niedziela, 27 lipca 2008

Kartka z pamiętnika XXX - Regulus Black

Biblioteka, miejsce schadzek indywidualistów i inteligencji, maniaków i bibliofilów, znudzonych i szukających przygód, kobiet i mężczyzn. Tak wyobrażałem sobie to miejsce wcześniej, jednak teraz dorzuciłbym pewnie jeszcze kilka różnych grup osób. Zazwyczaj korzystałem wyłącznie z wielkiej biblioteki w domu, a tam poza członkami rodziny nikt nie miał wstępu. W Hogwarcie okazało się, że większa część czasu wolnego upływa zazwyczaj właśnie na przebywaniu w tym pomieszczeniu i szukaniu odpowiednich materiałów do referatów, prac i zadań. Setki półek, miliony woluminów, kilkanaście stolików i masa ciekawych ludzi, tak prezentowała się całość przy dokładniejszym poznaniu. Blade światło przebijające się przez olbrzymie okna, a bibliotekarka w okularach z lekko zakrzywionym nosem wodziła wzrokiem po wszystkich byleby tylko mieć kontrolę nad swoją dziedziną.
Podniosłem wzrok znad podręcznika obserwując przez kilka chwil zapatrzonego w nowy temat Remusa. Na pierwszy rzut oka wydawał się zwyczajnym kujonem z jakiejś ubogiej magicznej rodziny, który sam nie wie, co ma ze sobą zrobić, więc uczy się wszystkiego. Przy bliższym poznaniu dochodził do tego niesamowity charakter, miłe usposobienie i wrodzona delikatność. Kiedy już miałem okazję spędzić z nim trochę czasu zrozumiałem, że on fascynował się nauką podobnie jak niektórzy quidditchem. Zaskakiwał mnie tym, jednak jak najbardziej pozytywnie. Ułatwił mi wiele już teraz, a co dopiero miało być później. Traktował mnie typowo jak kolegę, lub brata, chociaż ciężko było mi określić, czy jego sympatia nie wynikała z faktu mojego pokrewieństwa z jego najlepszym przyjacielem. Z całą pewnością taki nauczyciel nie pozostawiał mi możliwości żalenia się chociażby o szczegóły. Był dokładny i nie potrafił porzucać raz rozpoczętego tematu bez szczegółowych wyjaśnień każdej książkowej adnotacji...
Powiodłem wzrokiem od opuszków jego palców, badających tekst, przez całe ramię do szyi i twarzy. Delikatny uśmiech, który ją rozjaśniał wydawał się być skrywany, jednak nie do końca opanowany. Jasne i dziwnie niesamowite tęczówki przesuwały się od jeden strony po drugą powoli, z wyczucie ważąc każde przeczytane słowo. Większy problem sprawiłoby mi opisanie jego ust. Delikatne i pełne z drugiej strony wydawały się wąskie. Nie potrafiłem tego rozpracować, a jednak było w tym coś, co nawet nie zachęcało mnie do jakichkolwiek dłuższych chwil zastanowienia nad tym. Remus był jedynym takim czarodziejem na świecie i tyle musiało mi wystarczyć.
Chłopak uniósł wzrok i uśmiechnął się delikatnie. Dokończył niedopowiedziane przed chwilą zdanie i wrócił do studiowania tekstu. Coś mną targnęło. On naprawdę był piękny i delikatny z natury. Idealny, chociaż zapewne wymagał opieki innej osoby.
- Jeśli chcesz możemy zrobić przerwę – przewrócił kilka kartek podręcznika i usiadł prosto. Nie długo to trwało szybko zaczął porządkować rozstawione wszędzie książki i nucić coś cicho. Nie potrafiłem nic powiedzieć. Uklęknąłem wyłącznie na krześle i pochyliłem się będąc bliżej niego. Wyciągnąłem się na ile pozwalało mi moje ciało, a kiedy tylko Gryfon spojrzał na mnie lekko zaskoczony sięgnąłem jego warg. Nie potrafiłem całować i nie robiłem tego nigdy. Wiedziałem tylko tyle, że usta mają się zetknąć, więc tyle zrobiłem. Szybko spłoszony usiadłem nie oczekując żadnej wzajemności. Wlepiłem wzrok w blat, chociaż co jakiś czas nieśmiało spoglądałem na jego w dalszym ciągu nieruchome dłonie.
- Podobało ci się? – drgnąłem zdziwiony pytaniem chłopca. W niekontrolowanym odruchu zadarłem nawet głowę do góry samemu więżąc się w blasku złotych oczu o tak spokojnym i pełnym uczuć wyrazie. – Mogę pokazać ci więcej, jeśli chcesz. – Remus zgarnął podręczniki na bok i wykładając się w połowie na blacie sam zainicjował pocałunek. Ten był inny niż mój nieudolny, który wypróbowałem samemu nie będąc pewnym, co robię. Teraz zupełnie oszalałem i siedziałem nieruchomo, chociaż wiedziałem, że coś powinienem zrobić. Jego usta były miękkie, ciepłe i słodkie od czekolady, którą zjadł przed korepetycjami.
- Więc jednak to ci się nie podoba? – westchnął zawiedziony. Szybko pokręciłem głowę i z największym trudem wykrztusiłem krótkie:
- Nie! To nie tak! Ja... jestem zdziwiony, tylko tyle... Ale to było przyjemne, naprawdę! – uśmiechnął się jakby zaraz miał zacząć chichotać, jednak nic takiego nie zrobił. Złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie. Usiadłem mu na kolanach nie mając innego wyjścia. Pachniał malinami i czekoladą. Bardzo przyjemnie i wydawało mi się, że cały jest właśnie z takiej słodkiej, nadziewanej masy.
- Skoro ci się podobało, to zrobimy to jeszcze raz – nie zdążyłem przytaknąć, a to zamierzałem właśnie uczynić. Zapach słodyczy stał się bardziej intensywny, a jego dłonie wydawały się bardzo ciepłe, kiedy wsunął je pod moja szatę i zaczął masować po kolei wszystkie kręgi od samego karku w dół. Niepewny tego, co dalej położyłem ręce na jego ramionach. Było mi dobrze, chociaż nie potrafiłem uzmysłowić sobie wszystkiego dokładnie. Musiałem być w tym beznadziejny, ale on nie zwracał na to uwagi. Przymkniętymi oczyma patrzył na mnie, chociaż z drugiej strony wydawał się niczego nie dostrzegać. Odsunął się, kiedy ja powoli dochodziłem do siebie. Spuściłem głowę patrząc na swoje palce zaciśnięte teraz dokładnie na szacie chłopaka na jego piersi.
- To teraz... – bąknąłem nie wiedząc, co w ogóle chcę powiedzieć. On podniósł palcem moją głowę i uspokoił kolejnym uśmiechem.
- Z Syriuszem też to robię, ale on jest tylko przyjacielem. Nie wiem, co ma do powiedzenia, jednak nic nas nie łączy. Nie masz się, czym przejmować. Z nim jest podobnie, chociaż nie do końca. Sam wiesz, że on więcej oczekuje niż daje. – przytaknąłem milcząc. Skoro robił to z moim bratem mógł także ze mną. Z początku czułem się winny, jednak teraz powoli przechodziło mi zaskoczenie pozostawione po pierwszych doznaniach.
- On... Robi ci to, co ty mnie? – pytanie było głupie, ale nie chciałem by milczał. Wolałem wsłuchiwać się w przyjemną barwę jego głosu zamiast milczeć pozwalając by i on nie odzywał się do mnie w ogóle. Tym razem chichotał i dotknął palcem mojej szyi.
- Z Syriuszem jest różnie. Znasz go lepiej niż ja. Ty jesteś inny niż on, chociaż jesteście braćmi. Zapomnijmy o nim... Chyba, że chciałbyś zaprosić go do zabawy – ciepło ust chłopaka ponownie zetknęło się z moim. Zaschło mi w gardle od czegoś tak niesamowitego, ale powoli uczyłem się jak działa mechanizm pocałunku. Przełknąłem niespokojnie ślinę, kiedy Lupin zaczął bawić się moimi włosami. Palce, które tak delikatnie trzymały pióro teraz głaskały mnie subtelnie. Mimowolnie przymykałem oczy, ale chciałem mieć jakikolwiek kontakt z rzeczywistością...
W drzwiach pojawił się Syriusz. Otworzyłem szeroko oczy. Zmarszczył przelotnie czoło i stawiał pewne kroki podchodząc. To sprawiło, że oprzytomniałem całkowicie. Rozejrzałem się nieprzytomny, nie wiedząc, co miało miejsce. Remus popatrzył na mnie i odwrócił się do tyłu. Pomachał mojemu bratu i przeciągnął się rozprostowując kości. Poczułem się jakbym dostał w głowę zaklęciem oszałamiającym. Aż zrobiło mi się gorąco i poczerwieniałem ze wstydu. Jakim cudem mogłem na jawie wyśnić coś takiego? Przestałem słuchać Lupina i zamiast tego stworzyłem niedorzeczną historyjkę, która w tej chwili napełniała mnie obrzydzeniem do samego siebie.
- Mieliście się uczyć dwie godziny. – Syri stanął przy nas kręcąc głową – Spóźniłeś się pół godziny, a przecież mieliśmy wyjść razem na błonia. – burknął urażony brakiem zainteresowania ze strony przyjaciela. Remus posłał mu ostre spojrzenie i zaczął zbierać książki.
- Oczywiście, że nie zapomniałem. Po prostu tak dobrze się bawiłem, że straciłem rachubę czasu. Regulusie, dokończymy wszystko dziś wieczorem, jak zawsze. Pewnie już cię zamęczyłem, więc odpocznij. Na razie. – wcisnął wszystkie notatki wraz z plecakiem w ręce Syriusza i poszedł pierwszy.
- Tylko on tak może! – kruczowłosy drugoklasista zastrzegł to na odchodnym i szybko poszedł za kolegą próbując się przymilić na nowo.
Zamknąłem oczy o odchyliłem się na krześle. Może Syriusz przeczuwał, że jestem dziwny i dlatego chciał mnie trzymać z daleka od przyjaciół, a ja dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę? Jakby na to nie patrzeć zachowywałem się dziwnie, ale miałem nadzieję, ze moja sympatia do Remusa nie jest czymś dziwnym, jak to sobie wyśniłem ten jeden raz.

środa, 23 lipca 2008

Rozkoszne toffi

21 kwiecień

Uczyłem się dobrze i nauka nie sprawiała mi problemów, jednak w innych dziedzinach byłem do niczego. Podczas kiedy podawanie szczegółów eliksirów zajmowało mi kilkanaście sekund wymyślenie jakiejś formy rekompensaty dla Syriusza trwało kilka dni. Wszystko wydawało mi się zbyt proste, lub nieodpowiednie. Nie chciałem prosić o pomoc kolegów, ponieważ to tylko by mnie skompromitowało, jednak po długich nocach pełnych trochę bezsensownych przemyśleń udało mi się znaleźć coś odpowiedniego. Tym razem nie tylko ja, ale i Syri mógł czerpać z tego przyjemność. Robiąc maślane oczy wypędziłem kolegów na kilka godzin do Pokoju Wspólnego, a naszą sypialnię miałem tylko dla siebie. Kazałem kruczowłosemu przejść przez drzwi tyłem i zastanawiałem się, czy naprawdę to zrobi. Wszystko miałem przygotowane i brakowało tylko chłopaka.
Pojawił się dokładnie o godzinie, jaką mu wyznaczyłem i o dziwo wszedł tyłem. Spokojnie mogłem podejść i zasłonić mu oczy chustką.
- To część zabawy – uspokoiłem go i za rękę poprowadziłem na łóżko. Usiadł nie wiedząc, co powinien zrobić, ale ja zająłem się wszystkim. Ułożyłem go odpowiednio i wyjąłem zza posłania tackę z kilkunastoma czekoladami, pomadkami i innymi łakociami oraz mleko. Usadowiłem się na kolanach przed chłopakiem i pocałowałem go w nos chichocząc. Wyglądał niesamowicie słodko i nigdy nie przypuszczałem, że pozwoli oślepić nawet nie protestując. Widać ten jeden raz zaufał mi i poddał się bez walki.
- Remusie, czy ja mogę przynajmniej wiedzieć, o co chodzi? – może i mówił to pewnie, ale ja wiedziałem, że gdzieś w głębi musiał się trochę obawiać. W końcu było to dla niego coś zupełnie niezrozumiałego, lub tylko ja na jego miejscu bałbym się tego, co ma nadejść.
- Pobawimy się w Smaki. Będziesz zgadywał, jakie jest nadzienie czekoladek, ale żeby nie było ci zbyt łatwo to ja będę je jadł, a ty tylko mnie całował. – uśmiechnąłem się do niego, chociaż i tak nie mógł tego widzieć. Poczerwieniałem na twarzy i cieszyłem się, że jest oślepiony. Nabrał powietrza i wypuścił je bardzo powoli. Widać było, że jego usta unoszą delikatnie kąciki. Pomysł mu się podobał i to uspokoiło mnie znacznie. Przynajmniej nie musiałem się obawiać, że moje wysiłki poszły na marne.
Wsunąłem do ust pierwszą pomadkę. Kokosową, by na początek dać mu coś łatwego i przyjemnego. Uwielbiałem ten smak, chociaż moje upodobania zmieniały się szybko. Dopiero, kiedy przełknąłem przepysznego łakocia przysunąłem się do Blacka i pocałowałem go wkładając na początek język w jego usta. Odnalazłem szybko jego i muskałem swoim.
- Kokos – rzucił pewnie, kiedy tylko się odsunąłem – Moje kochanie skończyło dietę i teraz nadrabia zaległości? – prychnąłem, kiedy on cicho chichotał. Nie miałem takiego zamiaru, ale chyba rzeczywiście podświadomie chciałem nadrobić ostatni brak słodkości. Mruknąłem by potwierdzić smak i wypiłem kilka łyków mleka. Ono miało zlikwidować wcześniejszy posmak by chłopak mógł bez problemu skupić się tylko na jednym. Zaryzykowałem i wziąłem coś trudniejszego. Znowu przywarłem do ciepłych i jeszcze nieprzyzwyczajonych do pocałunków na oślep warg Syriusza. Czułem jak drga delikatnie za każdym razem, kiedy bez ostrzeżenia przybliżałem się do niego. Odsunąłem się, ale widziałem, że chłopak nie jest do końca przekonany, co do smaku. Pocałowałem go jeszcze raz i tym razem to jego język sam zaczął kosztować pozostałości słodkiej czekoladki.
- Cappuccino – wydawało mi się, że strzelał jednak celnie. Znowu mruknąłem tym razem głaszcząc jego brodę. Popiłem mlekiem i wybrałem kolejnego łakocia. Znowu był prosty, a Syri wydawał się przyzwyczajać coraz bardziej do tej zabawy. Polizałem jego usta i pozwoliłem mu zapoznać się z tym smakiem tylko w taki sposób. Zmarszczył czoło, więc złożyłem kolejny już krótki, ale dokładny pocałunek by zdołał rozpoznać nadzienie.
- Orzechy! – ucieszył się. Widać było, że takie słodycze lubił najbardziej. W nagrodzę dałem mu dłużej posmakować tego rodzaju pomadki. Zapomniałem się i zamiast przerwać pozwoliłem mu na samego buziaka. Oprzytomniałem dopiero, gdy zaczął mnie obejmować. Uciekłem w tył i szybko przepłukałem usta. Wziąłem czysto mocno czekoladowego smakołyka i sam zamruczałem czując jego przyjemny smak.
- Teraz coś mniej drażniącego – zakomunikowałem cicho i usiadłem mu na kolanach zarzucając ręce na ramiona. Musnąłem już i tak słodkie wargi. Uchyliły się by mnie wpuścić, więc chociaż zawstydzony z początku, dałem mu to, czego chciał. Mój słodki język momentalnie spotkał się z jego. Lizał go i pomrukiwał, aż w końcu sam zdecydował się odsunąć.
- Czekolada. Bardzo czekoladowa czekolada – stwierdził pewnie. Uznałem, że idzie mu zbyt dobrze. Powinienem skrócić czas, jaki dawałem mu na zastanowienie. Napiłem się mleka i spróbowałem kolejną pomadkę. Chociaż nie miał już tyle czasu znowu zdołał odgadnąć, z czym była. Jego jeszcze pewniejsze:
- Adwokat – sprawiło, że od razu sięgnąłem po coś z mniej rozpoznawalnym smakiem. Teraz to ja pewny siebie pocałowałem go, ale nie przewidziałem tego jak szybko zdoła się pozbierać po pierwszym, lekkim zaskoczeniu związanym z zasłonięciem oczu. Chciałem żeby postarał się odpowiedzieć, ale o unieruchomił moją głowę ręką i porzucając formę zabawy zaczął mnie całować dla samego pocałunku. Już nie szukał odpowiedzi, ale kontaktu ze mną. Nieudolnie i mało chętnie próbowałem go odepchnąć i wyrwać się, ale jakoś nie przykładałem większej wagi do tego, że powinienem być stanowczy. Położył mnie na pościeli, a sam klęczał nade mną z miną zadowolonego z siebie łowcy.
- Toffi z dodatkiem przesłodkiego i przepysznego Remusa. Może jeszcze dodam do tego odrobinę mleczka i jeszcze więcej Remusa i mam całość – zdjął opaskę i lekko musnął moje wargi – Stęskniłem się za tobą i łakociami, którymi mogłem cię rozpieszczać. Obiecaj, że od teraz codziennie przed snem dasz mi wielkiego, mokrego buziaka i powiesz, że mnie kochasz. – zrobił taką minę, że nie potrafiłem odmówić. Pogłaskałem go po nosie, dolnej wardze i szyi.
- Ale ty będziesz dawał mi dużo słodyczy i przestaniesz mówić o serdelkach. – roześmiał się, kiedy ja marszczyłem nos niezadowolony.
- Więc kim będziesz? Nie pszczółką, nie serdelkiem, pączusiem z budyniem pewnie też nie chcesz być... Motylki są ładne, ale nie słodkie. Orzeszki są zbyt okrągłe... Kim będzie mój Remi? – grał jak w teatrze i nie pozwolił sobie nawet na cień uśmiechu.
- Remusem – rzuciłem, chociaż wiedziałem, że to go nie zadowoli. Zamyślił się tylko i mruczał pod nosem.
- Wróżka, robaczek, pomadeczka, świerszczyk, biedroneczka, świetliczek... Moje kochanie! – stwierdził w końcu i złapał za jedną z czekoladek. Wgryzł się w nią by utrzymać łakoć między zębami i podał go mnie. Ugryzłem powoli połówkę, a by nadzienie się nie wylało Black szybko i mocno uniemożliwił to swoimi wargami. Słodki, ale jednocześnie ostry likier wylał się w naszych ustach, a czekolada, która topniała w cieple warg umilała smak niesamowicie. Mruczałem i wiłem się oplatając nogi w koło pasa chłopaka. Kiedy on skupiał się na pocałunku, ja czerpałem ile mogłem z wyjątkowo dobrej pomadki. Czasami mogłem sobie chyba wytykać to jak dalece byłem uzależniony od słodkości, ale chwilowo nie było to powodem moich zmartwień. Mogłem rozkoszować się równocześnie Syriuszem i czekoladą, a on wiedział zapewne jak wiele przyjemności daje mi w ten sposób. W końcu pozwolił mi odetchnąć. Zlizałem pozostałości lepkiego nadzienia ze swoich i jego warg. Było wyjątkowe.
- Tego nie zgadnę – wisząc nade mną chłopak skrzywił się i popatrzył na rządek innych czekoladek – Co to było? Znam smak, ale nie potrafię do końca tego nazwać. – ucieszony i dumny z tego, że w końcu udało mi się znaleźć smak, którego nie rozpozna pokazałem mu miejsce, z którego zabrał łakocia.
- To była rumowa. Nadzienie było zagęszczone, dlatego smak był delikatniejszy niż przy typowo płynnym. – Black zmarszczył brwi i patrzył na mnie przez dłuższą chwilę.
- Wiesz zbyt wiele o słodyczach. Jestem zazdrosny. Nawet mnie nie znasz tak dobrze jak tych słodyczy. Może zabronię ci jeść wszystko, co słodkie? – popatrzyłem na niego zły. Już sam pomysł był niedorzeczny i nie pozwoliłbym by Black zabrał mi tak wielką przyjemność, jaką była czekolada i wszelka słodycz.
- Żartuję, kochanie! – kruczowłosy wyszczerzył się niepewnie – Musiałbym być zazdrosny tez o samego siebie, a przecież siebie ci nie wezmę. Uwielbiam twoją słabość do słodkiego i będę ją pogłębiał. Słowo, mój śliczny... – chciał coś dodać jednak nie zrobił tego i zapewne słusznie.

 

  

niedziela, 20 lipca 2008

Niom!

18 kwiecień

Rozumiałem, że Syriusz może czuć się dziwnie za każdym razem, kiedy spotykałem się z Regulusem w bibliotece i tłumaczyłem mu niektóre tematy, które sprawiały mu trudność od początku roku. To było poniekąd normalne, jednak granica między rzeczywistym stanem rzeczy, a czystą przesadą była bardzo niewielka. Mogłem znieść uwagi, jego niezadowolenie, czy ciągłe bąkanie czegoś do siebie i równocześnie do mnie, jednak mógł sobie podarować Straż Remika, jak nazwał swoje Syriuszowe Zgromadzenie Wiernych Przyjaciół. Za całą tą szopką kryła się najczystsza i największa przesada, jaką dotąd widziałem. Siedziałem przy jednym ze stolików w bibliotece, naprzeciwko mnie rozsiadł się młody Black słuchając pilnie moich słów i w tym samym czasie rozpraszając się tym, co działo się za moimi plecami. Tu właśnie główną rolę odgrywał Syri. Siedział za nami, podpierając rękoma głowę i wpatrując się tępo w moje plecy i twarz brata. Kiedy się odwracałem by, chociaż tym go upomnieć widziałem, jak siedział czujnie i starał się wyłapać wszystko, o czym rozmawiałem z Regulusem, chociaż i tak nie był w stanie. Czułem na sobie jego spojrzenie i sprawiało to, że włoski na karku zaczynały mi się jeżyć z niepokoju. Gdybym był zwyczajnym człowiekiem pewnie nie reagowałbym w tak intensywny sposób, jednak moja wilcza część zaczynała mieć dosyć tego wszystkiego. Para szarych oczy wydawała się z każdą chwilą przybliżać Syriusza do mnie i momentami wydawało mi się, że stoi tuż za moimi plecami. To rozpraszało nie tylko Ślizgona, ale i mnie, lub przede wszystkim mnie.
Zacisnąłem dłonie na szacie i starałem się zachowywać naturalnie, jednak chyba tylko młody Black wiedział, jak ciężko było mi to osiągnąć.
- Czy on zawsze chodzi za tobą krok w krok? – zmienił niepewnie temat dając sobie chwilę na wytchnienie, przez co Kotani Kito i jego rewolucja w XVIII wieku musieli poczekać.
- Zazwyczaj tylko, kiedy wybieramy się gdzieś całą grupą lub we dwoje. Ostatnio przeżywa chyba jakieś załamanie osobowości i musi odreagować – bąknąłem z westchnieniem. Sam miałem go już dosyć. Odwróciłem się i przywołałem do siebie dłonią. Uśmiechnął się szeroko i nie wiem, czy mógł jeszcze szerzej. Podszedł jak gdyby tylko na to czekał i wpatrywał się we mnie ignorując obecność brata. Miałem nadzieję, że młody Black był daleki od wykrycia relacji, jakie łączyły mnie z Syriuszem.
- Skoro już tu jesteś i nie masz zupełnie, co robić – wyjąłem z kieszeni długą listę książek – Znajdź mi te podkreślone na zielono i sprawdź czy są te czerwone. – wcisnąłem mu w dłoń karteczkę. Nie wydawał się zadowolony. Najwyraźniej nie tego się spodziewał.
- To oznacza, że muszę się ruszyć z miejsca. – przekalkulował coś w myślach – A wy zostaniecie tu sami. Nie może iść James? Albo Andrew?
- Ty już stoisz i jesteś bliżej. Swoją drogą przynajmniej nie będziesz nas rozpraszał. To, że tobie wystarczają takie oceny, jakie masz nie oznacza, że Regulus musi mierzyć tak samo wysoko jak ty. – pokazałem mu palcem regały, w których miał szukać woluminów dla mnie. Poszedł włócząc nogami i mamrocząc cicho. Wolałem to wykorzystać i przewróciłem stronę podręcznika kontynuując wykład sprzed chwili. Ślizgon wydawał mi się spokojniejszy, kiedy kruczowłosego nie było w pobliżu. Zaczął się nawet uśmiechać i entuzjastycznej podchodzić do naszych lekcji.
Niestety nic nie trwa wiecznie, a tym bardziej, kiedy w pobliżu krąży ostrożny, uważny i zazdrosny Black. Nawet to, na co zdecydowaliśmy się kilka dni temu nie zmieniło jego podejrzliwości względem brata, a teraz po zaledwie dziesięciu minutach wrócił z dwoma książkami w rękach.
- Przepraszam, że przeszkadzam. – zaczął uroczyście, jednak z widocznym zadowoleniem – O te książki chodziło w tych pierwszych dwóch punkcikach? – jego czarujący uśmieszek był jak tabliczka z ostrzeżeniem.
- O ile pamiętam potrafisz czytać... – wskazałem mu palcem tytuł jednego woluminu, i ten zapisany na pergaminie. Czy twoim zdaniem to jest to samo? – wyglądał jakby zastanawiał się nad tym poważnie, aż w końcu pokręcił głową.
- Musiałem coś pomylić. Zaraz wrócę! – odszedł i nie wydawało mi się by miał zająć się czymś na dłużej. Położyłem się na otwartych podręcznikach.
- Policzę do jedenastu i będzie z powrotem... Jeden, dwa, trzy... – tak jak myślałem. Wrócił po dziewięciu niosąc właściwą książkę. Wyglądał na dumnego i powoli miałem dosyć nie tylko jego zachowania, ale i całego Syriusza. Odwróciłem się do Jamesa, kiedy Regulus starał się jakoś nie denerwować obecnością brata i jego dziwnym zachowaniem.
- J., ratuj przyjaciół i zabierz mi stąd Black siłą, jeśli trzeba. – chłodne stwierdzenie sprawiło, że Syriusz podskoczył. Wyzywającym wzrokiem patrzył to na mnie to na podchodzącego, ucieszonego z życie Pottera.
- Nie zrobicie mi tego. Zabraniam! Remi, przecież wiem, że mu nie pozwolisz. No dalej. Powiedz mu żeby się nie zbliżał. On tak dziwnie na mnie patrzy... – wzruszyłem tylko ramionami. Okularnik stanął za kruczowłosym i pchnął go do przodu. Syriusz zaparł się i siłował z nim z całych sił. W końcu na pomoc Jamesowi przyszedł Andrew i Peter z ustami pełnymi przemyconych cichcem cukierków. Z bólem wepchał kilka Blackowi by nie mógł krzyczeć i mniej się wyrywał zajęty przełykaniem śliny, by się nie udławić. Zignorowałem rumor, jaki robili. Regulus patrzył zaskoczony na walczących ze sobą chłopaków, a później obdarzył mnie zainteresowaniem. Wyglądał słodko, kiedy się peszył, ale jeszcze lepiej prezentował się ze zdziwioną miną. Jego oczy błyszczały poważniej, a ruchy wydawały się bardziej opanowane i skoordynowane niż u Syriego. Z każdą chwilą dostrzegałem bardziej znaczne różnice i widać było, że z czasem Regulus stanie się może i nadal niższym i słodszym, jednak bardziej zdecydowanym z rodzeństwa Blacków.
- Wiesz... – Ślizgon chyba stracił właśnie całą chęć do nauki, jaką miał na początku – W domu Syriusz jest inny – zaczął bawić się niezręcznie piórem obracając je w palcach i głaszcząc nimi strony książki – Tutaj wydaje się bardziej rozluźniony, chociaż mało poważny.
- Pamiętam, jaki był pierwszego dnia – rzuciłem z uśmiechem zamykając podręcznik, ponieważ sam wolałem zrobić sobie chwilę przerwy i dokończyć temat później. W końcu zaczęły się Święta Wielkanocne, więc na naukę mieliśmy o wiele więcej czasu. – Rzeczywiście wtedy był sztywny i mało uprzejmy, ale szybko mu przeszło. Jeśli taki sam jest w domu, to musisz mieć z nim sporo kłopotów.
- Zazwyczaj jest wtedy opryskliwy w stosunku niemal do wszystkich, chociaż mnie traktuje dobrze. Nadal myjąc zęby robi latające bąbelki z pasty? – młodzian zaczerwienił się śmiejąc cicho, jakby właśnie przypomniał sobie jeden z lepszych dowcipów. Przytaknąłem, a on odchylił się lekko do tyłu. Wydawał się starszy, kiedy światło padało na jego twarz pod zupełnie innym kątem. Miał w sobie te same akcenty urody Blacków, co Syri, chociaż moje serce było przy nim zupełnie spokojne, jak gdyby był moim bratem, nie zaś wyłącznie kolegą.
- W domu, kiedy zamykał się w łazience i kąpał zawsze wychodził dopiero po ponad godzinie, a wszystko pływało w wodzie. Rodzice zawsze krzyczą, kiedy zalewa łazienkę. – przez chwilę odniosłem wrażenie, że chłopak skrycie podziwiał brata i tylko, dlatego chciał, chociaż trochę o nim porozmawiać. Zupełnie nie rozumiałem, dlaczego Syriusz ciągle miał jakieś wątpliwości, co do moich układów z Regulusem. O siebie zazdrosny nie był z całą pewnością, chociaż przy nim można było oczekiwać nawet huraganu w pokoju, kiedy zacznie ćwiczyć zaklęcia. Zrobiło mi się trochę głupio, że kazałem go siłą wyciągnąć z biblioteki. Nie chciałem od razu mu tego wynagradzać, ale musiałem to zrobić. Ostatnio chyba w ogóle nie miałem dla niego czasu by trochę go odciągnąć od jego dziwnych pomysłów i zazdrości, która wydawała się jego jedyną stałą rozrywką.
- Co Syriusz lubi najbardziej, kiedy jest z wami, w domu? – przygryzłem delikatnie wargę by chłopak nie zauważył, że krępuje mnie zadawanie takich pytań – Tutaj poza jedzeniem i realizowaniem głupich pomysłów nie robi nic więcej.
- Dużo czyta, chociaż nie wiem do końca, co. Ostatnio powiesił sobie na ścianie mapę świata i zaznaczył na niej flagami kilkanaście miejsc. Wiszą tam jakieś zwitki papieru, ale zawsze, kiedy chciałem sprawdzić, co to, zaczynały gryźć. – Regulus podrapał się po nosie i narysował na pergaminie parę ostrych kłów, najwyraźniej nieświadomie. – Kiedy mama chciała to zobaczyć zaczęły wybuchać. O! Jedno wiem na pewno. Syriusz uwielbia, kiedy się nim zajmują.
- No tak... – bynajmniej mnie to nie zdziwiło, a tylko upewniło w przekonaniu, że muszę się wysilić i poświęcić mu więcej czasu. W końcu byłem mu to winny, za wszystkie te przesadne akcje chronienia mnie, chociaż ja ich nie rozumiałem w najmniejszym stopniu.

 

  

piątek, 18 lipca 2008

Kartka z pamiętnika XXIX - Michael Nedved

Mój świat dzielił się na trzy różne rzeczywistości, przeszłą, teraźniejszą i przyszłą. Wiedziałem wiele o dwóch pierwszych, jednak ostatnia stanowiła zagadkę nie do odkrycia. Popełniłem błąd, naprawiałem go i naprawiać miałem nadal, tylko tyle potrafiłem odgadnąć na chwilę obecną z realizmu dni przyszłych. Zamykając oczy widziałem właśnie to, co było i całe szczęście dobiegło końca. Wielkie błędy, niespełniona marzenia i utracona osoba, którą odzyskałem tylko dzięki jej inicjatywie. Było mi wstyd, że uważając się za tego, który pełnił najwięcej funkcji w związku, zawiodłem na całej linii. Może i teraz wszystko wróciło na właściwy tor, jednak w dalszym ciągu czułem jak niepewnie podchodził do mnie Gabriel.
- Rozluźnij się w końcu, kochanie – mruknąłem mu do ucha, a moje palce z wyczuciem przesunęły się po jego ramionach ku szyi. Leżałem na sofie w Pokoju Wspólnym, zaś mój kochanek siedział z boku pozwalając mi masować, jego niesamowicie spięte mięśnie. Starałem się jak mogłem, by chociaż trochę mu ulżyć, ale wydawało mi się, że on sam nie wiedział czy tego chce. Raz po raz wodziłem opuszkami po ciepłej, delikatnej skórze na karku, łopatkach, ramionach i kręgosłupie, jednak nie dostrzegłem jak dotąd jakichkolwiek efektów. Szukałem rozwiązania nawet w pocałunkach składanych na jego ciele, jednak i to zostawało niedostrzeżone. Nie ważne jak mocno się starałem. Moja wina sprzed tygodni pozostawała taka sama nawet, jeśli już mi ją wybaczył. Poniekąd to on nauczył mnie wszystkiego, a teraz udzielał także bardzo istotnej lekcji na temat zbrodni i kary, grzechu i pokuty, winy i zapłaty za nią. Gdybym nie był tak zapatrzony w siebie, a dokładniej we własną miłość do zespołu, nigdy nie doszłoby do żadnej kłótni i rozpadu mojego związku. Byłem przekonany, że wszystko wróciło do normy, niestety nie tak łatwo było zaleczyć rany na poranionym sercu, a ja sam byłem nożem, który je zrobił. Głębokie, bolesne bruzdy, na które teraz musiałem znaleźć balsam. Zamknąłem oczy, pocałowałem najczulej jak mogłem kark chłopaka i oplotłem go ramionami. Ja byłem sobą, jednak on nadal dystansował się w stosunku do mnie.
- Rica... – szeptałem mu do ucha bardzo cicho by, chociaż trochę móc go naprowadzić na to, czym zrekompensować mu moje błędy – Ile razy mam jeszcze cię przepraszać? Jeśli chcesz zrobię to przy całej szkole, albo sam powiedz mi jak. – musiałem wiedzieć cokolwiek, ale on nigdy nie dawał mi konkretnej odpowiedzi.

- Bądź dzieckiem i zrób to tak bym ci uwierzył. – mruknął odchylając się w moją stronę. Jego oczy znowu błyszczały od łez, którym nie pozwolił spłynąć. Myślałem szybciej niż na egzaminach, obliczałem, kalkulowałem, proponowałem, uzasadniałem i szukałem rozwiązań. Zawsze byłem jak dziecko, więc, o co mogło chodzić mu teraz, nie miałem pojęcia. Dzieci kojarzyły mi się z niewinnością, słodyczą, kołysankami i bajkami czytanymi, gdy były chore, a przynajmniej tak robiła zawsze moja matka, kiedy zasmarkany leżałem w łóżku z wysoką gorączką nie mogąc zasnąć. Bajki, bajki, bajki... Coś mi to mówiło, jednak nie wiedziałem do końca, co. W końcu moje ciało, przyciśnięte całym moim ciężarem do materiału sofy drgnęło ostrzegawczo. Nie mogłem powiedzieć, że myślałem właśnie tą częścią organizmu, ale na pewno była dla mnie najlepszą podpowiedzią. Dawniej nie byłem tak pożądliwy i lubieżny. To Gabriel zrobił ze mnie wiecznie głodnego seksu demona, a ja tylko poddawałem się temu wszystkiemu.
- Chodź ze mną księżniczko, a twój książę zrobi ci coś przyjemnego, o czym nawet nie śniłaś. – zanim pokłóciłem się z Gabrielem miałem kilka głupich pomysłów, a teraz wydały mi się całkiem niezłe. Czując ucisk w klatce piersiowej podniosłem się i rozprostowałem ramiona. Podałem rękę kochankowi, który nie mając nawet większego wyboru uścisnął ją i podniósł się z ziemi. Zaprowadziłem go do pokoju, powiesiłem na klamce informacje dla kolegów, że jesteśmy zajęci i zamknąłem drzwi pokoju. Zdobywając królestwo musiałem zadbać by było odpowiednio rządzone. Wygrzebując z szafy kostiumy, które zamówiłem kiedyś z myślą o sprośnych zabawach, rzuciłem suknię Gabrielowi. Teraz musiałem znaleźć jeszcze własne ubrania.

- Ubierz się w łazience i wróć tu do mnie. – bąknąłem odnajdując buty na szpilce, które były w komplecie do ubrania. Chłopak zniknął za drzwiami, a ja z dumą stwierdziłem, że mój kostium księcia jest na miejscu. Zostawiając bałagan w koło szafy zdjąłem ubrania i wcisnąłem się w zupełnie nowy strój. Dominowały na nim czerń i błękit, a także kilka czerwonych akcentów. Wysokie buty i włosy związane jakąś dziwną kokardą, która miała imitować dawny styl średniowieczny, dopełniły metamorfozy. Ciężko było mi określić czy wyglądam jak książę, ale uciszając własną dumę i podnietę mogłem chyba wysilić się i wyczytać to z oczu Gabriela, kiedy w końcu wyjdzie z łazienki. Zajęło mu to sporo czasu, ale nie mogłem się dziwić. To on miał odgrywać księżniczkę.
W końcu drzwi otworzyły się szeroko, a on stanął w nich ze sceptyczną miną, która nie mogła niestety ukryć błysku w jego pełnych burzowych chmur oczętach. Nie musiał mieć makijażu. Delikatny diadem we włosach wystarczał. Jego suknia z wieloma falbanami mieszała w sobie odcień białych wykończeń z niebieskim materiałem kreacji. Gorset leżał idealnie, mimo że pierś chłopaka była całkiem płaska. Nie po to napastowałem wszystkie dziewczyny bym miał pomylić się w obliczeniach. Zabrałem buty i uklęknąłem przed kochankiem podnosząc trochę jego suknię. Założył nawet pończochy, więc nie mogłem się powstrzymać. Podniosłem głowę sunąć łapczywie wzrokiem po nodze do samego uda. Zapatrzony na coś tak cudownego na oślep ubrałem mu szpilki. Wykopał mnie spod siebie mało delikatnie.
- I co teraz? Czuję się jak idiota, więc może przejdź dalej, co? – nawet jako mężczyzna był pełen gracji, więc niezadowolona mina nie psuła cudnego efektu całości.
- Teraz się do ciebie dobiorę – oblizałem zęby pełznąc do niego na czworakach. Nie wiedział, o co mi dokładnie chodzi, więc pozwalał bym robił, na co tylko miałem ochotę. Po raz kolejny wsunąłem się pod jego suknię i przytuliłem do słodko pachnących ud. Zębami zsunąłem z niego bieliznę i językiem sięgnąłem tego, co przede mną skrywała. Żałowałem, że nie widzę twarzy chłopaka, kiedy jęknął po raz pierwszy i zaczął robić to o wiele częściej. Liznąłem jego członek od podstawy po dziurkę na końcu. Wziąłem go do ust i jak gdyby był to pocałunek zadbałem by jego ciało sunęło po moim podniebieniu, języku i dokładnie całym wnętrzu warg. Uwielbiałem się nim bawić, a teraz czułem też, że moja księżniczka jest taka jak dawniej, a nawet jeszcze bardziej rozluźniona. Zajęty słodkim nektarem, który powoli zdobywałem już nawet bez większego zastanowienie przygotowywałem go sobie palcami. Nie było sensu rozwodzić się nad tym krok po kroku. Zdyszany i czerwony na twarz od temperatury, jaka panowała pod suknią wydostałem się poza jej obręb. Rozpiąłem spodnie siadając na łóżku. Rica był już nauczony jak powinien reagować na moje zachowania. Poszedł za mną, jak wierna nałożnica i poddał się całkowicie nieświadom mojej władzy nad nim. Podwijając wszystkie falbany posadziłem go na moich udach. Rozwiązałem gorset powoli zdejmując przez głowę cały jego kostium. Zostały tylko pończochy i bielizna, która zatrzymała się mu w kolanach. Buty już dawno odrzucił dając sobie większą swobodę. Rozwiązałem włosy by samemu czuć się lepiej. Kiedy on rozchylał pośladki ja uniosłem biodra wchodząc w niego. Usiadł na mnie swobodnie, jakbym był zwyczajnym krzesłem. Wiele bym oddał by zawsze tak robił. Czy to podczas posiłków w Wielkiej Sali, czy na zajęciach. Unosił się i opadał dając mi pełnię przyjemności i sam zabierał to, czego pragnął. Zataczał biodrami małe kółeczka, opadał o wolniej, to znowu szybciej, głęboko i płytko, a wszystko to czułem w podbrzuszu, jakby dźgał mnie tam palcami. Całując go po plecach powiodłem dłońmi do jego sutków. Bawiłem się nimi, jak świeżymi, wczesnymi poziomkami, a on jęczał melodię pełną ekstazy, która pobudzała mnie jeszcze bardziej. Zostawiając palce jednej dłoni na posterunku, drugą powoli i spokojnie gładziłem jego ciepły i już wilgotny brzuch. Gorący członek objąłem tylko dwoma palcami, a ich reszta zajęła się jądrami. Wnętrzem dłoni mogłem spokojnie sięgnąć uda i masować je lekko równocześnie wykonując palcami ruchy, które doprowadzą go do obłędu. Nic więcej nie mogłem i nie musiałem robić. Niemal rzucał się w ekstazie na wszystkie strony przyjmując mnie głęboko i z krzykiem, nieskory do wyjmowania mojego ciała z siebie. Wił się, a ja widziałem to i tak niesamowicie dokładnie. Szczytował długo i niespokojnie, jakby karał mnie za coś. Nawet, gdy ja wylewałem się w niego nie uspokajał się. Był zmęczony, ale opadł dopiero kilkanaście minut później dając mi możliwość położenia go na pościeli.
- Podobało się? – zapytałem głupio z samczym zadowoleniem. Musiał być zachwycony, skoro nawet ja nie myślałem, że potrafi nam być tak cudownie w takiej pozycji.
- Wyjątkowo. – wydyszał przez zaschnięte gardło, gdy głaskałem jego żebra.
- To nie koniec. Przerobię z tobą wszystkie bajki po kolei i kilka dam innym żeby sami się bawili, a mi zdali relacje. Specjalnie dla ciebie, kochanie. – nie byłem genialny, ale miałem kilka asów, które mogłem wykorzystać. Dla Gabriela zrobiłbym teraz wszystko i planowałem posiąść całe jego serce ponownie. Był mój i tylko mój.

środa, 16 lipca 2008

TO...

Dodałam charakterystykę Zardi na prośbę Dracona Dezyderiusza Luciusa Syriusza Regulusa Malfoya-Blacka (wow) ^^

 

Było wyjątkowo późno, kiedy w końcu wracałem do Domu. Zasiedziałem się w bibliotece z młodym Blackiem i nawet nie zauważyłem jak szybko zaczął płynąć czas. Z chłopakiem mogłem porozmawiać o wszystkim, zarówno czymś lekkim i zabawnym, jak i poważniejszym, czy nawet związanym z nauką. W przeciwieństwie do przyjaciół Regulus chętnie chłonął wiedzę, a to ułatwiało mi kontakt z nim. Teraz próbując wybiegać w przyszłość zastanawiałem się, jaka bura czeka na mnie w Pokoju Wspólnym. Z pewnością bardziej oberwałoby mi się gdybym nie wrócił w ogóle, jednak nie było to wielkie pocieszenie. Wątpiłem, czy Syriusz przysnął sobie po pierwszej godzinie czekania, a to tylko potęgowało mój strach przed powrotem.
Gruba Dama pokręciła głową, kiedy stanąłem przed nią wymawiając hasło. Wydawała się lekko zdenerwowana i nawet nie będąc mistrzem w przepowiadaniu przyszłości wiedziałem, że jestem głównym źródłem jej niespokojnego wieczoru. Przeszedłem przez portret i tak jak myślałem Black podniósł się gwałtownie z sofy. Nie wyglądał na zadowolonego, a spięta twarz i zmarszczone, drgające nerwowo czoło wydawało mi się zapowiedzią wielkiej kłótni. Z drugiej strony nic przecież nie zrobiłem, ale chyba jednak czułem się winny. Przełknąłem głośno ślinę, a szybciej bijące serce wydawało mi się zagłuszać nawet ciche rozmowy innych uczniów z Pokoju Wspólnym. Zamknąłem oczy, zrobiłem kilka głębszych oddechów i postanowiłem poradzić sobie z tym wszystkim, jak przystało na Gryfona.
- Czemu tak długo? – głos Syriusza był obojętny, a to nie wróżyło najlepiej. Teraz przynajmniej wiedziałem, jaki przedmiot wybrać na trzecim roku.
- Spotkałem Regulusa... – sam zatrzymałem się już na początku zdania wiedząc, że Syri musi sobie poprychać zanim da mi skończyć – Uczyłem go eliksirów. Miał problemy z zadaniem, więc mu pomogłem. – sam nie wiem, dlaczego mój głos brzmiał aż do tego stopnia żałośnie, pełen ukrytych wyrzutów sumienia. Nic nie zrobiłem, a jednak było mi jakoś źle, z tym wszystkim.
- Ja chodzę, proszę, błagam nawet, a ty nic. Jakbym mówił do Pottera. – bądź, co bądź porównanie wydawało mi się dosyć ostre, a okularnik popatrzył na nas oburzony – Czy ja robię coś nie tak?
- Ja tylko go uczyłem... – spuściłem głowę jak grzeczne dziecko, które dostaje właśnie reprymendę od ojca za jakieś głupstwo.
- Wiem, ale... Chodź – kruczowłosy złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą w stronę naszego pokoju – Sheva, pilnuj drzwi.
- Nie ma sprawy, wszystko zostawcie mi. – jasnowłosy przemierzał stopnie bardzo powoli sunąc za nami. James wydawał się spokojny i poniekąd czymś ucieszony, więc nie planował raczej robić wielkich problemów. Black zamknął drzwi, stanął w nich, jak strażnik i popatrzył na moje buty. Wyglądał jakby nad czymś myślał i równocześnie tym samym się zamartwiał. Nie wiedziałem, czym się tak smucił, a jednak nie raz już mi o tym wspominał.
- Teraz przynajmniej możemy na spokojnie... – usiadł na moim łóżku nadal nie podnosząc głowy. Wolałem stać, czując się dzięki temu bezpieczniej. – Wiem, że nie chciałeś źle i nigdy nie chcesz. Znam twoją słabość do nauki i nawet, jeśli jej nie rozumiem to całkowicie ją szanuję. Mój brat z pewnością potrzebował pomocy, ale czy ze wszystkich uczniów w Hogwarcie musiałeś sobie upatrzyć właśnie jego?! – buńczucznie zadarł głowę do góry, a w jego szarych oczach błysnęła pojedyncza, ostra iskra furii – Mogłeś udzielać korepetycji każdemu, a ty wybrałeś Regulusa. Nie wiem, o co jestem zazdrosny i dlaczego, ale czuję, że coś jest, lub będzie nie tak. Już nie chodzi tu nawet i to, że on jest młodszy, bo sam Andrew woli o wiele starszych, więc czemu nie ty? Po prostu tak mnie coś wygryza od środka i zawija mi kiszki na różdżkę. Czegoś się boję, ale nie mam pojęcie, czego. – niewiele rozumiałem i on sam także zapewne nie pojmował nic z własnych słów. Nie musiał, podobnie jak ja nie miałem takiego obowiązku. Wystarczyło mu popatrzeć na jego umęczoną tym wszystkim twarz i jej pusty wyraz bym wiedział, że coś go trapi, a on nie mógł nawet ubrać tego w słowa. Tym razem w przeciwieństwie do niego, ja nie miałem już żadnych przeczuć. Po prostu traktowałem to wszystko, jak coś najnormalniejszego w świecie, za to dla niego nie było to tak łatwe. Zdawałem sobie sprawę z tego, że muszę mu jakoś ulżyć, tylko nie przychodziło mi na myśl żadne rozwiązanie. On sam mi je podsunął.
- Remusie. – Wstał podchodząc o dwa kroki bliżej – Chciałbym abyś mnie zapewnił, że nic się nie stanie, że się nie zmieni, ale... nie słowne. – patrzył mi w oczy i to tylko spotęgowało mój chwilowy strach. Mimo wszystko jego umęczona mina wyznaczała mi wyraźnie drogę, która musiałem podążyć w tamtej właśnie chwili. Skinąłem, a on zdjął z siebie koszulę. Położył ją na mojej pościeli, a sam uklęknął na swoim łóżku. Nie do końca go rozumiałem. Pozbyłem się jedynie szaty i usiadłem przed nim. Objął mnie w pasie i przysunął. Przez ostatnie dni nawet się nie pocałowaliśmy. Jedynie niewinne muśnięcia w policzki wskazywały na to, że nadal jesteśmy razem. Nie potrafiłem znieść tych jego świecących smutkiem oczu. Objąłem dłońmi jego twarz i przysunąłem do swojej. Był zbyt wysoki żebym mógł dosięgnąć jej siedząc, nawet, jeśli on klęczał. Dla własnej satysfakcji pocałowałem go w czoło, policzek, brodę i nos.
- Wiesz, że się boję mimo to, że ci ufam? – odwróciłem wzrok, ale to nie uchroniło moich policzków przed lekkimi rumieńcami. Syriusz palcem odwrócił moja głowę do siebie.
- Ja też się boję, ale to będzie tylko chwila. Poza tym i tak jesteśmy ze sobą od dawna a nic nie zrobiliśmy. – pocałował mnie, a w jego ustach czułem słodki smak bananów. Od kiedy postanowiłem przejść na dietę nie jadł słodyczy, a smak wargą nadawał owocami. Dbał o mnie nawet tymi małymi szczegółami. Nie przepadał za brzoskwiniami, a czasami widziałem jak ukradkiem z małym zadowoleniem zjadał jedną, by umilić tym nasze buziaki między zajęciami.
Kruczowłosy położył dłoń na moim brzuchu i wsunął ją pod koszulkę. Wciągnąłem powietrze i spiąłem mięśnie, które cofnęły się uciekając przed ciepłym dotykiem. Black rozpiął mi spodnie i musiał wyczuć, jak bardzo bałem się czegokolwiek. Nosem puknął mój bym przestał zajmować się tym, co robią jego ręce.
- Mówiłeś, że mi ufasz, prawda? – przytaknąłem – Więc wiesz, że zrobimy tylko trochę – uśmiechnął się w końcu o wiele szczerzej niż na samym początku. – Jest jak zawsze, czyli możesz powiedzieć ‘nie’ i ja przestanę. – skinąłem. Włożył dłoń pod moją bieliznę, co sprawiło, że jęknąłem. Szarpnąłem się zaskoczony tym jak intensywne potrafi być takie doznanie. Nie myślałem o tym, w jakim miejscy chłopak trzyma dłoń. Zamiast tego zastanawiałem się, jak to możliwe, że kiedy robiłem to sam doznanie było o wiele słabsze niż teraz. Ręce Blacka wydawały mi się płonąć. Położył także moją rękę na swoim podbrzuszu kładąc się na boku. Leżąc naprzeciwko niego śmielej poszedłem za jego przykładem. Opuszkami badałem jego ciało w intymnym miejscu, kiedy on od razu zaczął mnie pieścić kciukiem. Sunął po moim ciele, jak zachłanne dziecko. Poprawiłem się by było mi wygodniej. Chociaż z wypiekami na twarzy to chętnie wziąłem go w dłoń. Pamiętałem mglisto rysunki, które znalazłem pod jego łóżkiem. Nawet, jeśli nie wiedziałem, co dzieje się z moim ciałem, to nie miałem do tego zastrzeżeń. Podobało mi się, kiedy to właśnie dłonie Syriusza sunęły po mnie z takim wyczuciem. Przygryzłem wargę, ale on zlitował się nad nią i zajął pocałunkiem. Słodki język dawał mi możliwość większej swobody, kiedy nie zajmowałem się już tylko pracą dłoni. Zacisnąłem mocniej palce na chłopaku i uśmiechnąłem się, kiedy on zawył mi w usta. Zamknąłem oczy, a on odsunął się. Pięć razy intensywniejszy dotyk kruczowłosego sprawił, że moje ciało zapłonęło podniecone. Nie pozwalałem sobie na jęki, ale każdy ruch jego palców był aż boleśnie przyjemny. Kiedy wysiliłem się i lekko odginając w jego stronę biodra uchyliłem powieki on zaczerwieniony i uśmiechnięty patrzył na moją twarz.
- Jesteś śliczny, kiedy się mi poddajesz – zakpił mrucząc. Zabrał rękę z mojego członka i przysunął się odciągając także moją. Pisnąłem, kiedy jego penis dotknął mojego. Sprawiał wrażenie sztywnego i gorącego. Black położył na nich moją dłoń i nakrył ją swoją większą. Dyktował prędkość ruchów i ich siłę. Oparłem głowę o jego pierś. Było mi naprawdę gorąco i teraz wiedziałem, dlaczego chłopak zdjął górną cześć ubrania. Nie rozgrzewał mnie wysiłek, ale podniecenie, jakie czułe. Nie zauważałem szybszych ruchów swojej dłoni, a tylko i wyłącznie rosnącą przyjemność. Znowu całowałem chłopaka by dać upust wszystkim swoim żądzą. Nie trwało to długo, lub po prostu minęła cała wieczność, a my tego nie dostrzegliśmy, kiedy poczułem, że coś we mnie pęka, a z moim nasieniem zmieszało się Syriusza. Dopiero teraz było mi wstyd.
Kruczowłosy podał mu chusteczkę bym się otarł i sam nucąc coś pod nosem czyścił siebie.
- Z tobą to jest o wiele przyjemniejsze niż samemu – stwierdził raźnie, jakby chciał tym samym pogrążyć mnie jeszcze bardziej. Złapałem jego dłoń nieśmiało, za to chłopak oddał mi silnym uściskiem palców na moich. Zamknąłem oczy stwierdzając, że jego ręce teraz nie są już tak gorące jak wtedy. To wszystko było dla mnie tak niesamowicie dziwne, a z drugiej strony przyjemne. Trwało krótko, choć równocześnie ciągnęło się w nieskończoność.
- Było mi dobrze – mruknąłem chowając twarz w zagłębieniu pachnącej cytryną szyi Syriusza.
- Oczywiście, że było dobrze. – zaczął się śmiać tuląc mnie niemiłosiernie mocno – Ponieważ jesteś mój i bardzo cię kocham. – byłem w stanie pozwolić sobie tylko na delikatny, spłoszony uśmiech.

niedziela, 13 lipca 2008

Milusio

12 kwiecień

Matka zawsze przesadnie troszczy się o swoje pierwsze dziecko nie będąc jeszcze do końca przygotowaną na to, co może się stać, ale co to miało wspólnego z pierwszym chłopakiem, nie miałem pojęcia. Niestety takie skojarzenie nasuwało mi się jako pierwsze, kiedy Syriusz tłumaczył się przede mną z tego, że przez ostatnie dni nie odstępował mnie na krok. Wszystko było dobrze póki nie poznałem jego brata, teraz miałem na głowie jednoosobową armię, która wiecznie czujna każdego przechodzącego ucznia mierzyła uważnym spojrzeniem. Zapewne wyglądałem równie głupio jak się czułem idąc korytarzami z zazdrosnym psem, w postaci Blacka, łypiącym na wszystkich z rządzą mordu wypisaną na twarzy.
- Jeśli planujesz siedzieć ze mną w bibliotece, to ostrzegam, że masz zakaz odzywania się chociażby słowem. Masz udawać, że cię tam nie ma, zrozumiałeś? – odwróciłem głowę patrząc na jeszcze bardziej niezadowolonego nastolatka. W rzeczywistości chciałem tylko odpocząć od Syriusza i zebrać myśli. W końcu od tak zazdrosnego chłopaka trzeba było odizolować się na kilka chwil by móc z nim wytrzymać.
- Ale kiedy ty nadal nie rozumiesz. – przetarłem twarz wiedząc, że zaraz zacznie się kolejny wykład kruczowłosego – Kto będzie cię chronił jak nie ja? Jesteś bystry, seksowny, miły, masz dobre oceny, śliczną buzię. Nie dostrzegasz tak jak ja, tych oczu, które patrzą na ciebie z pożądaniem, gdziekolwiek się pojawisz. Gdybym to ja był takim słodkim, mięciutkim i ciepłym misiem, jak ty, a ty byłbyś mną, to też troszczyłbyś się o swoje kochanie tak samo jak ja teraz...
- Gdybym był tobą z pewnością nie zainteresowałbym się kimś takim jak ja. – zauważyłem. W końcu nie było we mnie nic, co mogłoby interesować innych, a jednak Black ciągle wymyślał jakieś dziwne zalety bycia ze mną, czy też takie, które miały charakteryzować mnie.
- Nie prawda. – przykleił się wieszając na mnie od tyłu – Wtedy dopiero zauważyłbyś, jaki skarb mi się trafił. Więc wracając do tematu. Wiesz przecież, że nie wszystko jest takie, jakim się wydaje. Popatrz na Pottera... Nie to zły przykład. U niego od razu widać, że jest durny... – tu musiałem się z nim zgodzić. Przed oczyma stanęła mi sytuacja sprzed kilkunastu minut, kiedy to wychodząc z Pokoju Wspólnego zostawialiśmy okularnika z Peterem, którego uczył baletu, by blondynek mógł nabrać gracji.
- Znowu chodzi ci o brata, tak? – westchnąłem. Miałem dosyć tego, że wszystko ciągle sprowadzane było do Regulusa.
- Tak, ale zrozum wreszcie. To wilk w owczej skórze! – wspomnienie wilków, jakoś źle mi się kojarzyło – Jestem jego bratem i znam go lepiej niż ty. Lubię go, ale nie chcę żebyś się z nim nijak zadawał. – przesunąłem dłonią po włosach i stanąłem w miejscu odwracając się do Blacka.
- Jeśli boisz się, że zamienię cię na młodszego i słodszego z Blacków to się myślisz. Obiecuję, że nie będę szukał Regulusa, ale jeśli sam się nawinie to nie mogę zapewnić, że go zignoruję, dobrze? – pocałowałem go w policzek z męczeńską miną.
- No dobrze. Ale obiecaj, że będziesz na siebie uważał i w razie czego poprosisz mnie o pomoc nic nie ukrywając. – czasami już sam nie wiedziałem, czy chłopak był tak dziwny, czy tylko udawał. Skinąłem mu głową i znowu musnąłem w policzek. Póki się nie rozmyślił postanowiłem jak najszybciej zniknąć mu z oczu w bibliotece. I tak odprowadził mnie niemal pod same drzwi.
- Czekam w Pokoju Wspólnym! – poinformował głośno jeszcze zanim wszedłem do pomieszczenia, gdzie mogłem spokojnie odetchnąć. Cisza, jaka tam panowała była zbawienna po długich monologach Syriusza. Ogarniała mnie błogość na samą myśl o tym, że mogę odprężyć się właśnie pośród tysięcy woluminów.
Skoro Syriusz zaczął temat wilków to już rozglądając się spokojnie po pomieszczeniu po raz pierwszy dostrzegłem tego, o którym wcześniej była mowa. Siedział wsparty na ręce nad małą górą książek i wyglądał na podłamanego. Marszczył czoło z płaczliwą miną i wydawał się poddawać cokolwiek robił. Może byłem nadopiekuńczy, ale nie mogłem zostawić tak młodszego brata mojego chłopaka. Nawet, jeśli Syriusz miałby mnie za to później karcić to przecież nie robiłem nic złego. Postanowiłem na początek tylko sprawdzić, co robi chłopiec.
Cicho podszedłem bliżej niego zaglądając mu przez ramię do notatek. Siedział nad zadaniem z eliksirów. Pamiętałem, że i nam rok wcześniej przypadło takie samo. Spędziłem wtedy nad nim całe dwa dni szukając odpowiednich rozdziałów w książkach, z czego sprawiło mi to niesamowitą radość. Walczyłem ze sobą nie wiedząc, czy powinienem się narzucać czy nie. W końcu postanowiłem sprawdzić jak mu idzie i w razie, czego zaproponować pomoc. Chyba brakowało mi kogoś, kim mógłbym się zajmować, a skoro Syri nie potrafił obdarzyć brata wystarczającą uwagą, to ja mogłem chyba zająć się tym za niego.
- Hej – zacząłem najprościej jak tylko się dało. Chłopak podskoczył na stołku i popatrzył na mnie już spokojniej – Następnym razem nie będę się skradał. – uśmiechnąłem się teraz jawnie patrząc mu do książek. – Uczysz się? Mogę pomóc, jeśli masz z czymś problemy.
- Serio? – błysk zainteresowania w jego zielonych ślepkach był cudowny. Od dawna nie widziałem czegoś tak pięknego. Zazwyczaj, kiedy proponowałem pomoc kolegom zarzucali mnie swoimi pergaminami bym odwalił za nich od razu cała robotę.
- Jasne, że tak – pochyliłem się nad nim i przeczytałem sobie tekst polecenia, by mieć pewność, że wiem, co robić – Eliksiry zmniejszania drugiego stopnia niwelujące działanie preparatów zwiększających stopnia trzeciego? – aż za dobrze pamiętałem moje kłopoty z tym tematem – To po prostu eliksir cofania przypadkowego wzrostu. Musi być mniejszego stopnia, bo w przeciwnym razie zamiast przywrócić coś do poprzedniego stanu będziemy mieć noworodka, lub ziarenko. – do moich nozdrzy doszedł przyjemny zapach. Syriusz używał tego samego szamponu. Kilka motylich skrzydełek uderzyło o moje wnętrzności. Przez te kilka chwil zacząłem się zastanawiać, jakie byłoby dziecko moje i kruczowłosego, gdybyśmy w ogóle mogli je mieć. Regulus nie przypominał mi tak bardzo Blacka, ale nie miałem także pewności, czy jakikolwiek bobas mógłby się do niego upodobnić. Spojrzałem lekko tępo w dół na chłopaka, który podniósł głowę. Uderzył nosem o mój i wydawał się czerwony, kiedy patrzył na mnie z takiego bliska. Uśmiechnąłem się głupio, kiedy jego jasne oczy zaczynały mnie razić. To uświadomiło mi, o jakich głupotach myślę. Zrobiłem krok do tyłu i zacząłem przetrząsać kieszenie szaty. Najlepiej wiedziałem, co wspomaga naukę, niestety teraz musiałem znaleźć cokolwiek słodkiego. Udało mi się w końcu trafić na jakąś owocową gumę mordoklejkę i dumny ze znaleziska dałem ją Regulusowi.
- Niestety nie mam nic więcej, bo jestem na diecie, ale zawsze to coś. Zjedz i bierzemy się do nauki. – byłem w swoim żywiole, za to on wydawał się czymś zaskoczony.
- Na diecie? – obejrzał mnie z góry na dół, kiedy siadałem na krześle obok niego by nie musieć się nad nim ciągle pochylać. – Przecież nie musisz. – przynajmniej on tak myślał.
- Ostatnio twój brat stwierdził, że mam palce jak serdelki – bąknąłem patrząc na swoje ręce. Ślizgon zaczął się śmiać i naciągnął swoje policzki.
- Mi zawsze powtarza, że mam twarz jak pączek.
- Nie masz! – nigdy nie zgodziłbym się z tym określeniem Syriego.
- No właśnie – Regulus uśmiechnął się pewny siebie. Popatrzyłem na swoje palce. Wydawały mi się trochę tłuściutkie, ale może właśnie, dlatego, że Black mówił o nich jako o serdelkach. Musiałem chyba przemyśleć moją dietę jeszcze raz skoro chłopak tak stawiał sprawy. Podniosłem raźniej głowę i podsunąłem mu pergamin wraz z odpowiednią książką.
- Jeśli chcesz mogę tłumaczyć ci niektóre rzeczy i w ogóle udzielać korepetycji, jeśli jest coś czego nie rozumiesz. – młody Black znowu wydawał się bardzo zainteresowany propozycją. Nareszcie trafił mi się ktoś, kto chciał się uczyć, a nie tak jak Syriusz myślał o czymś zupełnie innym, nijak nie związanym z tematyką moich bezowocnych prób dogadania się z nim. Był słodki w tej swojej niechęci do nauki, ale miło było czasami mieć kogoś, kto chętniej podchodził do czegoś takiego. Jakby nie patrzeć byłem uzależniony od książek i jako takiej edukacji w Hogwarcie, więc musiałem pogodzić wszystkie swoje zamiłowania.

 

  

piątek, 11 lipca 2008

Braciszek

6 kwiecień

Słońce po kilkudniowych opadach znowu rozbłysło intensywnie i ciepło, a wszystko odżywało po burzach i intensywnym wietrze. Podobnie musiało być ze mną, biorąc pod uwagę dosyć długi czas lenistwa. Odpocząłem od wzmożonej nauki, a teraz potrzebowałem chwili dla siebie, na złapanie oddechu i nadrobienie zaległości w bibliotece. Nie podobało mi się, że regulamin jasno określał ilość książek, jakie jedna osoba może wypożyczyć na jeden raz. Siedem egzemplarzy stanowiło tylko jedną śnieżynkę na wiecznie skutych lodem szczytach, które w koło ubrane były w puszysty, czysty śnieg. Przyjaciele naprawdę okazywali się w takich chwilach niezastąpieni.
Syriusz niósł siedem najcięższych woluminów, z pewnością chcąc uchodzić za dominującego osobnika w naszym małym stadzie, mnie przypadło w udziale siedem najlżejszych, jako że kruczowłosy nie zgodził się na nic innego. Pozostawali jeszcze tylko Potter i Sheva, którzy mieli mieszankę najróżniejszych książek w maksymalnej liczbie, jaką mogłem zabrać ze sobą na ich karty biblioteczne. Uwielbiałem ich za pomoc, jakiej mi udzielali. W prawdzie zostali zmuszeni przez Blacka, który na widok mojej smutnej miny i dylematów, zaciągnął ich siłą przed bibliotekarkę z tytułami, które chciałem wziąć.
- Przez półtora roku nie przeczytałem tylu książek! – okularnik wywiesił język ciągnąc się na samym końcu naszego pochodu. Wyglądał tak żałośnie, że aż słodko. – Ja! Rozumiecie? Ja, leser zawodowy! Ten, który gdyby nie musiał nawet nie zapisywałby się do biblioteki, teraz obładowany wraca do Domu. To uwłacza mojej godności...!
- Zaraz będziesz miał dodatkowo wybite wszystkie mleczaki, jeśli jeszcze raz zaprotestujesz! – Syriusz dbał o mnie i czułem się lekko winny tego, jak go wykorzystałem. Oddany niczym pies zrobiłby dla mnie wszystko, a tym bardziej, kiedy postanowiłem go wypościć. – Remi... Remiątko moje. Kochanie... Po co ci tyle tego? Wiem, że chciałeś wziąć kilka książeczek, ale żeby tyle?! Kiedy ty chcesz to wszystko przeczytać? – miałem ochotę rzucić się na niego i wycałować.
- Wieczorami. – rzuciłem obojętnie, ale przyszło mi to z trudem, jak zawsze.
- Co?! A ja? Nie chcesz mnie chyba zaniedbać?! Ja... Ja... Co ja? – chłopak popatrzył na chłopaków za sobą szukając pomysłu.
- Przestaniesz mi podjadać czekoladki? – cichy, niepewny głos Petera, który jako jedno wielkie pasmo nieszczęść nie został zamieszany w moją żądzę bibliofila, nie pasował niemal do sytuacji.
- Oszalałeś?! Czekaj... Wróć... Tak! Remi, ja zrobię sobie głodówkę, jeśli ty zostawisz mnie dla tych książek! – przewróciłem oczyma, jednak mina Blacka była całkowicie poważna i chyba nie planował się poddawać. Zignorowałem go.
Przechodziliśmy przez korytarz, gdzie zawsze wszyscy uczniowie rozchodzili się do swoich Domów. Było to jedyne miejsce, które łączyło wszystkich uczniów. Jedni znikali na schodach prowadzących w dół, inni wspinali się do góry, a niedobitki, w tym Gryfoni, wchodzili w głąb korytarza. Teraz było tam zupełnie pusto, nie licząc jednego chłopca, który podniósł się spod ściany. Nie kojarzyłem go w ogóle, a nawet widząc zielono-srebrny krawat nie potrafiłem odnaleźć w pamięci tego pierwszaka. Chłopak powoli zbliżył się do nas i wyminął mnie. Usłyszałem tylko spokojne:
- Tata pyta, co u ciebie – i wtedy stanąłem odwracając się gwałtownie do tyłu. Mały stał przed Syriuszem i pewnie zadzierał głowę do góry by móc patrzeć na twarz chłopaka. Nie bardzo wiedziałem, co się dzieje i o co chodzi.
- Tata? – James był w tej chwili bardziej dociekliwy. Mały skinął głową, zaś Syriusz bąknął tylko:
- To mój brat. – nawet gdyby chciał powiedzieć coś więcej, nie miałby okazji. Głośne, ‘CO?!’ i dźwięk, jaki wydało 21 ksiąg upadających na ziemię zagłuszyło wszystko. Patrzyłem to na kruczowłosego, to na Ślizgona z uchylonymi ustami. Wszyscy wiedzieliśmy, że Black ma brata, ale nigdy nie wspominał o jego wieku. Podobnie teraz żyliśmy w niewiedzy przez ponad pół roku nie mając pojęcia, że najmłodsze z Blacków uczy się już w Hogwarcie. Dopiero teraz dostrzegałem jakieś minimalne podobieństwo między nimi, jednak było naprawdę maleńkie. Młodszy był o wiele niższy niż Syriusz w jego wieku, jego włosy były krótsze niż brata, jednak równie ciemne. Tym, co różniło ich najbardziej były oczy. Śliczne, ciemnozielone i o wiele większe od Syriuszowych. Już na samym początku widać, że Syri był lepiej zbudowany niż jego drobniejszy braciszek.
- Mama zabroniła o tobie mówić i żadna sowa z domu nie przyleci do ciebie, więc mam się dowiedzieć jak się czujesz i jak idzie ci nauka.
- Dzięki. Napisz mu, że jest nieźle i nie narzekam. – mimo zainteresowania kruczowłosy nie wydawał się zachwycony tym, że ktokolwiek w domu pamięta o jego istnieniu. Widać było, że planował spławić małego, chociaż nie zdążył.
- Mógłbyś być dla niego milszy – ruszyłem się z miejsca podchodząc do pierwszaka z uśmiechem – I dlaczego, ja nawet nie wiedziałem, że jest w Hogwarcie? – młodszy Black był przesłodki i nigdy nie dałbym mu tych jedenastu lat.
- Zapomniało mi się, a teraz... – znowu niewiele zdziałał.

- Zapomniało ci się? Jak można zapomnieć o bracie? Sam dobrze wiesz jak ciężko jest na pierwszym roku. Jestem Remus Lupin, przyjaciel Syriusza – podałem rękę małemu. Zaczerwienił się zabawnie.
- Re... gulus... – szepnął nieśmiało. Starszy Black złapał go za głowę i zaczął pocierać kostkami dłoni o włosy chłopca.
- Czego się rumienisz, ciołku?! – warknął, zaś Regulus starał się usilnie wyrwać. – Teraz wiesz, dlaczego nikt o tobie nie wie? Zbierasz bambusowe kijki i podlewasz kwiatki w domu. Jesteś mały i w dodatku nieśmiały, ale nie przeszkadza ci to reagować na moich znajomych, tak?
- Zostaw go! – pociągnąłem chłopaka za rękę, a ten sprawnie puścił braciszka obejmując mnie.
- Znajdź sobie swój słoiczek! Ten miód jest mój, zrozumiane?! – zupełnie nie rozumiałem zazdrości chłopaka o mnie, tym bardziej tak bezpodstawnej. Sam często peszyłem się przy obcych, a ten nie miał żadnej litości dla swojej słodszej wersji. Regulus kiwnął głową szybko i uciekł z całą pewnością wystraszony mało ciepłym przyjęciem brata. Może nie była to moja sprawa, ale nie planowałem pozwolić przyjacielowi w taki sposób traktować tego Ślizgona. Black chyba to zauważył. Przykleił się mocniej kładąc głowę na moim ramieniu.
- Na co dzień jestem dla niego miły. Zapomniałem o nim, bo jest mi z tobą tak dobrze, że nic więcej mi nie potrzeba, ale denerwuje mnie, kiedy on zaczyna się przy tobie czerwienić.
- Przecież to tylko jeden raz...
- Mimo wszystko! Obiecuję, że będę milszy następnym razem, ale on musi przestać robić do ciebie maślane oczy! – puknąłem go pięścią w czoło. Był czasami tak głupiutki, jak trzylatek i nie potrafiłem się na niego gniewać zbyt długo. Wysunąłem się jakoś z jego objęć i pozbierałem upuszczone tomiki. Koledzy, którzy nie mieszali się zupełnie do naszych rozmów na tamten temat zrobili to samo, chociaż chyba nadal nie wierzyli w pokrewieństwo między Syriuszem, a tym słodkim Ślizgonem. Nawet Black zabrał ułożone woluminy i posłusznie, chociaż nadal czujnie, szedł niesamowicie blisko mnie. Czułem się jak na krótkim, chociaż cienkim łańcuchu. Plusem głodnego pieszczot Syriusza była słodycz, za to minusem nadmierna zazdrość o każdą, nawet przypadkową, osobę. Czasami potrafił być naprawdę okropny, ale zazwyczaj nie można było zarzucić mu nic poza lenistwem.
- Nigdy nawet nie wspomniałeś, że będzie się tu uczył, ani że jest w Slytherinie – podjąłem na kilka chwil przed dotarciem do portretu – Skoro z tobą chodzę, to chyba mogę wiedzieć takie szczegóły?
- Tak, wiem, przepraszam. Następnym razem będę mówił ci o wszystkim i zapisze sobie na ręce żebym przypadkiem nie zapomniał. Całe moje kuzynostwo tutaj chyba cię nie interesuje? Musiałbym wymienić większą część Ślizgonów, a jakoś nie planuję chwalić się powiązaniami z nimi.
- Jeśli nie masz więcej rodzeństwa to nie musisz nawiązywać do rodziny. – mruknąłem smętnie, za co otarł się o mój policzek swoim.
- Regulus jest jedyny. Zapewniam – przynajmniej on był ucieszony, kiedy nie chciałem męczyć go więcej o rodzinę, chociaż ja sam nie mogłem pogodzić się z faktem, że miniaturowy Syri jest tak słodziutki.

 

  

środa, 9 lipca 2008

Dance!

4 kwiecień

Jak na chłodny dzień, gdzie chmury przysłaniały słońce cienką warstwą białych obłoczków, większość uczniów była bardzo entuzjastyczna. Młodsi biegali i krzyczeli do siebie na odległość przepychając się między starszymi kolegami, którzy znowu uciszali ich sprawnie. Szkoła tętniła życiem, czemu sprzyjała właśnie wiosna. Budzące się do nowego życia kwiaty, zwierzęta, jeż, który rano wtargnął do Wielkiej Sali i zajęcia, chociaż tutaj zawsze znalazło się kilkanaście wyjątków. Na całkowite rozpoczęcie dnia trafiła nam się transmutacja, zaraz po eliksirach. Nauczyciele mając dużo pracy przy zbliżających się egzaminach, zamieniali się godzinami zajęć, by opracować materiał nie tracąc cennych godzin lekcyjnych. Jakimś cudem wcale mi to nie przeszkadzało. Miło było do codziennej rutyny dorzucić trochę zróżnicowania w podziale godzin. O trzech niezadowolonych z tego Gryfonach nikt nie musiał nawet wspominać. Na drugim roku każdy wiedział, że wszelakie jęki mogą należeć wyłącznie do Blacka, Pottera i Pettigrew. Nie wiem, w jaki sposób mogli aż tak przeżywać kolejną w tym tygodniu transmutacje, jednak jeszcze niedawno mówili, iż dadzą radę i pokażą McGonagall na ile ich stać. Wychodziło im to mizernie, ale zawsze było to lepsze od ucieczek z wybranych przedmiotów.

Zardi kopała w ścianę wystukując jakiś rytm mrucząc coś pod nosem, co zwróciło uwagę większości grupy i Puchonów, z którymi mieliśmy zajęcia. Wyglądała niesamowicie zabawnie. Marszczyła brwi, syczała i zachowywała się tak jakby cały świat nie istniał. Tylko ona, ściana i trampek. Nie tylko mnie bawiło jej zachowanie. Nawet Wielka Jęcząca Trójka uciszyła się na chwilę i zaczęła się jej przyglądać. Chyba tylko Agnes miała już serdecznie dosyć wyczynów kuzynki. Przewracała oczyma załamana powtarzając w kółko, że wcale nie jest z nią spokrewniona i, że to tylko jedno takie dziwne dziecko w rodzinie. Dziewczyny, które miały prawdopodobnie zamiar podrywać chłopaków z czystej nudy, teraz wściekały się, ponieważ, co fajniejsze mięso, jak nas nazywały, było zajęte obserwowaniem krótkowłosej.
Zupełnie niespodziewanie serca większej połowy zainteresowanych, w tym naturalnie moje, podskoczyły do gardeł. Nawet Agnes złapała się za serce, kiedy ucieszona Zardi z wielkim uśmiechem i niezwykłym krzykiem oświadczyła:

- Już wiem!- i zaczęła nucić, a zaraz potem śpiewać jakiś wpadający w ucho kawałek Nie słyszałem go nigdy wcześniej, ale zaczynał mi się podobać. Znając upodobania dziewczyny musiał być jednym singli jakiegoś męskiego zespołu, jako że młoda czarownica przejawiała dziwną niechęć do kobiet, za wyjątkiem przyjaciółek.
Najpierw zaczęła ruszać ramionami, a zaraz później lekko głową i biodrami. Na twarzach wszystkich, bez wyjątku pojawiły się uśmiechy. Nawet przechodzący obok uczniowie zatrzymywali się na kilka chwil. Kiedy tylko dziewczyna śmielej zaczęła śpiewać, a jej kuzynka rozpoznała kawałek, obie w duecie urządziły nam koncert. Równie niespodziewanie krzyczała, tak teraz Zardi zaczęła tańczyć w rytm piosenki, która pamiętała, nawet nie mając muzyki. Ciemnowłosej spodobało się to i idąc za jej przykładem powtarzała jej kroki jako echo. Widać było, że rozumiały się bez zbędnych słów, ponieważ wychodziło im to całkiem sprawnie. Jeden ze starszych Puchonów, który właśnie rozmawiał z bratem uśmiechnął się pod nosem. Jak cień stanął pół roku za Agnes i ruszał się tak samo jak ona. O dziwo Ślizgon, właśnie zmierzający na zajęcia w towarzystwie koleżanki dołączył się jako czwarty. Jego znajoma niemal prychnęła, widząc, z kim spoufala się chłopak. Momentalnie na korytarzu zrobiło się sporo miejsca. Zardi prowadziła, a trójka innych w tempie powtarzała kroki. Jak na improwizacje zahaczali o profesjonalizm. Dwaj chłopcy, od razu można było zauważyć, że taniec mieli we krwi. Wysoki Ślizgon, o kasztanowych włosach, delikatnie opadających na szyję, poważnym spojrzeniem czekoladowych oczu badał ruchy dziewczyny, by móc je skopiować. Drugi z nich, był niższy i stanowczo inny. Może i kolor pasemek opadających na ciemne oczy był bardziej intensywnie kakaowy, jednak wielkie tęczówki odróżniały go od Ślizgona. Pełne ciepła i wyrozumienia cieszyły się każdym gestem, jaki wykonywał tańcząc. Całość była niesamowita. Przypominała mi stare wideoklipy oglądane kiedyś z ojcem w telewizji. Teraz wiedziałem, kto tworzyłby choreografię na moich koncertach z chłopakami.
- Co tu się znowu dzieje? – McGonagall pojawiła się w dosyć nieodpowiednim momencie. Cała czwórka przysunęła się do ścian, jednak krótkowłosa nadal śpiewała i ruszała się w specyficzny sposób, zaś trójka innych szła za jej przykładem. Kobieta przewróciła oczyma, zapewne nawet nie wiedząc, co powiedzieć. Otworzyła drzwi klasy i to zakończyło wcześniejsze wygłupy. Zardi pomachała chłopakom, którzy pomogli jej zapewnić jakąś rozrywkę czekającym uczniom, a ci uśmiechnęli się i pognali na swoje zajęcia.
Syriusz ścisnął moja dłoń i puścił ją by nikt przypadkiem niczego nie zauważył. Niemal zapomniałem, o tym, jak dziwnie spędziłem te kilkanaście minut przerwy przed zajęciami. Po tamtej chwili relaksu teraz mogłem z powodzeniem oddać się nauce i płynącej z tego przyjemności. Widać było, że nauczycielka chciała jak najszybciej skończyć omawiać temat. Nie owijając, kiedy tylko każdy siedział jak należy zaczęła rozrysowywać na tablicy skomplikowane wzory i tłumaczyć każdy z nich. Odpłynąłem wsłuchany w to, co mówiła, rysowała i tłumaczyła dosadnie. Nie chciałem by umknęła mi nawet odrobina tej wiedzy. W końcu zawsze mogła się przydać, a obecność Syriusza za plecami wcale nic nie ułatwiała. Szybko rzuciłem okiem na grupę. Znajomi już się nudzili i szukali sposobu by jakoś się rozerwać. Nie rozumiałem ich, więc wróciłem do notowania i obserwowania wzorów, które powoli zaczynały robić się jeszcze bardziej zagmatwane.
Nie wiem ile minęło zanim zostałem dźgnięty w plecy przez Blacka. Niechętnie i z opóźnieniem odwróciłem się do niego. Widać było, że zdaje sobie sprawę z mojego niezadowolenia. Podał mi jakąś karteczkę złożoną w małego żurawia i wzruszył ramionami. Marszcząc czoło wziąłem ją od chłopaka i rozłożyłem na ławce. Nie było to pismo kruczowłosego. Syri pisał bardziej pochyło i staranniej. Z trudem rozczytałem się, równocześnie słuchając uwag nauczycielki. Karteczka nie wnosiła nic, a wiadomość „Przekaż dalej, niech się świat nie nudzi” chyba naprawdę miała być tylko jakąś rozrywką. Westchnąłem i podałem karteczkę Andrew. Znowu oddałem się chłonięciu wiedzy, jaką mogłem zdobywać, chociaż tym razem świadom, że niemal każdy szuka sposobu na przetrwanie transmutacji. Już wcześniej zauważyłem, iż z całego roku tylko niektórzy, w tym ja, zwracają szczególną uwagę na wszystkie przedmioty i osiągają wysokie wyniki. Cała reszta była zadowolona utrzymując się na granicy zaliczenia. Potter jak najbardziej starał się ile mógł, by później móc chwalić się Kinnowi ze swoich osiągnięć i proponować korepetycje, niestety jego umiejętność skupienia się była ograniczona do pierwszych siedmiu minut. Później odlatywał w marzeniach.
Tym razem to Sheva uderzył mnie lekko w ramię i podał mi tego samego żurawia. Rozwinąłem go i przeczytałem dodatkową informację, którą zapisała ostatnia z osób, którym przypadło otrzymanie notatki, „Kiedyś i tak musimy zasnąć”. Złożyłem kartkę tak jak uprzednio i dmuchnąłem w skrzydełka papierowego ptaka, który pofrunął do Syriusza. Nie minęło pięć minut, kiedy McGonagall odwróciła się gwałtownie i różdżką wycelowała w tył sali. Mały płomień poszybował przez nią, a kiedy szybko odwróciłem głowę widziałem, jak ptaszek płonie opadając na podłogę. Potter zerwał się na równe nogi, kiedy tylko żurawik został zestrzelony. Patrzył płaczliwie na nauczycielkę i wyjąkał pociągając nosem:
- Ja będę już grzeczny i będę uważał i nigdy więcej nie będę przekazywał żadnych informacji na lekcjach, ale niech pani nie zabija więcej tych papierowych ptaszków! – Większość z trudem powstrzymywała śmiech, zaś kącik ust Pottera drżał minimalnie powstrzymywany przed wysokim uniesieniem się. Zaszklone oczy chłopaka zza okularów wyglądały na jeszcze większe.
- Potter... – McGonagall miała podłamany głos i nawet nie mogła nadać mu ostrego brzmienia – Jest jeden powód, dla którego nie powiem o tym twoim rodzicom. Ja muszę znosić cię tylko przez siedem lat, a oni całe życie. – rzuciła szczerze – Biedni ludzie. – wróciła do swoich zapisów, kiedy to okularnik usiadł zastanawiając się nad znaczeniem jej słów. Widać było, że jak dotąd nic do niego nie dotarło.
- Aha! Już wiem, o co chodziło! – jego dumny głos i odkrywczy krzyk sprawiły, że kobieta zachwiała się, jednak wróciła szybko do zajęć.