środa, 25 lipca 2018

Poskromienie złośnicy

Obserwowaliśmy mężczyznę z zainteresowaniem i zdenerwowaniem, podobnie jak smok, który jednak na pewno nie podzielał naszej troski o człowieka unoszącego się niedaleko jego pyska. Przez chwilę myślałem, że bestia zionie ogniem i wszystko skończy się albo tragicznie, albo bariery otaczające zamek okażą się na tyle wytrzymałe, że człowiek jednak wyjdzie z tego cało.
- To będzie najprzystojniejsza pieczeń, jaką w życiu widziałam. - pisnęła przejęta Zardi.
Syriusz spojrzał na przyjaciółkę ironicznie i wyrzucił z siebie słodkie, wymowne:
- Serio?
Niemal parsknąłem śmiechem, ponieważ na swój sposób naprawdę było to komiczne.
Nagle po korytarzach rozniósł się magicznie wzmacniany głos Dumbledore’a.
- Mężczyzna, w którego z pewnością wszyscy się teraz wpatrujecie to Olivier Greiz, jeden z najbardziej znanych łowców smoków. Znany jest także jako Zaklinacz, ze względu na swoją technikę chwytania smoków.
- Darmowa reklama? - mruknął zrzędliwie James.
- Raczej dodatkowy sposób na zapoznanie nas z możliwością wyboru takiej kariery po szkole. - sprostowałem. - Przecież nikt z nas raczej nie będzie potrzebował usług łowcy smoków. Nie w Anglii.
- Ciekawe jak on to robi? - moja krótkowłosa przyjaciółka westchnęła głośno.
- Co robi? - Agnes rzuciła szybko okiem na kuzynkę i wróciła wzrokiem do tego, co działo się za oknem. - Jak to robi, że jest taki boski? Dlatego tak wzdychasz?
- Nie! Jak zaklina smoki!
- Kiedy smok zostanie już złapany, proszę wszystkich o zebranie się w Wielkiej Sali, gdzie odbędzie się spotkanie z panem Greizem. - tym razem doszedł nas głos McGonagall, a przekazana przez nią informacja wywołała podniecone szepty przy innych oknach oraz głośny jęk Zardi przy naszym.
- O bogowie! Nie przeżyję tego! Takie piękno niemal na wyciągnięcie ręki…
Chyba wszyscy pomyśleliśmy o tym samym: „O bogowie, ta dziewczyna jest szalona!”.
Mężczyzna stojący na wyrastających z ziemi pnączach lub korzeniach, czymkolwiek to było, zakreślał właśnie lśniącym końcem swojej różdżki jakieś jarzące się słabo wzory. Kiedy skończył, otoczył je kołem, jakby był to jakiś pentagram. Całość rysunku rozbłysła jasno i zaczęła się powoli obracać.
Smok przechylił łeb wpatrując się w wirujący krąg, a po chwili zmienił pozycję kładąc się na ziemi, jak posłuszny pies przed swoim panem. Miałem jednak wrażenie, że nie spuszcza oczu z kręcącej się przed nim magii. Był spokojny, ale czujny. Czułem, że tak jest, ponieważ właśnie to podpowiadał mi mój wilk.
- On ją hipnotyzuje! - pisnęła podniecona Zardi. Nie wiem czy ten facet mógłby zrobić cokolwiek tak, aby nie wzbudzać jej podniety. Obawiałem się, że nie. W końcu straciła dla niego głowę. Kto jak kto, ale ona uwielbiała swoje platoniczne uczucia. Każda inna osoba w jej wieku oraz starsza dochodziła do wniosku, że platoniczna miłość jest dobra dla dzieciaków, ale ona wyraźnie nie robiła sobie z tego nic, a jej miłostki idealnie do niej pasowały. Było to jednak także bardzo smutne, ponieważ obiekt jej westchnień nigdy nie wiedział, że właśnie ktoś oddaje mu bez reszty całe swoje serce, a właśnie tak kochała Zardi. Całą sobą.
Przyjaciółka „chorowała”, jako że tak nazywaliśmy zazwyczaj jej wielkie uczucie, na Oliviera Greiza, a więc gdyby w najbliższym czasie mężczyzna ten potrzebował z jakiegoś powodu pomocy – dachu nad głową, schronienia, alibi, nerki, pomocy w ukryciu zwłok – i jakimś sposobem poprosiłby o to właśnie Zardi, zrobiłaby dla niego wszystko. Może to więc dobrze, że tylko najbliższe jej osoby wiedziały o jej ślepym uwielbieniu. Dzięki temu była bezpieczna i nikt nie mógł jej wykorzystać.
Niespodziewanie smok zerwał się na nogi, a my wszyscy podskoczyliśmy wystraszeni, że zrobi coś łowcy. Wirujący krąg znaków zbladł, ale nadal był widoczny. Gdzieś niedaleko właśnie leciał samolot i to w niego wpatrywała się bestia. W pewnym momencie rozwinęła skrzydła, ryknęła i wzbiła się do lotu.
Niemal słyszałem, jak mężczyzna przeklina tupiąc nogą. Smok obrał za cel samolot pełen mugoli. Chyba nie mogło być gorzej.
Łowca zeskoczył z pnącza i nagle zatrzymał się w powietrzu. Nie, nie zatrzymał się. Wskoczył na coś.
- Czy to jest…
- Tak, to jest magiczny dywan. - potwierdził przypuszczenia Zardi Syriusz.
- Teraz to i ja się w nim zakochuje. - mruknęła zafascynowana Agnes, która właśnie wbijała nos w szybę, jakby dzięki temu mogła być bliżej wydarzeń.
Po chwili ciszy, Syriusz szepnął tak cicho, ale słyszalnie dla nas wszystkich:
- Zaklinacz, hm? To chyba nie od smoków się wzięło.
Mimo tego, co działo się teraz poza terenem szkoły, zachichotaliśmy bez wyjątku, ponieważ każde z nas wiedziało, co miał na myśli Black. Jeszcze nawet nie znaliśmy osobiście łowcy, a już mieliśmy dwie zakochane w nim dziewczyny, jedną w jego wyglądzie, zachowaniu, całej jego aurze, a drugą w jego umiejętnościach.
Olivier Greiz poleciał na swoim dywanie za smokiem i zagrodził mu drogę do samolotu. Płynnym ruchem, a przynajmniej z tej odległości wydawało się, że był to płynny ruch „mrówki”, nakreślił przed sobą jakiś wzór, który zatrzymał smoka, który właśnie nadymał się aby zionąć ogniem i pozbyć się tego człowieczka, który stanął na jego drodze do zdobyczy.
- Runa… - wydyszał nade mną Syri, a w jego głosie pobrzmiewała fascynacja.
Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Kolejna osoba właśnie dołączyła do fanklubu łowcy smoków. I to tylko przy naszym oknie! Nie chciałem nawet myśleć o tym, co działo się przy innych.
Patrzyłem, jak kolejne rysunki rozbłyskały złotem na tle niebieskiego nieba i kolejny krąg zaczął krążyć między smokiem, a łowcą. Tym razem już nie tylko obracał się wkoło, ale także pulsował miarowo to mocniejszym, to znowu bledszym złotem.
Bestia ryknęła, ale tym razem był to tylko głuchy odgłos, jakby nie włożono w niego wystarczającej siły. Łowca zaczął oddalać się na swoim dywanie od smoka, w stronę bramy zamku, a wielkie cielsko podążało za nim. Po chwili wylądowali oboje – smok w miejscu, w którym się pożywiał wcześniej, zaś mężczyzna tam, gdzie stał zanim uniosło go pnącze. Magiczne stworzenie położyło się na ziemi z głową na przednich łapach i wydawało mi się, że chyba zasnęło.
- Co on robi? - zapytał Peter, który marszczył brwi próbując nabrać lepszej ostrości widzenia. Było to jednak niemożliwe, bo sam musiałem wytężać swoje wilcze zmysły aby „połączyć kropki”, czyli dostrzec i pojąć, co się dzieje.
- Chyba przywiązuje smoka do bramy łańcuchem. - powiedziałem w końcu. Tak, to wyglądało jak przywiązywanie pupila do ulicznej lampy przed wejściem do sklepu, do którego nie wolno wprowadzać zwierząt.
Łowca odwrócił się na pięcie i ruszył wolnym, pewnym krokiem z powrotem w stronę zamku. Rozległy się oklaski i wiwaty, których on na pewno ani nie widział, ani nie słyszał. Przy naszym oknie nikt nie wiwatował. Byliśmy zbyt pochłonięci analizowaniem tego, co właśnie widzieliśmy.
- Proszę wszystkich o udanie się teraz do Wielkiej Sali! - rozległ się donośny głos nawołującej nas McGonagall. - Tylko spokojnie! - huknęła, kiedy niektórzy uczniowie całą zbitą bandą rzucili się w stronę wielkiej jadalni.
- Myślicie, że jeśli się pospieszę to znajdę miejsce blisko niego?
- Zardi, kocham cię, ale gdybyś miała wybór, chciałabyś być tak blisko, żeby móc go lizać po twarzy. - Agnes przewróciła oczyma.
- Załatwię ci magiczny bilbord. - obiecałem rozbawiony zachowaniem przyjaciółki.
Ponieważ stoły wróciły na swoje dawne miejsce, usiedliśmy na samym rogu naszego, a więc blisko przejścia, którym będzie musiał przejść aż do stołu nauczycielskiego oraz mównicy łowca smoków. Zardi niemal drżała ze zniecierpliwienia czekając, aż jej obiekt westchnień pojawi się w sali.
I w końcu pojawili się nauczyciele, a na samym końcu u boku dyrektora wszedł ten, którego wszyscy wyczekiwaliśmy. Wielka Sala rozbrzmiała oklaskami i okrzykami, jak wtedy, kiedy mężczyzna okiełznał smoka. Tym razem ja i przyjaciele również dołączyliśmy do tego gorącego powitania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz