niedziela, 22 kwietnia 2018

Kartka z pamiętnika CCCXXI - Andrew Sheva

Cholera! Byłem przecież jeszcze taki młody, więc dlaczego moje życie zaczęło stawać się coraz nudniejsze?! Miałem wrażenie, że jeszcze wczoraj moje serce biło szybciej i co krok odczuwałem dreszczyk emocji, zaś dzisiaj czułem się niczym stary dziad, którego nic nie jest w stanie poruszyć. Nie podniecali mnie ładni chłopcy, o których lubiłem przecież fantazjować, nie lizałem wzrokiem całkiem kuszącego ciała Aarona, kiedy przebierał się rano zupełnie nieskrępowany swoją nagością, nawet czytane przeze mnie książki nie pobudzały mojej wyobraźni tak, jak powinny. Starość była okropna! Nawet jeśli przedwczesna.
Nie mogłem tego tak zostawić!
Rozpaliłem w kominku, który mieliśmy w pokoju i wrzuciłem do ognia odpowiedni proszek. Głośno i wyraźnie powiedziałem z kim i gdzie będącym chcę się połączyć, a następnie czekałem oglądając puste wnętrze mieszkania, które doskonale znałem w najmniejszym nawet calu.
- Gdzieś jest? - powiedziałem sam do siebie. - Jeśli zobaczę jak z sypialni wychodzi jakaś rozebrana laska lub jakiś facet w twojej koszuli… - ledwie to wywarczałem, uświadomiłem sobie, że to niemożliwe. A może nie tyle niemożliwe, co nic by nie znaczyło, ponieważ Fabien i tak nie mógł mnie zdradzić.
Trochę mu chyba współczułem, ponieważ on nie miał żadnej pewności, że będę mu wierny. Byłem młody, niedopieszczony i całkowicie wolny w swoich wyborach. Dla Fabiena byłem jego Aniołem, jego drugą połówką, jedynym kochankiem jakiego znał i kiedykolwiek poznać. Tymczasem dla mnie Trezeguet był po prostu miłością życia, którą mogłem w każdej chwili odrzucić na rzecz innych wartości i doznań.
Jak on wytrzymywał tę niepewność? Przecież byłem od niego dużo młodszy, a więc mogłem ulegać łatwo pokusom świata, mogłem dać się ponieść tej mojej młodości – a przynajmniej młodej starości  - mogłem się nawet zakochać w kimś innym! Nic dziwnego, że Fab zamienił się w takiego markotnego, nudnego tetryka, kiedy codziennie musiał zmagać się z myślami o tym, co może mi przyjść do głowy i kto mógłby mnie podniecić bardziej niż on.
O wilku mowa, a wilk tuż! Oto boski Fabien Trezeguet wyszedł z sypialni całkowicie nagi, jakby był władcą świata i nie miał się czego wstydzić. Cóż, rzeczywiście nie miał czego. W przeciwieństwie do nastoletniego ciała Aarona, na które uwielbiałem patrzyć, Fab miał mi do zaoferowania w pełni rozwinięte ciało dorosłego mężczyzny. Doskonale znałem każdy z tych idealnie wyrzeźbionych mięśni, wiedziałem jak ciężkie potrafi być to postawne, barczyste ciało, kiedy wgniata mnie w materac, moje skóra pamiętała szorstkość tych dużych, pokrytych odciskami dłoni.
Różnokolorowe oczy mężczyzny nagle zwróciły się w moją stronę. Gdybym nie wiedział, że na jedno z nich Fab zupełnie nie widzi pewnie uznałbym, że po prostu cierpi na tę samą wyjątkową przypadłość co chłopak Aarona.
- Andrew? - Fab był naprawdę zdziwiony.
- Tak, ja. - rzuciłem oczywistością, kiedy mój chłopak zbliżał się do źródła ognia w swoim salonie, gdzie przed chwilą dostrzegł moją twarz. - Od razu odpowiem na twoje niezadane pytanie. Nie, nie tęskniłem. Po prostu muszę ponarzekać, ponieważ zaraziłeś mnie swoją starością i statryczałością! - patrzyłem jak mężczyzna przewraca oczyma. Jak zwykle nie traktował mnie poważnie!
- Kochanie… - westchnął ciężko, jakby miał do czynienia z wyjątkowo uciążliwą kobietą, która zmywa mu głowę o byle gówno. - Niczym cię nie zaraziłem, bo nie jestem jeszcze tak stary i nie jestem stetryczały… - tym razem to ja pozwoliłem sobie na spojrzenie, które nie pozostawiało żadnych wątpliwości. - Tłumaczyłem ci to tysiące razy. - nie wiem skąd Fab czerpał cierpliwość. - Mam na głowie cały Ród, a więc cholernie dużo. Co za tym idzie, jestem przemęczony i zanim nadamy naszemu pożyciu pikanterii tymi twoimi zabawami, będę już dawno spał, a jeśli wyjdziemy na randkę, prawdopodobnie wezmą nas za ojca i syna.
Miał rację, ale nie chciałem tego przyznać. Przynajmniej nie otwarcie.
- Dobry przywódca to wyspany przywódca. Dobry przywódca to dopieszczony przywódca. Temu nie możesz zaprzeczyć! - wytknąłem mu. - Jesteś głową, ale masz też szyję, więc powiedz tej szyi, że głowa potrzebuje trochę czasu dla siebie przynajmniej dwa dni w tygodniu! Gdybym był kobietą, nie miałbyś nawet czasu na spłodzenie sobie dziedzica! - prychnąłem i spojrzałem na drzwi do pokoju w obawie, czy przyjaciele nie wracają przypadkiem do sypialni. Nie wiem gdzie wyszli, ale miałem nadzieję, że zajmie im to jeszcze kilka długich chwil. - Zresztą wiesz co? Nieważne! Skontaktujesz się z tym, z kim musisz i powiesz, że bierzesz sobie te cholerne dwa dni wolnego już, teraz, zaraz! A później zabierasz to twarde, seksowne dupsko i sprowadzasz je tutaj! Urwę się jakoś z lekcji i udowodnisz mi, że nie jesteś jeszcze za stary na to żeby go podnieść. Nie jesteśmy starym małżeństwem żebyśmy nasz związek miał być tak nudny! A zresztą stare małżeństwa także nie są skazane na taką beznadzieję. Popatrz od ilu lat Marcel i Fillip są razem, a jednak od razu widać, że mogliby wcale nie opuszczać sypialni, ponieważ wiecznie pożerają się wzrokiem! A przecież mają nawet dzieci! - zacząłem się złościć, ale było w tym coś dobrego, ponieważ przynajmniej ciśnienie mi skoczyło, a już się obawiałem, że nie jestem do tego zdolny. - Jeśli nie zrobisz tego, co mówię to z nami koniec. - postawiłem sprawę jasno.
Z twarzy Fabiena nie dało się nic wyczytać.
- Będę tam. - powiedział hardo i pewnie, patrząc mi w oczy. - Będę u ciebie za godzinę. Nie oddam cię nikomu, nawet jeśli miałbym pozabijać wszystkich mężczyzn w całej Francji lub na świecie. - w jego oczach płonął ogień i bynajmniej nie był to ten, dzięki któremu mogliśmy teraz rozmawiać na odległość. Miałem wrażenie, że mój chłopak naprawdę byłby zdolny do wybicia wszystkich facetów do nogi byleby mieć pewność, że nie zostawię go dla innego.
Może naprawdę uznał, że byłbym zdolny zerwać z nim i znaleźć sobie kogoś innego? Prawdę mówiąc już kiedyś to analizowałem i uznałem, że rzeczywiście potrafiłbym rozstać się z Fabienem i zacząć od nowa z kimś innym, chociaż na początek spędziłbym długie lata na opłakiwaniu tego, co odrzuciłem. Chciałem więc ratować swój związek i na nowo tchnąć w niego życie, które w pewnym momencie zaczęły wysysać obowiązki Fabiena raz moja nauka.
- Czekaj na mnie w ogrodzie. - rzucił i z cichym „puff” jego twarz znikła, a ogień był zwykłym ogniem.

*

Powiedziałem przyjaciołom prawdę. Wyznałem im, że mój chłopak wpadnie do mnie na krótkie odwiedziny, więc obiecali zapewnić mi u nauczycieli alibi na ten czas. Nie pytałem nawet jakie, ponieważ wiedziałem, że spiszą się na medal.
O wyznaczonej godzinie wymknąłem się z budynku szkoły do rozległych ogrodów i zagłębiłem w labirynt otoczonych kwiatami ścieżek. Szkołę otaczał wprawdzie magiczny żywopłot, ale w jednym miejscu bariera była tak cienka, że ktoś kto wiedział jak ją pokonać, mógł przedostać się przez nią bez problemu.
Fabien już tam na mnie czekał. Ubrany w obcisłe, czarne jeansy uwydatniające kształt umięśnionych, silnych nóg oraz w ciemną koszulkę bez ramion, która czyniła cuda z jego klatką piersiową oraz ramionami, w trampkach nadających mu zadziornego i niemal młodzieńczego wyglądu.
Stwardniałem rozpalony tym, jak dobrze się prezentował. Gładko ogolony, modnie uczesany. Postarał się dla mnie, wiedziałem to.
- Fabianie…
Zbliżyłem się, a on porwał mnie w ramiona niemal miażdżąc moje mniejsze ciało i wycisnął na moich ustach mocny, niemal brutalny pocałunek.
- Nigdy więcej nie wzbudzaj we mnie zazdrości, Andrew, ponieważ nawet gdybyś mnie o to błagał to nie oddam cię nikomu. - wyrzucił z siebie odsuwając się zaledwie na milimetry i już na nowo całował mnie pełną desperacji siłą. Jego język wdarł się między moje wargi i rozpoczął namiętną, będącą dowodem pragnienia penetrację.
Nie miałem nic przeciwko temu. Fab smakował jak zawsze, lekko korzenie, ale słodko. Jego dłonie spoczęły na moich pośladkach, obejmując je niemal całkowicie. Jeśli ja byłem podniecony, to on cały był podnieceniem. Jego twardy członek wbijał się w mięśnie mojego brzucha niczym nóż. Cieszyło mnie to, ponieważ oznaczało, że mimo moich wcześniejszych obaw, nasz związek nie popadł jeszcze całkowicie w nudną rutynę, ale mógł znowu zapłonąć jasno płomieniem namiętności i szaleństwa.
- Będę cię kochał, póki cię nie zapłodnię żebyś już nigdy nie wspominał o rozstaniu. - wyszeptał, kiedy odsunął się na tyle, aby przenieść usta z moich warg na szyję.
Mojemu ciału spodobały się te słowa, ponieważ w mój penis zapulsował bardzo wymownie w spodniach. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz