niedziela, 22 lipca 2018

Nieznajomy od smoków

Sam nie wiem, czy ostatecznie posiłek upłynął nam szybko, czy wolno, jeśli wziąć pod uwagę, że każdy wpatrywał się w smoka latającego nad zamkiem, a jednocześnie starał się wpychać jedzenie do ust na tyle sprawnie, aby móc przyssać się po nim do okien.
Przyznaję, że oblepiliśmy je jak muchy, ponieważ smok wylądował przed bramą na teren szkoły i starał się ją teraz sforsować. Nauczyciele niejednokrotnie prosili nas o spokój, nie przepychania się, nie używanie łokci, zaklęć, ani żadnych przedmiotów mogących wyrządzić komuś krzywdę w calu zdobycia lepszego miejsca.
W pewnym momencie po korytarzach rozniósł się wzmocniony zaklęciem głos naszego profesora od zajęć z opieki nad magicznymi stworzeniami:
- Mając na uwadze fakt, że nie możemy liczyć na wasz spokojny i pełny udział w zajęciach, pan dyrektor odwołuje wszystkie lekcje na czas uporania się ze smokiem. - to oświadczenie wywołało ogólne poruszenie oraz zadość wśród okupujących okna uczniów. Sam bardzo się z tego cieszyłem, ponieważ wątpiłem, żebym zdołał skupić się na jakiejkolwiek lekcji wiedząc, co dzieje się zaraz poza terenem zamku. - Niemniej jednak, waszym zadaniem będzie uważna jego obserwacja, a później przedstawienie mi wyczerpującego wypracowania na jego temat w odniesieniu do informacji z podręczników oraz wspomnianych obserwacji poczynionych na okazie, jaki macie przed sobą. Wasz wkład w wypracowanie będzie miał znaczenie podczas wystawiania wam ocen końcowych podczas egzaminów.
Tak, ta ostatnia informacja zdecydowanie zdołała przebić się przez rozentuzjazmowaną młodzież i wywołała różne komentarze, z których żaden nie był wart mojej uwagi. Cieszyłem się jednak, że będę miał okazję zadbać o najlepszą możliwą ocenę na koniec mojej edukacji. W końcu każdą szansę należało wykorzystać z myślą o przyszłości.
- Jak myślicie, co z nim zrobią? - zapytał Syriusz zaraz przy moim uchu. Wyraźnie czułem jego dłonie na swoich biodrach oraz jego krocze zaraz nad pośladkami, jako że z rozmysłem ustawił się zaraz za mną i opierając brodę o czubek mojej głowy, patrzył za okno.
- Czy ja wiem? Pewnie już po kogoś posłali żeby zrobić z nim porządek. Wątpię żeby nasz nauczyciel opieki był na tyle kompetentny, żeby uporać się z nim samemu.
- Pewnie ministerstwo przyśle nam jakiegoś poskramiacza, czy jak to się zwie. - zauważył o dziwo rozsądnie James.
Na chwilę odwróciłem wzrok od okna, za którym smok znowu wzbijał się do lotu, i rzuciłem okiem na osoby, które cisnęły się najbliżej mnie. Na szczęście Evans nie było, więc odetchnąłem z ulgą. Nie chciałem żeby przez przypadek stała obok, nie mówiąc już o rozmowie z nią.
- Myślicie, że jakiegoś mają? - Peter, który pojawił się w Wielkiej Sali spóźniony, teraz nie odstępował nas na krok.
- Prawdę mówiąc nie wiem, skoro od wielu lat nie widziano żadnego żywego smoka w Anglii. No, poza tym tutaj. - przyznałem.
Zamek znowu drżał, kiedy smoczysko z nowym zapałem atakowało bariery ochronne.
Po godzinie, może dwóch, sam nie wiem, bestia odleciała ku ogólnemu rozczarowaniu wszystkich, jednak jeszcze przez dobre pół godziny nikt nie odważył się ruszyć ze swojego miejsca, niezależnie przy którym oknie stał i na którym piętrze.
I słusznie, ponieważ kiedy nasz nowy szkolny „pupil” powrócił, w paszczy oraz łapach trzymał martwe barany, których pożeraniem zajął się zaraz po wylądowaniu. To nie był przyjemny widok. Krew bryzgała na wszystkie strony, kiedy smok rozgryzał zwierzę w połowie i odrywał wielkie kawałki. Niemal czułem łaskotanie w kościach wywołane przesadną wrażliwością na podobne sceny przemocy, nie mówiąc już o odruchach wymiotnych. Mieliśmy szczęście, że przy naszym oknie nikt nie miał słabego żołądka.
- To obrzydliwe. - skwitowała smoczy posiłek Agnes. - Chyba widzę walające się pod bramą flaki, chociaż może sobie to wymyśliłam…
- Ej, ej, ej! - wydarła się niemal prosto w moje ucho Zardi. - Patrzcie! Ktoś się pojawił! Wychodzi z zamku! - z otwartymi ustami patrzyliśmy we wskazane miejsce.
Na trawniku niedaleko wyjścia zatrzymał się nieznany nam mężczyzna, zaś naprzeciw niego stał Dumbledore. Rozmawiali spokojnie, jakby zupełnie nic się nie działo.
- O Merlinie! - Zardi wydała z siebie głębokie westchnienie. - Zakochałam się!
Wszyscy spojrzeliśmy na dziewczynę, która z głupim, rozmarzonym uśmiechem wpatrywała się w faceta za oknem.
- Czuję wasz wzrok na sobie! - rzuciła karcąco. Cóż, wytrzymał całkiem sporo bez żadnej nowej miłości swojego życia, więc chyba najwyższy czas aby znowu miała do kogo wzdychać. - Nie widzicie, jaki on jest cudowny? Od wieków nie widziałam kogoś tak zabójczo przystojnego! Remusie, musisz przyznać mi rację!
- Ja? - speszyłem się. Dziewczyna pozwoliła sobie na to pytanie, jako że otaczały nas wyłącznie osoby znające moją orientację, jednak nie spodziewałem się, że będzie chciała abym wypowiadał się na temat obcych facetów przy moim chłopaku!
- Związek to nie choroba oczu, więc tak, Remusie, ty.
- Hmm, to ciekawe. No, Remusie? Jak go oceniasz? - zamruczał mi do ucha Black i już wiedziałem, że żadna odpowiedź nie będzie właściwa.
Ponieważ wiedziałem, że ani Zardi, ani Syri nie odpuszczą, westchnąłem i przyjrzałem się uważniej mężczyźnie, który mógł mieć około jakieś 30 lat. Był dosyć wysoki, bezsprzecznie dobrze zbudowany, jako że twarde mięśnie jego ramion i klatki piersiowej zaznaczały się idealnie pod lekko obcisłym podkoszulkiem. Poniżej łokcia zaczynał się misterny tatuaż, który otulał jego ramię niczym rękaw i ciągnął się w górę, niknąc nam z oczu pod ubraniem. Miał interesującą, bezsprzecznie pasującą do niego fryzurę, krótką po bokach i z tyłu głowy, ale dłuższą na górze. Gęsta i ciemna, bardzo zadbana jak na mój gust, kilkucentymetrowa broda pokrywała bardzo męską, szeroką, kwadratową szczękę. Miał niedługi, ale do przesady prosty, ostro zakończony nos, sporych rozmiarów podłużną bliznę na czole nad lewym okiem i cudownie niebieskie oczy, co zauważyłem, gdy mężczyzna spojrzał w górę na okna i uśmiechnął się wyraźnie rozbawiony. Biła od niego niczym niezmącona pewność siebie.
Czy był przystojny? Był zjawiskowy! Wprawdzie za stary jak na mój gust, ale niezaprzeczalnie wspaniały.
- Więc? - ponagliła mnie Zardi.
- No… - zawahałem się – Nie zaprzeczę, że jest atrakcyjny…
- Zabójczo seksowny, chciałeś powiedzieć. Merlinie drogi, dla takiego faceta zrobiłabym wszystko. - przyjaciółka naprawdę się nakręciła, a kiedy mężczyzna ruszył w stronę bramy głównej, przy której pożywiał się smok, pisnęła podniecona.
- Posikasz się. - mruknął niemal zdegustowany Syriusz.
- Już popuściłam. - odpowiedziała mu zaczepnie i pokazała język. - Bogowie, jak on się porusza… Osobnik dominujący, alfa. Założę się, że lubi sprawować kontrolę i w łóżku jest gwałtowny, ale dokładny.
Zakrztusiłem się własną śliną, Agnes upomniała kuzynkę i szturchnęła ją mocno w bok, James roześmiał się, zaś Peter uderzył czołem w szybę okna.
- No. Co.?! - syknęła na nas dobitnie krótkowłosa. - Ten facet właśnie zachwiał moją aseksualnością! To chodzące pożądanie i seks! Kiedy wyobrażam go sobie nago zaczynam się ślinić! Chociaż nie wiem jeszcze czy dlatego, że chciałabym go wykorzystać seksualnie, czy intelektualnie żeby sparować go z jakimś odpowiednim chłopakiem i rozwinąć moje homo-fantazje.
- Zardi… Zamilcz. - Agnes położyłam kuzynce dłoń na ramieniu. - Milcz i nie mów nic więcej. Obserwuj, podniecaj się w ciszy i daj nam żyć.
Zardi prychnęła, a ja roześmiałem się cicho. Kochałem tę nieprzewidywalną dziewczynę!
Tymczasem bardzo miły dla oka obiekt jej westchnień zbliżył się do bramy już na tyle, że dla nas był tylko niewyraźną sylwetką wielkości ziarnka dzikiego ryżu w porównaniu z ogromnym jak głaz smokiem.
A więc to on miał zająć się smokiem, kimkolwiek był. Tylko jak miał sobie z nim poradzić gołymi rękami?
Nagle przyszło mi do głowy, że może to była smoczyca i tak, jak Zardi straci zaraz głowę dla tego przystojniaka.
- Zaraz zamieni się w przystojną pieczeń.
- Milcz, Black! - warknęła Zardi, która teraz przygryzając dolną wargę nie odrywała wzroku nawet na sekundę od tego, co działo się pod bramą. Miałem wrażenie, że drży na całym ciele, ale nie chciałem się nad tym teraz zastanawiać.
Żałowałem za to, że nie miałem lornetki lub jakiegoś magicznego gadżetu, który pomógłby mi lepiej dostrzegać szczegóły. Cokolwiek miał zamiar zrobić ten mężczyzna, wiedza na ten temat na pewno mogłaby mi się kiedyś przydać. Nigdy nie wiadomo, co mnie spotka w pracy detektywa.
Wydawało mi się, że nieznajomy od smoków wyjmuje coś z kieszeni. Zamachnął się ręką w ziemię i jak na zawołanie zaczęły z niej wyrastać wielkie, poskręcane pnącza, które uniosły go w górę na wysokość psyka bestii.

1 komentarz:

  1. Jesteś dla mnie za dobra!
    Kolejny niesamowity rozdział z moim wymarzonym panem łowcą!
    Pozostaje tylko czekać i mieć nadzieję na bez-urazowe rozwiązanie sprawy.
    A może urazowe i miłościowe?
    Nie mogę się doczekać kontynuacji!
    Życzę ogromu weny i chęci pisarskich!

    OdpowiedzUsuń