środa, 2 maja 2018

Plan daje w łeb

Niechętnie wytoczyłem się z dormitorium za przyjaciółmi, którzy zadziwiająco raźnym krokiem zmierzali do Skrzydła Szpitalnego, gdzie czekała na nas starsza z sióstr Caine. Nie rozumiałem entuzjazmu Jamesa, ani nadziei Syriusza na „coś szczególnego”, co miałoby się wydarzyć. Peter chyba jako jedyny podzielał mój sceptycyzm, ale posłusznie zmierzał wyznaczaną przez bardziej przebojowych chłopców ścieżką. Cóż, nie mogłem się temu chyba dziwić, skoro sam również to robiłem. Najchętniej zdezerterowałbym i nie bawił się w żadne dochodzenia, jednak nie potrafiłem zostawić Pottera samego z całym tym kramem. Ponadto wmawiałem sobie, że jakoś na tym skorzystam i będzie to dla mnie pierwsze prawdziwe doświadczenie detektywistyczne, które może zaowocować w przyszłości.
Lani czekała na nas dokładnie w tym miejscu, w którym się umówiliśmy. Zapewniła, że do tej pory nikt nie kręcił się po korytarzu, więc istniała możliwość, że prawdziwy ojciec dziecka wcale się nie pojawi. J. nie tracił jednak nadziei.
- Idź pierwsza i rozegraj to tak, jak się umawialiśmy. - poinstruował dziewczynę okularnik.
Gryfonka zawahała się, ale ostatecznie skinęła głową i ruszyła w stronę drzwi izolatki, w której leżała jej siostra. Ostatnie niepewne spojrzenie na Pottera, a następnie nacisnęła klamkę i weszła do środka. Nie zamknęła za sobą, dzięki czemu mogliśmy przynajmniej przez tę chwilę śledzić wydarzenia w pomieszczeniu.
- Lani! - zakopana do tej pory w pościeli dziewczyna podniosła się siadając. Była blondynką, której włosy falowały się identycznie, jak włosy jej bliźniaczki i chyba tylko to je łączyło. Miała pełniejsze kształty niż jej starsza siostra, co sprawiało, że wyglądała bardziej kobieco, a jej duże, piwne oczy łani sprawiały, że mógłbym porównać ją do lalki.
- Cześć, Kim. - Lani zachowywała się w miarę naturalnie, chociaż w jej głosie brakowało entuzjazmu. - Chciałabym porozmawiać i wiesz na pewno o czym.
Z twarzy Kimberly zniknął uśmiech.
- Lani… - powiedziała cicho dziewczyna, przez co teraz musiałem przekazywać chłopakom to, co mówiła.
- Czy naprawdę ojcem dziecka jest ten cały Potter? - Gryfinka nie owijała w bawełnę, to trzeba jej przyznać.
- Tak! - odpowiedziała poważnie i pewnie siedząca w łóżku nastolatka.
Teraz rozumiałem dlaczego Lani uwierzyła siostrze. Gdyby mnie ktoś zapewniał o czymś takim tonem, również bym mu wierzył. Ktoś tu potrafił fantastycznie kłamać lub zwyczajnie chciał z całych sił kogoś bronić.
Rozejrzałem się po korytarzu i poniuchałem w powietrzu. Nic. Żadnych obcych zapachów.
Ciemnowłosa westchnęła ciężko.
- Potter, rusz tu dupę! - krzyknęła, co nie było w planie, ale w sumie nie miało to dla nas większego znaczenia, chociaż musieliśmy szybko się schować, żeby Kimberly nie widziała, że siedzimy za drzwiami całą naszą wesołą kompanią.
- Idę. - szepnął do nas James, a następnie wstał z klęczek, otrzepał się i wszedł do pomieszczenia, gdzie czekały na niego dziewczyny.
Byłem bardzo ciekaw, jaką minę musiała mieć młodsza z sióstr Caine, ale nie mogłem wychylić się i spojrzeć przez otwarte drzwi. Byłem bowiem pewny, że blondynka patrzyła teraz na Jamesa, a ten z pewnością poruszał się po linii prostej prowadzącej od drzwi do łóżka.
- A więc to moje dziecko? - usłyszałem wesoły głos Pottera, w którym było chyba trochę zbyt wiele słodyczy, aby uznać, że jest naturalny.
Nie padła żadna odpowiedź.
Znowu niuchałem w powietrzu, ale wciąż nie czułem zupełnie nic.
- Kiedy nadarzy się okazja, wejdę do środka po Jamesa. - rzuciłem do przyjaciół, którzy stali ze mną na korytarzu. Wy w tym czasie zrobicie rundkę po całym Skrzydle Szpitalnym i upewnicie się, że nikogo tu nie ma.
Zarówno Syriusz, jak i Peter skinęli głowami. Nic innego im nie pozostawało, jako że nie mieli moich zmysłów.
- Miło mi cię poznać, Kimberly. - odezwał się niezrażony brakiem werbalnej reakcji okularnik – Jestem James Potter, jak twierdzisz, ojciec twojego dziecka. Nie sądzisz, że to zabawne, skoro tak naprawdę dopiero teraz cię poznałem?
Pozwoliłem sobie na rzucenie okiem na wnętrze izolatki. J. stał już przy łóżku ciężarnej dziewczyny, jej siostra usiadła po jego drugiej stronie, zaś Kimberly wpatrywała się w swoją pościel zaciskając na niej dłonie.
Myślę, że w takiej sytuacji nawet Lani nie mogła mieć wątpliwości, co do prawdomówności Jamesa. Problem w tym, że widząc zaciętą minę blondynki, wiedziałem, że nic nie wskóramy. Postawiłem więc wszystko na jedną kartę i wszedłem do środka udając zdyszanego.
- J., dobrze, że cię znalazłem! - wciągałem głęboko powietrze, aby wyłapać jak najwięcej woni. Pomfrey, Lani, James, nowy zapach należący do Kimberly, leki, czystość, jeszcze więcej leków i czystości.
Cholera! Nie miałem nic.
- McGonagall chce cię widzieć już, teraz, zaraz. - wydusiłem wmawiając sobie w myślach, że wcale nie jestem teraz w centrum uwagi wszystkich osób przebywających w tej chwili w pokoju. Co z tego, że chodziło o Jamesa i dwie dziewczyny! To już było za dużo.
- Hę? - okularnik zrobił głupią minę.
- Oj, chodź już! Później sobie porozmawiasz z… - obrzuciłem siostry szybkim spojrzeniem. - z dziewczynami. - dokończyłem.
Złapałem go za rękę i wyciągnąłem z izolatki.
- Żadnych obcych zapachów ani tutaj, ani w środku. - rzuciłem, kiedy tylko zniknęliśmy z oczu sióstr Caine, a J. patrzył na mnie, jak na kogoś niespełna rozumu. - Nic, James. Nic, a nic. A gołym okiem było widać, że ta blondyna kłamie w żywe oczy. Ona nie puści pary z ust, i możesz mi wierzyć, było też widać, że nawet przyłapana na kłamstwie nie zamierza się zdradzić z niczym. Tobie również nic by nie zdradziła, nawet gdybyś został z nią sam.
- Remus ma rację. To bez sensu. Musimy zmienić ten plan, jeśli ma nam coś dać.
- Ta dziewczyna od razu się domyśliła, że chcecie z niej jakoś wyciągnąć imię chłopaka, który zrobił jej dziecko. Nie jest głupia.
James wodził spojrzeniem ode mnie do Syriusza i z powrotem. Nawet Peter kiwał głową zgadzając się z naszym zdaniem.
- Kiedy ja wszedłem do środka, Pet i Syri rozejrzeli się pospiesznie po Skrzydle Szpitalnym. Widzieliście cokolwiek, kogokolwiek? - zapytałem ich, a oni pokręcili głowami. - A ja nikogo nie wyczułem, J. Nawet przy łóżku tej całej Kimberly. Nic. Tego chłopaka tu nie było.
Nastąpiła chwila ciszy, kiedy to James zbierał myśli i oceniał sytuację. Wszystko potoczyło się o wiele szybciej niż przypuszczaliśmy, a to dlatego, że młodsza Caine okazała się nie być taką samą niewinną naiwniaczką, jak jej starsza siostra.
- Mieliśmy prosty plan, który nie miał szans na powodzenie, jeśli przeciwnik był myślący. - zgodził się w końcu James. Podniósł wzrok ze swoich butów, w które przed chwilą się wpatrywał i znowu powiódł nim po nas. Oczy świeciły mu pasją i zawziętością za szkłami okularów. - Poradzimy sobie z tym w jakiś inny sposób! - oświadczył pewnie. - Wymyślimy nowy plan i udowodnimy, że nie jesteśmy bandą głupków!
- Tylko ty póki co wyszedłeś na głupka. - zauważył Syriusz. - Wymyśliłeś ten durny plan bez szans powodzenia…
- Milcz! - skarcił go James i splatając ramiona na piersi, zaczął krążyć po korytarzu zataczając koła.
Nie minęła nawet minuta, kiedy dołączyła do nas Lani. Nie wyglądała na zachwyconą takim obrotem spraw.
- Co to miało być?! - syknęła rozeźlona. Dobrze, że nie mogła zrobić nam krzywdy wzrokiem, ponieważ w przeciwnym razie skręcalibyśmy się teraz wszyscy na podłodze.
- Plan dał w łeb jeszcze zanim dobrze wprowadziliśmy go w życie. - wyjaśnił jej pospiesznie James, nie przestając zataczać kółek aby ułatwić sobie myślenie. - Znajdziemy inny sposób wyciągnięcia z niej informacji o ojcu tego dziecka. Mam tylko nadzieję, że po jej reakcji wierzysz, że to nie ja nim jestem? - okularnik dopiero teraz spojrzał na dziewczynę i stanął w miejscu.
Ciemnowłosa wydała z siebie ciężkie westchnienie i potwierdziła skinieniem.
- Teraz nawet ja nie mogę mieć wątpliwości. - przyznała bardzo niechętnie.
- Przynajmniej tyle dobrego z tego wynikło. Teraz nie będzie jednak tak łatwo. - znowu zaczął krążyć, co działało na nerwy chyba nam wszystkim. - Idziemy! Teraz nic nie wymyślę, ale na historii magii będę miał na to wystarczająco dużo czasu i spokoju! - Dziarsko ruszył przed siebie.
Spojrzałem na przyjaciół, którzy tylko wzruszyli ramionami. James był Jamesem i nic nie mogło go zmienić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz