niedziela, 5 sierpnia 2018

Kartka (nie) z pamiętnika - Alice Mbappe

Bez względy na to, co niejednokrotnie powtarzały jej przyjaciółki, Alice Mbappe nigdy nie uważała się ani za wróżkę, ani jasnowidza, a już na pewno nie za wyrocznię. Pytana o swoje prorocze sny zawsze wyjaśniała, że jej ciało jest po prostu wrażliwe na wszystkie bodźce odbierane z zewnątrz, które później w formie snów są analizowane przez jej mózg. Wiedziała wprawdzie, że jej babka od strony matki praktykowała voodoo, zaś pradziadek ze strony ojca był szamanem, który narkotyzował się jakimiś roślinami dla sprowadzenia wizji, jednak szczerze wątpiła by miało to jakikolwiek wpływ na nią oraz „dar”, który jej przypisywano, a w który ona nie wierzyła. W końcu nie pamiętała wszystkich swoich snów, a te, które pamiętała, wydawały się raczej łatwe do przewidzenia, kiedy zastanowiła się nad tym głębiej.
To, co działo się z nią w tej chwili było jednak czymś zupełnie innym. To nie był sen, ponieważ nie spała. Była w pełni świadoma tego, że znajduje się na korytarzu otoczona przez tłum uczennic czekających na następne zajęcia przed klasą. Jednocześnie jej umysł odpływał jednak w gęstą, odległą senną mgłę. Czegoś takiego zdecydowanie nie doświadczyła do tej pory na jawie.
A wszystko to przez NIEGO! Przez niego lub te cholerne krewetki, które zjadła na obiad. Może były nieświeże? A może zawierały jakieś trujące związki z powodu zanieczyszczenia środowiska przez ludzi? Jakkolwiek by nie było, wszystko zaczęło się, kiedy przeszedł obok i przypadkiem otarł się o nią ramieniem.
Andrew Sheva. Uczeń wyższego rocznika, z którym nigdy nie rozmawiała, chociaż w pewnym stopniu ją fascynował, coś ją do niego przyciągało, jakby mieli ze sobą coś wspólnego. Nie wiedziała jednak co i nigdy nie zabiegała o to aby się dowiedzieć.
Teraz patrzyła na niego zamglonym wzrokiem i nie była w stanie poruszyć najmniejszym nawet mięśniem ciała.
Mgła, która ją otulała zaczęła rzednąć i na środku szkolnego korytarza, niczym w ekranie telewizora, zaczęła dostrzegać zupełnie inny świat. Widziała wnętrze wielkiego, pięknie urządzonego domu. Jedną ze ścian pokrywała gablota wypełniona pucharami i nagrodami, gdzieś w pobliżu stało biurko zawalone papierami. Dom wessał ją głębiej, szczegóły się zamazały i nagle znowu otoczenie nabrało ostrości. Znajdowała się za drzwiami łazienki, z wnętrza której dochodziły odgłosy wymiotów. Po chwili jednak ustał zastąpiony dźwiękiem spłukiwanej w toalecie wody oraz wody lejącej się z kranu do umywalki.
Drzwi otworzyły się i wyszedł z nich młody, atrakcyjny mężczyzna o zmęczonej twarzy i przekrwionych oczach. Andrew Sheva, choć starszy, niż ten, którego znała z widzenia teraz.
- Wypij, może ci przejdzie. - usłyszała za sobą łagodny męski głos.
Andrew odebrał od kogoś kubek pachnącego miętą naparu i uśmiechnął się słabo.
- Dziękuję. - rzucił i podmuchał parujący napar. Upił łyk, po czym szurając nogami, jakby nie mógł ich unieść nad ziemię, ruszył w stronę jedynych otwartych drzwi.
Zniknął za nimi, a Alice ponownie poczuła, jak coś ją zasysa, jakby była przyklejona do podłogi, a jednocześnie wciągana przez wielki odkurzacz nad sobą. Nie było to przyjemne uczucie i sprawiało, że kręciło jej się w głowie.
Kiedy koszmarne uczucie minęło, stała pośrodku wielkiego, jasnego pokoju. Andrew z podciągniętą pod brodę koszulką oglądał w lustrze swój wystający brzuch.
- Niemożliwe… - mówił do siebie z niedowierzaniem.
Odwrócił się w prawo, następnie znowu w lewo, stanął przodem do lustra i znowu powtórzył to samo, co powiedział przed chwilą.
- Niemożliwe…
Alice zrobiło się niedobrze, kiedy ssanie powróciło, ale jeszcze to wytrzymała.
Wydawało jej się, że któraś z przyjaciółek stojących obok jej fizycznie prawdziwego ciała coś powiedziała, zaś ona jej odpowiedziała, chociaż nie wiedziała o co chodziło i nie czuła nawet ruchu własnych warg, a jednak miała pewność, że się odezwała i nawet się roześmiała.
Jak to możliwe skoro stała teraz w jakimś ciemnym pomieszczeniu, które wywołało u niej ciarki na całym ciele? Widziała tył głowy i plecy kobiety siedzącej przed niewielkim monitorem jakiejś szkaradnej, przypominającej pokracznego robota maszyny, obok niego leżał rozebrany do połowy Andrew Sheva. Gdzieś w pobliżu jakiś inny mężczyzna chodził w kółko podenerwowany. Kobieta wycisnęła paskudne gluty na wystający brzuch Andrew i przyłożyła do niego coś, czego dziewczyna nie widziała wyraźnie, ponieważ przysłaniała to ręka kobiety. Prawdę mówiąc wcale nie była ciekawa, co to dokładnie było. Może właśnie miała być świadkiem jakiejś koszmarnej zbrodni? Zabójstwa, którego ofiarą padnie chłopak?
- To niemożliwe… - usłyszała zachrypnięty kobiecy głos.
- Co?! - warknął ten, który dotąd krążył w kółko.
- Niemożliwe…
- Co jest, cholera, niemożliwe?!
Andrew pobladł na twarzy.
- To dziecko. - rzuciła z niedowierzaniem kobieta.
- Co?! - Andrew i mężczyzna, który wydawał się stać za plecami Alice wykrzyknęli jednocześnie.
- Boże, jest w ciąży. - kobieta chyba zasłoniła usta dłonią.
Jasny blask, który niespodziewanie wybuchł przed oczami Alice oślepił ją na chwilę, a ból przeszył głowę, jakby ktoś wbijał jej igłę w skroń. Szarpnął nią odruch wymiotny, ale była pewna, że jej ciało wcale tego nie odczuło, jakby było oddzielone od duszy, chociaż do tego nie doszło. Równie szybko, jak pojawiła się jasność, zapadły ciemności, które ukoiły jej obolały umysł i pozwoliły jej zapanować nad sobą.
Jej oddech się wyrównał, znowu słyszała odgłosy uczennic na korytarzu oraz głosy swoich przyjaciółek, widziała znikającą za rogiem postać Andrew Shevy.
- Alice? - jedna z przyjaciółek położyła jej dłoń na ramieniu. - Zbladłaś, dobrze się czujesz?
- Muszę do toalety. - odpowiedziała pospiesznie i nie zastanawiając się ruszyła w stronę najbliższej łazienki dziewcząt. W głowie miała całkowitą pustkę, która powoli zapełniała się wspomnieniami tego, co działo się z jej ciałem, kiedy duch odpłynął w senne odmęty wizji, majaków, czy czymkolwiek to było.
Biorąc ten sam zakręt, za którym chwilę wcześniej zniknął Andrew Sheva, zdołała dostrzec jeszcze jego plecy i nagle przed oczyma stanął jej jego obraz z wielkim niczym piłka brzuchem, który gładzą dwie pary dłoni.
Szarpnięciem otworzyła drzwi toalety i podbiegła do umywalki. Wszystkie mięśnie jej ciała spięły się, a piersią szarpnęło, kiedy zaczęła wymiotować różowawą mazią, w której mogła jeszcze odróżnić kawałki krewetek od ryżu oraz warzyw, które wydawały się poszatkowane. Kolejne szarpnięcie i kolejna porcja wymiocin wylądowała w umywalce. Alice nie widziała zupełnie nic przez załzawione oczy. Odkręciła wodę i pozwoliła jej spłukać przetrawioną do połowy zawartość żołądka.
Co to cholera było?! Myślała, kiedy zaczęła się uspokajać. Najchętniej skontaktowałaby się teraz z babcią, która może zdołałaby rzucić na to wszystko trochę światła, ale wstydziła się opowiedzieć komukolwiek o tym, co widziała, jeśli w ogóle coś widziała. Merlinie, może to po prostu wytwór jej zestresowanego bliskimi egzaminami umysłu? A może dowód na to, że popada w obłęd, jak jej cioteczna babcia, która kilka lat wcześniej powiesiła się na klamce od drzwi toalety zaraz po świętach bożonarodzeniowych?
Jeśli popadła w obłęd tak jak ona, to nie chciała się do tego przyznawać przed kimkolwiek.
Opłukała usta, otarła oczy i wilgotne policzki, doprowadziła się pospiesznie do prządku i wyszła z łazienki mając nadzieję, że nie doświadczy nigdy więcej tego, przez co przyszło jej przejść niespełna pięć minut wcześniej.
Wróciła do przyjaciółek i uśmiechnęła się do nich przepraszająco.
- To te krewetki. - wyjaśniła zwięźle.
Tego dnia nie odważyła się już rozglądać wokół siebie, aby przypadkiem nie zatrzymać wzroku na tym, który wywołał u miej ten dziwny napad szaleństwa. Nikomu też o tym nie powiedziała, zaś w pamiętniku pod datą zostawiła pustą, niezapisaną stronę, która wydawała się krzyczeć, że wydarzyło się coś, czego wolała nie wspominać.
Bez względy na to, co niejednokrotnie powtarzały jej przyjaciółki, Alice Mbappe nigdy nie uważała się ani za wróżkę, ani jasnowidza, a już na pewno nie za wyrocznię. I rzeczywiście musiała mieć rację, ponieważ nie przewidziała, że ta właśnie pusta strona pamiętnika będzie prześladować ją przez całe życie i nie pozwoli jej zapomnieć o wydarzeniach tamtego dnia.

1 komentarz: