środa, 27 kwietnia 2016

Wilgoć

Czy desperację można opisać słowami? Czy można oddać ją kolorem, zapachem lub smakiem? Czym właściwie jest i jak się przejawia? Kiedy wiemy, że mamy z nią do czynienia i czym właściwie różni się od szaleństwa?
Zadawałem sobie te i inne pytania szukając zaciekle Syriusza, którego nie było nawet w sowiarni, co było przecież do przewidzenia. Powoli zaczynały kończyć mi się sensowne pomysły. A przecież początkowo myślałem, że pójdzie mi tak łatwo! Naprawdę sądziłem, że nie ma nic prostszego od znalezienia Syriego w zamku, nie ważne czy wściekłego, czy nie. Widać myliłem się i to poważnie. Wprawdzie mogłem próbować go wytropić przy pomocy moich wilczych, wyostrzonych zmysłów, ale wśród tak wielu ludzkich zapachów, z których większość nosiła ślady słodkich, damskich perfum, nie łatwo było mi posługiwać się węchem, zaś słuch na nic mi się przyda, jeśli Black się nie odezwie. Wprawdzie jego kroki byłem w stanie rozpoznać, ale nie wśród wielu innych, które na pewno zaraz dołączą do chwilowej ciszy korytarzy, gdy uczniowie będą rozchodzić się po zamku oraz wracać do swoich dormitoriów. Byłem wilkołakiem, a nie cudotwórcą!
- Gdzieś ty się zaszył, Syriuszu. A może... - spłynęło na mnie kolejne olśnienie.
Wróciłem do sypialni zabierając swój zimowy płaszcz i szalik po czym szybko skierowałem się do głównego wyjścia.
Syriusz siedział na schodach podpierając brodę rękoma, jakby intensywnie nad czymś rozmyślał. Wątpiłem w to jednak, ponieważ zawsze kiedy się zadumał, między jego oczyma pojawiała się zmarszczka, a kiedy odwrócił się w moją stronę by sprawdzić kogo przyniosło do jego „kryjówki” nie było po niej nawet śladu.
- Znalazłem cię. - rzuciłem by przerwać jakoś ciszę.
- Wcale się nie ukrywałem. - burknął i przyjął poprzednią pozycję.
- Syriuszu, czy naprawdę uważasz, że wściekanie się o to, że jakiś chłopak, którego znam jest przystojny ma sens? Nie zaprzeczam, że Matt jest miły dla oka, ale pomyśl w jakiej sytuacji stawia to mnie. Wychodzi na to, że uważasz go za bardziej atrakcyjnego ode mnie. Nie zaprzeczaj tylko pomyśl nad tym! Mój chłopak uważa innego chłopaka za tak przystojnego, że aż go krew zalewa. Z całym szacunkiem dla twojej złości, to chyba ja powinienem być na ciebie zły.
Black spojrzał na mnie mrocznie i ostrzegawczo, ale teraz doskonale widziałem zmarszczkę między jego oczami, a więc znaczyło to tyle, że zastanawia się nad sensem moich słów. Nie miałem wątpliwości, że właśnie wewnętrznie przyznaje mi rację.
- Nie uważasz za normalne tego, że nie mówię ci o przystojniakach których znam? W końcu żaden z nich nie może równać się z tobą, więc po co w ogóle zwracać na nich uwagę? Matthew poznałem przypadkiem, pomogłem mu z zaklęciem, z którym sobie nie radził i tak zaczęła się nasza znajomość. Nie ma w tym niczego złego. Sam znasz masę osób, o które i ja mógłbym być zazdrosny, a jak widzisz nie jestem. - ile w tym było kłamstwa, a ile szczerej prawdy? Nawet nie chciałem się nad tym zastanawiać.
- Dobrze, uznajmy sprawę za niebyłą. - mruknął zrezygnowany. - To nie znaczy, że przyznaję ci rację!
- Jasne, że nie. Gdzieżbym ośmielił się tak myśleć. - uśmiechnąłem się dwuznacznie, a on znowu mierzył mnie ostrym spojrzeniem, chociaż teraz w jego oczach widać było przekorne ogniki. Nie był na mnie zły, a jedynie chciał stwarzać pozory. Wygrałem to starcie i chyba powinienem być z siebie dumny. Nie codziennie potrafię przemówić Syriuszowi do rozsądku.
- Uważaj sobie, bo jeszcze zmienię zdanie! - ostrzegł, ale nie było w tym za grosz przekonania.
- Tak, naturalnie. - przewróciłem oczyma. - Nie pojadłeś sobie nawet, a śniadanie już się skończyło. Chcesz wpaść do kuchni?
- Nie, nie mam już ochoty na śniadanie, ale chętnie wybiorę się na jakiś spacer, co ty na to? Te przysypane śniegiem błonia mnie uspokajają. Tylko tutaj śnieg potrafi utrzymać się tak długo. Poza Hogwartem zimy są szare, nudne i przypominają jesień, więc chcę się nacieszyć ostatnią prawdziwą zimą tutaj.
Miał rację. Nigdy o tym nie myślałem, ale rzeczywiście już niedługo będziemy musieli pożegnać się nie tylko ze szkołą, ale i z tak zróżnicowanymi porami roku. Przez te lata spędzone tutaj tak bardzo nawykłem do zmiennych pór roku, że całkiem zapomniałem o niespecjalnie uroczym świecie poza murami zamku. Jasne, wiosna w Anglii bywała udana, chociaż mokra, deszczowa i często szara, pozbawiona słońca, ale kiedy już się pojawiało, można było się nim cieszyć. Nie mogła jednak równać się z tą, jaką mieliśmy w szkole. Syriusz miał całkowitą rację.
Skinąłem głową podając mu rękę aby pomóc mu wstać. Nie potrzebował tego, ale uznałem ten gest za całkiem sensowny. Co jednak ważniejsze, Syri przyjął pomoc, co znaczyło, że między nami znowu jest całkowicie dobrze i nie żywi do mnie urazu o zatajenie kilku faktów związanych z nawiązaną niedawno nową znajomością.
Spacerując po błoniach i zostawiając ślady na dziewiczym śniegu słuchałem jego cichego skrzypienia i chrupania, gdy moje buty zatapiały się w nim z każdym krokiem. Biały, chłodny, tak czysty w swoim oczywistym brudzie zanieczyszczonego przez mugoli powietrza.
- Powiedz, często myślisz o końcu szkoły? - zapytałem.
- Tak. - przyznał skinąwszy głową. - Nawet bardzo. Coraz częściej słyszy się o tym całym Lordzie Voldemorcie, który atakuje mugoli i mieszańców. Obawiam się, że może mieć wpływ na naszą przyszłość. W końcu wraz z końcem szkoły problemy dorosłych staną się także naszymi.
Musiałem przyznać mu rację, chociaż sam starałem się w ogóle o tym nie myśleć. Byłem mieszańcem, w dodatku wilkołakiem, więc nie chciałbym natknąć się na tego całego Voldemorta. Wolałem na spokojnie przeżyć ostatni rok mojej nauki szkolnej, a dopiero w ostateczności zacząć obawiać się o swoją przyszłość.
- Nie powinieneś tyle o tym myśleć, Syriuszu. Co ma nadejść i tak nadejdzie, a my nie mamy na to wpływu. Tak przynajmniej ja wolę myśleć. Zamiast tego nacieszmy się spokojem i samotnością.
- Tak, chyba masz rację. - Black znowu kiwnął głową i uśmiechnął się w ten dorosły, dojrzały sposób, w jaki uśmiechał się raczej rzadko. Zaraz potem tak po prostu klapnął tyłkiem na śnieg i położył się z rozłożonymi ramionami robiąc „aniołka”. To było do niego podobne, chociaż jednocześnie znaczyło, że chłopak stara się odpędzić od siebie demony. Pewne fakty były po prostu oczywiste, ale nie chciało się ich analizować. Zupełnie jak faktu, że wszystko się zmienia i za rok nie będziemy już mogli tak beztrosko bawić się na śniegu.
Zrobiłem „aniołka” obok Syriusza i zamknąłem oczy na kilka chwil. Chłód śniegu zaczął rozchodzić się po moim ciele, wnikał w spodnie, kiedy biały puch zaczynał topnieć z powodu ciepła mojego ciała.
- Jestem mokry! - rzuciłem podnosząc się szybko i otrzepując już i tak wilgotne spodnie. Nie sądziłem, że efekty zabawy w śniegu będą tak szybko widoczne. - Wyglądam jakbym się posikał!
- Hm, nie zaprzeczę. - Syriusz śmiał się, ale jeszcze nie podnosił. Jego ubrania na pewno były już całkiem mokre z tyłu, ale on nie zwracał na to uwagi. - Wiem o czym myślisz i nie zaprzeczę, ale przynajmniej ja mam dwukolorowe jeansy, a nie mokrą plamę na tyłku. - pokazał mi język niespiesznie zmieniając pozycję z leżącej na siedzącą. Następnie podniósł się sprawnie i rzucił okiem na swoje działo usatysfakcjonowany. Wyginając się pod wszystkimi możliwymi stopniami próbował ocenić stan swoich spodni. Musiałem przyznać, że naprawdę wyglądały lepiej niż moje, chociaż obawiałem się, że z tego starcia to ja wyjdę zwycięsko, ponieważ jeśli Black przemroziłby swój szacowny tyłek, a na to się zapowiadało, miałby nie małe problemy z pęcherzem. Z jakiegoś powodu mnie to bawiło. Moje jeansy miały przecież wyschnąć, a plamy nie były jeszcze najgorsze, czego nie można było powiedzieć o Syriuszowych. Uznałem jednak, że i tak jest już za późno żeby narzekać i upominać go, co do tego. Przecież sam musiał zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo ryzykuje.
- Niech tylko przypomnę sobie zaklęcie suszące... - mruknąłem pod nosem do siebie, ale zadbałem aby Syri również je słyszał. Chciałem się z nim podrażnić odmawiając mu pomocy przy suszeniu mokrych spodni, a wiedziałem, że Black nigdy nie przykładał wagi do zaklęć domowych, które znały wszystkie gospodynie, żony i matki. Najpewniej zdołałby sobie tylko zaszkodzić, gdyby tak spróbował samemu pozbyć się tej jednej, wielkiej mokrej plamy z tyłka.
- Obaj skończymy chorzy, jeśli nie wrócimy do zamku żeby się przebrać. - ten jeden raz Black miał całkowitą rację.
- Słusznie, zaczyna wiać i czuję, jak mokre zamienia się w lodowate i twarde, a więc roztopiony śnieg zamarza na moim szacownym tyłku. Koniec spacerku, a przynajmniej do czasu, kiedy się nie przebierzemy.
Syri uśmiechnął się i poruszył zabawnie.
- Niedługo będzie mi ciężko się ruszać z lodem w gaciach. Chodź. - złapał mnie na chwilę za rękę, ale szybko musiał puścić, kiedy byliśmy widoczni z okien zamku. Pewne rzeczy niestety wcale nie zmieniały się z czasem. Ludzie tak, ale uprzedzenia i obawy nigdy. Miałem jednak ważniejsze zmartwienia na głowie, niż ukrywanie związku z Syriuszem.

niedziela, 24 kwietnia 2016

Jak długo...?

Krótko, więc wybaczcie!

Chociaż początkowo nie byłem pewny, co powinienem zrobić, ostatecznie postanowiłem nie zostawiać wszystkiego losowi. Syriusz był wściekły, chociaż nie byłem do końca pewny, czy na mnie, czy może na siebie lub na naprawdę przystojnego młodszego chłopaka. W końcu każda z opcji była możliwa i prawdopodobna, a Syri nie zawsze zachowywał się sensownie. Jakby na to nie spojrzeć, był moim chłopakiem i przyjacielem Jamesa, a to zobowiązywało.
- Idę go poszukać. - oświadczyłem w pięć minut po tym, jak Syriusz opuścił Wielką Salę. Najpierw musiałem dokończyć szybko śniadanie, co raczej nie spotkałoby się z przychylnością przeciętnego partnera, a że Black nie zaliczał się do przeciętnych... Liczyłem na to, że uzna mojego praktycznego podejścia za coś negatywnego.
- Powiedzmy, że go znajdziesz. I co mu powiesz? - Zardi złapała mnie za rękę.
- Żeeee... - zawahałem się. - Że to ja powinienem być obrażony, skoro uważa jakiegoś dzieciaka za tak atrakcyjnego, że obraża się na mnie.
- Hm, to ma sens. - przyznała skinąwszy głową. - Możesz iść, to mnie satysfakcjonuje.
- Cieszę się niezmiernie. - rozbawiony uśmiechnąłem się do niej i raczej niespiesznie wyszedłem z Wielkiej Sali. Szalone uganianie się za Syriuszem nie miałoby sensu, a przecież nie chciałem aby uznał, że przyznaję się do oszustwa, błędu, czy cokolwiek przyszłoby mu do głowy w związku z nieporozumieniem, jakie nas poróżniło. Nie byłem tylko pewny, czy naprawdę mogłem nazwać to w taki sposób, skoro sam obawiałem się jego reakcji na Matta. Tego jednak nie wiedział nikt poza mną, toteż wolałem robić dobrą minę do złej gry.
Przebierałem leniwie nogami zastanawiając się, gdzie w pierwszej kolejności powinienem zacząć szukać wściekłego jak osa chłopaka. Każdy na pewno zacząłby od sypialni, ale to wydawało się zbyt proste. Jasne, gdyby Syri chciał zostać znaleziony, najpewniej właśnie tam by przebywał, ale czy on aby na pewno tego chciał?
Dla pewności postanowiłem zacząć właśnie od tego miejsca. Nie zdziwiłem się nawet, kiedy nie zastałem go w naszym pokoju.
Ostatnie miejsce, w którym bym go szukał? - zapytałem sam siebie. Wiedziałem, że ludzie często tak robią, więc może i Black uznał to za sensowne rozwiązanie.
- Biblioteka. - powiedziałem głośno. W końcu to ja byłem typem, który miał do niej słabość. - Wavele... - przyszedł mi nagle do głowy nauczyciel run, ulubionego przedmiotu mojego chłopaka. Jeśli Syri chciał mnie naprawdę unikać to właśnie w jego gabinecie by się zaszył. Wiedział, że toleruję profesora, może nawet go lubię, ale bywały chwile, kiedy zwyczajnie za nim nie przepadałem, a wszystko to z winy Syriusza i jego relacji z Wavelem w przeszłości. - Biblioteka. - powiedziałem z naciskiem, chcąc wyprzeć z myśli koszmarną możliwość, która tak mnie „oświeciła” zaledwie kilka sekund wcześniej.
Przyspieszyłem kroku zmierzając do biblioteki. Miałem zamiar przeszukać całą szkołę, a dopiero na szarym końcu uznać, że Syri zrobił coś, co miało mnie dogłębnie zranić. Wiedział doskonale, jakie było moje podejście do nauczyciela run, więc z pewnością rozumiał, że takie zagranie odbiłoby się na naszym związku dotkliwie. Czy znajomość z jakimś młodszym przystojniakiem mogła być warta takiej ceny? Przecież to byłoby dla mnie ciosem poniżej pasa!
Wziąłem głęboki oddech by się uspokoić i przekroczyłem próg miejsca, które uwielbiałem, a które, jak miałem nadzieję, jest kryjówką mojego chłopaka i jego urażonej dumy. Musiałem jednak sprawdzić wszystkie działy krok po kroku, ponieważ nie wierzyłem, by Syri miał się ukrywać w najnudniejszym z nich, a więc wśród książek traktujących o historii magii. Był na mnie zły, ale to jeszcze nie znaczyło, że zagustował w psychicznym samookaleczeniu. W końcu historia magii nigdy nie należała do jego ulubionych przedmiotów.
Zaciskałem pięści prosząc w duchu Merlina o to, żeby Syri znalazł się tu i teraz. Nie chciałem zacząć w niego wątpić, a najwyraźniej on zwątpił we mnie, więc naszemu związkowi wystarczyłby ten mały kryzys zamiast wielkiego i naprawdę skomplikowanego, jaki wisiał w powietrzu.
Do tego miałem nosa i nie potrzebowałem nawet węchu wilkołaka czy magicznych zaklęć.
- Znajdź się, znajdź się, znajdź się... - mamrotałem do siebie, chociaż to nie mogło mi w żaden sposób pomóc. - Szlag, nie ma go! - bardzo szybko miałem, co do tego pewność.
Kolejną próbą była sowiarnia, która zaliczała się do beznadziejnych pomysłów biorąc pod uwagę, że Syri nie szczególnie miał do kogo pisać, ale może właśnie dlatego zaszył się wśród usianego ptasimi kupami i mysimi kosteczkami pomieszczenia? Gdyby chciał pisać do Shevy, mógłbym to zrozumieć, ale Black unikał bezpośredniego pisania do przyjaciela. Nie chciał go martwić, a może bał się odpowiedzi, która zawierałaby ostre słowa dotyczące tego, jak Syriusz się zachowywał wobec mnie ostatnimi czasy. Był trochę oziębły, kiedy ja nastawiałem się na bliskość i pieszczoty, z kolei ja robiłem to samo, kiedy on miał ochotę się do mnie zbliżyć. W którym właściwie momencie nasze drogi zaczęły się tak rozchodzić?
Sprawdziłem sowiarnię, wyglądałem na zewnątrz przez wszystkie możliwe okna, po każdej stronie zamku, pod każdym możliwym kątem, rzuciłem nawet okiem na wszystkie toalety oraz większość tajnych przejść.
Jeśli wziął pelerynę niewidkę Jamesa... Wcześniej to wykluczyłem, ale teraz uważałem za możliwe. Jeśli miałby ją na sobie, mógłbym go szukać do upadłego, a i tak nigdy bym się nie zorientował, że gdzieś się ukrywa. Jego zapach był zbyt intensywny w sypialni, w sowiarni zagłuszał go swąd ptaków, w bibliotece nie potrafiłem skupić się na ludzkich zapachach, kiedy stare woluminy wypełniały mi nozdrza. Jakby tego było mało, zaczynałem się niepokoić, a to wcale nie pomagało w poszukiwaniach.
- Zgubiłeś coś?
- Syriusz! - niemal pisnąłem z ulgi i radości słysząc jego głos za plecami, kiedy wychylałem się za okno na jednym z korytarzy.
- Jestem wściekły, ale wciąż pamiętam jak mi na imię. - rzucił zjadliwie, ale bez złych intencji.
- Ja tam wolę się upewnić. - odpowiedziałem równie wyzywającym tonem. - Czasami najrozsądniejsi nawet ludzie potrafią pokusić się o coś niemożliwego, czego się nie spodziewali zrobić lub powiedzieć.
- Spokojna twoja rozczochrana, Remusie. Nie zapomniałem o niczym, chociaż bardzo bym chciał. Bardzo wyraźnie pamiętam twoje oszustwo.
- Mówisz o tym, że Matthew spodobał ci się tak szalenie, że uznałeś go za chłopaka, który rozpaliłby także mnie. Nie zaprzeczaj! - upomniałem go. - Wiem, że lubisz wyzwania, więc proponuję ustalić jakiś najprostszy jak dla nas plan działania. Ja mam realny powód do wytoczenia wojny, ale ty? Syriuszu, oficjalnie przyznałeś się do tego, że interesuje cię Matt.
- Zignoruję cię taktownie.
- Ale jak długo można uciekać? - pokręciłem głową z westchnieniem - Powiedz mi, jak długo chcesz uciekać przede mną i przed rozmową? - chyba trafiłem w samo sedno.

niedziela, 10 kwietnia 2016

Źle się dzieje

26 grudnia
- Poproszę o buziaczka. - Syriusz ułożył usta w dzióbek i przymknął oczy wpatrzony we mnie tymi dwiema szparkami, w jakie zamieniło się burzliwe niebo jego spojrzenia. Zbieraliśmy się spóźnieni już na świąteczne śniadanie, a jemu zebrało się na dziwaczne życzenia.
- Jeśli nie zdążę sobie pojeść, zobaczysz jak wygląda wygłodniały wilkołak. - ostrzegłem, a on wydął usta jeszcze bardziej, tym razem w niezadowoleniu.
- Ukradnę pocałunek.
- Byle tylko po śniadaniu. - roześmiałem się wygładzając sweter. - Idziemy?
- Czekaj, but stawia opór! - James skakał na jednej nodze po czym w hukiem wylądował na podłodze. - Auć! Zabiłbym to dziadostwo, gdyby nie fakt, że jest martwe! - warknął, ale teraz przynajmniej nie miał najmniejszego problemu z wciśnięciem nogi do zawiązanego ciasno buta. Jego lenistwo nie znało granic, ale był przecież Jamesem Potterem i niczego innego się po nim nie spodziewałem.
Zaburczało mi w żołądku, a za przykładem mojego poszły trzy inne. Wszyscy czworo byliśmy więc wygłodniali i teraz nie ulegało już wątpliwości, że naszym priorytetem będzie jednak Wielka Sala. I rzeczywiście nim była, ponieważ nawet Syri porzucił udawane nadąsanie i podał okularnikowi rękę by pomóc mu wstać z podłogi. Śniadanie czekało!
I nie tylko śniadanie. Zardi uśmiechnęła się szeroko, kiedy weszliśmy do Wielkiej Sali. Zajęła nam miejsca najbliżej naszych ulubionych potraw, co śmierdziało podstępem. Ona coś kombinowała i my byliśmy jej niezbędni. Aż bałem się dowiedzieć, o co chodzi, chociaż nie ulegało wątpliwości, że w końcu wszystko stanie się jasne.
W przeciwieństwie do mnie, Syriusz nie planował czekać na rozwój wydarzeń. Zamiast tego zadał pytanie, które niewątpliwie nurtowało nas wszystkich.
- Co wymyśliłaś tym razem?
- Łamiesz mi serce!
Spojrzenie chłopaka było bardzo wymowne, podobnie jak przekorny uśmiech dziewczyny. Gdyby tych dwoje było ze sobą, stanowiliby naprawdę wybuchową mieszankę. Jej charakterek i męska duma Syriusza? To mogłoby zniszczyć świat w przeciągu jednej chwili. Oni po prostu mieli w sobie to coś, co ich różniło i upodabniało do siebie jednocześnie. Oboje byli charyzmatycznymi urodzonymi liderami, którzy nie do końca mieli okazję wprawić się w sztuce dowodzenia. Oboje kipieli od szalonych pomysłów, które nie zawsze mogli realizować. Byli wewnętrznie dziećmi mimo upływających lat. W ich przypadku lista różnic i podobieństw naprawdę mogłaby ciągnąć się bardzo, bardzo sługo.
- Nic nie wymyśliłam, a jedynie stęskniłam się za wami i chcę się skryć w sztucznym tłumie. - rzuciła w ramach wyjaśnienia. - Mm, o tak! Nadchodzą moje ciasteczka. - zamruczała niespodziewanie. - Merlinie, bycie tak cudownym powinno być zabronione. Tylko spójrzcie na te ciała! Mmmm, uwielbiam na nich patrzeć. Wprawdzie jeszcze nie widziałam ich bez ubrań, ale nic nie szkodzi, już ja wiem co się kryje pod tymi koszulami, swetrami i innymi niepotrzebnymi łaszkami.
Rzuciłem okiem na obiekt jej westchnień i niemal zakląłem pod nosem. Od razu wepchnąłem nos w swój talerz z jajecznicą. Nie chciałem żeby Matt mnie zobaczył, a to właśnie na niego i jego kolegów Zardi tak się napaliła. Matt, Gregoire i kilku innych typków – blondas, brunet i szatyn w okularkach.
- Serio? To są twoje typy? - Syriusz podjął rozmowę z dziewczyną, która wyglądała na wchodzącą do Wielkiej Sali ekipę starając się nie rzucać w oczy.
- Prawdę mówiąc to nie mam swojego typu faceta. Ślinię się do różnych, więc co to za problem? Jak długo oddech staje się cięższy lub zamiera, serce przyspiesza, ślina jest gęstsza i skóra łaskocze, tak długo uznaję, że mam do czynienia z ciasteczkiem. Ciasteczkiem z kremem... Chociaż może lepiej mieć krem na ciasteczku... Mmm, taaak. - oblizała się lubieżnie. - Tych to ja bym chętnie w kremie obtoczyła. - jej język kolejny raz zwilżył wymownie wargi. - Mmm, tak. W śmietankowym kremie, z bitą śmietaną i wiórkami czekolady. - jej oczy były wielkie jak spodki i zaczynały przyjmować kształt serc.
- Remusie, jak miło cię widzieć! - zamarłem, moja skóra swędziała, a serce przestało bić na chwilę.
- Och, Matthew. Miło cię widzieć. - rzuciłem siląc się na uśmiech i odrywając spojrzenie od zmasakrowanego jajka na moim talerzu.
- Wybacz, że ostatnio nic nie wyszło z obiecanej zabawy. Postaram się to naprawić przy okazji kolejnego weekendu w Hogsmeade. - uśmiechał się czarująco, a ja czułem z jednej strony wbijające się w moje udo palce Zardi, zaś z drugiej wlepione we mnie spojrzenie Syriusza. - Pozwól, że chociaż przedstawię ci moich kumpli. Gregoira już znasz, graliście razem na przedstawieniu. - Wskazał na chłopaka z irokezem. - To jest Jonathan. - kiwnął na blondyna, ten wiecznie nadąsany to Alexander, a tutaj masz Samuela, któremu lepiej się nie przyglądać zbyt dokładnie, bo zauważysz, że jego trochę pokiereszowana twarz została grubo przypudrowana żeby mógł się pokazać ludziom.
- Serio, Matt? - okularnik rzucił koledze mordercze spojrzenie.
Uśmiechnąłem się mając nadzieję, że nie widać, jak bardzo sztuczny był to uśmiech.
- Pozwól, że ja przedstawię ci moich przyjaciół. Syriusz, James, Peter i oczywiście maskotka naszej paczki, Zardi.
- Maskotka? - dziewczyna przesunęła dłoń na moim udzie stanowczo za wysoko. - Urwę i wypcham trocinami. Wtedy będziesz miał maskotkę. - syknęła, ale tylko ja wiedziałem o co jej chodzi i raczej nie chciałem żeby spełniła swoją groźbę. Moje krocze zdecydowanie nie nadawało się na maskotkę.
- Żartowałem! Nie jest maskotką i lepiej z nią nie zaczynać. To bestia. Prawdziwa bestia. - sprostowałem, a ona łaskawie zabrała rękę.
- Miło poznać. Odezwę się jeszcze żeby coś zaplanować. - obiecał Matt i wraz ze swoimi kumplami oddalił się od miejsca, które zajmowaliśmy.
Przeczuwałem, że czeka mnie teraz droga przez piekło, więc starając się ukryć obawę spojrzałem na wciąż gromiącego mnie wzrokiem Syriusza.
- Dzieciak? To był ten dzieciak z młodszej klasy, o którym mówiłeś? Ten wysoki, cholernie wpadający w oko blondyn, którego Zardi planowała pokryć słodyczami i lizać? - syknął.
- Mnie w to nie mieszaj! To co ja bym z nim, a raczej z nimi zrobiła to moja sprawa i nie ma nic wspólnego z wami.
- Syriuszu, to jest dzieciak. Jest od nas młodszy, nawet jeśli jest wyrośnięty. - zignorowałem komentarz przyjaciółki i próbowałem skupić się w pełni na ugłaskaniu Blacka.
- Ten dzieciak patrzył na ciebie jak na przekąskę.
- Mała dygresja, on patrzy na wszystkich jak na przekąski. - Zardi ujęła się za mną. - Ten typ widocznie tak ma, więc... Nie próbuj mnie zabić wzrokiem, bo ci się to nie uda! - nie robiła sobie nic z morderczego spojrzenia, jakie rzucił jej Black. - Mówię prawdę czy ci się to podoba, czy nie! Równie dobrze sam możesz warczeć sam na siebie, ponieważ co druga dziewczyna w szkole gapi się na ciebie jak wilk na krwisty stek. Nie przerywaj mi, kiedy mam natchnienie! - warknęła. - Zgadzam się, że nazwanie tego ciastka „dzieciakiem” nie jest zgodne z prawdą, ale czy to naprawdę tak istotne? I na litość boską, Syriuszu! Jestem pewna, że ten cały Matt sypia ze wszystkim, co się rusza, podczas kiedy Remus tylko z tobą!
Moja ręka mimowolnie powędrowała do twarzy przecierając ją w geście wyrażającym intelektualne załamanie. Czy ona naprawdę musiała mówić o tym głośno? Miałem tylko nadzieję, że nikt nie podsłuchiwał o czym rozmawiamy.
- Poprawka, Remus nie sypia ze mną od dobrych kilku miesięcy i najwyraźniej wcale się na to nie zanosi. - prychnął Black i rzucił mi urażone spojrzenie.
Dlaczego związki musiały być zawsze tak skomplikowane? Tak, może i trochę zaniedbałem Syriusza, ale to nie był powód żeby wściekać się o znajomość z jakimś przystojniakiem!
- Twoja seksualna frustracja nie jest powodem do złości na Remusa.
- O tym to akurat zadecyduję ja! - Syriusz podniósł się obrażony i prychając dumnie odwrócił się na pięcie. Nawet na nas nie spojrzał wychodząc z Wielkiej Sali.
Burzę w związku mogłem uznać za rozpoczętą. Miałem tylko nadzieję, że nikt nie ucierpi od gromów jakie zaczną się sypać. Sam byłem sobie winien. A może wcale nie?

środa, 6 kwietnia 2016

Kartka z pamiętnika CCLXXII - Gregoire

- Kurwa, chłopaki, jako najbardziej racjonalny z naszej słodkiej rodzinki uważam, że spotkanie o szóstej rano po tym, jak sprzątaliśmy do północy jest samobójstwem i jawną głupotą. - ziewnąłem pięćdziesiąty raz z rzędu i przetarłem oczy usilnie starając się ich nie zamykać. - Ostatnio w ogóle mało śpimy, co daje mi się czasami we znaki, więc będę wdzięczny, jeśli ktoś mi wyjaśni, o co właściwie chodzi.
- Na mnie nie patrz. - Alec uniósł dłonie na wysokość głowy w geście mówiąc wyraźnie „umywam od tego ręce”. - Zostałem wyciągnięty z łóżka niemal przy użyciu siły. A przynajmniej szantażu. Nie wiem o co chodzi i nie wiem, czy chcę wiedzieć, ale na pewno są rzeczy, o których nie powinna się dowiedzieć pewna osoba... - było oczywiste, że ma na myśli swojego ukochanego.
- Przestańcie biadolić! - Matt uciszył nas syknięciem. - Zaprosiłem was tutaj, ponieważ odkryłem coś bardzo interesującego i chcę się tym podzielić właśnie z wami.
- Pierdzielenie, Matt. Gadaj o co chodzi, albo wracam do wyra! - Jace nie był tak przyjacielsko nastawiony do porannych pobudek jak ja i Alec. Jonathan był typem faceta, który potrafiłby zabić za tak wczesne wyrywanie go z łóżka. Nie wiedziałem więc, w jaki sposób Matt ściągnął go przed nieszczęsną toaletę, którą poznaliśmy już na pamięć. Podejrzewałem, że ten wariat miał haka na każdego z nas, a przynajmniej miał go na mnie i wolałem szybko o tym zapomnieć.
- Dobra, dobra, dobra. Ale zapamiętajcie sobie, że jeszcze mi podziękujecie za to, czego się dowiedziałem! - patrzyliśmy na niego sceptycznie.
- Zostałem dopiero wypisany ze Skrzydła Szpitalnego i nie chcę tam znowu wrócić, więc jeśli to ryzykowne... - Samuel jęknął żałośnie poprawiając okulary, które zsunęły mu się trochę z nosa. Przesunął palcami po brązowych, puszystych włosach w geście, który zawsze wskazywał na jego zdenerwowanie.
- Dajcie spokój, nie ufacie mi?
- Nie! - odpowiedzieliśmy chórem.
- Dobra, zrozumiałem, ale nie ma się czego bać. Zresztą, zaraz sami się przekonacie. Nie wiem tylko, czy powinienem wam o tym powiedzieć, czy najpierw pokazać.
Przewróciłem oczyma. Co on znowu kombinował? Widziałem, że Jace traci cierpliwość i Matt również musiał to dostrzec, ponieważ zareagował.
- McGonagall spotyka się tutaj sekretnie ze Sprout. - wyrzucił w końcu z siebie podniecony.
- Pod kiblem? - Alexander nie wydawał się przekonany i nie mogłem się temu dziwić.
- No, może nie dokładnie tutaj, ale w pobliżu. I dziś znowu się spotkają. Halo, chłopaki! Odkryłem, że nasze dwie nauczycielki ze sobą sypiają, a wy nie reagujecie?
- Tak naprawdę to nie wiesz czy ze sobą sypiają, prawda? - Samuel położył dłoń na ramieniu Matta. - No wiesz, nie masz dowodów, że...
- Pokażę wam, kurwa, taki dowód, że nawet Pomfrey nie odratuje waszych zębów, kiedy stracicie szczęki na rzecz podłogi!
Wolałem być co do tego sceptyczny, ale musiałem przyznać, że rewelacja Matta naprawdę mnie zainteresowała. Nie wiedziałem tylko, czy była prawdziwa. W końcu ludzie spotykali się potajemnie z wielu powodów i to wcale nie znaczyło, że od razu ze sobą sypiali.
Podążyliśmy za rozeźlonym Matthew. Najprawdopodobniej spodziewał się po nas bardziej entuzjastycznych reakcji, ale nie przewidział faktu, że należeliśmy do bardziej racjonalnych ludzi, których nie tak łatwo rozpalić niepopartym niczym stwierdzeniem. Zresztą, nie mieliśmy pojęcia skąd Matt w ogóle wytrzasnął to wszystko. A może w rzeczywistości chodziło po prostu o to, że było zbyt wcześnie żebyśmy mieli zareagować sensownie?
Kumpel zabrał nas w raczej ustronny korytarz i kazał ukryć się za stojącym we wnęce gargulcem. Mieliśmy szczęście, że był to postawny niczym niedźwiedź czarodziej, który był w stanie skryć nas wszystkich, ponieważ w przeciwnym razie nie moglibyśmy liczyć na żadną kryjówkę. Łatwiej schować się jednej osobie niż całej grupce, a i tak Samuel oraz Alec byli zmuszeni klęczeć, aby zrobić miejsce mi i Jace'owi. Z kolei Matt wspiął się odrobinę po gargulcu, dzięki czemu mógł podglądać znad ramienia czarodzieja.
Czekaliśmy dłuższą chwilę zaczynając się już denerwować i myśląc o rezygnacji z uczestnictwa w tej zabawie Matta, kiedy coś zaczęło się dziać. W wylocie korytarza pojawiła się niezgrabna postać Sprout. Tej kobiety nie dało się pomylić z nikim. Niedługo później z drugiej strony nadeszła McGonagall, co oznaczało, że przynajmniej pod tym względem kumpel miał rację. Umówiły się w pobliżu zalanej szlamem łazienki, ale to jeszcze nic nie znaczyło.
- Przyszłaś. - zagaiła cicho i podejrzanie delikatnie nauczycielka transmutacji.
- Tak. Przepraszam, wiem, że ostatnio długo się wahałam, ale w końcu się poddałam. To jedyne chwile, kiedy jesteśmy same i nie musimy trzymać się szkolnych protokołów.
- Są Święta, w szkole jest niewielu uczniów. Lepszej okazji nie będziemy miały. - McGonagall zbliżyła się do Sprout i wyciągając rękę pogłaskała pulchny policzek stojącej naprzeciwko niej kobiety.
- Jak w ogóle do tego doszło? - westchnęła Sprout i przekrzywiła głowę w taki sposób, że jej twarz niemal leżała na dotykającej jej skóry dłoni.
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to, Pomono.
Patrzyłem, moje usta uchylały się coraz bardziej, a oczy były szeroko otwarte. Nie wierzyłem Mattowi, kiedy snuł swoje dziwaczne wizje, ale teraz nie mogłem zaprzeczyć temu, co rozgrywało się na moich oczach. Ich zbliżające się do siebie twarze, niepewność i zawstydzenie, jakie można było na nich dostrzec zanim kobiety zamknęły oczy i po prostu się pocałowały.
Samuel zasłaniał usta by nie wydawać dziwnych odgłosów, jakie często stawały się jego udziałem, kiedy coś go ucieszyło lub, mówiąc dosłowniej, podnieciło. Alec marszczył brwi jakby analizował całą scenę, Jace uśmiechał się pod nosem chytrze, zaś Matt był z siebie wyraźnie dumny. Odkrył nie lada sekret i teraz miał przewagę już nie tylko nad nami, ale i nad dwiema nieświadomymi niczego nauczycielkami.
Ich pocałunek był raczej ostrożny, delikatny, niespieszny. Powiedziałbym, że spotykały się z sobą od niedawna i nadal nie były pewna jak to możliwe, że ich ścieżki splotły się ze sobą w taki sposób.
Sprout zacisnęła pięści na połach szaty McGonagall, zaś wyższa i szczuplejsza kobieta objęła niższą i tęższą, dzięki czemu dystans między nimi się zmniejszył. To ona przerwała tę chwilę intymności, kiedy zrobiła krok do tyłu i oderwała się z widocznym trudem od swojej partnerki.
- Chodźmy w jakieś bezpieczniejsze miejsce. Obawiam się, że ktoś może niedługo tędy przechodzić. W końcu uczniowie są równie nieprzewidywalni i nigdy nie wiadomo, który z nich postanowi wcześniej wstać z łóżka mimo ferii świątecznych.
- Tak, masz rację, Minerwo. - Sprout złapała mocno dłoń stojącej wciąż naprzeciwko niej kobiety. Spoglądały chwilę na siebie w ciszy, a ich twarze rozświetlał uśmiech. - Tylko powiedz mi gdzie twoim zdaniem jest bezpiecznie o tej porze.
- Zaufaj mi, Pomono. Jest miejsce, w którym powinnyśmy być bezpieczne i gdzie nasza wspólna obecność nie wywoła żadnych pytań, czy domysłów. Chodź. - dwie wyraźnie zakochane w sobie nauczycielki odeszły wspólnie kierunku, z którego wcześniej przyszła McGonagall. Czy Matt wiedział też, gdzie teraz zmierzają? A może był w stanie to wydedukować? Nie planowałem go o to pytać.
- I co? Nadal mi nie wierzycie? - rzucił pewnym siebie, cwaniackim głosem, kiedy byliśmy pewni, że jest bezpiecznie i możemy opuścić naszą kryjówkę.
- Przyznaję, wątpiłem w ciebie, ale teraz... Wow! One naprawdę ze sobą kręcą! Myślę, że jeszcze ze sobą nie sypiają, ale wyraźnie coś między nimi jest. - Jace był w pełni zadowolony z tego, o czym się dowiedział i chyba zapomniał o wczesnej porze oraz niewyspaniu.
- Ha, mówiłem!
- Tylko co nam to daje? - reakcja Aleca była mniej entuzjastyczna, a bardziej racjonalna. - To znaczy, przyznaję, że to interesująca rewelacja, ale nie mam pojęcia, co oznacza dla nas. Wiesz, że nie jestem typem, który lubiłby oglądać miłosne przedstawienia, więc...
- Władzę, Alec! Wiedza daje władzę, a władza bezpieczeństwo i możliwości. - Matt pokręcił głową jakby nie pojmował, w jaki sposób chłopak mógł na to nie wpaść. - Im więcej wiesz, tym większe masz możliwości działania. Znając wstydliwe sekrety nauczycieli trzymasz im nóż na gardle, nawet jeśli o tym nie wiedzą.
- Waaa, haha! Chłopaki, to było niesamowite! - Samuel przerwał życiowy wykład swoim piskliwym, podnieconym głosem. - Odjazd! Oj, chcę więcej, zdecydowanie więcej! Mam nadzieję, że dowiemy się, gdzie poszły. To dopiero był pocałunek!
Spojrzeliśmy na naprawdę podnieconego całą sytuacją chłopaka, który wzruszył ramionami niezrażony.
- Każdy ma swoje małe zboczenia. - rzucił w ramach usprawiedliwienia.

niedziela, 3 kwietnia 2016

Zardi zaczyna świrować.

25 grudnia
- Witajcie w krainie pomieszania z poplątaniem, miłosnych wzlotów i upadków, wielkich uczuć i równie znaczących tragedii. Witajcie w świecie, który przyspieszy bicie waszych serc, zawróci wam w głowach, zaprze dech w piersi, wywoła gęsią skórkę na całym ciele. Rozgośćcie się, rozsiądźcie wygodnie i pozwólcie, że będę waszym przewodnikiem po tej rzeczywistości. - przeczytała pod nosem krzywiąc się, kiedy język nie nadążał za głową. - Za mało dramatyczne, czegoś mi w tym brakuje. Pasji, brakuje w tym pasji! Jak mam ją dodać, kiedy nie mam pojęcia, co właściwie chcę przedstawić? - miała zamiar pomiąć trzymaną w rękach kartkę, ale powstrzymała się w ostatniej chwili.
- Przypomnij mi, po co właściwie chcesz wystawiać kolejną sztukę? - przetarłem zaspane oczy i ziewnąłem. - Pominę fakt, że nie do końca pamiętam, w jaki sposób znalazłaś się w naszym pokoju, na moim łóżku o tak wczesnej porze. - obraz Zardi rozmazywał mi się przed oczyma.
- Aby zdobyć dodatkowe punkty dla Gryffindoru, aby spełnić się artystycznie, aby się wyszaleć i mieć wymówkę do zebrania wszystkich szkolnych ciasteczek w jednym miejscu. Czy te argumenty ci wystarczą, czy mam kontynuować? Wiesz, że mogę tak w nieskończoność.
- O tej godzinie nie wiem nic. Prawdę mówiąc nie jestem nawet pewny czy to jawa, czy sen.
- Nie pocieszy cię to, ale to dzieje się naprawdę. Ale! Pamiętaj, że nie przyszłam z pustymi rękami i przyniosłam ci cały koszyczek czekoladowych żab!
- Tak, coś tam kojarzę z próby przekupienia mnie czekoladą.
- To nie była próba przekupienia, ale dar od odwiedzającego dla odwiedzanego. Nie ważne! Dostałeś to, co lubisz najbardziej i jeszcze mi podziękujesz, kiedy już się na poważnie rozbudzisz.
„KIEDY się rozbudzę” powtórzyłem w myślach i znowu ziewnąłem.
- Chwila, chwila, chwila. Chyba przytomnieje. Czy ty powiedziałaś, że nie masz pojęcia o czym napisać sztukę?
- Yyy, że tak zacznę od końca. Dlatego tu jestem. Aby szukać natchnienia pośród chłopaków, których otacza aura muz i kreatywnego szaleństwa. Jeśli wasza obecność mi nie pomoże to nic nie zdoła. - wyznała, a ja przez chwilę zdołałem skupić myśli na tyle, by zauważyć, że wydaje się niezwykle zainteresowana naszą sypialnią.
- Co ty kombinujesz?
- Poszukuje natchnienia. Często wystarczy mi tylko jedna rzecz i wokół niej potrafię coś zbudować. Jak na przykład ta grupka chłopaków, która trzyma się z Gregoirem! Widziałeś ich? Coś ostatnio zmalowali i teraz przesiadują godzinami w męskiej toalecie na drugim piętrze. Ale, Remi, gdybyś ich widział! Mmm, ciasteczka to mało powiedziane. To istne desery czekoladowe! Wisienki w czekoladzie! Bombonierki z adwokatowym nadzieniem. Nawet nie masz pojęcia, jakie to apetyczne kąski!
- I te apetyczne kąski nie wystarczą ci do stworzenia sztuki?
- Gdybym miała stworzyć coś w oparciu o nich, wyszłoby mi z tego 18+, a takiej sztuki nie pozwolą mi wystawić. Nie wspominając już o tym, że moje czekoladowe łakocie raczej nie zgodziłyby się w czymś takim zagrać. Ale nie ważne już. - machnęła lekceważąco ręką, ale na twarzy miała ten specyficzny, przerażający niemal uśmiech kogoś, kto myśli o czymś sprośnym. Ta dziewczyna prawdopodobnie nigdy się nie zmieni, a z wiekiem może zrobić się tylko bardziej szalona i zakręcona.
Westchnąłem zamykając oczy. Byłem śpiący, ponieważ z chłopakami do późna rozmawialiśmy o głupotach i teraz marzyłem o tym, by odespać te szalone pogadanki. Problem polegał jednak na tym, że Zardi nie planowała mi na to pozwolić. Gdyby tylko siedziała na moim łóżku, mógłbym jakoś sobie z tym poradzić, ale ona nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Była wszędzie, jakby w tyłku zalęgły się jej robaki. Kochałem ją, ale w tamtej chwili miałem ochotę zagryźć.
- Kot w butach! - rzuciła nagle. - Niższy blondynek byłby najmłodszym synem młynarza, który kąpałby się nago w jeziorze na życzenie kota, a ten czarnowłosy byłby moim Kotem w butach. W samych butach. - dziwny, niebezpieczny uśmiech na jej twarzy poszerzył się znacznie. Tego wyższego blondasa na pewno wzięłabym na złego czarownika, chociaż jeszcze nie wiem, w jaki sposób bym go rozebrała.
- Merlinie, Zardi! - złapałem się za głowę. - Jest szósta rano, a ty myślisz o nagich chłopakach? Serio?!
- Na to nigdy nie jest ani za wcześnie, ani za późno. Zresztą, jestem bardzo wrażliwa na męską urodę! Moje niewinne, kobiece serduszko trzepocze swoimi anielskimi skrzydełkami, kiedy ktoś rozpieszcza moje zmysły, a już w szczególności oczy swoją osobą. Poza tym, za marzenia nikt mnie ze szkoły nie wyrzuci. Nie rozbieram ich, chyba że wzrokiem. Nie napastuję, chyba że nachalnym spojrzeniem. Co więc złego w tym, że staram się rozjaśnić życie fantazjowaniem na temat chłopaków, których imion nawet nie znam? Hmm, tak, to jest to! Oto będzie temat mojej sztuki! „Ona i oni”, taki nadam jej tytuł. Będzie brzmiał trochę dwuznacznie, bo pozornie mogłoby chodzić o romantyczny trójkąt, ale w rzeczywistości tematem będzie szaleństwo. Dzięki, Remi! - zeskoczyła z mojego łóżka i zadowolona, skocznym krokiem podeszła do drzwi pokoju. - Jesteś świetną pomocą, więc będę wpadać tu częściej. - powiedziała na odchodnym.
Zajęło mi dłuższą chwilę przetrawienie jej wyznania.
- Że niby co?! - dotarł do mnie sens jej słów, chociaż dziewczyny już wtedy nie było w pokoju. Niech mnie Merlin i wszyscy rycerze Okrągłego Stołu mają w opiece. Co ta dziewczyna znowu wymyśliła?!
Nie było sensu żebym dłużej spał, jako że właśnie rozbudziłem się całkowicie i nie było sensu liczyć na osunięcie się w słodką przepaść zapomnienia oraz odpoczynku. Zardi zadbała o to, żebym nie mógł więcej zasnąć. Czy ona naprawdę planowała mnie zamęczać częściej niż dotychczas?
- To, że ona tu jeszcze wróci nie raz i bynajmniej nie dwa razy. - Syriusz wystraszył mnie odzywając się do mnie niespodziewanie. - Ta szalona dziewczyna zagustowała w twoim towarzystwie do tego stopnia, że zaczynam robić się zazdrosny.
- Sądziłem, że śpisz! - oskarżyłem go nadąsany. Zignorowałem jego komentarz, ale tego nie mógł mieć mi za złe. W końcu posądzanie Zardi o uczucia do mnie byłoby skrajną głupotą.
- Nie sposób spać w spokoju, kiedy ktoś brzęczy ci ciągle za uchem. Poza tym, muszę mieć na ciebie oko, kiedy ta bestia jest w pobliżu. Za dobrze się dogadujecie żebym mógł odetchnąć z ulgą.
- Syriuszu, ona nie buduje swojej armii, ale stara się wykorzystać wszystko co może dla celów dyplomatycznych. Zaufaj jej choć trochę. To nasza przyjaciółka i nigdy by nas nie zdradziła. Od lat wie, że jestem wilkołakiem i jak dotąd trzyma to w tajemnicy przez cały czas.
- To zupełnie co innego! - rzucił poważnie Syri.
- Może. - wyszczerzyłem zęby i zatarłem ręce. Dzień dopiero się rozpoczynał, a ja zapragnąłem przeżyć go intensywnie i szalenie.