dłoni Syriusza i wraz z przyjaciółmi wróciłem do zamku. Moje chwile słodkiego lenistwa dobiegły końca.
Udaliśmy się do sali przeznaczonej na mały interes Jamesa i chyba dopiero teraz uzmysłowiliśmy sobie z Syriuszem na co się zgodziliśmy. Od dawna nie widzieliśmy tego ogórkowego cholerstwa, które teraz wydawało mi się większe niż w moich wspomnieniach. Większe i na pewno o niebo cięższe.
Syri rzucił ciche przekleństwo.
- Co jest, doktorku? - za naszymi plecami pojawiła się Zardi z objedzoną w ¼ marchewką w ręce. Teraz byliśmy w komplecie.
- Bogowie, dzięki wam! - Syriusz wyrwał dziewczynie z ręki warzywo i odgryzł wielki kawałek.
- Hej!
- Albo się ze mną podzielisz, albo zwymiotuję w kącie. - chłopak spojrzał na nią tak poważnie, że wydała z siebie tylko westchnienie rezygnacji.
Black dokończył jej marchewkę, co z jakiegoś powodu wydało mi się bardzo erotyczne, i w końcu mogliśmy zabrać się za przenoszenie fotela. Ja i Zardi ustawiliśmy się po „stronie pchania”, zaś James i Syri „ciągnięcia”. Cholerstwo okazało się cięższe niż początkowo sądziliśmy, więc przepychanie go przez próg pomieszczenia okazało się bardo niekomfortowe. Podejrzewałem nawet, że na fotel rzucono zaklęcie obciążające go, aby uniknąć przykrych konsekwencji w sytuacji, gdyby jakaś zazdrosna osoba, która nie zdołała zapisać się na kurację odmładzającą we właściwym czasie, pragnęła dokuczyć innym którym się udało.
Droga przez korytarz nie była taka zła i szło nam całkiem sprawnie, ponieważ mogliśmy pchać jamesową żyłę złota w czwórkę, jednak kiedy dotarliśmy do pierwszych schodów miałem ochotę płakać.
Każde z nas odmówiło krótką modlitwę do wybranego boga z prośbą o pomoc i zabraliśmy się do wykonywania tej misji niemal niemożliwej. Syri i James podtrzymywali fotel z przodu, zaś ja i Zardi staraliśmy się robić to samo z tyłu. Schodek po schodku, unosiliśmy nieznacznie fotel i opuszczaliśmy go dając sobie chwilę na poprawienie chwytu i nabranie oddechu. Szło nam nie najgorzej.
Byliśmy w połowie pierwszych schodów, kiedy James jęknął, a jego spocona ze stresu dłoń ześlizgnęła się z fotela. Ten zachwiał się niebezpiecznie i stał się wystarczająco ciężki, abyśmy go z Zardi nie utrzymali. Chłopcy z przodu już wiedzieli, że mają przekichane, kiedy usilnie próbowałem wczepić się w fotel i nie pozwolić mu spaść. Niestety nawet moja siła młodego wilkołaka nie dała temu rady. Krzyknąłem w obawie, że to ciężkie ustrojstwo przygniecie moich przyjaciół, ale na szczęście mieli na tyle refleksu, że wskoczyli na fotel, w chwili, kiedy zaczynał zsuwać się w dół prosto na nich.
- KUUUURRRRWAAAAAA! - krzyk zjeżdżających na fotelu po schodach chłopaków rozniósł się po korytarzu, a ja i Zardi patrzyliśmy przerażeni, jak dwójka drogich nam osób nierównym, podskakującym ślizgiem sunie w dół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz