piątek, 29 czerwca 2007

Wyjaśnienie...

Notka dedykowana Sasi ^^ Thx za wszystko!

 

4 września

Weekend, na który z taką niecierpliwością czekałem, okazał się być katuszą. Chociaż chciałem zapomnieć słowa dyrektora wypowiedziane zaraz po Ceremonii Przydziału, nie byłem w stanie. Bez przerwy miałem przed oczyma Fillipa i ten niesamowity wyraz jego twarzy, kiedy był blisko nauczyciela Latania. Bez wątpienia za bardzo przywiązywałem się do ludzi, jednak w tej chwili mało mnie to obchodziło. Chciałem wiedzieć, co się stało i jak to w ogóle możliwe, że Camus ma dziecko, którego wychowaniu chce się poświęcić. Syriusz z pewnością wiedział, co mnie dręczy, ponieważ starał się nie wchodzić mi w drogę i w miarę możliwości unikał pobytu ze mną sam na sam. Nie chciałem uzależniać całego życia od związku Ślizgona i profesora, jednak moje uczucia do Blacka opierały się poniekąd na wizji pięknej miłości, jaką w tym wypadku była właśnie ta łącząca dwoje znanych mi ludzi, których szanowałem i podziwiałem. Ślepo zapatrzeni w siebie nie zwracali uwagi na otaczających ich świat i ludzi, który z taką łatwością mogli zniszczyć to, co obaj zbudowali. Wielokrotnie utożsamiałem ich miłość z feudalnym pałacem, pięknym, zachwycającym i tak niesamowicie majestatycznym, który górował nad całą resztą niewielkich chat i innych budynków, którego filary stanowiło zaufanie, a wierność i wieczne oddanie zdobiły dumnie stawiane ściany. Marzyłem o tym by i mój związek wyglądał kiedyś podobnie, a teraz już sam nie wiedziałem, co powinienem o tym wszystkim sądzić. Nie wierzyłem w to, iż Camus byłby w stanie opuścić Fillipa, ale i nie potrafiłem wytłumaczyć skąd wzięło się to dziecko. Właśnie, dlatego z taką niecierpliwością czekałem na poniedziałkowe lekcje, które tak wiele mogły mi wyjaśnić.

Camus nie wydawał mi się inny niż zazwyczaj. Może jego oczy lśniły bardziej intensywnie, a usta układały się w radosnym uśmiechu, jednak nie stanowiło to dla mnie żadnej odpowiedzi. Barwa jego spokojnego głosu również nie różniła się od tej sprzed wakacji, co tylko bardziej mnie irytowało. Dziewczyny nie rozmawiały o niczym innym, jak tylko o związku mężczyzny z nieznaną nam kobietą, a chłopcy załamani przyszłą zmianą nauczyciela również nie potrafili znaleźć innego tematu. Nawet Sheva, na co dzień pogodny i obojętny wobec wszystkiego częściej poważniał odpływając gdzieś myślami.

- O co chodzi? – profesor zmarszczył niespokojnie czoło patrząc na całkiem sporą grupkę dziewczyn z naszej klasy, która zastąpiła mu drogę. Sądząc po ich buntowniczych spojrzeniach pełnych żalu nie miały zamiaru łatwo odstąpić.

- Chcemy znać całą prawdę! – Nica, niewysoka dziewczyna o brązowych falowanych włosach, które zawsze spinała w wysokiego kucyka i piwnych oczach, oparła dłonie na biodrach i rzuciła mężczyźnie wyzywające spojrzenie – Teraz nam pan opowie o wszystkim ze szczegółami! Nie może pan nas ot tak sobie zostawić! – Camus wyglądał na zaskoczonego i chyba niewiele pojmował ze słów dziewczyny.

- Nie bardzo rozumiem... – mężczyzna odgarnął z twarzy włosy i uśmiechnął się wyczekująco. Na serdecznym palcu jego prawej dłoni dostrzegłem złotą obrączkę. Serce zamarło mi na chwilę i z trudem przełknąłem ślinę.

- Jest pan żonaty! – Nica przewodząc wielkiej zbieraninie płci pięknej wytknęła nauczycielowi jego związek – Chcemy wiedzieć, dla kogo pan nas zostawia! – profesor nie wytrzymał i roześmiał się głośno. Usiadł bokiem na miotle i poderwał się do góry na około metr.

- Więc co dokładnie chcecie wiedzieć? – ponownie przeczesał włosy i odruchowo poprawił obrączkę. Wyglądał niesamowicie, chociaż świadomość, że nie koniecznie usłyszę to, co bym chciał przeszkadzała mi w obiektywnej ocenie nauczyciela. Nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać i jak zareaguję, jeśli dowiem się o tym, o czym nie powinienem. Mimo wszystko wolałem mieć za sobą całą masę niepewności, które przez ostatnie kilka dni stanowiły podstawę mojego samopoczucia. O dziwo nawet chłopacy zainteresowali się narzuconym tematem i rozsiedli na trawie. Po minach dziewczyn z łatwością można było domyślić się, iż wolą wysłuchiwać o romantycznych uniesieniach z ukochanym nauczycielem w roli głównej niż zajmować kolejną lekcją. Znając charakter i łagodne usposobienie Camusa z pewnością nie mogłyby narzekać na nudę, czy też mało baśniową opowieść.

- Niech pan zacznie od początku! Chcemy wiedzieć wszystko! – zielone oczy Evans, aż zalśniły uciesznie.

- Od początku? – profesor zakłopotany rozmasował sobie czoło u nasady nosa – Którego?

- Pan chce się wymigać! – Nica ponownie przystąpiła do ataku – Niech będzie od oświadczyn. Tylko ze szczegółami! – wyszczerzyła się i wraz z koleżankami natarczywie wpatrywała w Camusa. Bez wątpienia nie jedna z nich miała zamiar wyeliminować postać ukochanej nauczyciela umieszczając w tym miejscu samą siebie. Mnie zależało tylko na wyjaśnieniach i sądząc po zaniepokojonej minie Andrew nie tylko ja tego pragnąłem.

- Oświadczyny... – mężczyzna zamyślił się przez chwilę i uśmiechnął delikatnie – Kilka miesięcy temu zaproponowałem jej małżeństwo mniej oficjalnie. – słysząc jego słowa nie byłem w stanie się powstrzymać i kilka łez spłynęło mi po twarzy, starłem je szybko i słuchałem dalej, chociaż czułem się jakbym miał upaść – Chciałem wiedzieć, co myśli na ten temat. Raczej się tego nie spodziewała. Stałem przed nią i nie mogłem uwierzyć, że naprawdę jest tak blisko mnie. Właśnie wtedy to powiedziałem. Najzwyklejsze stwierdzenie i pytanie, jakie mogłem zadać. „Chciałbym abyśmy byli małżeństwem... Wyjdziesz za mnie?”. Nigdy nie zapomnę jej wyrazu twarzy. W pięknych, ciemnych oczach było tak wiele zdumienia i zdezorientowania. Przez chwilę obawiałem się, że mnie odrzuci. To trwało wieczność... Rzuciła mi się na szyję i objęła mocno. Poczułem chłodne łzy na szyi i ramieniu. Sam omal nie płakałem, kiedy zdałem sobie sprawę, że każda jedna kropelka jest jak cicho wyszeptane ‘tak’... – szare tęczówki rozbłysły pod wpływem wspomnień – W pierwszy dzień wakacji ponowiłem oświadczyny, jednak tym razem bardziej oficjalnie. Kiedy tylko przekroczyła próg mojego domu uklęknąłem przed nią i patrząc na śliczną twarz po raz kolejny zapytałem czy za mnie wyjdzie. Uśmiechnęła się, a łzy pociekły jej po policzkach zupełnie jak za pierwszym razem... Więcej nie opowiadam! To krępujące. – Camus odwrócił wzrok i przygryzł wargę. I tak wiele zdradził i żałowałem, że musiałem tego słuchać. Widziałem, że nie tylko ja, ale i Syriusz, Sheva, czy J. są równie zdołowani.

- A pierścionek?! – Lily zacisnęła dłonie w pięści oczekując najwyraźniej treściwej odpowiedzi. Materialistyczna natura kobiet dawała o sobie znać.

- Złoty w kształcie róży o rubinowym kwiecie. – mężczyzna kiwnął lekko głową. – Reszta to już tajemnica. – zeskoczył miękko na ziemię. – Nathaniel – wyprzedził pytanie, które miało paść jako kolejne i westchnął cicho.

- Jeszcze tylko... – nauczyciel uciszył dziewczyny delikatnie przykładając palec do ust. - Lekcja się nie skończyła, więc proszę bardzo. Miotły i w górę! – głośny jęk nie wywarł na nim żadnego wrażenia. W chwili, kiedy większość znajomych poczłapała po Śmigacze, Sheva szybko zbliżył się do profesora. Wraz z chłopakami poszedłem za nim i z trudem powstrzymywałem płacz. Nadal nie mogłem w to wszystko uwierzyć i najwyraźniej nie tylko ja.

- Panie profesorze! Ja chciałem zapytać... To, co pan mówił... – blondyn nie za bardzo wiedział, co powinien powiedzieć – Fillip... – rzucił w końcu niepewnie i zawahał się.

- Cóż... – twarz nauczyciela spoważniała, lecz po chwili rozpromieniła się na nowo – Fillip jest tym, którego dłoń zdobi druga z obrączek – uniósł rękę ukazując misternie wykonaną, drobną ozdobę, o tak wielkim znaczeniu. – To, co mówiłem odnosiło się do niego. – cichy, zmysłowy śmiech ukoił nasze dotąd stłumione zmysły i niczym balsam uśmierzył ból serca – Chyba nie myśleliście, że mógłbym go zostawić? – zmarszczył brwi – Nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego, jednak cieszę się, że tak zależy wam na Fillipie. Wiem, że z pewnością większość uczniów dowie się o moim związku i odkryje, kim jest ‘pani Camus’, jednak wolę chwilowo oszczędzić przykrość zarówno sobie, jak i przede wszystkim chłopcu.

- A to dziecko? – odezwałem się w końcu – Przecież on nie mógł... – musiałem wiedzieć wszystko, jednak ulżyło mi znacznie, kiedy usłyszałem zapewnienie, co do dalszego związku mężczyzny ze Ślizgonem.

- Oj, zdziwiłbym się gdyby mógł – Camus zaczął chichotać – Rodzice Nathaniela nie żyją. Ojciec został zabity, zaś jego matka była moją kuzynką i powierzyła mi malca przed śmiercią. Zginęła przy porodzie. – oczy profesora posmutniały odrobinę. – Panowie, radzę zabrać miotły i dołączyć do reszty. – każdy z nas o wiele spokojniej i z nową siłą wykonał polecenie. Moja wiara w miłość odrodziła się o wiele silniejsza, biorąc pod uwagę to jak teraz wygląda życie najbardziej niesamowitej pary, jaką do tej pory spotkałem.

środa, 27 czerwca 2007

???

Stojąc na stacji Syriusz był zmuszony pchać Pottera do powozu, jako że ten stojąc na palcach wypatrywał swojej najnowszej zdobyczy i nie interesował się ani trochę tym gdzie idzie. Dopiero, kiedy pierwszoklasista zniknął mu z oczu ocknął się i wyrżnął na stopniach ‘karocy’. Mimo wszystko jedno musiałem przyznać. J. kiedy już się zakochiwał to do szaleństwa i ostatecznego odrzucenia, jak to było w przypadku Andrew. Szczerze wątpiłem w pomyślność jakiegokolwiek miłosnego uniesienia między Jamesem, a jakimś innym chłopakiem, jednak nie potrafiłem sam sprecyzować skąd brało się u mnie to przekonanie. Swoją drogą nie miałem pojęcia, że podróż powozem w towarzystwie rozmarzonego Pottera, jęczącego pod nosem coś na temat nocy sam na sam z niewielkim ‘kurierem’, może być aż tak fascynująca. Bez względu na to, co mówiliśmy, czy też jak dręczyliśmy okularnika on nie odezwał się nawet słowem i zupełnie nie zwracał na nas uwagi. Sheva uznał to za błogosławieństwo i rozkoszował się spokojem, który nie udzielił się jednak Peterowi. Blondynek drżał lekko i nerwowo ocierał o siebie dłońmi mrucząc pod nosem jakieś niezrozumiałe zdania. Gdybym nie miał przy sobie Syriusza., który leżał z głową na moich kolanach mógłbym uznać, że już się nie liczę. Szare oczy Blacka tylko od czasu do czasu skupiały wzrok na krajobrazie za oknem zaś w zamian za to niemal bez przerwy wpatrywały się we mnie. Peszyło mnie to i z trudem potrafiłem powstrzymać się od jakiegoś karcącego komentarza, czy zepchnięcia chłopaka z moich ud. Gdyby nie to, że nie byliśmy sami nie przeszkadzała by mi ani pozycja ani nawet dotyk Syriusza, jednak w tych okolicznościach czułem się jeszcze bardziej zażenowany niż zawsze.

- J., ty wiesz, że ten mały będzie na Ceremonii Przydziału? – Andrew wbił się w siedzenie, kiedy tylko zatrzymaliśmy się przed zamkiem, zaś Potter wybiegł z niej jako pierwszy.

- Szybko, ja muszę go dokładnie widzieć! – wrzasnął obijając się o innych uczniów spokojnie zmierzających w kierunku szkoły. Nie myślałem, że ktoś poza Shevą będzie w stanie tak zadziałać na chłopaka, jednak najwidoczniej okularnik miał całkiem spory rozrzut pod względem miłości, fascynacji, czy też czegokolwiek innego. Kochałem tych wszystkich wariatów, jednak jednego z nich ponad wszystko. Syri jak gdyby zdając sobie sprawę z tego, o czym myślę i czytając z mojej uśmiechniętej twarzy niczym z książki puknął mnie delikatnie w czoło. Kładąc dłonie na moich pośladkach pchnął mnie do przodu i wyszczerzył radośnie zęby. Miałem niesamowitą ochotę pocałować go w tamtej chwili jednak opanowałem się i idąc za przyjaciółmi wszedłem do zamku, który wydawał mi się teraz większy niż we wspomnieniach z pierwszego roku szkoły. Te mury znały naprawdę wiele tajemnic, a część z nich bezsprzecznie wiązała się ze mną. Całe szczęście, iż wszystkie te kamienne głazy nie były w stanie snuć opowieści o tym, co widziały, a przynajmniej nikt nie był w stanie ich zrozumieć. Kruczowłosy, który ocierał się o mnie do czasu do czasu tylko przypominał mi o niekiedy wstydliwych dla mnie chwilach spędzonych z nim w samotności i nie rzadko wypowiadanych wtedy słowach. Nie żałowałem tego, ale i nie chciałem mówić komukolwiek o moich doświadczeniach w związku z Syriuszem.

Zająłem miejsce obok najukochańszego z przyjaciół i pod stołem mocno złapałem jego dłoń. Niesamowicie mi go brakowało przez okres wakacji i teraz chciałem to za wszelką cenę nadrobić. Na pierwszoklasistów nie musieliśmy długo czekać toteż z większą swobodą przybliżyłem się do Blacka i obserwowałem jak spory rój nowych uczniów wchodzi do Wielkiej Sali za profesor McGonagall. Wyglądali zabawnie z przerażonymi oczyma, przygryzionymi wargami, zaciśniętymi dłońmi, czy też uchylonymi ze zdumienia i zachwytu ustami. Mogłem sobie tylko wyobrazić jak musiałem wyglądać ja sam w tamtym roku, kiedy to po raz pierwszy pojawiłem się w szkole urzeczony ogromem i pięknem sklepienia Sali, czy też przerażony wizją przydziału. Zdziwiona mina Blacka, kiedy dostał się do Gryffindoru była jedną z tych części przeszłości, które chociaż zajmowały niewielkie miejsce w pamięci to przyspieszały bicie serca. Wiele już razy nocami wyobrażałem sobie jak inaczej mogłoby potoczyć się to nasze pierwsze spotkanie i cały ten dzień szkoły, mimo to nie pragnąłem cofnąć się do tamtego okresu, ale z pewnością nie chciałem także tracić tak cennych wspomnień. Bez Syriusza nic nie byłoby takie samo.

- Jest, jest, jest... – James nie za bardzo był w stanie usiedzieć na tyłku, kiedy tylko tłum dzieciaków lekko się przerzedził, a jego słodki nieznajomy stał niemal na samym przedzie. – Jaki on piękny... Dajcie mi go jako maskotkę do przytulania w nocy na urodziny, albo najlepiej jeszcze dziś! – ci z uczniów, którzy siedzieli najbliżej nas chichotali pod nosem widząc zachowanie chłopaka i słysząc jego komentarze. Pottera znała z resztą niemal cała szkoła i to za sprawą pewnych jakże ‘pięknych’ zdjęć, z których jedno zdobiło nasz album z czasów szkolnych założony całkiem niedawno.

- Kinn Niholas – J. Aż podskoczył widząc jak jego ukochany podchodzi do nauczycielki i pewnie siada na stołku. Tiara dosyć długo zastanawiała się nad przydzieleniem chłopca, a ciągłe ciche modlitwy Jamesa, powtarzającego w kółko ‘Gryffindor, Gryffindor, Gryffindor...’ tylko podnosiły ciśnienie każdemu przy naszym stole.

- Gryffindor... – kapelusz od niechcenia wybełkotał te słowa, jak gdyby stawiając wszystko na pierwszą lepszą myśl. Chłopiec nie wydawał się zadowolony, jednak z obojętną miną usiadł niedaleko nas i w ciszy obserwował dalsze etapy przydziałów. James w przeciwieństwie do samego zainteresowanego podszedł do tego niesamowicie entuzjastycznie. Pożerał wzrokiem drobnego młodzieńca i wolałem nie myśleć nawet o tym, co chodziło mu po głowie biorąc pod uwagę, iż bez przerwy oblizywał wargi i głośno przełykał ślinę.

Dopiero, kiedy zabrano starą Tiarę i krzesełko cała Sala rozbrzmiała głośnym echem rozmów i zaciętych dyskusji. Gwar, jaki panował był czymś w rodzaju dowodu na to, że mimo początku roku szkolnego nikt nie zwrócił większej uwagi na koniec wakacji. Dyrektor uśmiechał się patrząc na zapełnione pomieszczenie z dumą wypinając pierś.

- Kochani! – krzyknął cicho, a wszyscy umilkli, jak zawsze, kiedy przemawiał, lub miał taki zamiar. – Nie chcę was zanudzić, gdyż większość z was zna panujące zasady, jednak muszę je powtórzyć. Zabrania wam się chodzić do lasu przy błoniach i włóczyć się po korytarzach podczas ciszy nocnej. Wszystko inne wytłumaczą wam prefekci waszych Domów. Ostatnie, o czym chciałem wspomnieć to, iż w tym tygodniu żegnamy profesora Camusa, który chcąc w tym roku zająć się opieką nad dzieckiem nie będzie was uczył. Pożegnajcie go ciepło przez te kilka dni! – na Sali zapadła cisza i nie dziwiłem się temu. Dziewczyny jako pierwsze zaczęły głośno jęczeć zupełnie nie przejmując się tym, że każdy je słyszy. Były zazdrosne i zawiedzione. Ja sam niemal zemdlałem, kiedy dotarły do mnie słowa dyrektora. Jak to możliwe, że Camus ma dziecko skoro od niemal roku jest z Fillipem, a przynajmniej z nim był? Nie wierzyłem, że między nimi mogło się coś zepsuć. To było niemożliwe! Po prostu niemożliwe! Jeśli tak piękne uczucie, jakie łączyło tych dwoje stanowiło domek z kart i teraz rozpadło się zaraz po zakończeniu szkoły to ja nie widziałem sensu by wierzyć w to, że miłość ma jakiekolwiek szanse. Sam profesor błądził opuszkami palców po prawej dłoni i z delikatnym uśmiechem patrzył na swoje ruchy. Nie byłem w stanie dostrzec żadnych szczegółów, jednak czułem się tak jakbym miał płakać. Puściłem szybko dłoń Syriusza i spojrzałem na zastawiony obficie stół. Jeśli Camus miał już dziecko oznaczałoby to, że jeszcze będąc z Fillipem...

- Nigdy... – bąknąłem nie chcąc nawet snuć domysłów na ten temat.

- Remi, co jest? – ciepła dłoń kruczowłosego pogładziła moje udo, a zatroskane spojrzenie przeszywało mnie na wskroś. Nie chciałem mu mówić o tym, co mnie teraz dręczyło, ponieważ nie należało to chyba do normalnych zachowań chłopaka, a prędzej dziewczyny.

- Nic – wymusiłem uśmiech, jednak chłopak nie wydawał się przekonany. Nie mogłem mu przecież powiedzieć, że mężczyzna, którego uważam za ideał właśnie zaprzątał mi głowę i wpływał na moje samopoczucie. Moją chwilową fascynację jego osobą miałem już za sobą, jednak nadal żywiłem do nauczyciela niesamowicie wielką sympatię. Sheva wydawał się tak samo poruszony jak ja. W końcu to on chodził z kuzynem i przyjacielem Camusa, a najwidoczniej o niczym nie miał pojęcia. Ja znałem jedynie Fillipa, z którym rozmawiałem kilka razy i dobrze wiem jak bardzo kochał mężczyznę. To było zapowiedzią ciężkich dla mnie dni i miałem tylko nadzieję, że niepotrzebnie się martwiłem, a wszystko wyjaśni się na pierwszej lekcji Latania.

niedziela, 24 czerwca 2007

Nauka...

Mój kochany Zinedin Yazid Zidane miał wczoraj 35 urodzinki ^^ Więc z tej okazji spóźnione życzonka! Wszystkiego naj, naj! Kocham Cię Zizou! A tak poza tym to postaram się notki dodawać także w piątki, jako że są wakacje, więc szukajcie nowości 3 razy w tygodniu ^^

 

  

 

Sam nie wiem, dlaczego, ale denerwowałem się. Dłonie mi lekko drżały i czułem się tak, jakby tysiące mróweczek chodziło po moim ciele drażniąc wszystkie nerwy jednocześnie. Nie podobało mi się to, ale nie miałem wpływu na reakcje swojego ciała. Moja świadomość żyła własnym życiem, zaś ciało kierowało swoim. Chociaż połączone nie chciały działać razem i chyba właśnie, dlatego tak ciężko było mi się opanować. Miałem przy sobie Syriusza i innych kolegów, jednak świadomość kolejnego roku i poniekąd nowego życia odrobinę mnie przerażała. Chłopcy martwili się szkołą i nawałem nauki, a ja ich pomysłami na nadchodzące miesiące i dalszym związkiem z Blackiem.

Potter nie wytrzymał zbyt długo bezczynności w przedziale i jak nam oznajmił zamierzał odnaleźć chłopca, który przyniósł mu list i trochę się w koło niego zakręcić. Nie wiem, komu współczułem bardziej, Jamesowi, który prawdopodobnie ponownie dostanie kosza, czy też małemu nieznajomemu od teraz mającemu na karku napalonego okularnika. Jedną dobrą w tym wszystkim rzeczą było to, że Potter zabrał ze sobą Pettigrew. Peter nie stawiał oporu, ponieważ szlajanie się po pociągu było równoznaczne z natknięciem się na Narcyzę. Tylko Sheva został zmuszony do wyjścia i to, dlatego, iż J. uznał go za ‘jedynego rozgarniętego, który wybawi go w razie, czego z kłopotów’. Dzięki temu zostałem sam z Syriuszem, co biorąc pod uwagę dalsze złudzenia Pottera, przekonanego, iż ja i kruczowłosy już nic do siebie nie czujemy zdarzało się całkiem często.

Syri podniósł się z siedzenia z niesamowicie szerokim uśmiechem. Spokojnie mogłem się go obawiać, tym bardziej widząc jak oblizuje wargi podchodząc do mnie coraz bliżej. Już nie wiem czy był słodki, czy też przerażający, za to z pewnością niesamowicie pociągający. Stanął tuż przede mną i przechylił głowę w bok. Nic dziwnego, że uległem pod wpływem jego uroku, a z pewnością nie tylko ja padłem jego ofiarą, chociaż chciałem wierzyć, iż wyłącznie mnie zwabił do siebie świadomie.

- Korzystajmy z okazji, póki się nadarza... – chłopak usiadł okrakiem na moich kolanach, a jego pośladki wbiły się w moje uda.

- Jesteś ciężki! – syknąłem odpychając Blacka, co na niewiele się zdało.

- W takim razie to ty chodź do mnie. – na jego twarzy zagościł jeszcze szerszy uśmiech. Klapnął na miejsce obok i wyciągnął zapraszająco ręce. Kiedyś z pewnością będę się tego wstydzić, ale teraz nie sprawiało mi to większego kłopotu. Usiadłem na nogach Syriusza podobnie jak chwilę przedtem on maltretował moje i specjalnie poruszyłem się by było mu niewygodnie. Lubiłem go drażnić, a jeszcze bardziej, kiedy w takich chwilach zaczynał narzekać.

- I co teraz? – zapytałem z niewinną miną, jak gdybym nie zdawał sobie sprawy z tego, co chłopak zamierza. Splotłem palce na karku Blacka i przyglądałem się w spokoju jego roześmianej buzi, która już nie wydawała mi się tak dziecinna, jak w tamtym roku. Wątpiłem w to, że chłopak zdołał już wydorośleć, ale ilość zboczonych myśli chodzących mu po głowie z pewnością robiła swoje. Włosy rzeczywiście odrastały mu szybko i teraz delikatnie muskały jego szyję, chociaż dzięki temu z łatwością dało się zauważyć także niewprawną rękę fryzjera, czy też próby naprawienia wcześniejszego nieładu, co było bliższe prawdy. Marszcząc nos założyłem ciemne pasma za ucho kruczowłosego.

- To przez was są takie – niezadowolony pomruk był rozkoszny, ale poprzedzał namiętny pocałunek. Nie mogłem ani zaprotestować przytłoczony oskarżeniami chłopaka, który sam sobie był wszystkiemu winien, ani też wyrazić swojego zdania na temat krzywo ściętych włosów. Mimo to ciepłe i jak zawsze słodkie wargi całkowicie wyperswadowały mi jakiekolwiek konwersacje. Z zadowoleniem poddałem się Blackowi co najwidoczniej go cieszyło, o czym świadczył cichy pomruk. Dłonie kruczowłosego na pośladkach również mi nie przeszkadzały, co poniekąd dziwiło mnie samego. Dotyk rąk chłopaka był coraz milszy i pragnąłem tej bliskości, chociaż z pewnością nie pozwoliłbym mu się posunąć dalej. Po raz kolejny wracało do mnie pytanie o to jak długo zdołam trzymać się w bezpiecznej odległości od Syriusza, jednak nadal nie chciałem zawracać sobie tym głowy. Jego pocałunki i pieszczota dłoni w zupełności wystarczały mi na najbliższy czas, chociaż nie mogłem tego samego powiedzieć o Blacku.

- Mówiłem, że ich również to czeka? – przestraszony odsunąłem się gwałtownie od Syriego i upadłem na podłogę. W drzwiach przedziału stali bracia Mares i naśmiewali się cicho. Z westchnieniem odniosłem się lekko obolały i usiadłem na kolanach przyjaciela, jednak tym razem w bardziej oficjalny sposób. Od dawna nie miałem okazji zobaczyć się z bliźniakami, którzy na dobrą sprawę zapewne tylko, dlatego zjawili się tutaj. Nie zmienili się ani odrobinę od naszego ostatniego, dość niefortunnego spotkania.

- Thomas, wystraszyłeś ich. Remus nadal wygląda jak gdyby miał nam zemdleć – Karel pchnął brata do środka i zamykając drzwi usiadł na jego udach – Miło widzieć, że już zaczynacie przechodzić do konkretów... – speszyłem się bezpośredniością Puchona, a moje policzki z pewnością przypominały dojrzałe poziomki.

- Spokojnie, pokażę wam, co jeszcze możecie robić – Thom wyszczerzył się objął rękoma brata. Jedną dłoń wsunął pod jego koszulę, zaś drugą poluzował pasek w spodniach. Przełknąłem głośno ślinę mając mieszane uczucia, co do ich pozycji, podobnie jak do zadowolonej miny młodszego z chłopaków, który z jękiem poddał się pieszczocie. Thomas odgarnął związane pukle włosów z szyi kochanka i przywarł do niej ustami. W tym samym czasie jedna z dłoń zatrzymała się na wysokości sutków Karela, zaś druga powoli wsunęła w spodnie. Jęk Puchona był dla mnie wystarczającym bodźcem bym szybko zszedł z kolan Syriusza i zasłonił oczy. Nie chciałem więcej patrzeć na to, co robią, a tym bardziej wyobrażać sobie zakończenie tego wszystkiego. Niezadowolony protest młodszego z bliźniąt sprawił, że zabrałem dłonie z twarzy.

- Skoro już się napatrzyliście, to my pójdziemy sobie dokończyć... Do zobaczenia w szkole! – zanim Thom zdołał cokolwiek powiedzieć brat wyciągnął go szybko z przedziału. Byli specyficzni, jednak sądząc z miny Syriusza idealnie nadawali się na jego erotycznych przewodników duchowych.

- Remi, a kiedy ja będę mógł cię tak dotykać? – zachłysnąłem się powietrzem, kiedy dotarł do mnie sens słów chłopaka. Otworzyłem szeroko oczy i poruszyłem ustami, jednak nawet mamrotanie niemiło zamiaru się z nich wydobyć. Było mi głupio, a czerwony kolor na policzkach stał się o kilka tonów ciemniejszy. Chciałem, żeby ktoś teraz przyszedł i wybawił mnie od odpowiedzi, jednak jak to zazwyczaj bywało nic się nie działo wtedy, kiedy powinno.

- Nie... – jęknąłem w końcu, chociaż nie wiele miało to wspólnego z przed chwilą zadanym pytaniem.

- No, już dobrze. Powiedzmy, że nie było tej rozmowy – Syri ukląkł przede mną i usiadł na stopach. Zamknął oczy kładąc głowę na moich kolanach i otarł się o nie delikatnie. Nie miałem pojęcia, o co mu chodzi, czy też, co zamierza, ale z pewnością wyglądał niesamowicie. Mogłem się czuć jak władca jednego z całkiem sprawnych niewolników, z czego mój był nad wyraz nieposłuszny i napalony.

- Wyglądasz jak niedopieszczony szczeniak – roześmiałem się, a zażenowanie sprzed chwili rozpłynęło się pod wpływam tego cudownego widoku. Black przekręcił się, a jego broda wylądowała między moimi ściśniętymi udami. Szare oczy lustrowały moje lśniąc radośnie.

- Ty mnie dopieścisz, w końcu jesteś moim panem, prawda? – wzrok chłopaka zszedł niżej na miejsce, które było niemal na wysokości jego twarzy. Ponownie poczułem się skrępowany i rozchyliłem nogi, przez co kruczowłosy uderzył brodą o trochę twarde siedzenie. Skrzywiłem się słysząc ciche uderzenie dolnej szczęki o górną. Miałem tylko nadzieję, że przeze mnie chłopak nie wybił sobie zębów. To sprawiło, że moje czerwone policzki pobladły.

- Nic ci nie jest? – jęknąłem i pochyliłem się nad Blackiem.

- Ty mi kiedyś zrobisz krzywdę... – Syri rozmasował sobie zaczerwieniony podbródek i dość teatralnie upewnił się, że jest w całości. – Ile powinienem mieć zębów? Wolę przeliczyć i upewnić się, że żadnego nie połknąłem.

- Ja naprawdę przepraszam... Ale to i tak twoja wina! – krzyżując ręce udałem tym razem obojętność. Całe szczęście, że powoli dojeżdżaliśmy do zamku, bo z pewnością kruczowłosy zażyczyłby sobie niesamowite wynagrodzenie za poniesione szkody.

 

   

środa, 20 czerwca 2007

Od nowa...

1 wrzesień

Po wielu tygodniach męczarni w końcu dotarłem do września. Teraz nie musiałem martwić się już brakiem przyjaciół, czy też Syriusza. Niestety niosło to za sobą wiele niedogodności związanych z moją likantropią, ale i rozpieszczało mnie świadomością, że Syri będzie blisko. Drugi rok nauki nadszedł niesamowicie szybko biorąc pod uwagę szkołę, nie zaś wakacje, które ledwie przeżyłem. Hogwart bez wątpienia miał w sobie coś, co pozwalało się tam zadomowić, ale to także dzięki niemu poznałem chłopaków i Blacka. Czułem się tak, jakbym znał ich wszystkich od wielu lat. Co za tym idzie także mój związek z kruczowłosym wydawał mi się o niebo dłuższy. Zaledwie rok temu poznałem go w pociągu, kiedy gonił Shevę, wlazłem w Pottera, dosiedliśmy się do Petera, uchroniliśmy Andrew przed bandą Lucjusza. Wszystko zaczęło się od tego jednego dnia, krótkich spędzonych na niepewności chwil. Od tamtego czasu wiele się już zmieniło, w tym ja sam miałem za sobą niesamowitą przemianę. Nie mogę uwierzyć w to jak szybko potrafiłem przejść taką metamorfozę. Dawniej nie zwracałem uwagi na to, w co się ubrać żeby wyglądać w miarę atrakcyjnie, za to teraz po spędzonych przed lustrem godzinach, które dla moich rodziców były udręką, wydobyłem z szafy jakieś zielone spodnie i w miarę pasującą do nich kratkowaną koszulę pod kolor. Efekt moich eksperymentów był taki, iż dorzuciłem dwa paski, z czego jeden znajdował się na właściwym miejscu zaś drugi w miarę swobodnie opadał na biodro. O ile kiedyś czułem się dziwnie mając na sobie coś, co wyróżniało mnie z tłumu o tyle teraz nie był to dla mnie taki kłopot. Liczyło się jedynie wrażenie, jakie miałem wywrzeć na Syriuszu.

Rozglądnąłem się nerwowo po peronie wyszukując w tłumie przyjaciół i ukochanego chłopaka, notabene czarodzieja czystej krwi, którego obecność musiała wywołać jakieś poruszenie wśród uczniów. Znajomy zapach poruszył wszystkie moje zmysły, które momentalnie przekierowane zostały na przeciskającą się między starszymi chłopakami grupkę. Na mojej twarzy pojawił się jeden z szerszych uśmiechów, kiedy kruczowłosy stanął w miejscu uchylając lekko usta i wpatrując się w mnie, co zaczerwieniło moje policzki.

- Syriiiiiii! – wydarłem się i rzuciłem w stronę Blacka. Zapominając chwilowo o wszystkim objąłem go za szyję i podskoczyłem oplatając nogami w pasie. Śmiałem się jak głupi, zaś szarooki wtórował mi w tym tuląc z całych sił.

- Moje Remiątko się wystroiło. Wyglądasz pięknie. – szepnął, a cichy chichot mojej matki wyprowadził mnie całkowicie z chwilowego letargu. Odskoczyłem od Blacka z wielkimi wypiekami na twarzy i spuściłem głowę. Syriusz nie wydawał się tym zbytnio przejmować i tylko objął mnie ramieniem posyłając moim rodzicom ciepły, przyjazny uśmiech.

- To są koledzy, o których wam mówiłem... – wymruczałem cicho depcząc stopę Blacka, co przyniosło spodziewany efekt, jako że chłopak puścił mnie i przytulił do Andrew. Na ramieniu jasnowłosego spoczęła typowo męska dłoń, a podnosząc wzrok napotkałem miły i radosny uśmiech Serhija.

- Jak tam minęły wakacje, chłopaki, co? – zagadał, a cichy pisk mojej matki oznajmił mi, że właśnie rozpoznała jednego ze swoich wielkich idoli. Cała w skowronkach podbiegła do mężczyzny i zaczęła wypytywać o najróżniejsze szczegóły związane czy to z nim samym, czy też całą drużyną Ukraińską. To było u niej chyba najgorsze. W przeciwieństwie do większości spokojnych, odpowiedzialnych mamuś, zajmujących się domem i pracą, ona szalała za quidditchem, a większa część graczy była na jej wielkiej liście nieosiągalnych miłości, które jakimś cudem przegrały z tatą.

- Remusie, napiszę do ciebie! – rzuciła szybko i pocałowała mnie w policzek.

- Do zobaczenia – Ukrainiec mrugnął i odszedł wraz z moimi opiekunami rozmawiając swobodnie na każdy z narzuconych mu tematów. Nie wiedziałem czy powinienem się wstydzić, czy uznać sytuację za niebyłą. W końcu nie, co dzień twoja rodzicielka skacze wkoło ojca twojego kolegi zachowując się przy tym jak nastolatka. Z pewnością mogłem uznać to za niesamowitą kompromitację i jakoś nie chciałem o tym nazbyt długo pamiętać. Jeden taki wyskok w zupełności mi wystarczył, by usamodzielnić się pod względem odprowadzania przez już stęsknioną mamusię na dworzec i machania do odjeżdżającego pociągu. W prawdzie Syriusz miał nie lepiej, jeśli zwarzyć na to, iż jego mamę nauczyciele siłą wyciągali z zamku, kiedy chłopak trafił do Gryffindoru, nie zaś Slytherinu, jak to w jego przypadku powinno być.

- Sheva, dlaczego twój ojciec obmacuje ojca Remusa? – pytanie Pottera dotarło do mnie dopiero po chwili. Zakrztusiłem się i spojrzałem na odchodzących rodziców. Serhij rzeczywiście trzymał dłoń na pośladkach mojego ojca i kątem oka rzucał mu specyficzne spojrzenia. Jeśli mama mnie ośmieszyła to teraz mogłem spokojnie zapaść się pod ziemię.

- Nie martwcie się, mój tata matki nie zdradzi. Przejdzie mu to za jakieś kilka godzin – Andrew, mimo że był podobnie skołowany jak ja wydawał się to odbierać znacznie lepiej.

- To ja tu wychodziłem ze skóry i ubrań żeby osiągnąć cokolwiek, a on się dobiera do gościa starszego od siebie?! – J. z pewnością był sobą – Co jest nie tak z moim tyłkiem? – okularnik odwrócił głowę w miarę możliwości oglądając przez ramię swój tył. – Od dziś zabieram się za tworzenie własnej klasyfikacji walorów męskich i ocenianiu ich w skali transmutacyjnej. – skrzywiłem się i popatrzyłem na resztę, która zareagowała w taki sam sposób. Ten rok już teraz zapowiadał się niesamowicie, chociaż lepszym określeniem byłoby ‘jeden wielki, przyszły kłopot’. Jeśli tak rozpoczynał się ten dzień to nie chciałem wiedzieć jak się skończy czy też dalej potoczy, a podchodzący do nas ciemnowłosy pierwszoklasista o niewinnych, wielkich oczkach mieniących się błękitem i granatem nie zapowiadał niczego dobrego. Nauczyłem się już, że każda nowa osoba, z którą mamy do czynienia jest zapowiedzią czegoś większego.

- Taka jedna dziewczyna kazała ci to dać – malec wyciągnął przed siebie łapki podając Jamesowi żółtawą kopertę z kwiatuszkiem i pszczółką. – Mówiła, że to od jej koleżanki, która dostała to od innej koleżanki, której koleżanka otrzymała to od kuzynki, a ona od innej koleżanki, a ta od przyjaciółki. – mały wydawał się to czytać, jednak nie widziałem żeby miał ku temu okazję. Biorąc pod uwagę głupotę Pottera autorka nie musiała się aż tak wysilać z przekazaniem tego listu aż tylu osobą. Z powodzeniem mogłaby dać to okularnikowi osobiście, a zanim do niego dotarłoby, o co chodzi ona byłaby daleko, zaś on zapomniał całkowicie, kim była i jak wyglądała.

- Dzięki... – J. zrobił maślane oczy patrząc za odchodzącym pierwszakiem. – Dlaczego to nie może być od niego... Słodki, mało wymagający, nie sprawiałby kłopotów, nie wydał majątku na zakupy... O! Sevutek! – chłopak pomachał entuzjastycznie i zalotnie do Snape’a, który widząc go przyspieszył kroku i zamiast jak do tej pory podążać za Lucjuszem i jego kolegami zrównał się z bandą Ślizgonów. Malfoy posłał rozeźlone spojrzenie Jamesowi, jednak ten wydawał się tym nie przejmować ani trochę. Nadal oglądał się za Severusem, co nie podobało się Syriuszowi, zaś mnie raczej mało interesowało.

- Przypominam ci, J., że ten płaz dostawiał się do mo... do Remusa. – Black poprawił się szybko i szarpnął Pottera za koszulkę – To coś to nasz wróg numer jeden w tym roku, dociera?! – warknął, jednak J. patrzył na niego nieprzytomnie i uśmiechał błogo. Najwidoczniej tegoroczne problemy miały teraz dotyczyć niemal wszystkiego i zaczynały mnie irytować. Szczęście w nieszczęściu, niemal na każdym kroku dawało o sobie znać. Moje wilkołactwo, spotkanie z chłopakami, bliskość Syriusza, miłości Pottera i niestety ślepe uwielbienie Petera w stosunku do Narcyzy Black, która zapewne ma i swój wpływ na wszystko inne. Wolałem mieć za sobą ten pierwszy dzień i spędzić weekend na wspólnych wygłupach i ogólnej zabawie, nie zaś martwieniu się o cokolwiek. Pakowanie się w kłopoty prawdopodobnie stanie się w końcu naszą tradycją i to nie tylko pierwszego dnia szkoły, ale i w ogóle całego roku, a postawa moich przyjaciół całkowicie na to wskazywała. Chyba jedynie obecność Syriusza pozwalała mi żywić nadzieję na odrobinę szczęścia i spokoju, które musiał mi zapewnić, chociaż raz na jakiś czas, chcąc spędzić ze mną miłe chwile sam na sam. Nigdy nie pomyślałbym, że tak będą wyglądać moje lata szkolne, jednak na razie nie przeszkadzało mi to.

niedziela, 17 czerwca 2007

Cytrynowy!

Notka pisana między ładowaniem się Prince of Tennis, więc nie oczekujcie wiele, a sama końcówka wyskrobana po "Uczeń Merlina cz.1" XDD Przykro mi, ale tak wyszło ^^"

 

8 sierpień

Kiedy w piątek wieczorem dostałem listę książek od razu poczułem się lepiej, jednak informacja od Syriusza o naszym kolejnym spotkaniu była już wszystkim, czego pragnąłem. Martwiłem się, że przez bardzo długi czas nie będę miał okazji się z nim spotkać, a tym czasem nie minął nawet tydzień. Świadomość rychłego zobaczenia się z przyjaciółmi była niesamowicie przyjemna, a Black tak jak obiecywał zaplanował spotkanie i w przeciwieństwie do poprzedniego, gdzie motorem napędowym był Sheva teraz to kruczowłosy miał swoje ‘pięć minut’. Cieszyłem się niczym pięcioletnie dziecko i bynajmniej mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Tym razem nawet rodzice nie mieli pojęcia, co mi jest, kiedy przez weekend zataczałem koła biegając po całym domu nie przejmując się nawet przemianą. Poniekąd rozstania były przydatne, gdyż późniejsza możliwość ponownego przebywania z ukochaną osobą była cudowna. Wolałem sobie nawet nie wyobrażać jak to wszystko będzie wyglądało za kilka lat, kiedy wszyscy dorośniemy. Syriusz z pewnością będzie jeszcze przystojniejszy, Potter miejmy nadzieję nie zgłupieje do reszty, a Pet zajmie się czymś konkretnym. Tylko, co do Andrew nie miałem wątpliwości, że będzie odrobinę przypominał ojca i na każdym kroku pieścił z Fabienem. Przez te cztery dni już stęskniłem się za chłopakami, a w szczególności za tym jednym, który właśnie pukał w szybę wystawy sklepu z niemożliwie szerokim uśmiechem na twarzy.

- Mamo, wychodzę! – krzyknąłem szybko i wybiegłem nie czekając nawet na odpowiedź. Nie chciałem przypadkiem usłyszeć jak prosi bym został i jej pomógł, gdyż znając siebie właśnie tak bym postąpił. O wiele przyjemniejszym było spędzić trochę czasu z chłopakiem. Syri złapał mnie za rękę i rozejrzał się dookoła. Wyglądał zabawnie, ale wolałem zachować powagę, nawet, jeśli przychodziło mi to z trudem. Gdyby ktoś zobaczył nas razem nie skończyłoby się to najlepiej dla Blacka, a właśnie takich kłopotów woleliśmy unikać. Wąska alejka dzieląca sklep mojej matki od innego nadawała się całkiem dobrze jako kryjówka, ale do najprzyjemniejszych nie należała. Było tu chłodno i trochę wilgotno, zupełnie jakby ta część Pokątnej oddzielona była od reszty jakimś dziwnym murem.

- Syriuszu, a gdzie reszta? – oparłem się plecami o budynek i skrzywiłem czując chłód tynku i cegieł.

- Zrezygnowałem z nich. Wolę pobyć sam na sam, niż męczyć się z Potterem. Poza tym on zachowuje się strasznie głośno, a moja matka na pewno będzie mnie szukać, kiedy zrozumie, że zwiałem ze sklepu. – kruczowłosy mimo wszystko wydawał się tym nie przejmować.

- ‘Dam znać reszcie, nie martw się’, tak? – uśmiechnąłem się wrednie cytując fragment listu chłopaka – Jesteś większym kłamczuchem ode mnie – wytknąłem mu język.

- Oj, bez przesady. Ciebie nikt nie pobije, a przynajmniej na razie – Syriusz wyszczerzył się i zrobił wyraźny krok w przód. – Tęskniłeś? Przyznaj się.

- Ani trochę – wzruszyłem ramionami ze znudzoną miną – Chyba, że mówisz o transmutacji, bo bez niej tak mi jakoś dziwnie... – nie wiem, co mnie bawiło bardziej urażona mina Blacka, czy jego nerwowe poruszanie palcami, kiedy szukał jakiejś riposty. Błysk w jego oczach wyraźnie świadczył o tym, że coś wymyślił. Zazwyczaj obawiałem się tego, jednak teraz jak najbardziej mi się podobał.

- McGonagall raczej nie trzeba dopieszczać, bo i po co jej to, ale mnie by się przydało. – przekrzywił głowę w bok i przysunął się do mnie znacznie. – A ja czuję się bardzo wyposzczony, jak nigdy. – wiedziałem dobrze, o co mu chodzi, gdyż sam odczuwałem dokładnie to samo, chociaż z pewnością w o wiele mniejszym stopniu, niż wiecznie myślący o jednym Black. Poza tym przebywanie z nim było bezpieczniejsze niż włóczenie się samemu, czego zaczątek miałem już za sobą. Odchyliłem głowę w przeciwną stronę niż chłopak, co było w tym wypadku jawnym zaproszeniem. Kruczowłosy zadowolony skorzystał z okazji i polizał moją szyję w jednym miejscu by właśnie tam przyłożyć usta i zostawić czerwony ślad pocałunku. Zamknąłem oczy pozwalając mu na to i całkowicie pomijając fakt, iż plamka będzie w tym miejscu dobrze widoczna. Dla mnie było to niezbędne, jednak chłopakowi z pewnością wydało się dziwne. Odsunął się, zmarszczył czoło patrząc na małą ‘malinkę’ i skrzyżował ręce.

- Co się dzieje, Remi? Zawsze krzyczałeś, kiedy to robiłem, a teraz nawet twoi rodzice będą wiedzieli gdzie byłeś... – otworzyłem szeroko usta. No tak, zapomniałem o nich.

- Chwila słabości – bąknąłem czerwieniąc się na myśl o tym, co mnie czeka w domu – Mogłeś mi wcześniej przypomnieć. – unosząc dłoń pogładziłem ciepły punkcik na skórze. – Nawet ślepy to zobaczy... – mruknąłem cicho i splotłem swoje palce z palcami Syriusza, a jego ręce zwisały teraz swobodnie wzdłuż ciała. Dało mi to lepszą okazję do odwdzięczenia się za moje znamię. Potarłem nosem ucho chłopaka i przyssałem się do opalonej szyi poniżej niego. Szybko miałem dość przekomarzania się i najwyraźniej szarooki idealnie to wyczuł. Objął mnie w pasie i przytulił mocno. Dzięki temu ja z powodzeniem mogłem objąć go za szyję i sięgnąć jak zawsze słodkich warg, które kleiły się miejscami od niedawno zjedzonego loda waniliowego. Nie wiem, czy on w ogóle zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo lubię, kiedy całuje mnie po tym jak objadał się łakociami, ale z pewnością moje mruczenie wydało wszystko. Mocniej przycisnąłem się do Syriusza i zacisnąłem jedną dłoń na tyle jego koszulki. Rozpieszczał mnie i nie zniósłbym świadomości, że podobnie taktuje kogokolwiek innego.

- Mam też landrynkę. – Black odsunął się i zlizał z ust ślinę. Wyjął z kieszenie niewielki owocowy cukierek, rozpakował go i wystawiając język położył na nim. Uniosłem brew przyglądając się zadowolonemu chłopakowi czekającemu na mój ruch. Z westchnieniem stanąłem na palcach i objąłem wargami język chłopaka zgarniając przy okazji także słodycz.

- Cytrynowa! – ucieszyłem się ssąc łakocia i patrząc na rozpromienioną twarz przyjaciela.

- Podziel się, Remi... – Syri sięgnął moich ust i wsunął w nie język przesuwając nim cukierka po całym ich wnętrzu. Wsunął cytrynową kuleczkę między mój policzek, a zęby i zaczął zlizywać słodycz, którą wcześniej rozprowadził gdzie tylko był w stanie. Jak na jego eksperymenty było to cudownie przyjemne i podniecające.

Gdyby tylko w szkole tak chętnie podciągał się z Historii Magii, jak teraz z nowych sposobów dogodzenia mnie i przy okazji samemu sobie, mógłby być prymusem. Bałem się nawet pomyśleć o tym, co miałby zamiar testować w szóstej klasie, lub nawet na piątym roku. Walające się sterty mało dyskretnych książek i poradników pod jego łóżkiem nawet by mnie nie zdziwiły, a tym bardziej wyłudzone od Zardi komiksy o niewiadomej mi treści, które cichcem przekazała Blackowi ostatniego dnia szkoły. Z błagalnej miny chłopaka dało się łatwo wyczytać, co grozi mu za ich zniszczenie lub chociażby jeden, malutki uszczerbek. Klątwa stuletnia, czy jedne z najbardziej wrednych zaklęć to chyba nic przy tym, co ona musiała mu obiecać za naruszenie swojej własności. Chociaż poniekąd nawet ja na tym wszystkim skorzystałem to nie podobało mi się to, że Syri ma tak łatwy dostęp do niewiadomo, czego, a później wszystko testuje na mnie. Kto wie, co kryło się w tej chwili pod tą przydługawą czupryną.

- Uśliniłeś mnie! – jęknąłem wycierając się i zlizując z dostępnych miejsc lepką maź.

- To dopiero początek, zobaczysz w szkole. – ta duma i radość niemal raziły, kiedy tylko patrzyło się w jego oczka, w których na dobrą sprawę była także duża ilość lubieżnych błysków. Zawsze wiedziałem, że Blacka trzeba się bać nawet, kiedy udawał, że żartuje, lub zwłaszcza wtedy. James był zawsze napalony, za to Syri stawał się powoli ekspertem od brudnych myśli. Zastanawiałem się czy aby na pewno dobrze robię przebywając z nim w takim miejscu jak to, gdzie mógł sobie pozwalać na wszystko, a zanim ktoś zorientowałby się, że ktoś krzyczy właśnie tutaj byłoby dawno po wszystkim, o cokolwiek mi chodziło. Szczerze mówiąc nie wiele wiedziałem na tematy tak bardzo interesujące Syriusza, a kiedyś z pewnością przyjdzie mi to studiować. Sama wizja tych chwil była przerażająca. Transmutacja, historia magii, eliksiry, zaklęcia, obrona przed czarną magią, nic nie mogło się równać z tym, co mnie dopiero czeka. Okropność, ile to ja będę musiał znieść i to tylko, dlatego, że zakochałem się w przyjacielu, a nie jakiejś tam piszczącej dziewczynie. Z innej strony kobiety nie mają wiele do zaoferowania, za to, Syri jak najbardziej. Nie chciałem nawet myśleć o tym, że przyjdzie mi zaraz wrócić do matki i rozstać się z chłopakiem. Najchętniej zostałbym z nim i nigdy się nie oddalał.

 

  

środa, 13 czerwca 2007

Lucky

Notka dopiero dziś ponieważ mi net wysiadł i nie miałam go przez kilka dni T^T

 

Język nieznajomego po raz kolejny zwilżył wargi, które wykrzywiły się w specyficznym uśmiechu. Ciarki po raz kolejny przeszły mi po plecach. Jeśli ktoś mógł na niego trafić to tylko ja. Z całej masy ludzi, jacy mieszkają w Londynie musiałem wejść w plecy kogoś takiego. Gdyby to był Potter nie zdziwiłbym się, jednak przy moim szczęściu nic nie wskazywało na łatwe załatwienie tej sprawy. Odsunąłem się o krok i kątem oka rozejrzałem wokół siebie. Tak jak przypuszczałem pomysł z tym by przejść przez park był kiepski, a to miejsce całkowicie opustoszałe. Słyszałem wyraźnie głosy dochodzące z drugiego końca, ale nie miałem już nawet pojęcia czy nieznajomy również jest w stanie je dosłyszeć. Sam nie wiem, dlaczego, jednak spanikowałem i znowu przesunąłem się do tyłu.

- Już uciekasz? – chłopak ruszył zbliżając się do mnie i oblizał zęby, z czego najbardziej wyróżniały się kiełki. Bezwzględnie nie wydawał się kimś, kto łatwo odstępuje od swoich pierwotnych zamierzeń. Odwróciłem się chcąc jak najszybciej uciec, ale uścisk na ramieniu uciął moją dalszą chęć rozpłynięcia się w powietrzu. Ostre paznokcie wbiły się nieznacznie w moją skórę, a zaraz potem nieznajomy zabrał dłoń i założył włosy za ucho odsłaniając drugie oko.

- J... Ja muszę już iść – wycedziłem i dopiero po chwili zrozumiałem jak głupie było to stwierdzenie.

- Ależ spokojnie, to nie zajmie nam dużo czasu – długowłosy sprawnie objął mnie jedną ręką w pasie, zaś drugą ścisnął mój pośladek. Jęknąłem głośno i zaczerwieniłem się wiedząc, iż nie tak powinienem zareagować. Zacisnąłem pięści i kładąc je na piersi chłopaka starałem się go odepchnąć. Byłem tak wystraszony, że nie mogłem zebrać wystarczająco dużo sił by się uwolnić. Ciało nieznajomego większe od mojego niemal dwukrotnie bez przeszkód kierowało moimi krokami sprawiając, że przywarłem do jednego z drzew. Kląłem w myślach na wszystko, na co mogłem i błagałem o jakiś cud. Chciałem się chociażby obudzić i uznać, że to tylko koszmar, niestety aż za dobrze wiedziałem, iż wszystko to dzieje się naprawdę.

- C... Co...? – łzy stanęły mi w oczach, a gardło ścisnęło się nie pozwalając mi wydobyć z siebie głosu. Chłopak po raz kolejny posłał mi uśmiech i pochylając się zlizał z moich powiek pierwsze krople.

- Oj, nie ma potrzeby płakać. – ironia w jego głosie była aż nazbyt wyczuwalna. – Nie zrobię ci nic złego, a przynajmniej nie zamierzam. – przekrzywił głowę i przyłożył usta do mojego ucha – Nie tutaj... – wyszeptał naprawdę cicho i ugryzł płatek błądząc po nim językiem. Jego oddech drażnił moją szyję, a dłonie mocniej przysunęły mnie do niego. Kolano długowłosego uniemożliwiło mi jakiekolwiek manewrowanie nogami wślizgując się pomiędzy moje uda tak, iż zastygłem na jakiś czas. Mogłem tylko drżeć i oddychać ciężko czekając na ciąg dalszy. Nie wiedziałem, czego się spodziewać, ani o co dokładnie może mu chodzić, chociaż zawsze mogłem się domyślać. Ból oczu niemal dorównywał teraz temu, jaki rozrywał mi krtań, a mimo to nadal nic mi nie wychodziło. Wilgotne usta z satysfakcją przesunęły się na moją szyję i zaczęły ją skubać. Nie wiem, dlaczego, jednak od razu przypomniał mi się Syriusz. W myślach błagałem go by się tu zjawił, a w głębi duszy wydawało mi się, iż gdyby wiedział o wszystkim uznałby to jako pretekst do rozstania.

- N... Nie... – zdołałem o dziwo wydusić jednak niewiele to dało i nie dziwiłem się.

- ‘Nie’, co? – chłopak odsuwając się uniósł brwi – Przecież nic jeszcze nie zrobiłem. A, może ty nawet nie wiesz, co mogę ci zrobić? – wydawał się być zafascynowany, chociaż sam nie wiem czym. – Mrau! Nie myślałem, że mi się uda złapać taką ptaszynę... Cudownie. Pobawimy się odrobinę, a później wrócisz do domu, co ty na to? – zabrał dłoń z moich pośladków i naciągnął nią moją koszulkę. Liżąc moją szyję przeszedł na obojczyk i tors. Jego chłodne opuszki palców wślizgnęły się za materiał, a chwilę później szybko zaprzestały gładzenia mojej skóry. Na dotąd uśmiechniętej twarzy pojawił się wyraz niezadowolenia, a czoło ozdobiła niewielka żyłka. Nie miałem pojęcia, o co chodzi, jednak ciało nieznajomego odsunęło się na niecały centymetr.

- A jednak nie jesteś taki święty? – rzucił przyglądając się ciągle mojej piersi.– Ten maleńki znaczek na pewno nie powstał ot tak sobie – zamyślił się na chwilę, a do mnie dotarło, że chodzi mu o ‘malinkę’, która była dziełem Syriusza – No pięknie. Więc stąd to ‘nie’...

- Żartujesz! Serio to zrobił?! – dziewczęcy głos oddalony od nas o kilkanaście metrów rozproszył chwilową dziwną i niebezpieczną atmosferę. Chłopak odwrócił się w tamtą stronę, a ja wykorzystując to dałem nogi za pas. Ledwo byłem w stanie biec, gdyż nadal trzęsłem się niesamowicie, ale nie chciałem po raz kolejny wpakować się w kłopoty. Słyszałem jedynie, że chłopak jęknął zrezygnowany i rzucił ciche ‘lucky!’ skierowane do mnie. Minąłem dwie dziewczyny, które były moim wybawieniem i nie zatrzymując się ominąłem park wielkim łukiem trzymając się cały czas zatłoczonych miejsc. Nie miałem zamiaru już nigdy włóczyć się sam gdziekolwiek. Jak najszybciej chciałem zapomnieć o tym incydencie i nie wracać do niego nigdy. Jedno takie doświadczenie wystarczyło mi na wszystkie lata życia. W końcu nie wytrzymałem i zacząłem płakać. Obszedłem park chodnikiem, który otaczał go po drugiej stronie bramki i spojrzałem na ścieżkę wewnątrz niego. Chłopak uśmiechał się idąc w takim samym tempie, co ja i bezustannie patrząc w moją stronę. Rozpłakałem się bardziej i znowu zacząłem biec. Gdyby nie Syri i jego wieczne pozostawiane na mnie ślady możliwe, że wszystko to skończyłoby się inaczej, jakikolwiek nie miałby być ‘end’. Nigdy już nie chciałem karcić Blacka za jego zachowanie względem mnie. Gdyby nie jego matka nie musiałbym sobie radzić ze wszystkim sam. Ona stanowiła wystarczającą barierę nie do przejścia, która izolowała nas, mimo iż mieszkaliśmy w jednym mieście. Teraz nie mogłem już zaprzeczyć, że jestem nadal dzieckiem, które potrzebuje czyjeś opieki, a w moim przypadku najbardziej w świecie chciałbym by tą opieką otoczył mnie Syriusz. Tylko, że to nie było możliwe.

- Hej, hej, hej... – przerażony odskoczyłem od osoby, która objęła mnie ramieniem i zatrzymała. Michael wydawał się zszokowany nie tylko moją reakcją, ale i zaczerwienionymi oczami. Roztrzęsiony wtuliłem się w niego i chociaż przez chwilę poczułem pewniej. Jemu mogłem ufać bez względu na to, jaki był i jak się czasami zachowywał.

- Co się stało, Remi? – łagodny głos Ślizgona uspokajał mnie i przywodził na myśl chwile spędzone w Hogwarcie. Pokręciłem głową wycierając policzki i nos w koszulkę chłopaka, który nie wydawał się tym przejmować. Odsunął mnie i zdjął ciemny podkoszulek podając mi go z uśmiechem. Otarłem oczy ramieniem, jednak Michael z westchnieniem przystawił mi do twarzy swoją i tak już lekko przeze mnie sfatygowaną część garderoby.

- Dziękuję – oddałem uśmiech i całkowicie przestałem już rozpamiętywać tamto zajście. Sheva miał całkiem niezłe oko, jeśli chodziło o chłopaków i mogłem to stwierdzić z całą pewnością. Byłem przekonany, że tylko Syriusz jest w stanie sprawić bym zapomniał o tym, co mnie boli, jednak najwidoczniej myliłem się. Nawet, jeśli Nedved nie był dla mnie tak ważny jak Black to bez wątpienia mógł uchodzić za jednego z przyjaciół.

- To jak, dowiem się, o co chodzi? – z teatralną miną smutku i tęsknoty spojrzał na swój podkoszulek, w który siąkałem.

- Nie – rzuciłem i skrzywiłem się oglądając ciemny materiał – Wypiorę go i oddam. – te słowa wywołały u chłopaka ciepły śmiech.

- Nie musisz. W prawdzie Gabriel będzie zachodził w głowę, co ja u licha z nim zrobiłem, że wracam do połowy rozebrany, a Syriusz wypyta cię szczegółowo skąd go wziąłeś, ale zatrzymaj go. – argumentacja ciemnowłosego w zupełności wystarczyła mi jako powód do zwrócenia koszulki, a bynajmniej nie o to chodziło Michaelowi.

- Oddam przy najbliższej okazji – ukłoniłem się lekko i na nowo przetarłem nos. – Do widzenia! – rozpromieniłem się i pobiegłem dalej jednak nie martwią się już w zupełności o nic. Chłopak miał jakieś działanie łagodzące i mógłbym zazdrościć Ricardo kogoś takiego, gdybym sam nie miał cudownego Syriusza. Musiałem przetrzymać jeszcze tylko niecały miesiąc i już mogłem w spokoju wrócić do szkoły. Tęskniłem za lekcjami i chwilami, kiedy poza nimi niewiele się liczyło i nie miałem problemów innych niż nauka, sprawdziany, czy koledzy. Musiałem wytrzymać do tego czasu, po prostu musiałem.

środa, 6 czerwca 2007

Mmm...

Thx wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki, bo chociaż sprawnościówkę poprawiam (głupie 10 sekund!) to wiedza zdana i poszło mi w ogóle nieźle ^^ Tak więc przez nalbliższy czas nadal jestem z Wami XD

 

3 sierpień

W chwili największego szczęścia wydawać się może, iż czas wcale nie wymyka się spod kontroli, jednak wystarczy wspomnieć tamte chwile kilka dni później, a od razu dostrzega się zbieżność między tymi dwiema porami. Niestety w moim przypadku było dokładnie tak samo. Tydzień spędzony u Andrew dobiegał końca, to, co do tej pory miało miejsce wydawało mi się być wspomnieniem sprzed miesiąca, nie zaś kilku dni. Gdybym mógł najchętniej zostałbym u kolegi o wiele dłużej niestety nie miałem ku temu okazji. Sheva z ogromnym ‘bananem’ na twarzy planował już wyjazd rodziców, jako że jego matka chciała odpocząć od ciągłej gry męża. Zielonooki rozegrał wszystko po swojemu i w końcu opiekę nad nim powierzono Fabienowi, który nie wyglądał na szczęśliwego, chociaż z pewnością od dawna już na to czekał. Żałowałem tylko, że ja i Syriusz nie mieliśmy okazji spędzić wakacji we dwójkę, a co gorsza dziś właśnie musieliśmy rozstać się na najbliższe tygodnie. Z czystym sercem mogłem powiedzieć, iż uzależniłem się od kruczowłosego, który będąc najważniejszą częścią mojego życia dał mi więcej niż ktokolwiek inny, przez całe moje dotychczasowe życie.

Potter był wyjątkowo markotny i wyglądał tak jak gdyby w każdej chwili mógł uciec sprzed świstoklika oświadczając, że nie wraca do domu. Jego rodzice na pewno nie byliby zaskoczeni, w końcu znali chłopaka o wiele lepiej niż ja, czy Syri, więc zapewne wzięli pod uwagę to, jak trudne mgło by być zaciągnięcie go z powrotem do Londynu.

- Przebieraj nogami! – Black haratał za sobą okularnika, który od niechcenia ciągnął się za nami i cały czas głośno wzdychał. Nie chciałem wiedzieć, co chodzi mu po głowie, ponieważ prawdopodobnie zgorszyłbym się jeszcze bardziej niż dotychczas przebywając w towarzystwie kolegów.

- Zawsze możemy go zostawić na ulicy. Po tygodniu wróci do domu i powie się, że UFO uznało go za totalnie nieprzydatnego do badań, z powodu zaskakująco niskiego poziomu inteligencji i zwrócili go w takim stanie, w jakim był przechowywany. – Sheva wieszał się na mnie i przytulał mocno starając się poprzez to dopieścić samego siebie. Syriusz nie wyglądał na zadowolonego z tego powodu, ale nie odezwał się ani słowem. Najprawdopodobniej starał się ukryć zazdrość, by nie wyjść na szczeniaka. Uwielbiałem, kiedy chłopak zachowywał się w taki sposób, ponieważ i tak poniekąd jego starania przynosiły odwrotny efekt. Urażona mina i wściekłe spojrzenia rzucane, co kilka sekund w naszą stronę w zupełności wystarczały mi jako dowód potwierdzający moje przypuszczenia. Gdyby nie to, że mieliśmy na karku Jamesa teraz wyglądałoby to całkowicie inaczej. Mógłbym tulić się do Syriego nie zwracając uwagi na nic i korzystać z tych ostatnich wspólnych chwil, a przynajmniej ostatnich przed kolejną miesięczną przerwą.

- Sheva, popchnij go od tyłu, bo ja już wysiadam! – Black znalazł w końcu wymówkę by odkleić ode mnie Ukraińca i przekładając sobie rękę Pottera przez ramię nadal robił za konia pociągowego.

- Niech będzie – Andrew odsunął się i stając za okularnikiem uśmiechnął się wrednie. Zaczął wbijać palce w kręgosłup Jamesa, co przyniosło oczekiwany skutek, ponieważ z głośnym jękiem niezadowolenia i oburzenia skoczył do przodu idąc już o własnych siłach dalej.

- Mógł wcześniej ruszyć ten tyłek – Black z westchnieniem spojrzał na znajomą łąkę, na której wśród trawy leżał stary papuć. – Następnym razem załatwcie wyciąg, a nie mnie! – kruczowłosy zbliżył się do mnie i oparł swoim ramieniem o moje. W miarę możliwości chciałem się z nim pożegnać już teraz, jako że później na pewno nie mogłem o tym marzyć. Całe szczęście dobry duch naszego związku od razu zrozumiał, co chodzi nam po głowie i obejmując Pottera ramieniem odwrócił go tyłem do nas zaczynając o czymś z nim rozmawiać. Black szybko skorzystał z tej okazji i przytulił mnie muskając ustami ucho.

- Pamiętaj, że nadal będę pisał – wyszeptał cicho i odsuwając się pogładził mój policzek. Jego ciepłe palce wystarczyłyby mi w zupełności, jednak mimo to teraz chciałem czegoś więcej. Stanąłem na palcach przymykając oczy i zaciskając ręce na kruczoczarnych włosach. Przyciągnąłem Syriusza do siebie i pocałowałem lekko zaskoczone, jednak uśmiechnięte wargi, które chętnie oddały pieszczotę. Niewyraźnie słyszałem jak Andrew odchrząknął ostrzegawczo, jednak nie chciałem tego przerywać. Dopiero Syri odepchnął mnie i uśmiechnął się radośnie, a w chwilę później J. przyglądał nam się uważnie. Serce biło mi raz szybko, to znowu niesamowicie wolno ze strachu. Bałem się, że okularnik coś widział i teraz zwróci nam uwagę.

- Wy mnie nie rozumiecie! – rzucił w końcu, a ja podobnie jak reszta nic nie rozumiałem. – Wam nie robi większej różnicy czy będziecie siedzieć w domu, czy tutaj! – jęknąłem zdając sobie sprawę z tego, że właśnie rozpoczyna się pięć minut użalania się nad sobą Pottera. – Rodzice nie będą was zadręczać nauką, młodsza siostra skakać po brzuchu z samego rana...

- To ty masz siostrę?! – Andrew skrzywił się na samą myśl – Małe, włochate, rozwrzeszczane zwierzątko, które nie pozwala ci pospać do późna?!

- Tak też można o niej powiedzieć – sam byłem równie zaskoczony, co Ukrainiec – Ma na imię Julia i wygląda jak pączek z zębami. Ma głowę jak księżyc w pełni... – wzdrygnąłem się słysząc to porównanie – ciemny skalp i wielkie czekoladowe latarki, zamiast oczu.

- Cóż za artystyczny opis – Black wyszczerzył się uradowany – Jedyne słowo, jakie zna to twoje imię, mam rację? Wypowiada je, co najmniej piętnaście razy w ciągu trzech godzin, a ty grzecznie musisz wokół niej gonić?

- Zamknij się! Niedobrze mi się robi na samo wspomnienie! – J. objął się ramionami i zadrżał jakby było mu zimno. Osobiście nie miałem pojęcia, o co właściwie chodzi, jednak wolałbym mieć starszego brata, niż jakiekolwiek młodsze rodzeństwo, ale mimo to miło było by mieć kogoś, z kim można porozmawiać, lub powyłupiać się w domu.

- Miejmy to już za sobą – Syriusz złapał mnie za rękę i kciukiem pogładził skórę na jej wierzchu. – Dalej, J.! – wskazał okularnikowi bucior, a ten zrezygnowany chwycił się Blacka jedną ręką zaś drugą złapał but.

- Do zobaczenia w szkole! – głos Shevy doszedł do nas wyraźnie, jednak nie mogłem go już dostrzec, bo wszystko zawirowało nieprzyjemnie.

Uderzając stopami o asfalt czułem ciepłe ramiona otulające mnie dokładnie i nie pozwalające upaść. Uśmiechnąłem się mimowolnie i robiąc krok do przodu kopnąłem w leżącego Pottera. On jednak zawsze musiał mieć specyficzne lądowanie, chociaż teraz na suchym gruncie.

- Nigdy więcej tego dziadostwa! – chłopak z pogardą spojrzał na świstoklik i zacisnął dłoń na koszulce Syriusza – Idziemy! – szarpnął kruczowłosego, który zdołał mi tylko pomachać zanim zniknął za zakrętem alejki. Z dziwną pustką wewnątrz serca i całego organizmu ruszyłem w tę samą stronę jednak zaraz potem skręciłem w zupełnie inną uliczkę zastanawiając się, co właściwie mam robić po powrocie do domu.

Zanim zdążyłem cokolwiek postanowić już zatrzymałem się na czyichś plecach i speszony spuściłem głowę.

- Przepraszam – rzuciłem szybko i zmarszczyłem nos patrząc na buty nieznajomego. Czarne trepy o wysokiej cholewie i miękkim spodzie nie przypominały raczej współczesnych adidasów, lub czegokolwiek innego. Przeniosłem wzrok wyżej na lekko obcisłe, skórzane spodnie i pasek z ćwiekami. Koszula chłopaka miała specyficzny krój odsłaniający wyłącznie ramiona. Jej kolor przypominał zarówno bordo, jak i fiolet, a granatowe wzory nawiązywały bezsprzecznie do gotyku. Gdzie niegdzie pojawiały się skórzane paski z wąską klamrą, czym uwydatniały całkiem dobrze rozbudowaną pierś. Długie, czerwone włosy sięgały niemal pasa, a grube pasmo z przodu ufarbowane było na biało i przysłaniało lewe oko.

- Mmm... – chłopak zamruczał i przesunął bladą dłonią po brodzie. Miał ostro zakończone, długie paznokcie pomalowane na czarno i pierścionki z motywem smoków na palcach. Przeguby zdobiły srebrne bransolety, spod których wychodził zakończony do szpica rękaw koszuli. Nieznajomy oblizał wargi, a fioletowa tęczówka zabarwiona szkłem kontaktowym rozbłysła w specyficzny sposób. Chłodny dreszcz przeszedł mi po plecach rozniesiony przez kręgosłup na całe ciało. Przełknąłem głośno ślinę i przygryzłem wargę.