niedziela, 28 września 2008

I po lodzie...

25 maj

Po wspaniałym lodowisku Syriusza pozostały już tylko ślady. Pewnie nawet nie byłoby z tym problemu gdyby nie małe podtopienia, jakie spowodowało. Lód tajał i tworzył pięciocentymetrową warstwę wody, która zamiast znikać stanowiła wielką kałużę na połowę zamku. Irytek dodał do tego odrobinę swojego humoru, przez co po Hogwarcie przesuwała się deszczowa chmurka, z której padał niewinny, ale zimny deszczyk. Syri zadbał o wszystko. Wręczył mi parasol, płaszcz przeciwdeszczowy i kalosze. Gest był miły, ale wygląda tych rzeczy mniej. Żółta parasolka mogła jeszcze zostać niezauważoną, nawet zielone gumiaki z obrazkiem przedstawiającym kostkę czekolady, ale płaszcz był już przesadą.
- Syriuszu, nie wiem czy zauważyłeś, ale tylko ja musze to nosić – rozłożyłem ręce i pokazałem mu, co mam na sobie – Nie wiem też czy to do ciebie dociera, ale na plecach mam żabkę pod różowym parasolem. Wyglądam jak dziecko! – nie dało się ukryć, że każdy chichotał, kiedy tylko przechodziłem korytarzem. Byłem jak wielki neon, widoczny z samych błoni. Black zadowolił się samym niebieskim parasolem z jakimś czarnym wzorem, ale na kaloszach miał małą kostkę dla psa, jakby chciał mnie tym pocieszyć. Czułem się okropnie głupio. Z resztą i tak wszystko to przypominało głupi dowcip. Uczniowie, nauczyciele, a nawet woźny, każdy miał gumiaki i parasol by nie zmoknąć chodząc po korytarzach. Gdyby rozeszło się, że to Syriusz sprowokował to wszystko nie zdołałby odrobić szlabanów do końca roku i pewnie przełożono by mu wszystko na następny rok.
Minął nas woźny w czapce latarnika podczas sztormu w płaszczu przeciwdeszczowym ciągnący za sobą czółenko na sznurku, w którym siedziała jego kotka. Ktoś założył jej papierową czapeczkę by upodobnić ją do właściciela.
- Wróć... Nie tylko ja noszę płaszcz... Syriuszu, to jest żałosne! – wręczyłem mu parasol i zdjąłem z siebie zielony materiał. Zwinąłem go i wsunąłem do plecaka. Był zupełnie suchy, więc nie martwiłem się o książki. Duch, opiekun naszego domu przefrunął przez korytarz oznajmiając nam, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, Irytek pojmany, a chmura znikła. Teraz musieli tylko dać sobie radę z wodą, która gromadziła się na podłogach i życie wróciłoby do normy. Złożyłem parasolkę i odetchnąłem z ulgą. Syriusz mruknął coś do siebie niezadowolony, ale humor szybko mu się poprawił.
- Michael przeniósł te bajki na koniec roku, a ja już wiem jak zrealizujemy Kopciuszka, moja ty księżniczko! – wyszczerzył się, ale moje niezadowolenie spowodowane tym dziwnym określeniem chyba trochę ostudziło jego zapał. Potter dobiegł do nas kończąc przeżuwanie ostatniej kanapki. Z samego rana zgubił skarpetki i zanim je znalazł każdy uporał się z przygotowaniami do zajęć. Teraz byliśmy niemal w komplecie. Brakowało tylko Shevy, który odrabiał szlaban u Reijela i Petera, a ten z kolei ślinił się zapewne do Narcyzy korytarz dalej. Nabrałem powietrza i powoli je wypuściłem. Dzień mógł się udać mimo dziwnego początku i niecodziennego stroju.
Stojąc pod ścianą czekałem na pierwsze zajęcia. Severus pojawił się niedługo po nas. Zaklęcia były chyba jedynym przedmiotem w tym roku, który dzieliliśmy ze Ślizgonami. Z zaniepokojeniem spostrzegłem dziwne spojrzenia, jakie wymienili Syriusz i James. Nie zdołałem zareagować, ani też dowiedzieć się, co planowali. Otworzyłem usta, a już było za późno. Obaj niby to przypadkiem podłożyli mu nogę, przez co chłopak runął twarzą w wodę. Był cały mokry, a jego losu nie uniknęły nawet podręczniki. Byłem wściekły na chłopaków, ale dopiero, kiedy ochłonąłem mogłem cokolwiek powiedzieć. Severus zdołał się już podnieść i obrzucić Gryfonów wściekłym spojrzeniem, które pewnie mogłoby zabić, gdyby tylko nie załzawione lekko oczy chłopaka.
- Oszaleliście?! – wybuchnąłem wściekle i uderzyłem Syriusza w ramię. Potter stał zbyt daleko ode mnie i nie mogłem sięgnąć. – Macie go przeprosić, natychmiast! – warknąłem pewny swego.
- Oszalałeś? Nie pamiętasz, co ci zrobił? – kruczowłosy z urażoną miną odwrócił się w inna stronę nie patrząc na Ślizgona. – Ja tylko oddaję za twoje krzywdy! – zacisnąłem dłonie w pięści. Pamiętałem o tym, ale uznałem, że nie była to wina Snape’a. W końcu to Lucjusz pierwszy pocałował Blacka, a chłopak tylko źle to wszystko zrozumiał. Ja sam z początku byłem rozżalony, zły, smutny i sam nie wiem, co wtedy czułem, kiedy zobaczyłem jak się całują. Nawet nie chciałem o tym pamiętać.
- Potter, idioto! Ośle, debilu, matole! Co to ma znaczyć?! – aż podskoczyłem słysząc donośny krzyk Lucjusza. Chłopak pojawił się przy nas w mgnieniu oka i szybkim zaklęciem osuszył kolegę z Domu. Objął go ramieniem i przycisnął różdżkę do nosa okularnika – Jeszcze raz coś stanie się Severusowi, a na kolanach będziesz błagał mnie o litość! Skończysz z rękami w tyłku, kiedy się z tobą rozprawię! Nos będziesz miał tak wielki, że zdołasz do niego wejść i zgubić się za jedno nawet drobne przewinienie! Zrozumiałeś, trolu?! I zdejmij ten rower z nosa, bo nie widzę, czy stoisz, czy masz zamiar na nim odjechać! – prychnął, z miną rozwścieczonej modelki, która nieczęsto zdradza uczucia odszedł kilkanaście kroków dalej i rozmawiał z Sevem. Odszedł niedługo po tym, jak na twarzy pojawił mu się uśmiech i pogłaskał czarne włosy nastolatka. Rzucił jeszcze jedno rozeźlone spojrzenie na chłopaków i zniknął za zakrętem.
- Dobra, niech będzie, przeproszę go – Potter ku mojemu zaskoczeniu naprawdę podszedł do chłopaka. Zastanawiałem się, czy naprawdę planuje przeprosić, ale tego mogłem się dowiedzieć tylko dzięki moim zmysłom. Syriusz nadal był nabzdyczony, więc wykorzystałem tę chwile spokoju. Głos Jamesa był pełen dziwnych nutek i ciężko było mi je zidentyfikować.
- To było nie uczciwe z mojej strony – zaczął pokornie – Ale nie mogę się oprzeć wiedząc, że mokry wyglądasz tak niesamowicie, a ja mam pewności, że tę wilgoć wywołałem sam. – sądząc po minie Snape’a on także nie wiedział, o co chłopakowi chodzi. Ja nie chciałem się nawet domyślać. – Zrobisz to dla mnie jeszcze raz? Zamocz ubrania i popatrz na mnie z tym gniewem w oczach. Lubię to... – ten uśmiech sprawił, iż miałem zamiar z premedytacją pomóc Ślizgonowi uwolnić się od okularnika. Nic nie traciłem.
- James, ty dziś masz spotkanie z Kinnem po zajęciach?! – krzyknąłem do niego. Syri domyślił się, o co chodzi, bo popatrzył na mnie dodatkowo urażony.
- Zapomniałem! – J. chwilowo zapomniał o męczonym chłopcu i biegiem podbiegł do nas – Musze mu przypomnieć! Jeśli i on zapomni to będzie katastrofa! – biegiem rzucił się w stronę najbliższego korytarza, gdzie mogli mieć zajęcia pierwszoroczni. Teraz ze spokojem zająłem się ustawianiem Syriusza.
- Pójdziesz przeprosić? – zapytałem łagodnie, chociaż on nadal był wściekły – Jeśli nie ty to ja to zrobię...
- Nie! – ożywił się w mgnieniu oka – Nie możesz!
- Więc zrobisz to?

- Nie. Lepiej jednak idź ty... – Przewróciłem oczyma, pokręciłem głową i zostawiłem go nie chcąc więcej dociekać, co jego zdaniem jest najrozsądniejsze. Słyszałem, że Sev pociąga nosem, więc wyjąłem z torby chusteczki i wyciągnąłem dłoń w jego kierunku. Uśmiechałem się lekko, chociaż nie mogło to chyba zbyt wiele mu pomóc.
- Przepraszam za nich – Snape patrzył lekko zdziwiony, ale tylko skinął głową. Wyglądał jak małe dziecko, chociaż jego niesamowicie ciemne oczy wydawały się puste. – To dzieciaki i nie wiedzą, jak się zachować. – chyba tylko przez to, że byłem natrętny Severus wziął chusteczkę i znowu skinął głową. – A tak w ogóle to gratuluję. Podobno najlepiej napisałeś test z Eliksirów. – nie chciałem go dłużej gnębić.
- D... Dziękuję – usłyszałem zupełnie niespodziewanie i tym razem to ja skinąłem głową wykrzywiając usta. Lekko tym podbudowany stanąłem przed mierzącym chłopaka chłodnym i pełnym zazdrości spojrzeniem Syriusza.
- O czym rozmawiałeś z tym Smarkiem? – nieufnie nie odrywał od niego wzroku. Postanowiłem i to rozwiązać własną metodą.
- Syriuszu... Syriuszu! – w końcu oderwał wzrok od chłopaka – Od teraz za każdym razem, kiedy będziesz chciał patrzeć na Severusa masz zamiast tego spoglądać tutaj – wskazałem mu czubek swojego nosa – Rozumiemy się? I za karę nie dostaniesz żadnego buziaka przez tydzień! – chciał protestować, ale wtedy ugiąłbym się, a nie mogłem dopuścić do czegoś podobnego – Jeśli się będziesz wykłócał tylko pogorszysz swoją sytuację. – zaznaczyłem. Kruczowłosy patrząc zawzięcie na mój nos oparł się o ścianę i skrzyżował ramiona. Zrobiłem sobie z niego podpórkę i stanąłem w taki sam sposób.
- Jeśli będziesz grzeczny może zmienię zdanie – to zadziałało idealnie. Wyluzował się i złagodniał.
- Dobrze i przepraszam, ale to jego wina... – pogłaskałem go jak dziecko, ale już nawet się nie gniewałem. Potter przybiegł zziajany niedługo przed przyjściem nauczyciela.

- Po co ja się wysilam skoro i tak nie znajdę go teraz w ciągu pięciu minut? Remi, to było zaplanowane i wredne!
- Nie, J. To było jedyne wyjście byś w końcu oprzytomniał. – roześmiałem się, kiedy on prychał i udawał obrażonego.

 

  

sobota, 27 września 2008

Lodowisko

24 maj

Budząc się spojrzałem za okno, a to momentalnie nastawiło mnie pozytywnie do wszystkiego. Miałem wspaniały humor, czułem się dziwnie rozluźniony i chciałem robić więcej niż, na co dzień. Nawet przyjaciele zwrócili uwagę na mój dziwny nastrój. Sam nie miałem pojęcia jak to możliwe, ale słońce i ciepło sprawiły, że byłem nie do poznania. Ciągle się uśmiechałem i chociaż zawsze chętnie chodziłem na zajęcia tego dnia wyjątkowo pragnąłem spędzić w książkach calusieńki dzień. Tylko ja, nauczyciele i podręczniki. Było już po śniadaniu, więc teraz zbieraliśmy się z chłopakami do wyjścia.
Przeciągnąłem się zakładając szatę.
- Chciałbym nauczyć się jeździć na łyżwach – rzuciłem dosyć bezceremonialnie i nie na temat. Przyszło mi to do głowy dopiero w tej chwili. Była wiosna, a ja zacząłem tęsknić za lodowiskami, które zawsze omijałem wielkim łukiem by nie ośmieszyć się w razie upadku. Teraz nabrałem na to ogromnej ochoty. Jak dotąd nigdy nie miałem nawet na nogach łyżew, a co dopiero mówić o jeździe. Chłopacy popatrzyli po sobie, a później znowu na mnie.
- Trochę nie w porę, Remi – J. założył okulary i przeglądał się w lustrze stawiając włosy do góry tak by odstawały w jak najbardziej wyrafinowanym, ale luzackim stylu.
- Remi, poczekaj tu chwilkę. Ja zaraz wracam – Syriusz uśmiechnął się, ale jego nerwowe ruchy wskazywały na to, że się spieszy – Odwróćcie się! – rzucił do chłopaków pospiesznie, a kiedy ci przewracając oczyma wypatrywali się w okno pocałował mnie szybko i wybiegł z pokoju.
- Już lepiej było, kiedy się do ciebie dobierał jawnie. Teraz musimy unikać patrzenia na was i udawać głupich – mnie to nie dotyczyło, więc nie wiedziałem dokładnie, co czują, ale musiało to być uciążliwe. Sheva nie narzekał, a Peterowi było to na rękę. Tylko James jawnie i głośno wygłaszał swoje racje, z resztą jak zawsze.
O ile pamiętałem Syriusz nigdy nie miał żadnych spraw z samego rana. Raczej ograniczał się do leniwego załatwiania wszystkiego w czasie lekcji, bądź przerw między nimi. Ranne wstawanie, pośpiech i adrenalina wcale go nie interesowały. W prawdzie mógł się zmienić, ale z pewnością zauważyłbym to wcześniej. Mógł wpaść na jakiś walnięty pomysł, lub wpakować się w kłopoty, a to wcale nie zachęcało do wychodzenia gdziekolwiek.
Ubrany już siedziałem czekając, aż łaskawie się zjawi. Przyszedł zasapany po kilkunastu minutach trzymając w rękach moje zimowe buty. Wyciągnął rękę trzymając je za sznurówki. Z przerażeniem stwierdziłem, że przerobił je na łyżwy. Kruczowłosy uśmiechał się rozradowany i zachęcił mnie gestem.
- Zakładaj i nie pytaj o nic. Odzyskasz buty, kiedy zdejmę zaklęcie, ale teraz ubierz. – nie wiedziałem, po co mi to było, ale chłopcy wyglądali na równie zaskoczonych. Trochę mnie to pocieszyło, gdyż przynajmniej oni nie maczali palców w jakimś pomylonym planie Syriusza. Jeśli wcześniej nie byłem pewny, tak teraz zdałem sobie sprawę z tego, że chłopak wpakował się w zarówno we własną głupotę, jak i większy problem. Ciężko było nazwać to nawet normalnym. Niepewny i niemal zły na Blacka założyłem łyżwy. Syri przerzucił sobie przez ramię moją i swoją torbę, po czym wziął mnie na ręce. Zaskoczeni tym przyjaciele na szybkiego zabrali swoje rzeczy i poszli za nami. Tłum Gryfonów cisnął się przy przejściu na korytarz. Niektórzy byli zaskoczeni inni z ucieszonymi minami zbierali się szybko do wyjścia. Tłumik zrobił nam miejsce i wtedy dotarło do mnie za całym swoim chłodem, co się dzieje. Cały korytarz pokryty był lodem tworząc wielkie lodowisko. Syri postawił mnie na lodzie. Dziwne ciarki strachu przeszły mi po stopach, kiedy łyżwy poruszyły się sprawiając, że drgnąłem nerwowo na lodzie. Black wyjątkowo szybko przemienił swoje trampki w łyżwy i stanął przede mną. Złapał mnie za ręce i uśmiechał się kojąco.
- Poruszał powoli nogami tak jakbyś chodził, ale nie odrywaj łyżew od lodu. – z płaczliwą miną zagryzłem wargę i ścisnąłem mocno dłonie chłopaka. Bałem się upadku, lodu, wszystkiego. Przerażało mnie to, ale sam się prosiłem. Nie mogłem nawet myśleć o czymkolwiek w koło. Syriusz z łatwością jechał tyłem i co jakiś czas oglądał się by wiedzieć czy w nic nie wpadnie. Ciągnął mnie, a ja starałem się utrzymać równowagę i robić to, co mi kazał. Nogi czasami przechylały mi się na boki i kilka razy myślałem już, że upadnę, ale wtedy Syri przybliżał się i obejmował mnie bym ustał na nogach. Nawet nie zauważyłem, że doprowadził mnie pod klasę. Zostawił mnie samego, zdjął torby z ramienia i położył pod drzwiami. Kilka osób już bawiło się w najlepsze, inni jęczeli starając się ustać na tym lodowisku.
- Może i Slughorn jest słoniem morskim, ale pewnie i tak nie zdoła szybko pokonać lodu, więc mam czas żeby nauczyć cię jeździć. – odsunął się ode mnie na około pięć metrów i wyciągnął ręce – Podjedź do mnie, tak jak ci mówiłem. To proste. Patrz jak ja jeżdżę i naśladuj ruchy. – zrobił kilka kółek i stanął w tym samym miejscu – Chodź tu do mnie. – miałem ochotę pokręcić głową i powiedzieć, że nie chcę, ale w końcu sam prosiłem się o coś takiego. Niesamowicie niezgrabnie i bojąc się wywrotki zbliżyłem się do chłopaka. Musiało to wyglądać niesamowicie żałośnie. Kruczowłosy kręcił głową, ale nie naśmiewał się. Ciągle robił wszystko delikatnie i czule. Kiedy niezgrabnie dojechałem do niego złapał mnie, a ja mocno się przytuliłem nie chcąc upaść. Pocałował mnie przelotnie w szyję i znowu odjechał pod drzwi sali. Chciałem zacisnąć pięści, zamknąć oczy, skupić się, ale na lodzie nie mogłem zrobić z tym nic. Znowu miałem minę jakbym miał się rozpłakać, ale Syriusz odsunął się na bok i pokazał mi zmierzających w naszą stronę znajomych.
- Masz do wyboru dwie opcje. Albo stłuczesz pupę, kiedy upadniesz, albo skończysz jak Peter. Popatrz na tego biedaka – Pettigrew sunął tyłkiem po lodzie odpychając się widelcami, które wbijał w lód. Obok niego powoli jechali J. i Sheva. Kiedy tylko stanęli koło drzwi klasy Peter zaczął wspinać się na nogi trzymając klamkę. Był pulchny, a teraz spodnie dodatkowo wypychała mu poduszka, przez co wyglądał jak małe słoniątko. Przez chwilę chciałem się śmiać, tak samo jak chichotali wszyscy w koło, ale kiedy pomyślałem o tym, że mogę skończyć podobnie przeszło mi. O wiele pewniej i już bez takiego strachu podjechałem do Syriusza. Uśmiechnął się szeroko łapiąc mnie i zatrzymując.
- Widzisz, nie było tak źle. Teraz mi zaufaj – stanął za mną i objął jedną ręką w pasie – Pochyl się i podnieść nogę do góry. Ugnij lekko kolano w nodze, na której stoisz, a drugą trzymaj prosto. Dzięki temu będziesz czuł się jeszcze pewniej. Trzymam cię, więc twoja dupcia jest bezpieczna. – może byłem głupi, lub po prostu nadal nie myślałem racjonalnie, ale wykonałem jego dziwne bądź, co bądź polecenie. Poczułem jak przechodzą mnie dreszcze, kiedy zaczął jeździć trzymając mnie w pasie i za nogę. Kiedy zakręcał podnosił mnie odrobinę i znowu kładł stabilnie na łyżwie bym czuł, że można utrzymać równowagę bez większych problemów nawet w takiej pozycji. Zaczynało mi się to coraz bardziej podobać.
- Już rozumiem – powiedziałem cicho, a chłopak z niechęcią na twarzy pozwolił mi stanąć pewnie na nogach. Wziąłem głęboki oddech i nadal niezgrabnie, ale już sam widziałem, że radzę sobie o wiele lepiej. Czasami nogi rozjeżdżały mi się zbyt szeroko, ale nie stanowiło to większego problemu.
Stanąłem przy chłopakach czując jak wszystko we mnie pulsuje i cieszy się z tego, co miało miejsce. Usłyszałem głośne:
- Z drogi! Z drogi! – i zobaczyłem wielki wypchnięty do przodu brzuch nauczyciela eliksirów. Stał na łyżwach, ale, mimo iż nie ruszał nogami brnął do przodu. Krzyczał głośno na wszystkich by tylko się rozeszli, a on mógł spokojnie przejechać. Minął nas i dopiero wtedy zrozumiałem, na czym polegała jego jazda. Czerwona z wysiłku i złości Lily pchała nauczyciela przez korytarz i odpoczęła, kiedy otwierał drzwi. Widząc jej minę nawet nie chciałem się roześmiać. Współczułem jej i cieszyłem się, że nie byłem pupilkiem profesora.
- Nie wiem, który z was to zrobił, ale kiedy się dowiem zabiję brutalnie i bez litości będę torturować! – syknęła do naszej piątki – Tylko tacy idioci mogli wymyślić coś tak absurdalnego!
- Oj, Evans. Myślisz, że wszystko, co złe to od razu nasza sprawka? Popatrz na swoją fryzurę. Żaden z nas nawet nie dotykał twoich włosów, a i tak są w krytycznym stanie – do Pottera nie pasowała mina spokojnego aniołka, ale mrugał zaciekle udając świętego. Dziewczyna zamachnęła się, ale szybko uniknął torby pełnej podręczników lądując tyłkiem na lodzie. Lily nie miała czasu by dokończyć. Zaczęła wpychać Slughorna do klasy ku ogólnej uciesze reszty. Popatrzyłem na zadowolonego z siebie Blacka, który obdarzył mnie spojrzeniem pełnym błysku i radości.
- Sam to wszystko zrobiłeś? – zapytałem cicho by nie wydało się, kto jest winny takiemu zamieszaniu.
- Chciałeś się nauczyć, więc dałem ci tylko możliwość. W prawdzie lekko przestawiłem zaklęcie i dodatkowo je umocniłem, ale kiedy dadzą sobie z nim radę. – złapał mnie za rękę i pomógł przejść przez drzwi i dotrzeć do ławki. Na tak małym obszarze ciężko było mi utrzymać pełną równowagę. Nie mogłem uwierzyć, że dla jednej mojej zachcianki chłopak w środku wiosny zamroził połowę zamku, ale widać było, że jakoś nie wywierało to na nim wrażenia. Bałem się, że to dopiero początek jego niezależności magicznej, ale zaimponował mi.

 

  

środa, 24 września 2008

Koliber

23 maj

Zauważyłem z niemałym przerażeniem, że ciepło i ładna pogodarozleniwiają mnie i przyprawiają o stan słodkiej beztroski. Dodatkowo Syriuszwydawał się pracować dla słońca i swoją słodyczą dodatkowo sprawiał, że całkiemzapominałem o książkach, zadaniach i nauce. Gdyby nie on możliwe, żewykorzystałbym każdy sprzyjający bodziec by wspomóc swoje umiejętności, a tymczasem tylko wygrzewałem kości i rozkoszowałem się miękkością bujnej czarnejczupryny między moimi palcami. Gdyby jego głowa nie leżała na moich udach możezdołałbym się powstrzymać, ale w takiej sytuacji pokusa była zbyt silna. Shevależąc na trawie zrywał kwiatki i wróżył sobie pocieszająco z płatków.Początkowe głośne ‘pragnie’, ‘nie pragnie’ było denerwujące, ale po chwilistało się czymś najzwyczajniejszym w świecie. O dziwo musiałem przyznać, żenajnormalniej zachowywali się Peter i James. Okularnik szturchał palcem źdźbłotrawy, podczas gdy blondynek wydawał się tym niesamowicie zainteresowany.

- Panowie, z przykrością muszę stwierdzić, że w tym rokubyliśmy stanowczo zbyt grzeczni. Trzeba będzie to zmienić w trzeciej klasie. Wkońcu będzie to już ten wiek. Nie co dzień ma się trzynaście lat. A tak swojądrogą. Proponuję zakończyć ten rok szkolny jakąś imprezą. Co powiecie na balprzebierańców z motywem przewodnim ‘Zwierzęta’? – zbyt mocno pociągnąłem go zawłosy i syknął z bólu z wyrzutem podnosząc wzrok na mnie. Uśmiechnąłem sięwybity ze spokojnego rytmu dnia. Jeśli chłopak zdoła namówić na to dyrektorazapewne ucierpią na tym morale całego Hogwartu. Nie chciałem tego nawetkomentować. Byłoby tego zbyt wiele.

- Proponuję ograniczyć się do zwierząt, które zna każdymugol. Po ładnej, kwiecistej oprawie historyjki kupi to nawet McGonagall. Swojądrogą... James będzie miał najmniej problemów. Wystarczy, że zdejmie okulary ijuż mamy szympansa. – Potter urwał brutalnie niczemu nie winne źdźbło i syknąłprzez zęby. Zapewne szukał odpowiedniej riposty, ale nie szło mu zbyt sprawnie.– Remus mógłby być kolibrem. – uniósł dłoń i pogłaskał mnie po policzku –Malutki, słodki, śliczny i w dodatku niesamowicie barwny. Jak kolibry kradnąnektar z kwiatów, tak on skradł mi całe serce i wszystko co miałem... – kiedyja podłamany przecierałem czoło on zerwał się z miejsca i otrzepał ubranie.
- Zaczyna się... – Andrew podniósł się do siadu zainteresowany zaistniałąsytuacją. Aż dziw, jak łatwo było go wyrwać z letargu wspomnień i marzeńerotycznych.
- Ja będę ogierem! Z moim muskułem i urokiem osobistym polecą na mnie wszystkiedziewczyny, chłopcy i nawet nauczyciele. – podniosłem rękę chcąc mu powiedzieć,by nie mówił nic na ten temat. Zaledwie pół metra od niego przechodziłanauczycielka transmutacji i musiała słyszeć wszystko co mówił Black. Niestetyon nawet nie zwrócił na mnie uwagi – Poślę McGonagall zniewalający,uwodzicielski uśmiech i nie oprze mi się nawet ona. – widząc minę kobietyopuściłem dłoń i jakoś nie kwapiłem się by cokolwiek odkręcić. Syriusz zauważyłnasze miny i od razu spoważniał. Kilka sekund, a na jego ustach pojawił sięniemal obłąkańczy uśmieszek. Z pewnością dotarło do niego co się dzieje.
- Stoi za mną? – zapytał i tak już pewny wpadki. Nasza czwórka jak jeden mążpokiwała głowami, co wcale go nie uspokoiło. Zarzucił włosami i zrobił piruetstając twarzą w twarz z opiekunką naszego Domu.
- Więc co miałeś mi do powiedzenia, panie Black? – rzuciła chłodno chcąc obalićjego mur sztucznej pewności siebie. Sam byłem zaskoczony, że jej się to nieudało.
- Pani, widzi... – zaczął może i niepewnie, ale później wszystko poszło jakwyuczone na pamięć z podręcznika. – Wpadłem na wspaniały pomysł i liczę na panipoparcie u dyrektora. Taki mały bal przebierańców. Jestem przekonany, że wstroju motyla olśni pani nawet zatwardziałych kawalerów. – Andrew nie wytrzymałi udając, że płacze zaczął się histerycznie śmiać za moimi plecami. Gdyby nieszok pewnie zareagowałbym tak samo – Pani urok osobisty, figura i... wzrost.Najpiękniejszy motyl jaki mógłby zjawić się w naszej szkole. Mogę paniąosobiście wprowadzić na salę, albo niech zrobi to dyrektor. Uczniowie będąpadać jak muchy! – chwilowo padł Sheva waląc pięściami o ziemię. Biedaknaprawdę popłakał się ze śmiechu wycierając policzki w moją koszulkę.
- Powiem dyrektorowi o tym pomyśle, ale musze cię rozczarować, Syriuszu.Takiego ogiera jak ty będą omijały wszystkie motyle na sali. Zapewniam. –kobieta sama rozbawiona słowami kruczowłosego odeszła o wiele weselsza niżprzypuszczałem. Chłopak odetchnął głośno i z ulgą. Gdyby nie był moimchłopakiem obsypałbym go litanią głupich komentarzy, ale wolałem się nieodzywać.
- Zostanę dżdżownicą – James, co było po nim widać, pełen uznania dla zdolnościBlacka wczuł się w jego pomysł i nową rolę. – Sprout z całą pewnością dostrzeżejak się staram i od razu skojarzy mnie z pożytecznym dla roślin robaczkiem.Zaliczy mi rok z najwyższą notą.
- A Slughorn uleje cię z eliksirów, bo sam wyrywa ją od jakiegoś czasu – uwagajaką wtrącił Sheva była wyjątkowo trafna. Nie chciałem sobie wyobrażać jakskończyłby J. gdyby naprawdę przypodobał się nauczycielce.
- A jak myślicie. Kim będzie Slughorn? – Peter chyba właśnie zaczynał myśleć ostroju dla siebie.
- Stawiam na żuka gnojaka – James poruszał zabawnie brwiami. Nawet ja miałemprzed oczyma ten niesamowity widok, jaki by nas czekał.
- Prędzej hipopotam, ale znając jego zamiłowania stawiam na...
- Pawia – podskoczyliśmy, a moje wnętrzności wydawały mi się dziwnie swędzące.Reijel wyszedł zza drzewa przerywają wypowiedź Syriusza. Przeraził nas, alepowoli wszystko opadało, chociaż nadal czułem się jakbym spadł z drugiegopiętra zamku. – Słychać was z jedenastu metrów. – zaznaczył z naciskiem naodległość – Radzę mówić ciszej bo wpakujecie się po uszy. Sheva, ze mną.Przypominam ci, że masz swoje wycierpieć. Szlaban nie poczeka! – kiedy chłopakpodnosił się powoli z miejsca mamrocząc coś pod nosem, ja starałem sięprzypomnieć sobie jakąkolwiek wzmiankę o czymś takim. Chłopak nie mówił nic natemat kary u nauczyciela latania.
- Nawet upierdliwość musi być karana, więc zbieraj się szybciej! – profesor niewydawał mi się zadowolony z tego faktu, ale postawił na swoim i nawet za cenęwłasnego czasu musiał ukarać tych którzy mu podpadli, chociaż Andrew wydawałsię być pierwszym.
- Więc gdybym nie usiadł panu na kolanach...
- Gdybyś się nie pakował tam gdzie cię nie chcą i nie zaczynał ze mną flirtowaćmiałbyś spokój. Może nauczysz się, że jeśli odmawiam to nie zmienię zdania inie obchodzi mnie to jak bardzo tęsknisz za Fabienem. – nauczyciel złapałchłopaka mocno za ramię i pociągnął za sobą. Sheva posłusznie poszedł za nim.Pomachał nam i jeśli zdołałem wyraźnie dostrzec jego minę i obiektzainteresowania to uśmiechał się wtedy do pośladków profesora. Ciężko byłoby toskomentować, ale wolałem zaufać zdrowemu rozsądkowi jasnowłosego i jegowielkiemu uczuciu do Trezeguet.
- Możecie mnie zatłuc, ale Reijel wygląda na perwersyjnego faceta, który lubimałych chłopców obsługujących go ustami. – przeszły mi po plecach dreszcze,kiedy Potter wyraził swoje podejrzenia względem mężczyzny. Może dlatego, żemiałem podobne wyobrażenie, lub po prostu było to zbyt wielkim wyzwaniem dlamojej wyobraźni.

- Zmienił się więc po co to rozpamiętywać? Wydaje się jużnormalniejszy niż w tamtym roku. Nie ma co rozpaczać. Sheva da sobie radę nawetz nim... – Black zawahał się, ale udał, że było to zamierzone. Usiadł mi nakolanach i zaczął zupełnie inne wywody – Doszedłem do wniosku, że więcej niebędę na oczach innych całował tych słodkich usteczek Remusa, ani rozkoszowałsię jego miękką skórką, - zasłoniłem twarz by nie musieć na niego patrzeć, ukryćzażenowanie i tym samym udać, że załamują mnie jego słowa - Ciepłym brzuszkiem,wzdychał go jego ślicznych oczek, zachwycał się mięciutkimi włoskami, a tymbardziej kontemplował całego jego piękna...
- Jakby już tego nie robił – słuszna uwaga Jamesa dotarłaby do każdego pozasamym Syriuszem.
- Inni nie powinni wiedzieć o nim tyle ci ja, więc zapamiętajcie sobie towszystko, bo więcej nie usłyszycie ani słowa!

- Chodzę z głupkiem – bąknąłem przez dłonie. – Wielkim głupkiem, który chybanigdy nie zmądrzeje...


  

niedziela, 21 września 2008

Dotyk...

19 maj

Sam nie wiem jak do tego doszło. Przez cały ranek padało i dopiero w południe odrobinę się przejaśniło, jednak na zewnątrz nadal było chłodno i mgliście. Właśnie na tak mało przyjemny dzień przypadły finały Quidditcha, a przecież musieliśmy kibicować Jamesowi, który obiecywał, że puchar będzie nasz i nie odda go nikomu, a tym bardziej skoro gramy z Puchonami. Nie mieliśmy powodu by mu nie wierzyć i nie zawiódł nas, chociaż było miejscami kiepsko. Kilka razy omal nie zorał twarzy o ziemię i kolumny, jednak jak zawsze potrafił dać sobie radę także z tym. Przez cały ten czas trzymałem Syriusza za rękę i może właśnie to spowodowało, że w czasie, gdy niemal cały Dom świętował zwycięstwo ja wylądowałem w naszej sypialni razem z nim. Światła były zgaszone i tylko nikłe, mgliste światło znienawidzonego przeze mnie księżyca pozwalało dostrzec cokolwiek. Leżałem razem z kruczowłosym na moim łóżku opleciony ciasno jego ramionami. Uśmiechał się zalotnie i zapewniał, ze nie puści mnie póki nie powiem mu kilku zbereźnych słówek. Wcale nie podobał mi się jego pomysł i nawet chcąc nie zdołałbym wydusić z siebie nic, czego oczekiwał. Przepchałem się jakimś cudem na wygodniejsze miejsce i przeturlałem siadając na jego brzuchu. Zwalił mnie i to on przygniótł mnie swoim ciałem do materaca. Warknąłem cicho siłując się z nim by znowu znaleźć się na górze. Śmiał się z wysiłkiem zachowując spokój, podczas gdy ja zupełnie poważny usilnie starałem się postawić na swoim. W końcu po kilku głębokich oddechach znalazłem w sobie siłę by przygwoździć go ostatecznie do łóżka i tym razem to ja miałem być górą. Dumny z siebie podniosłem ręce prezentując przez piżamę moje ‘niebywałe umięśnienie’. Black roześmiał się głośniej z trudem tłumiąc wesołość by nikt nas nie nakrył.
- Mój siłacz powalił mnie jedną ręką – zakpił przechylając głowę i przyglądając mi się z czułością. Poczułem się jak dziecko, ale poniekąd chyba także tak się zachowywałem. – Może sprawdzimy o ile większe są twoje mięśnie od moich, co?
- Phi! – prychnąłem niezadowolony – Przecież jesteś większy, więc wszystko masz większe... Poza mózgiem – dzióbnąłem go palcem w czoło. Nawet nie chciałem rozpatrywać wszystkich możliwych kombinacji kryjących się w tym jednym stwierdzeniu.
- Masz rację... Ale teraz już nie ma uproś i musimy zacząć naszą drogę ku przyjemności – brzmienie jego głosu sprawiło, że po plecach przeszły mi ciarki, ale jakby nie patrzeć sam niesamowicie chciałem poczuć to, co już kiedyś, gdy pozwoliłem nam przejść dalej niż dotychczas. To uczucie było niesamowite i przyjemne mimo całego zażenowania, jakie wywoływało. Szybko spoważniałem wpatrując się w szyję Syriusza nie będąc w stanie wytrzymać jego spojrzenia.
Zamknąłem oczy i głośno wciągnąłem powietrze, kiedy jego palce dotknęły materiału moich spodni od piżamy. Przesunąłem się na uda chłopaka by ułatwić sobie dostęp także do jego ciała. Mrok pokoju idealnie maskował moje zażenowanie i niepewność. Płonąłem, byłem z pewnością cały czerwony, drżałem nawet nie próbując się opanować. Palce Blacka wsunęły się do środka ostrożnie obejmując moje przyrodzenie. Z jękiem pochyliłem się do przodu i niepewnie, z trudem otworzyłem oczy. Spodziewałem się uśmiechu satysfakcji na twarzy chłopaka, jednak ten był całkiem poważny. To sprawiło, że stałem się odrobinę bardziej pewny siebie. Zsunąłem z niego spodnie na tyle by wydobyć jego członek na zewnątrz. Nawet nie chciałem myśleć o tym, co właśnie robię i co on robi mnie. Aż nazbyt dokładnie odczuwałem jego gorącą dłoń, bądź sam byłem tak ciepły, że nie rozróżniałem tej poniekąd mało istotnej rzeczy. Nie do końca wiedząc, co robić wziąłem Blacka w całą dłoń. Z początku wydawał mi się przyjemny w dotyku, ale zaledwie kilka chwil później stał się niemal parzący, większy i twardszy. Popatrzyłem na swój własny członek. Reagował tak samo, a jego palce maltretowały go powoli.
- Pobawię się nim – zapowiedział z odrobiną żartu. Wziął mnie w dwa palce, a kciukiem zaczął naciskać i szybko zwalniać uścisk na moim czubku. Jęknąłem głośniej nie mogąc się opanować. To uczucie było tak inne od poprzedniego, że niemal wrzasnąłem, kiedy to zrobił. Chcąc by przekonał się jak to jest uczyniłem mu to samo. Główka jego penisa była lepka i słyszałem jak wydaje ciche mlaśnięcia, gdy podrywałem palec do góry. Syriusz roześmiał się i poruszył zadowolony.
- Wiedziałem, że to będzie przyjemne, ale twoje łapki są o niebo lepsze niż cokolwiek innego – nie zadawałem głupich pytań, o to, co ma na myśli. Lepiej było nie wiedzieć, ale chyba miał rację. Było mi przyjemnie nie tylko w miejscach gdzie mnie dotykał, ale i to, co sam mu robiłem dawało mi specyficzną satysfakcję. Szybko nie mogąc wytrzymać podniecenia, jakie we mnie zakwitło znowu wziąłem go w całą dłoń i pocierałem skupiając się w głównej mierze na rozkoszy jego palców. Miałem ochotę skończyć to szybko by nie męczyć się, ale i pragnąłem jak najdłużej cieszyć się tym niesamowitym uczuciem, kiedy serce szalało, oddech przyspieszał, a ciało samo poruszało się pragnąć więcej.
Coś zatłukło się za drzwiami i całkowicie wybiło mnie z tego przyjemnego rytmu chwili. Spanikowany puściłem Blacka i zakryłem mu usta dłonią patrząc w bok i nasłuchując czy ktoś nas przypadkiem nie usłyszał. Nawet nie chciałem sobie wyobrażać jak wyglądałoby to gdybym miał zadowalać się z kruczowłosym po kryjomu, gdy ktoś byłby w pokoju nie wiedząc jednak o naszych wyczynach. Kręciło mi się w głowie na samą myśl o czymś takim. Poczułem dłoń Syriusza na swojej i nieprzytomnie popatrzyłem na niego. Wyglądał okropnie i musiała minąć chwila zanim zdałem sobie sprawę z tego, że zatkałem mu także nos i omal go nie udusiłem. Przepraszająco wyszczerzyłem się do niego zauważając lśniące ślady na jego twarzy. Jak uderzenie piorunu nadeszło kolejne olśnienie. Przypomniałem sobie, co robiłem wcześniej tą dłonią i teraz już nie wiedziałem, co zrobić. Całe szczęście Syri należał do osób o zupełnie innym usposobieniu niż ja.
- Pocałuj mnie teraz i wrócimy do pracy. Musisz odpokutować to, co zrobiłeś. – z mieszaniną ciekawości i strachu przywarłem swoimi ustami do jego. Smakowały dziwnie. Słodko, ale z drugiej strony było w tym coś słonawego z lekka goryczą. Wykrzywiłem się nie zachęcony ani trochę do dalszego próbowania. Znowu poczułem dłoń chłopaka i wystarczyło, że poruszył nią bardzo energicznie kilka razy, a moja podnieta eksplodowała na niego. Nieświadom tego, co robię ścisnąłem członek chłopaka, który zawył cicho z bólu i rozkoszy. Doszedł, gdy tylko zwolniłem uścisk oddychając głośno zadowolony. Nie chciałem zrobić mu krzywdy, ale widać musiałem się wiele nauczyć, jeśli nie chciałem stwarzać zagrożenia dla ukochanego. Chciałem przeprosić, ale on już zrzucił mnie z siebie na materac i przytulił pocierając nasze nosy o siebie.
- Mam wrażenie jakbym zrobił coś złego – powiedziałem nieśmiało, gdy napięcie opadło, a ja zdołałem zebrać myśli. Pokręcił głową z uśmiechem.
- To nie jest złe tylko intymne i żenujące, a to nie oznacza, że nie można tego robić, prawda? Z resztą To właśnie robią kochankowie. Kochasz mnie, a ja ciebie i dlatego się dotykamy, całujemy i w ogóle. Z resztą kiedyś spróbuję tego twojego soczku – z głębokim pomrukiem popatrzył na dłoń – Założę się, że smakuje jak przepyszne mleczko... – zażenowany jak chyba nigdy dotąd poczerwieniałem i schowałem twarz w poduszce. Jego słowa obijały mi się w myślach przez cały czas i znowu poczułem w ustach smak pocałunku z kruczowłosym. Mocniej wtuliłem się w miękki materiał nawet nie chcąc spojrzeć na Syriusza, który odsłonił moje ucho i pocałował mnie w skroń. Kątem oka niemal płaczliwie popatrzyłem jak wyciera dłoń w moją pierzynę. Wszystkie uczucia sprzed chwili opuściły mnie w zeskakującym tempie.

- Nie w moją pościel! – usiadłem gwałtownie – Przecież nie będę spał w brudnej pościeli. Oszalałeś?
- Będziesz spał u mnie, ze mną – odpowiedział na moje piorunujące go spojrzenie wesołością – Będziemy się tulić, całować, dotykać... Dobrze, nie musimy się więcej dotykać – poprawił się, gdy miałem ochotę prychnąć i odwrócić się w inną stronę. – Jak ty mnie kochasz, mój słodki plasterku miodu... – tym razem nie mogłem się nie uśmiechnąć. Z jakiegoś powodu spodobało mi się to określenie. Ale to oznaczało, ze Syri musiał być jakimś robaczkiem, który mód wykrada tak jak zrobił to ze mną. I miał rację. Kochałem go jak nikogo innego.

 

  

środa, 3 września 2008

AAAM...

15 maj

Od dawna nie miałem tak wielkiej ochoty na pieczonego kurczaka, jak tego dnia. Cała Wielka Sala pachniała różnorakimi pieczonymi potrawami od mięsa po warzywa. Zapewne po kilkudniowym osłabieniu spowodowanym pełnią mój organizm potrzebował ogromnej ilości jedzenia. Miałem ochotę próbować wszystkiego po kolei i starając się ukryć własny wilczy apetyt pakowałem na talerz, co tylko mogłem. Nie przejmowałem się nawet ubrudzoną twarzą i dłońmi całymi w tłuszczu. Jeden raz mogłem sobie na to pozwolić. Ucieszony z nową energią wkładałem do ust coraz większe kawałki potraw. Dopiero Syriusz przerwał to zabierając mój talerz sprzed mojej twarzy. Chciałem na niego fuknąć by go oddał, niestety jego zamiary były zupełnie inne. Przesiadł się spychając Shevę z krzesła i zaczął karmić mnie tym, co zabrał. Powoli i niespiesznie, jakby chciał się tym nacieszyć. To była męczarnia i wcale nie podobało mi się, że robi to przy całej szkole. Odsunąłem się od niego z wyraźnym niezadowoleniem, ale nie odstraszyłem go tym nawet w najmniejszym stopniu. Zamiast tego wyszczerzył się rozradowany.
- Jedz ładnie i grzecznie, bo twój kochany Syriusz musi pomyśleć nad tą bajką – pomachał mi przed nosem kawałkiem dobrze upieczonej skórki kurczaka. – Kopciuszek to ciężka historia, więc nie stawiaj oporu. No, Remusku, zrób ‘AAAM’ – potraktował mnie jak dziecko, ale użył bardzo silnych argumentów. Nie chciałem by Michael powiedział chociażby słowo o tym gdzie chodzę, ponieważ to wzbudziło by zapewne podejrzenia i kto wie czy przyjaciele nie wpadliby na jakiś głupi pomysł, który mógłby ich dodatkowo narazić. Tylko tego by mi brakowało.
Przysunąłem krzesło do Syriusza i zjadłem kolejny kawałek mięsa. Przez przypadek polizałem jego palce, co wyjątkowo mu się spodobało. Karmił mnie przez kolejne kilkanaście minut nie przejmując się ani zainteresowaniem innych, ani też kończącym się powoli czasem posiłku. Nasze zajęcia już się skończyły, więc spokojnie mogliśmy wracać do dormitorium. Korzystając z okazji, ze Black się zagapił zabrałem od niego swój talerz i włożyłem do ust spory kawałek pieczeni. Mimowolnie zamruczałem. Czułem się jakbym pozwolił wziąć nade mną górę naturze bestii, jednak wątpię by ona chciała rozkoszować się pieczonym mięsem. Mój żal do świata o to, kim jestem powoli stał się mniejszy. Nie myślałem o tym codziennie, a jedynie w wyjątkowych sytuacjach i nie przykładałem większej wagi do tego, jak likantropia wpływa na moje życie. Miałem teraz więcej zajęć i problemów niż tylko ten jeden. Zbliżało się zakończenie roku, a ja nadal musiałem poprawić ocenę z Zaklęć, do której przyczynił się rozpraszający mnie kruczowłosy. Chciałem wrócić do domu ze świadectwem pełnym najwyższych not, by rodzice wiedzieli, że się staram, a dyrektor nie żałował przyjęcia mnie do Hogwartu.
Dojadłem już sam patrząc jak Syriusz oblizuje palce i pije sok. Podał mu szklankę do ust widząc wyraźnie, że z moimi rękami nie pójdzie tak łatwo. Zlizał z moich dłoni odrobinę słonego tłuszczu, ale nie odważył się na więcej.
- Chodź tu do mnie i wspinaj się na plecy. Zaniosę cię do łazienki, a później do pokoju. Mam ochotę na noszenie mojego Remusiątka do wieczora, a te brudne łapki trzymaj z daleka od mojej szaty! – robiąc płaczliwą minę dał mi się wgramolić na swoje plecy i złapał mnie za uda przytrzymując. – Tą tłustą buźkę wyczyszczę ci później, więc nie kładź mi polisiów na ramieniu. – nie wiem, jakim cudem wiedział, że właśnie to chcę zrobić, ale uświadomił mi stan własnej twarzy. Kiedy ruszałem ustami czułem tłuste, klejące ślady, które wywoływały tak dziwne uczucie. Nawet nie myślałem, że tak ciężkie może być trzymanie się go bez używania dłoni.
Łazienka była zbawieniem. Zeskoczyłem z pleców Syriego i od razu podbiegłem do umywalki. Umyłem dłonie i twarz nie dając kruczowłosemu możliwości lizania mnie. Nie byłem kotem, by miał to robić. Nie odpowiadała mu ta opcja, ale nie miał wyjścia. Znowu ustawił się czekając aż w bardziej komfortowy sposób wpakuję się na niego. Wróciłem na mój prywatny transportowiec i tym razem przytuliłem się do niego.
- Jestem czyściutki, więc już mogę – bąknąłem udając żal za poprzedni zakaz – Wymyśliłeś już coś do bajki? – zamknąłem oczy na chwilę, a kiedy je otworzyłem przystawiając usta do szyi chłopaka dmuchnąłem. Z kącików moich warg wydostało się powietrze wydając zabawne odgłosy. Syriusz roześmiał się łaskotany i poprawił mnie na swoich plecach, chociaż na tyle ekstremalnie, że musiałem pisnąć, by się uspokoić.
- Jeszcze nie, ale pracuję nad tym. – zapewnił przesuwając dłonie na moje pośladki. – Teraz musisz mocno trzymać się mnie udami.
- To niesprawiedliwe!
- Ale przyjemne... – uderzyłem go w ramię, kiedy mi to wymruczał.
Naburmuszony dotarłem na nim do Pokoju Wspólnego. Niezrażony, jak zawsze posadził mnie na pustej jak dotąd kanapie i kładąc się na jej reszcie ułożył głowę na moich kolanach. Przez chwilę miałem ochotę mu ją zepchnąć, ale wyglądał na zbyt spokojnego i niewinnego. Przytulał się do nich, mruczał, wiercił aż w końcu zdołał ułożyć.
- Słyszałem jak Reijel rozmawiał z McGonagall... – zaczął sennie, ale przerwałem mu ostro.
- Kiedy przestaniesz podglądać i podsłuchiwać nauczycieli?! – zignorował to, jakby wcale nie miał zamiaru nic podobnego robić.
- Mówił, że skoro każdy z nas jest pedagogiem i uczymy się od siebie wszystkiego to nie ma sensu dawać nam dobrego przykładu wyłącznie na zajęciach i w czasie, gdy patrzymy. Uznał, że Slughorn musi odstawić fajkę i wino. Gdybyś widział minę McGonagall... Ale myślisz, że mówił prawdę? Uczymy się od siebie nawzajem? – westchnąłem użalając się nad jego głupimi czasem pytaniami i naiwnością. Pogłaskałem go i popatrzyłem w szare i tak dziecinne teraz oczy.
- Myślę, że miał rację. Przecież inni byliśmy na początku, a teraz wiele się zmieniło dzięki temu, że się znamy. Kiedy o tym myślę to przecież i on musiał się zmienić. Od kiedy Camus powiedział mu, że ma się nami opiekować jest spokojniejszy. – filozoficzne rozważania nie pasowały mi do niego, ale w takich chwilach wydawał się zwykłym dzieckiem. Nie uwierzyłbym, że to właśnie on pociągnął nasz związek tak daleko.
- Kończ z przytulankami, Black! – Sheva przechylił się przez oparcie sofy sprawiając, że moje serce aż podskoczyło ze strachu.
- Nie zakradaj się! – warknąłem oddychając szybko, ale spokojniej niż na początku.
- Nie zakradałem się, to wy mnie nie zauważyliście – Andrew wchodził właśnie na oparcie i wcisnął nogi pod Syriusza. – Ty mnie zepchnąłeś w Wielkiej Sali to teraz ja zepchnę ciebie – rzucił ucieszony i powoli zsuwał się na kanapę. Kruczowłosy z pełnym żalu jękiem usiadł i pozwolił tym samym na zajęcie przez jasnowłosego swojego miejsca zaraz przy mnie. Ukrainiec był jak mur nie do przejścia między nami dwoma.
- I czego jeszcze chciałeś poza zniszczeniem tak pięknej chwili sam na sam? – Black obrażony wpatrywał się w kominek – Gdybyś nie przyszedł może nawet dałby mi buziaka, a tak obejdę się smakiem.
- A jeśli o tym mowa... – Sheva przeciągnął się i ziewnął – Nasz Remi coraz więcej je, a to znaczy, że traci dużo energii. Pytanie czy na naukę, czy na ciebie – pokazał kruczowłosemu język i szybko zeskoczył z sofy unikając tym samym wymierzającej sprawiedliwość ręki Syriusza. – Wiem też, co będzie na podwieczorekkk... – zrobił powoli wielki zamaszysty ruch odwracając się niby to chcąc już odchodzić. Musiał wiedzieć, że mnie tym zainteresuje, bo uśmiechnął się patrząc kątem oka prosto na mnie. Przez chwilę walczyłem z tym, by zapytać o szczegóły i właśnie ta część wygrała. Podniosłem się i szybko i stanąłem przed nim z błagalną miną.
- Co będzie na podwieczorek? – usilnie starałem się zrobić najbardziej błagalną minę, na jaką było mnie stać. Nie wiem czy mi się udało, jednak chłopak westchnął niby to zrezygnowany.
- Brzoskwinie w cieście z galaretką agrestową. Wybłagałem Slughorna żeby mi to zdradził. – cieszyłem się jak dziecko. Znowu poczułem, że jestem głodny, a załamany tym Syri padł na kanapę całym ciałem nie bacząc na nic.
- No i uwiódł mi go podwieczorkiem... – westchnął załamany.