środa, 22 sierpnia 2018

Kartka z pamiętnika CCCXXXI - Andrew Sheva

Od środka rozpierała mnie nieograniczana niczym energia i duma, jakiej nigdy dotąd nie czułem. Wręcz nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście i sukces, jaki osiągnąłem w tak krótkim czasie. Musiałem jak najszybciej podzielić się tą nowiną z przyjaciółmi, jeśli nie chciałem pęknąć od wszystkich tych powstrzymywanych emocji.
Przyznaję, że przez chwilę zastanawiałem się, czy nie powinienem o wszystkim powiedzieć w pierwszej kolejności Fabienowi oraz rodzicom, ale po głębszym zastanowieniu uznałem, że przyjaciele są bliżej, a ja muszę wszystko z siebie wyrzucić. Moi bliscy dowiedzą się więc w dalszej kolejności i będą musieli się z tym pogodzić.
Wpadłem do pokoju z tak szerokim uśmiechem, że przyjaciele nie mogli nie zwrócić na to uwagi.
- Głowa zaraz podzieli ci się na dwie części – skomentował moją widoczną radość Aaron.
- Człowieku, świecisz i błyszczysz tak jasno, że zaraz stracimy wzrok! - dodał coś od siebie Cyrille.
- Bardzo zabawne. - pokazałem im język. - Dostałem miejsce w Miotłach Saint-Germain! - wyrzuciłem to w końcu z siebie, a kumple potrzebowali chwili aby w pełni pojąć, co właśnie powiedziałem. Patrzyłem, jak powoli ich oczy stają się coraz większe, a usta uchylają się stopniowo.
- Nie kłamiesz?! - zapiszczał podniecony Pszczoła, a kiedy pokręciłem głową w odpowiedzi, rzucił się na mnie i uściskał, nie robiąc sobie nic z tego, że mężczyznom nie wypada okazywać w ten sposób emocji.
- Cudownie! - Mroczny był wstrzemięźliwszy w swojej radości. Uśmiechał się jednak równie szeroko, co ja chwilę wcześniej. - Chcę mieć bilety w dwóch sztukach na wasze mecze! W loży vipowskiej!
- Obaj macie to jak w banku! - odsunąłem się od Cyrille’a. - Nadal z trudem mogę w to uwierzyć. Pavard przeszedł do innej drużyny, hiszpańskiej i dzięki temu zwolniło się miejsce dla mnie. Od kiedy zacząłem grać w naszej szkolnej drużynie, a tata rozpowiedział w środowisku quidditcha, że planuję jednak pójść w jego ślady, obserwowano moje mecze i postępy. - relacjonowałem podniecony. - Teraz muszę ćwiczyć, jeśli chcę grać, a nie tylko czekać na swoją kolei w przypadku czyjejś kontuzji. Muszę zapracować na miejsce Pavarda.
- I nie jest ci żal, że akurat Pavarda już tam nie ma? - Aaron uśmiechnął się w ten charakterystyczny dla niego, zawadiacki sposób.
- Bardzo zabawne! - znowu pokazałem mu język. - Jest miły dla oka, ale nie w moim typie. Wolę bardziej męskich. - zacząłem zdejmować z siebie eleganckie, drogie ciuchy, które ubrałem na czas spotkania z przedstawicielami pierwszego w mojej rozpoczynającej się dopiero karierze klubu.
- I lepiej zbudowanych, z tego, co zauważyłem. - Cyrille dołączył do naszego małego droczenia się.
- Fakt, ale i tak mam już kogoś na stałe, więc nie przesadzajcie, dobra? Nie jestem tak niedopieszczony żaby się ślinić do nie swoich mężczyzn!
- Skoro tak mówisz… - czarnowłosy zwiesił wymownie głos, więc rzuciłem mu „mordercze” spojrzenie, które tylko go rozbawiło. Zresztą, jak zawsze.
- Idę wysłać wiadomość do domu i Fabiena. Nie mówcie nikomu, że mi się udało dostać do paryskich Mioteł! Po was muszą się dowiedzieć moi bliscy, bo się obrażą.
- Nie martw się, nie piśniemy ani słowa, póki nie pozwolisz. - Cyrille znowu mnie ściskał. - Ale się cieszę!
Uwielbiałem swoich przyjaciół! I musiałem napisać też do tych, których zostawiłem w Anglii. Oni również zasługiwali na to, aby dowiedzieć się jak najszybciej. Uznałem więc, że wyślę sowę od razu także do nich. Remus na pewno będzie ze mnie dumny. Bilety na mój pierwszy mecz podeślę również im. Wprawdzie nie załatwię im wszystkim biletów vipowskich, ale zwyczajne na pewno uda mi się wyprosić.
Wprawdzie zacznę grać dopiero po skończeniu szkoły, jako że teraz czekały mnie egzaminy, których nie mogłem oblać, ale wiedziałem, że ani się obejrzę, a już będę siedział na miotle na stadionie Mioteł Saint-Germain.
Marcel! Nagle przypomniałem sobie, że on również musi się szybko dowiedzieć o moim sukcesie. W końcu sam grał w tym klubie, kiedy był młody i kontuzja nie przekreśliła jeszcze jego kariery. Ludzie nadal nie mogli przeboleć tej straty, a więc byłem pewny, że mówiąc mu o przyjęciu mnie do jego dawnego klubu, zdołam przy okazji przyplusować dzięki niemu u trenera i managerów.
Ach, miałem przed sobą świetlaną przyszłość!
I większą grupę bliskich mi osób niż początkowo sądziłem.
Zaśmiałem się do siebie w pełen duchowej satysfakcji sposób. Miałem kochającą rodzinę, wspaniałego chłopaka, cudownych przyjaciół oraz grono znajomych, a przyjaciół mojego chłopaka, na których zawsze mogłem polegać. Wyobraziłem sobie trybuny zapełnione tymi wszystkimi osobami podczas moich meczy i rozbawiony zachichotałem. Kilka mijających mnie dziewczyn rzuciło mi pytające spojrzenia, jakbym zachowywał się co najmniej dziwacznie, ale całkowicie je zignorowałem.
Skręciłem w skrzydło przeznaczone na menażerię i skierowałem się w stronę sowiarni. Mimowolnie przypomniałem sobie wieczór, kiedy niczego nie podejrzewając, wpakowałem się tam akurat w porze karmienia. To było straszne! Mało, że sowy były wszędzie, to jeszcze musiałem patrzeć, jak ostrymi dziobami rozrywają delikatne skrzydełka oraz małe ciała ciem, które właśnie wpuszczono do pomieszczenia. Od zawsze miałem słabość do motyli oraz ich wieczorno-nocnych odpowiedników, więc był to dla mnie koszmar. Tłuściutka, uziemiona poczwarka przeradza się w końcu w istotę o wiele ładniejszą i w dodatku posiadającą skrzydła, dzięki którym świat stoi otworem i to tylko po to, żeby zostać pożartym przez taką sowę. I pomyśleć, że jako animag właśnie taką formę przyjmowałem.
Ostrożnie uchyliłem drzwi i zajrzałem do sowiarni. Miałem dziś szczęście, ponieważ nie trafiłem na chwilę karmienia oraz wielkiego polowania na owady. Sowy siedziały spokojnie na kuprach, o ile sowy miały kupry.
Wszedłem do środka i od razu skierowałem kroki i stronę stolika z papeterią.
Spojrzałem w stronę jednej z sów, która właśnie rozdziobywała pająka. Fuj! Nie lubiłem pająków.
Zabrałem się za pisanie wiadomości zaczynając od tej do Fabiena. To właśnie w niej chciałem zawrzeć możliwie najwięcej emocji, jako że z kim, jak nie z moim ukochanym miałbym się nimi dzielić. Byłem pewny, że Fabien postanowi jakoś uczcić mój sukces i już nie mogłem się tego doczekać. Wprawdzie nie wiedziałem, co takiego wymyśli, ale nie wątpiłem, że będzie to bardzo satysfakcjonujące przeżycie.
Następnie napisałem do rodziców i Remusa, również nie kryjąc swojej radości. Byłem bardzo ciekaw ich odpowiedzi, ale na to musiałem poczekać. Na koniec skleciłem kilka słów do Marcela Camusa, skupiając się na czystych faktach oraz prosząc o wszelkie rady, jakich mógłby mi udzielić w temacie gry dla Mioteł Saint-Germian.
Wybrałem trzy szkolne sowy, znajdujące się możliwie daleko od tej, która wcześniej zjadała pająka, i przekazałem im liściki. Patrząc jak odlatują, zastanawiałem się, czy aby na pewno o nikim więcej nie zapomniałem. Byłem tak uradowany swoim osiągnięciem, że z łatwością mogłem pominąć kogoś istotnego.
Nie, na pewno nie. Opuściłem więc menażerię i wróciłem do pokoju tylko po to, aby wyszorować ręce, a następnie z przyjaciółmi u boku skierowałem się w stronę jadalni na obiad. Teraz musiałem udawać powagę i nie dać po sobie poznać, że udało mi się dostać miejsce w klubie. W końcu wszyscy nauczyciele wiedzieli o moim dzisiejszym spotkaniu, więc gdybym tylko dał coś po sobie poznać, zaraz rozpaplaliby tę informację na prawo i lewo. Cała szkoła dowiedziałaby się wszystkiego jeszcze przed moimi rodzicami, przyjaciółmi z Anglii i ukochanym, a to nie byłoby fair. Miałem prawo wybierać kolejność, w jakiej będę rozgłaszał newsy dotyczące mojej osoby.
- Stary, tak mi teraz przyszło do głowy. W świat ludzi sławy planujesz wejść jako singiel, czy osoba zajęta? - Aaron rzucił szeptem, kiedy usiedliśmy przy stole.
- Hm? - nie do końca rozumiałem.
- Młody, atrakcyjny, utalentowany… Tak czy inaczej, będą się za tobą uganiać, ale natężenie pewnie będzie zależało od tego, czy zdeklarujesz się jako singiel czy zajęty. Wiesz chyba o co mi chodzi?
Kurczaczek, jasne, że wiedziałem! 
- Nad tym jeszcze się nie zastanawiałem. - przyznałem.
- W takim razie nie bój nic, pomożemy ci ocenić wszystkie za i przeciw. - Aaron zatarł dłonie.
Co on znowu kombinował?

1 komentarz:

  1. O jejku! Przy takich chwilach uświadamiam sobie, że oni są już prawie dorośli :'c
    Aż chce się wrócić do tych dzieciaczków z pierwszych rozdziałów...
    Co nie zmienia faktu, że niesamowicie cieszę się z sukcesu Andrew!

    OdpowiedzUsuń