niedziela, 20 maja 2018

Kartka z pamiętnika CCCXXV - Matthew

Upewniając się, że nikt na mnie nie patrzy, przesunąłem delikatnie, niemal z uczuciem, opuszkami palców po szorstkiej, pokrytej drobniutkim zarostem skórze twarzy Gregoire’a. Nie chodziło o sentymenty, czy wykorzystywanie okazji, zrobiłem to z ciekawości. Chciałem wiedzieć, jak to jest dotykać kogoś ot tak, dla samego kontaktu fizycznego, bez podtekstu seksualnego. Do tej pory wszystkie moje związki kończyły się seksem jeszcze zanim dochodziliśmy do etapu trzymania się za ręce, więc można powiedzieć, że byłem uczuciowym prawiczkiem. Jedyne co znałem to pożądanie.
Zacząłem zastanawiać się nad tym, jak mógłby wyglądać mój związek z Gregiem, gdyby ten w końcu mi uległ. Czy naprawdę bym się dla niego starał, czy też potraktował go jak wielu innych swoich kochanków przed nim? 
Zaprosiłbym go na randkę, do której nigdy by nie doszło, ponieważ skupilibyśmy się na sobie do tego stopnia, że nie opuścilibyśmy ustronnego miejsca spotkania. Od razu doszłoby do konsumpcji związku i randkowanie nie miałby większego sensu. Po pewnym czasie przerzuciłbym się na kogoś innego, ale nie mniej atrakcyjnego.
Greg zasługiwał na więcej.
Powiodłem kciukiem po jego lekko uchylonych wargach. Wyglądały na miękkie, ale w rzeczywistości były po prostu ciepłe, suche i szorstkie, jakby niewiele im brakowało do popękania. Wyjąłem z kieszeni niewielki słoiczek wazeliny i nałożyłem cieniutką warstwę na wargi spetryfikowanego kumpla.
Właśnie dla takich chwil nosiłem ze sobą wazelinę. No, może nie tylko dla takich, ale między innymi. Wazelina była uniwersalna, mogłem smarować ją usta, aby nie pękały podczas pocałunków, dłonie jeśli chciałem je nawilżyć i świetnie nadawała się do przygotowania męskiego ciała na przyjęcie mojego penisa. Była lepsza od tych wszystkich pachnących oliwek i żeli intymnych, których ograniczony wachlarz przeznaczenia nie pozwalał na innowacyjne pomysły oraz improwizację.
Przesunąłem spojrzeniem po całym ciele przyjaciela od stóp po czubek głowy, oceniając jego atrakcyjność kawałek po kawałku.
Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie miałem cichej nadziei na niewielką nagrodę za swoją powściągliwość, kiedy Greg był magicznie napalony oraz nieprzytomny. Wystarczyłby mi jeden tylko buziak i byłbym w niebo wzięty. Najpierw jednak przyjaciel musiał odzyskać sprawność ruchów oraz otrzymać antidotum, a to mogło potrwać dłużej, niż wydawało się nauczycielom.
Ziewnąłem przeciągle, kiedy cały organizm przypomniał mi zmęczeniem o tym, że tej nocy spałem niewiele, a równie mało prześpię dzisiejszej, jeśli mój szlaban nadal będzie obowiązywał, mimo latającego po szkole Kupidyna. 
W myślach machnąłem ręką na to wszystko, zdjąłem buty, przesunąłem odrobinę Gregoire’a i położyłem się na łóżku obok niego. Nie miałem pojęcia, jak długo przyjdzie mi czekać na możliwość opuszczenia Skrzydła Szpitalnego, więc równie dobrze mogłem uciąć sobie drzemkę. Byłem pewny, że kumpel nie będzie miał mi tego za złe. Wprawdzie mając jakiś wybór, na pewno by mi odmówił tej drobnej przysługi, ale w obecnej sytuacji nie miał nic do powiedzenia, nie przysługiwało mu prawo głosu.
Aby było mi wygodniej, przerzuciłem jedno z ramiona ponad ciałem chłopaka i przylgnąłem do jego boku. Już zamykałem oczy, kiedy uznałem, że lepiej będzie przykryć nas kocem, żeby się nie rozchorować, kiedy temperatura ciała spadnie podczas snu, a ja nawet nie będę wiedział kiedy.
Zauważyłem, że kilka osób patrzyło na mnie dziwnie, jakby to co robiłem było jakoś wyjątkowo niecodzienne, ale po chwili poszli w moje ślady. A przynajmniej dziewczyny układały się koło swoich przyjaciółek lub kolegów, chłopcy przy koleżankach. Zdecydowanie mniej chłopaków postanowiło „tulić” się do swoich kumpli, jakby miało im to w jakiś sposób zaszkodzić. Nigdy nie pojmowałem tego aspektu męskiej natury. Jakbyśmy mieli być mniej męscy tylko dlatego, że zbliżymy się bardziej do innego faceta.
Poczułem, że oczy uciekają mi w głąb czaszki i znowu ziewnąłem. Zdecydowanie musiałem chwilę się przespać. Zamknąłem więc oczy z nosem blisko szyi Grega, która pachniała intensywnie płynem po goleniu.
*
Obudził mnie narastający w izolatce Skrzydła Szpitalnego harmider. Musiałem przetrzeć zaspane oczy, aby móc je w końcu otworzyć, ale nie żałowałem tego wysiłku woli, ponieważ zauważyłem, że źródłem hałasu był pojawiający się dzięki Skrzatom Domowym obiad. Na nocnych stolikach przy łóżkach materializowały się talerze i kubki. Pyszności dla wszystkich poza spetryfikowanymi, którzy i tak nie mogli jeść.
Na usta cisnęło mi się wiele zupełnie zbędnych komentarzy, ale podarowałem je sobie. Zamiast tego w ciszy usiadłem do posiłku i pochłonąłem go w mgnieniu oka. Nasunęło mi się skojarzenie z Bożym Narodzeniem, jako że tylko wtedy ja i Greg jedliśmy siedząc obok siebie przy stole w Wielkiej Sali. Uczniów było wtedy na tyle mało, że dzielenie nas Domami nie miało większego sensu. Dzisiaj atmosfera była zgoła inna, ale podział na Domy zniknął niczym w świąteczny dzień.
Nudziłem się. Po tym, jak opadła adrenalina, przespałem się i zjadłem, zacząłem się nudzić. Nie była to tylko moja przypadłość, ponieważ zewsząd otaczały mnie rozmowy równie znudzonych czekaniem osób. Tematy były najróżniejsze, ale jakoś nie czułem ochoty na dołączenie, do któregokolwiek z tych kółek dyskusyjnych. Nie żebym miał coś lepszego do roboty, po prostu nie miałem ochoty umacniać więzi z innymi poszkodowanymi przez cholernego Kupidyna.
- Licząc na to, że mnie słyszysz, a tak naprawdę mając to głęboko w dupie, bo i tak niczego to nie zmienia, opowiem ci cholerną bajkę o śpiącym księciu. - rzuciłem cicho do ucha przyjaciela. - W pewnym pięknym i dobrze prosperującym pustynnym kraju, Zły Dżin zawiesił oko na młodym, przystojnym księciu, przyszłym władcy królestwa. - zmyślałem, po prostu zmyślałem nie mając nawet pomysłu na tę historię, którą właśnie tworzyłem. Słowa opuszczały moje usta zaraz po tym, jak formowały się w myśli, których jednak nie miałem nawet czasu przetrawić. - Umierając z pragnienia, aby mieć księcia dla siebie, postanowił postawić sprawę jasno ojcu chłopaka. Udał się do pałacu i spotkał z… sułtanem, który dowiedziawszy się, że Zły Dżin pragnie zagarnąć dla siebie jego jedynego syna, odmówił mu. A musisz wiedzieć, że Dżin nie ma prawa związać się z nikim, jeśli nie otrzyma przyzwolenia rodziny swojej wybranki lub wybranka. No więc wściekły Zły rzucił na chłopaka klątwę, przez którą książę zapadł w długi, nieprzerwany magiczny sen, zupełnie jak ta laska z baśni. Sułtan był zrozpaczony, ale mimo to nie ugiął się. Mógł stracić syna na rzecz klątwy snu, albo oddając go Złemu Dżinowi, więc rzecz jasna wybrał tę pierwszą opcję. Jak na pewno się domyślasz, rozpoczęło się wielkie poszukiwanie sposobu na obudzenie księcia za plecami Złego Dżina. Nagrodą miało być królestwo, sułtan abdykuje, zabiera rodzinę i wynosi się z kraju, a nowy władca robi sobie na co ma ochotę. Jak wiadome wizja zmiany statusu społecznego kusi, więc codziennie do pałacu przybywały tysiące osób, które na różne sposoby próbowały zdjąć z księcia klątwę. Następuje długa seria niepowodzeń, aż tu nagle zjawia się jakiś podróżny z Europy, który zna historię Śpiącej Królewny i postanawia spróbować swoich sił, bo czemu cholera nie. Naturalnie widzi śpiącego księcia i mu na jego widok staje, bo książę jest cholernie przystojny i w ogóle i ma tych 18 lat, więc jest w odpowiednim wieku, żeby go miał europejski zboczek pragnąć. Problem w tym, że pożądanie to za mało i Europejczyk doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Ponieważ podróżował wiele po całym świecie, postanawia wykorzystać zdobytą dzięki temu wiedzę. Wykorzystuje narkotyki wąchane przez wyrocznie Delfickie żeby wprowadzić się w senny trans i dzięki temu dostaje się do snów chłopaka. W ten sposób spotyka się z księciem i zaczyna go poznawać od każdej strony, staje się świadomy jego wad i zalet. Naturalnie wszystko trwa dłużej, niżby chciał tego sułtan, ale Europejczyk wprowadza się w trans dzień po dniu i nie oczekuje niczego w zamian, więc pozwalają mu na to. Tym bardziej, że początkowy napływ karierowiczów zmalał i coraz rzadziej pojawia się ktoś z konkretnym pomysłem. W każdym razie po długim, długim czasie w snach między chłopakiem i Europejczykiem rodzi się uczucie, a o to właśnie chodziło przyszłemu wybawcy księcia. Tak, chodziło o te całe brednie o pocałunku prawdziwej miłości i takie tam. No, ale tutaj jest coś więcej, bo w snach księcia on i Europejczyk zaliczają w końcu ostatnią bazę i książę się budzi. Oczywiście cały kraj się cieszy i świętuje, a dodatkowo wybawca nie chce w zamian królestwa, więc w ogóle wielki happy end. I wtedy znowu pojawia się Zły Dżin, który poczuł, że jego klątwa została zdjęta z księcia. Jest wściekły i zraniony, bo on został odrzucony, a ktoś inny zajął jego miejsce u boku przystojnego chłopaka, więc postanawia zemścić się jeszcze dotkliwiej. Mieszkańcy pustynnych krain są chronieni przed jego morderczymi zaklęciami, ale nie obcy. Zły Dżin zamienia się więc w jakiegoś tam pustynnego potwora i zabija Europejczyka. Książę zrozpaczony po stracie ukochanego zabija z kolei Złego Dżina i do późnej starości żyje samotnie, a później umiera w podeszłym wieku i koniec bajki.
- Moi drodzy! - Pomfrey pojawiła się nagle między nami, jakby się tam zmaterializowała, chociaż wiedziałem, że po prostu jej nie zauważyłem wcześniej. - Kupidyn nie został jeszcze złapany, ale otrzymaliśmy zielone światło na podanie antidotum waszym kolegom i koleżankom, więc proszę, wróćcie wszyscy na swoje miejsca i zabieramy się za odtruwanie.
Ha, w końcu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz